niedziela, 4 lipca 2010

„Wilkołak” (2010) – gniot roku!

Lawrence Talbot po usłyszeniu, że jego brat zginął wraca do rodzinnej posiadłości, w której mieszka teraz jego ojciec. Wkrótce potem Lawrence zostaje ugryziony przez wilkołaka i od tego czasu jest przeklęty dla świata. Zrzucić zły urok pomaga mu jego ukochana.

Wielkie gówno! I właściwie na tym krótkim stwierdzeniu mogłabym zakończyć swoją recenzję. Ale pokuszę się o dokładne opisanie debilności tego pseudo horroru. Minusów jest całe mnóstwo, ale znalazłam także jeden plus, a mianowicie piękne zdjęcia naszpikowane wspaniałymi widoczkami. I to tyle, jeśli idzie o zalety. A teraz wady:

- właściwie całość tej produkcji została zbudowana na efektach specjalnych, dodam jeszcze, że bardzo kiepskich

- nastroju grozy w sumie w ogóle nie ma

- wątek miłosny (skojarzenia z niesławnym „Zmierzchem” jak najbardziej na miejscu). Boże, jakie to oryginalne – wilkołak zakochany w człowieku… strasznie się wzruszyłam:)

- zakończenie ckliwe, jak przystało na solidny melodramat:)

- aktorstwo (za wyjątkiem Hopkinsa) tragiczne – główny bohater wszystkie uczucia obrazuje jedną miną (i znowu „Zmierzch”)

- wygląd wilkołaka to już jest jakaś kompletna farsa – potwór przywiódł mi na myśl przerośniętą małpę

- film jest stanowczo za długi. Sceny, w których nic ciekawego się nie dzieje (a jest ich mnóstwo) zostały niemiłosiernie przeciągnięte, a akcja trwa dosłownie parę minut. Tak więc wszystko to sprawia, że jedyne, co oferuje nam ta produkcja to nuda, znużenie i senność (ja naprawdę walczyłam ze sobą, aby nie zasnąć i jakoś wytrwać do końca – znakomity lek usypiający)

„Wilkołak” jest następnym przykładem na to, że horrory, które robią dużo szumu tak naprawdę niczego ciekawego nam nie oferują. Wiedziałam, że tak będzie z tym filmem, dlatego tak późno zdecydowałam się go obejrzeć – odkładałam to jak najdłużej. Jest całe mnóstwo horrorów o wilkołakach, ale ten jest zdecydowanie najgorszy. I tak, ze „Zmierzchem” ta produkcja ma sporo wspólnego – a wielbiciele tego obrazu niech sobie mówią, co chcą. Ja te podobieństwa widziałam, aż za dobrze. A co gorsze, mam przeczucie, że teraz całe mnóstwo filmów grozy będzie szło w tym kierunku, dając nam lepsze lub gorsze przeróbki „Zmierzchu” – aż się płakać chce…

Osobiście odradzam ten film każdemu wielbicielowi horrorów, a jeśli chodzi o fanów filmów fantasy to jest on jak najbardziej przeznaczony właśnie dla nich. Niech nikt nie sugeruje się szumną reklamą, czy pięknymi plakatami, bo na tym można się nieźle przejechać...

7 komentarzy:

  1. Fanka Filmów Grozy04 lipca, 2010 20:40

    Z tą recenzją zgadzam się z tobą w 100 procentach ! Gorszego debilizmu nie widziałam. Ten film to takie wielkie gówno, że jego wielkości nie da się określić. Dzisiejsze horrory, w ogóle są badziewne. Nie dorównują filmom grozy z lat 90-tych i 80-tych. Wtedy to kręcono najlepsze horroru, jakie oglądałam, min. "Laleczka Chucky" oraz "Koszmar z ulicy wiązów". Ogólnie film "wilkołak" mogę zaliczyć do mojej listy najgorszych horrorów, na której znajdują się też takie gnioty jak, np. "Klątwa" oraz "Rec" które otrzymują ocenę 0/10 ; |

    OdpowiedzUsuń
  2. "Klątwy" i "Rec" też nienawidzę, mimo tego, że w tym pierwszym gra moja ulubiona aktorka (jeśli oczywiście chodzi Ci o wersję amerykańską). Tak "Wilkołak" jest do bani i masz rację najlepsze lata dla filmowego horroru to lata 80-90-te. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. ''Wilkołak'' to kompletnie nieudany remake. Nie rozumiem, dlaczego ktoś porywa się na nakręcenie kultowego horroru, obdzierając go bezczelnie z jego klimatyczności i mistyczności.
    Wczoraj podczas seansu się o tym dosadnie przekonałam. Jakiś czas temu miałam okazję obejrzeć oryginał z 1941 roku i powiem, że tam bardziej wiało grozą niż w produkcji Johnston'a. Przykro mi, ale to dno totalne...

    OdpowiedzUsuń
  4. I po raz kolejny kompletnie nie zgadzam się z Buffy. Po pierwsze - jakie podobieństwa do "Zmierzchu"? "Wilkołak" jest remakiem filmu z lat 40. Tamten opowiadał już o miłości człowieka - wilka do ponętnej Evelyn Ankers. Gdybyś jednak obejrzała największe klasyki studia Universal, z łatwością byś dostrzegła, że filmy te przede wszystkim oparte są na micie pięknej i bestii. I tak właśnie jest również z najnowszym "Wilkołakiem". A co do efektów specjalnych, to te są jak najbardziej wyczesane. Świadczy o tym przede wszystkim fakt, że do charakteryzacji zatrudniono Ricka Bakera - ikonę! Gość charakteryzował bestie w takich klasykach jak "Wilk", "Amerykański wilkołak w Londynie", "Skowyt" czy "Przeklęta", że już o innych perełkach nie wspomnę. A nazwiska aktorów mówią same za siebie. Kawał krwawego, klimatycznego kina.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem, że ten film jest remakiem klasyka i co więcej oglądałam sporo filmów ze studia Uniersal, ale ten jest kompletną klapą. Nie sprawdza się, ani jako remake, ani horror. Pisząc, że jest podobny do "Zmierzchu" miałam na myśli to, że ta pozycja utrzymana jest w jego konwencji, bo chyba mi nie powiesz, że zachowuje ducha oryginału? Skoro lubisz efekty specjalne w horrorze to spoko - ja nienawidzę. A co do aktorstwa to co z tego, że to znane twarze skoro spłycili oni swoje role i kompletnie ich nie czuli, przez co mieliśmy drewniane aktorstwo i drewniane postacie. Acha, i ten film jest krwawy???? W którym momencie? Bo chyba oglądaliśmy inne filmy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Film mi również się nie podobał. Tak jak zaznaczyłaś dużo szumu o nic. Po seansie byłam przerażona, ale nie filmem, tylko tym, że szanowany przeze mnie aktor, A.Hopkins, zgodził zagrać się w czymś takim....

    OdpowiedzUsuń
  7. Ech, a już myślałam, że spotkam się z pozytywną opinią;). A tak na serio, to najbardziej przeraziła mnie charakteryzacja, która no co tu dużo mówić do zbyt dobrych nie należy. No i te przeciągnięte motywy aż bolą...
    Chyba mam pecha do horrorów (chociaż nie jestem pewna, czy to 'dziełko' można w ogóle tak nazwać).

    OdpowiedzUsuń