sobota, 25 września 2010

„Odkupienie” (1999)

Miastem wstrząsa seria okrutnych morderstw. Sprawę prowadzi inspektor Prudhomme, który szybko odkrywa, że morderca zabija po to, aby kraść każdej z ofiar jedną z kończyn, które potrzebne mu są do zrekonstruowania ciała Chrystusa. Celem mordercy jest skompletowanie całego wizerunku ukrzyżowanego Jezusa przed Wielkanocą. Czasu jest coraz mniej, a wciąż nie wiadomo, kto stoi za tymi makabrycznymi czynami. Prudhomme robi wszystko, żeby powstrzymać szaleńca zanim skończy swoje dzieło, ale zabójca także ma na niego oko.

Nie do wiary, ale przegapiłam ten film. Gdyby nie moja koleżanka, która mi go poleciła zapewne nigdy nie obejrzałabym tak wspaniałego dzieła. Tym bardziej jest jednym z najlepszych thrillerów, jakie oglądałam, ponieważ opowiada o seryjnym mordercy, a taka tematyka w całości mi odpowiada. Akcja nieustannie gna do przodu, ani na chwilę nie zwalnia. Obsada może bez rewelacji (za wyjątkiem Christophera Lamberta), ale tragicznie też nie było. Co ciekawe ciała ofiar są dość dokładnie pokazywane, co rzadko zdarza się w tego typu produkcjach. Tożsamość mordercy może i nie jest znana przez większą część filmu, ale nie trudno jest się domyślić, kto zabija. Oczywiście reżyser wykorzystuje przeróżne fortele, aby zmylić widza, jednak osoby obeznane z takim kinem raczej nie powinni dać się zwieść i szybko rozpracować winnego. Wiele osób porównuje ten film do sławnego „Siedem” Davida Finchera i pewnie mają oni trochę racji, gdyż oba te thrillery opowiadają o seryjnym mordercy działającym na tle religijnym, oba mają podobną stylistykę oraz przedstawienie akcji. Ale „Odkupienie” ma o wiele gorsze zakończenie. Szczerze to najgorsze, jakie tylko reżyser mógł wybrać. I niestety, zepsuł mi tym trochę smak po całym seansie. Jednakże nie zgadzam się, co do opinii niektórych widzów, że ten film jest marną kopią „Siedem”. Owszem, dostrzegam wiele podobieństw, ale różnic też jest sporo, więc nie powinno się czepiać szczegółów i w każdym najdrobniejszym elemencie zestawiać go z takim legendarnym dziełem jak „Siedem”, bo wiadomo, że nie ma najmniejszych szans na wygranie tej potyczki. Mimo wszystko pomysł na film bardzo przypadł mi do gustu, a i realizacja była więcej niż poprawna. Szczerze mówiąc to za wyjątkiem beznadziejnego zakończenia nie dostrzegam w tej produkcji żadnych wad.

Polecam każdemu, kto podobnie jak ja, jakimś cudem przegapił tę pozycję, ponieważ naprawdę warto. Mogę z czystym sumieniem zagwarantować pierwszorzędne wrażenia i ani sekundy nudy.

4 komentarze:

  1. Dobry film. Typowy thriller kryminalny z wątkami grozy. Jak najbardziej godny uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  2. No dokładnie. A ja głupia dopiero niedawno o nim usłyszałam. Nie wiem, jak to się mogło stać, że go wcześniej przegapiłam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę sobie powtózyć ten film - oglądałam dość dawno i bardzo mi się podobał, ale zapomniałam o nim. Chętnie obejrzę go jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odśwież go sobie, ponieważ moim zdaniem jest to jeden z najlepszych filmów, traktujących o seryjnym mordercy, więc warto go pamiętać. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń