piątek, 7 stycznia 2011

"Miasteczko Salem" (1979)

Ben Mears po latach wraca do swojego rodzinnego miasteczka Jerusalem, aby napisać książkę o Domu Marstenów, które stojąc na wzgórzu jest jakby mrocznym pomnikiem miasteczka - tym bardziej, że posiada zbrodniczą historię. Chcąc wynająć niesławny dom Ben dowiaduje się, że już został sprzedany dwóm mężczyzną spoza miasta. Wkrótce w miasteczku zaczynają dziać się dziwne rzeczy - ludzie umierają, żeby w nocy powstać z martwych. Ben wraz z kilkoma mieszkańcami miasteczka postanawia położyć temu kres.

Pierwsza ekranizacja głośnej powieści Stephena Kinga w reżyserii Toba Hoopera, nakręcona dla telewizji. W 2004 roku także dla telewizji nakręcono remake tego filmu pod tym samym tytułem, w formie miniserialu. Nowa wersja bardziej przypadła mi do gustu. Nie wiem, ale jakoś atmosfera lepiej mi leżała, no i akcję poprowadzono w o wiele bardziej interesujący sposób. Ale to wcale nie oznacza, że oryginał jest kiepski. Wręcz przeciwnie - on także ma w sobie pewne walory, które czynią go przyzwoitą produkcją grozy. Jeśli porównywać go do książkowego pierwowzoru to całkiem wiernie go odzwierciedla - jest parę zmian fabularnych, ale na pewno nie szkodzą one tak filmowi, jak i powieści.

Nastrój filmu znakomicie oddaje klimat filmów schyłku lat 70-tych. Zresztą nic dziwnego, że jest on najmocniejszą stroną tej pozycji - wystarczy chociażby spojrzeć na nazwisko reżysera, który w swoich czasach był niekwestionowanym mistrzem tego gatunku. Muzyka, za którą odpowiedzialny był Harry Sukman także zrobiła swoje dokładając następną cegiełkę do mrocznej atmosfery filmu. Jednakże na minus trzeba zaliczyć rozwiązania napięcia. Najpierw widzieliśmy wampira, powoli podchodzącego do swojej ofiary (pełne napięcia klimatyczne sceny), a gdy już miał zatopić swoje kły w jej karku następowało zaciemnienie i przeskok akcji. Rozumiem, że taki zabieg pozostawiał spore pole do popisu dla wyobraźni widza, ale jakoś mnie to nie przekonało - może straszyło kiedyś, kiedy to widownia bała się bardziej tego, czego nie było widać, ale w tych czasach niestety nie zdaje to egzaminu.

Wygląd wampirów całkowicie mnie przekonał. Za ich charakteryzację należą się wielkie brawa. Twórcom udało się oddać postacie krwiopijców w nader przekonujący sposób, nie popadając przy okazji w kiczowatość - które to zjawisko było dosyć częste w czasach, kiedy kręcono ten film. Myślę, że obraz wampirów ukazany w tej produkcji niejednego widza prześladował we snach za czasów jego młodości:) Jednakże te słowa nie tyczą się głównego krwiopijcy Barlowa - tutaj mamy przykład pierwszorzędnego kiczu i niejakiej przesady w wyglądzie tego osobnika. Nie wiem, jak inni, ale gdy ja na niego patrzyłam to zwyczajnie chciało mi się śmiać. Twórcy trochę przedobrzyli chcąc przestarszyć widza jego "demonicznym" wyglądem, ponieważ przez ten zabieg uzyskali efekt wręcz odwrotny do zamierzonego.

"Miasteczko Salem" posiada kilka zapadających w pamięć scen, a ja kojarzę go głównie z Ralphim i Danny'm Glickami. Najpierw jest scena, kiedy Ralphie pojawia się za oknem pokoju brata, spowity we mgle, przerażająco ucharakteryzowany. I wciąż skrobie i skrobie w szybę... brrr, to naprawdę może przestraszyć niejednego widza. I potem powtórka z oknem w scenie z Danny'm i Markiem. Myślę, że właśnie owe momenty rozgrywające się za szybą są kwintesencją tego filmu, niejakim znakiem rozpoznawczym tej produkcji.

Moim zdaniem ten obraz jest niezaprzeczalną pozycją obowiązkową dla każdego fana gatunku. I choć trwa bite trzy godziny to myślę, że nikt nie powinien być znudzony podczas seansu. Oczywiście, mamy tutaj sporo wlokących się niemiłosiernie ujęć, ale w moim odczuciu liczne smaczki oferowane widzowi w trakcie pojawiania się wampirów całkowicie rekompensują widzowi te okresy nudy. Ten film po prostu trzeba zobaczyć, podobnie jak remake.

8 komentarzy:

  1. Tak się składa, że właśnie niedawno skończyłam czytać "Miasteczko Salem" i obejrzałam film :) Muszę przyznać, że - choć powieści Kinga są trudne do przeniesienia na duży ekran - to tutaj reżyser całkiem nieźle sobie z tym poradził. Zgadzam się z Tobą, że to obowiązkowa pozycja dla fanów horrorów. Przedstawieni tu krwiopijcy są zbliżeni bardziej do swych pierwowzorów z "Draculi" Brama Stokera i rzeczywiście momentami budzą prawdziwą grozę. Książka jak zwykle lepsza niż film, ale produkcja zrobiona w całkiem przyzwoitym stylu. Jeśli chodzi o wampiry, to polecam jak najbardziej! pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz powiem coś strasznego!
    Nie widziałam tego filmu. Wiem, że to klasyka i już wiele osób mówiło, że film jest bardzo dobry, jednak nie mogę się za to zabrać. Wierze jednak, że nastanie taki dzień w którym w końcu się przełamie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cat, masz rację ten film jest niesamowity, ale polecam Ci także remake z 2004 roku, bo choć fani się go czepiają to jest to całkiem wierna ekranizacja ksiązki i na pewno zawiera o wiele mniej nudnych momentów.
    Gosia, nic straconego! Jestem pewna, że w końcu sięgniesz po ten film, a jeszcze bardziej jestem pewna tego, że nie pożałujesz:) Ale najpierw przeczytaj książkę, bo naprawdę warto.

    Pozdrawiam dziewczyny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Buffy, remake też widziałam :) Bardzo fajny, zwłaszcza Ben Mears (Rob Lowe) i dr Cody (Robert Mammone) - prawdziwe ciacha jak na horror ;) pozdrowienia dla was!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć Kiteq, tak to jeden z lepszych starych horrorków. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż oryginału z '79 nie oglądałam, ale wersja z 2004 roku mnie po prostu przeraziła. Fakt, że książki Kinga są trudne do przeniesienia na ekran filmowy ale samo Miasteczko Salem z 2004 to kompletna porażka. Zaraz wyjaśnię dlaczego. Po pierwsze zmieniona została przeszłość Bena związana z Domem Marstenów, nie pokazane zostało jak zostaje złożone w ofierze ciało Ralphiego Glick'a (co było bardzo ważnym elementem w książce) poza tym w oczy rzuca się zmiana postaci. Np. Floyd Tibbis pracownik banku w książce jest zwykłym śmieciarzem w filmie. Sam wygląd Strakera przypomina radosnego świętego Mikołaja niż bezwzględnego potwora. Co zaś się tyczy mojej ulubionej postaci z książki, Marka Petriego, w remake'u został całkowicie zmieniony jego charakter jak oraz nie zostało pokazane jak uwalnia się z więzów, którymi tak wspaniale poradził sobie w książce. ;))

    Cóż mnie, ten remake nie powala zaś zobaczę czy oryginał z 1979 mnie zadowoli w jakimś stopniu.;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć:) Oryginał też ma pewne zmiany względem książki (zresztą jak każda ekranizacja Kinga), ale chyba wierniej trzyma się powieści niż miniserial, więc powinien Ci się spodobać.

    OdpowiedzUsuń