poniedziałek, 21 lutego 2011

"Dzieci kukurydzy 4: Zgromadzenie" (1996)

W małym miasteczku dochodzi do dziwnych zdarzeń. Wszystkie dzieci nagle zaczynają gorączkować, a dorośli ginąć w tajemniczych okolicznościach. Grace Rhodes, która niedawno powróciła do swojego rodzinnego miasteczka postanawia rozwiązać zagadkę tajemniczych zachowań dzieci.

Część czwarta popularnej serii nie cieszy się już takim uznaniem wśród fanów filmów grozy, jak jej poprzedniczki. Powodem takiego stanu rzeczy jest zapewne znaczne zmodyfikowanie fabuły - reżyser wprowadził kilka sporych zmian w znaną nam już historię, spojrzał na dziecięcy kult z zupełnie innej perspektywy, a jak wiadomo zmiany nie każdemu się podobają. Ja rzecz jasna, jak zwykle jestem inna i pierwsza podpisuję się pod twierdzeniem, że czwórka przebija dwójkę i trójkę na głowę. Do oryginału jeszcze sporo jej brakuje, ale to nie zmienia faktu, że film bardzo przypadł mi do gustu przede wszystkim dzięki oryginalności i niejakiemu powiewowi świeżości fabularnej, ale jest też coś jeszcze...

W przypadku filmów spod znaku "Dzieci kukurydzy" nie sposób pominąć tak ważnego aspektu jak klimat. Ta produkcja jest filmem, który atmosferę wznosi wręcz na wyżyny. Reżyser obrał całkiem ciekawy sposób przestraszenia widza - najpierw stopniowanie atmosfery, którego centralnym punktem jest subtelna muzyka, potem kulminacja w postaci ukazania okaleczonego dzieciaka i... rozładowanie napięcia w postaci skoku akcji w bardziej spokojne rejony. Ten schemat przewija się przez cały czas trwania filmu i muszę przyznać, że zdaje egzamin, gdyż nie raz zdarzyło mi się podskoczyć w fotelu. Jedyne, czego tej produkcji zabrakło to kicz. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę się dopominać o taki element filmowy, ale w przypadku tej serii wolałabym, żeby jednak był obecny - w końcu właśnie kicz jest jej osobliwą wizytówką. Scen mordów, jak głosi niepisana zasada sequeli, jest jeszcze więcej niż w poprzednich częściach i są jeszcze bardziej pomysłowe. Krwi także mamy tutaj dosyć sporo, ale nie ona jest najważniejsza. Reżyser nie epatuje scenami przemocy, choć niewątpliwie przyciąga nimi uwagę widza - dla niego najważniejszy jest klimat duszącej grozy, co widać na pierwszy rzut oka i co niewątpliwie stanowi najmocniejszą stronę tej produkcji.

Fakt, że Naomi Watts zagrała w tym filmie pewnie nikomu nie umknął, więc nie wiem, czy jest w ogóle sens o tym wspominać:) Jednakże przyznam się, że jej obecność tutaj znacznie zawyżyła poziom całej produkcji. Choć jeszcze bardzo młodziutka, Naomi pokazał klasę i kolejny raz udowodniła, że powinna na serio rozważyć występowanie w większej liczbie horrorów, gdyż ten gatunek filmowy leży jej jak żaden inny.

Podsumowując powiem tylko, że doskonale zdaję sobie sprawę, że wielbiciele kina grozy nie przepadają za tą odsłoną serii i wiem doskonale, że jak zwykle jestem inna, ale mimo to zaryzykuję szczere polecenie tego filmu, każdemu kto go jeszcze nie widział. Nie zawsze zmiana fabularna wychodzi fatalnie, a ten film jest dobitnym potwierdzeniem tego, że czasem powiew świeżości jest wręcz potrzebny, aby uniknąć zwykłej monotonii.

3 komentarze:

  1. Kurcze, czwórki nie widziałam. Muszę sobie skompletować całą serię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. фимпус благодарю за совет, в жизни должно пригодиться.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czwórkę to wyróżnia spośród pozostałych, że nie mamy tu tajemniczości przez duże "T" jako kukurydzianego boga. Zamiast tego pojawia się jakieś dziecko w pseudo-sombrero. Gorączka jako wstęp do uwierzenia w Tego, Który Chodzi Poza Rzedami to poroniony pomysł. Na dodatek w drugiej połowie okazuje się, że tak naprawdę chodzi o coś zupełnie innego - stara kobiecina wyjaśnia głównej bohaterce, iż jacy kaznodzieje z pewnego miasteczka utrzymywali pewnego chłopca ciągle w tym samym wieku i sprawiali, że miał posłuch. Pożałowania godna jest też przedostatnia scena, w której główna bohaterka lata ze strzelbą i zabija dzieciaki. I jeszcze ta kwestia "Mam nadzieję, że ty też umiesz pływać". A ostatnia scena kojarzy się z "Wioską przekltych" Carpentera (filmem o rok wcześniejszym.

    OdpowiedzUsuń