wtorek, 19 kwietnia 2011

"Bunkier" (2001)


Czworo nastolatków zamyka się w bunkrze, aby uniknąć szkolnej wycieczki. Wkrótce zarówno nauczyciele, jak i rodzice odkrywają, że młodzież zaginęła. Po jakimś czasie z bunkra wychodzi tylko Liz, która w dodatku nie chce współpracować z policją i wyjaśnić im co stało się z jej przyjaciółmi.

Głośna adaptacja książki Guya Burta w reżyserii Nicka Hamma. Miałam okazję przeczytać powieść i muszę przyznać, że jest to jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy film przebił literacki oryginał. "Bunkier" jest przerażającym thrillerem psychologicznym o obsesji, która prowadzi do tragedii. Dziwny jest fakt, że w gruncie rzeczy ten film mówiący o nastolatkach nie jest kolejną odmóżdżającą pozycją dla małolatów tylko solidnym żeby nie rzec ambitnym dreszczowcem.

Fabuła filmu opiera się na dwóch wersjach wydarzeń rozegranych w "Bunkrze" w formie retrospekcji. Jak domyślamy się już na początku jedna z historii jest nieprawdziwa. Dodam tylko, że widz stosunkowo szybko domyśli się, kto kłamie w przeciwieństwie do policjantów, którzy prowadzą tę sprawę. Nie twierdzę, że jest to mankament tej produkcji, bo moim zdaniem akurat ten film nie ma żadnych minusów - moim zdaniem pomysł z dwiema historiami niejako przeplatającymi się zdaje egzamin i gwarantuję, że jest w stanie maksymalnie zainteresować widza. Z całą pewnością najmocniejszym akcentem jest tutaj klimat filmu, którego budowanie wspomogło miejsce kręcenia większości scen - opuszczony, zaniedbany stary bunkier zamknięty na cztery spusty. Klaustrofobiczne odczucia gwarantowane. Atmosferę buduje również zjawiskowa muzyka - nie owijając w bawełnę muszę stwierdzić, że kocham ten soundtrack.

"Żyłam tylko dla niego. Czułam, że serce przestaje mi bić, dusza we mnie zamiera. Tak bardzo chciałam z nim być, że omal nie skoczyłam..."
W drugiej połowie filmu jesteśmy świadkami strasznych scen mających miejsce w bunkrze. Obserwujemy naszych bohaterów umierających z głodu i pragnienia. Ale równocześnie patrzymy na mrożącą krew w żyłach obsesję miłosną, która jest czynnikiem odpowiedzialnym za męki bohaterów filmu. Widzimy osobę, która bez zmrużenia oka gotowa jest poświęcić wszystko i wszystkich w imię chorej miłości. Kiedy patrzymy na całą historię od takiej strony to w gruncie rzeczy dochodzimy do prostego wniosku, że to samo mogło przydarzyć się i na nam - tym bardziej, że reżyser ani na chwilę na rezygnuje z atmosfery realizmu sytuacyjnego. Przy okazji twórcy postarali się również o właściwe przedstawienie postaci. W gruncie rzeczy w thrillerach psychologicznych często centralnym punktem są właśnie bohaterowie - tak jest i tutaj. Główna bohaterka, Liz Dunn kreowana przez znienawidzoną przeze mnie Thorę Birch w tym filmie ku mojemu zaskoczeniu nie irytowała mnie, aż w takim stopniu jak w innych produkcjach z jej udziałem. Poza tym mamy młodą jeszcze wtedy i mało znaną zjawiskową Keirę Knightley, która pokazuje nam jak powinna wyglądać i zachowywać się pusta, wredna blondyna oraz jej chłopaka zagranego przez Laurenca Foxa, który początkowo myśli tylko o jednym - jak to facet. Nie można, oczywiście, zapomnieć o obiekcie westchnień wszystkich dziewczyn w okolicy - Mike'u Steelu, którego kreuje nie kto inny jak Desmond Harrington. Od strony aktorskiej nie można tej produkcji zarzucić absolutnie niczego - o ile od jakiejkolwiek strony można jej cokolwiek zarzucić. Poza tym bohaterowie, którzy na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie całkowicie przewidywalnych i schematycznych z czasem zaskakują nas, udowadniają, że tutaj nie wszystko jest takie, na jakie wygląda.

Zakończenie, choć intrygujące niestety pozostawiło u mnie pewien niedosyt - w końcu wybierając taki finał twórcy, albo zrobili z tamtejszej policji kompletnych idiotów, albo zaserwowali nam poważne niedociągnięcie fabularne. Mam nadzieję, że chodziło o tę pierwszą opcję, gdyż "Bunkier" należy do moich ulubionych thrillerów, więc wolałabym myśleć, że jednak jest idealny:) W tym gatunku filmowym niezwykle rzadko zdarzają się tak przemyślane, interesujące i wciągające od początku do końca historie, więc nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek wielbiciel takiego kina nie zobaczył tej produkcji. Równie intrygującej i dającej do myślenia opowieści o obsesji miłosnej chyba nie ma i obawiam się, że już nie będzie. Reżyser zrobił film absolutnie mistrzowski, pozostający na długo w pamięci widza oraz taki, do którego często chętnie wraca się ponownie - ja widziałam go już 9 razy i planuję kolejne seanse:)

8 komentarzy:

  1. widziałam film tylko raz i to tak dawno temu, że już nawet nie pamiętam co tam się działo. wobec tego chyba nie zrobił na mnie aż tak wielkiego wrażenia.

    Pozdrawiam :*
    http://filmy-wedlug-agniechy.blogspot.com
    http://sztukater.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już nie wiem ile razy go oglądałam, ale jestem przekonana, że te 9 razy to na pewno.
    Pamiętam dzień w którym oglądałam go pierwszy raz i od tamtej pory nie przepuszczam okazji by oglądać go po raz kolejny i kolejny.
    Rewelacyjny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę obejrzeć - gdyby nie Twoja recka, to prawdopodobnie długo bym jeszcze nie wiedział o tym filmie. Oczywiście recenzja bardzo fajna, poza drobnym szczegółem, który mi się nie spodobał:

    ..."myśli tylko o jednym - jak to facet."...

    OdpowiedzUsuń
  4. Agniecha, obejrzyj jeszcze raz - może się do niego przekonasz:)
    Gosia, to mnie pokonałaś, jeśli chodzi o ilość seansów:)Cieszę się, że Tobie też ten film się podoba, staram się go polecać każdemu, kto go jeszcze nie widział.
    LA4 obejrzyj koniecznie! "Bunkier" to naprawdę solidna pozycja. A co do zdania, o czym myślą głównie faceci to był oczywiście żart - bez żadnych feministycznych podtekstów:) Ale jeśli chodzi o zdanie naukowców to by się zgadzało:
    http://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/zwiazki/faceci-jednak-mysla-o-jednym_34364.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Super recenzja:) Mi jakoś ten film umknął, sama nie wiem dlaczego, więc zamierzam się za niego zabrać, jak tylko będzie okazja ku temu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Pamiętam, że kiedyś oglądałem Bunkier i nie spodziewałem się ,że ta dziewczyna okaże się morderczynią. Może dzięki Twojemu wpisowi ponownie obejrzę ten film :)

    Życzę Ci wesołych Świąt i gratuluję ciekawego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja nie pamiętam już co myślałam, jak pierwszy raz widziałam ten film, bo byłam jeszcze dzieciakiem i pamięć tak daleko mi nie sięga:)
    Dzięki za miłe słowa i również życzę Ci Wesołych Świąt:)

    OdpowiedzUsuń
  8. widziałam i bardzo mi się podobał, choć aż tak bardzo przerażający nie był :) ostatnio dowiedziałam się, że powstał na podstawie książki! :) jako mol książkowy zabieram się za jej namierzanie :)

    OdpowiedzUsuń