sobota, 31 marca 2012

„The Awakening” (2011)

Florence Cathcart to wykształcona, niewierząca w zjawiska nadprzyrodzone kobieta zajmująca się demaskowaniem oszustw tak zwanych spirytualistów. Kiedy dostaje zlecenie rozwiązania zagadki śmierci chłopca w murach wielkiej szkoły, położonej na odludziu, niezwłocznie udaje się na miejsce. Choć zarówno uczniowie, jak i opiekunowie placówki są przekonani, że za tragedię odpowiada duch, snujący się wewnątrz szkoły, którego wiele osób widziało na własne oczy, Florence podejrzewa, że to zwykła mistyfikacja. Rozpoczynając pracę nad ową zagadkową sprawą, kobieta nie wie jeszcze, że jej niewiara w życie pozagrobowe zostanie mocno zachwiana.
Angielski ghost story nieznanego w światku horroru Nicka Murphy’ego. Akcja rozgrywa się na początku XX wieku, co w zestawieniu z innymi elementami tej produkcji dobitnie świadczy o gotyckiej wymowie filmu, a powszechnie wiadomo, że Anglicy w tego rodzaju grozie nie mają sobie równych. „The Awakening” z pewnością ten fakt poświadczy. Początkowo fabuła nie przedstawia sobą absolutnie niczego oryginalnego – w końcu temat ateisty, który wierzy tylko w udowodnione naukowo tezy w ghost story był już nie raz wałkowany. „The Awakening” swoją wymową nawiązuje również do takich popularnych obrazów, jak „Sierociniec”, Inni”, czy „Szósty zmysł”, a klimatem bez wątpienia przypomina niedawno wyświetlany w polskich kinach remake „Kobiety w czerni”, co nie jest niczym dziwnym, zważywszy na fakt, że obie te produkcje są klasycznymi przykładami filmu gotyckiego. Jednakże, w moim odczuciu w starciu ze wspomnianą „Kobietą w czerni” horror Murphy’ego wygrywa na wszystkich frontach i nie tylko dlatego, że nie jest uwspółcześnioną wersją znanego klasyka.
Na szczególną uwagę zasługuje sceneria, w której rozgrywa się właściwa akcja filmu. Angielskie pustkowie, skąpane we mgle, na którym stoi wizualnie posępna szkoła dla chłopców, w której uczniowie traktowani są w iście bezwzględny sposób, co na początku XX wieku nie było niczym nadzwyczajnym, aczkolwiek współczesnego widza, obdarzonego choćby minimalną dawką empatii, może zaszokować. Progi owego przygnębiającego domostwa przekracza wykształcona, sceptyczna kobieta, która ukrywa przed światem osobiste rozterki. Oczywiście, już sam fakt poznania uczonej kobiety, co w tamtych czasach było rzadkością, pozwala Florence bez problemu zaskarbić sobie sympatię zarówno uczniów, jak i ich nauczycieli. Przebywając w zimnych murach szkoły dla chłopców, początkowo pewna swoich przekonań Florence bez zbytniego problemu odkrywa mistyfikację, która tak wielu przekonała w istnienie duchów. Jednak po wyjeździe uczniów, kobietę ogarniają złe przeczucia, które każą jej ponownie zająć się dziwną zagadką, która jak można się tego łatwo domyślić diametralnie zmieni przekonania naszej bohaterki – kolejny oklepany w horrorze motyw bohatera dynamicznego, sceptyka, który na skutek paranormalnych przeżyć zaczyna wierzyć w życie pozagrobowe. A mimo to, postać Florence Cathcart mocno mnie zaintrygowała – chyba przede wszystkim dzięki przekonującej grze Rebecci Hall, która swoim surowym podejściem do tematu znakomicie wpasowała się w gotycki klimat filmu.
Klimat angielskich ghost story charakteryzuje się swoistą surowością, którą widz wyczuwa nie tylko dzięki elementom wizualnym, ale również dźwiękowym. Skrzypnięcia, szelesty, tajemnicze szepty – to integralne odgłosy każdego horroru gotyckiego. Jednak twórcy tego rodzaju filmów nie zawsze potrafią wyczuć moment, w którym należy je umiejscowić, aby wzbudzić niepokój u odbiorcy. Częściej stawiają na efekciarstwo i dynamiczną akcję, aniżeli dokładność w prezentowaniu przerażających elementów, co można osiągnąć przede wszystkim dzięki powolnej narracji, która współczesnego widza, przyzwyczajonego do hollywoodzkiego stylu może mocno znużyć, aczkolwiek na pewno doceni ją entuzjasta horrorów nastrojowych. „The Awakening” celuje przede wszystkim w gusta tej drugiej grupy odbiorców i chwała mu za to. Intrygująca tajemnica, której początkowo niejasne części układanki pieczołowicie porozrzucane w trakcie opowiadanej historii, wręcz nakazują widzowi wzmożony wysiłek umysłowy, celem rozwiązania intrygującej tajemnicy, dającej odpowiedź na pytanie, czy mamy do czynienia z duchem, czy raczej zwykłą mistyfikacją. Ową zagadkową atmosferę potęguje nie tylko sceneria i ścieżka dźwiękowa, ale również nieliczne efekty wizualne, które przez wzgląd na swoją minimalną liczebność dobitnie udowadniają nam, że twórców nie interesują tanie chwyty, w postaci ciągłego wyskakiwania przerażających upiorów w najmniej spodziewanym momencie. Nie, takich smaczków jest tutaj, jak na lekarstwo – Murphy niepokoi nas klimatem swojego obrazu, co muszę przyznać całkiem nieźle mu wychodzi. Oczywiście, będziemy mieli okazję kilka razy ujrzeć oblicze naszego ducha (rzecz jasna, wygenerowanego komputerowo), aczkolwiek nie on jest tutaj najważniejszy, stanowi jedynie dodatkowy bodziec, mający na chwilę przyprawić odbiorcę o szybsze bicie serca. Zaniepokoi nas atmosfera filmu, a nie duch przewijający się gdzieś w tle.
Kontrowersyjne zakończenie, niejasne dla wielu widzów, pozostawia furtkę na kilka interpretacji, co rzecz jasna również należy odnotować na plus filmu – tym bardziej, że naprawdę nie sposób domyślić się wcześniej, jak wygląda rozwiązanie tej intrygującej tajemnicy, a finał na pewno wbije głębiej w fotel niejedną osobę, nawet tę przyzwyczajoną do zaskakujących zakończeń.
Podobał wam się remake „Kobiety w czerni”? Jesteście wielbicielami klasycznej gotyckiej grozy w angielskim wydaniu? Jeśli tak, to „The Awakening” jest filmem właśnie dla was. Pozbawiony taniego efekciarstwa i dynamicznej realizacji na pewno rozczaruje entuzjastów hollywoodzkiego kina, więc odradzam seans tej grupie odbiorców, ponieważ jego powolna narracja, nastawiona na sugestywny klimat grozy z pewnością jedynie ich znuży.

7 komentarzy:

  1. Myślę, że z pewnością obejrzę „The Awakening”, gdyż uwielbiam nastrojowe filmy z elementami ghost story. Z pewnością dlatego, że czasami w moim domu sama przeżywam momenty ghost story ...

    A trzynastego w piątek w naszym kinie puszczają maraton grozy i m.in. będzie "Kobieta w czerni" więc obejrzę na pewno, gdyż bardzo zaciekawiła mnie Twoja recenzja.

    Pozdrawiam,
    Justyna

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też lubię takie klimatyczne filmy, jeszcze nawet "Kobiety w czerni" nie oglądałam, więc to dobre pomysły na najbliższe wieczory.

    OdpowiedzUsuń
  3. To na pewno film dla mnie, bo lubię gotyckie klimaty, więc niezwłocznie zabieram się za szukanie :-) Pzdr

    OdpowiedzUsuń
  4. To wydaje się strasznie intrygujące... Fajne te twoje recenzje...
    Zapraszam do mnie, po mniej straszne filmy: http://wkinieinafotelu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Szepty to jeden z moich ulubionych filmów

    OdpowiedzUsuń
  6. "Szepty" to marne popłuczyny po "Nawiedzonym" z 1995r. i "Innych" z 2001r.
    Po pierwsze, fabuła jest już mega oklepana, tak jak wspomniane w recenzji. Jednakże, gdyby ten film miał jakiś fajny scenariusz, to mimo tego zwałkowanego juz motywu przewdodniego, mogłby być dobry. Niestety, scenariusz jest tu kiepski, brak tu jakiś oryginalnych, ciekawych i zapadających w pamięć scen. Przez to, że tempo filmu jest baaaardzo powolne i scenariusz jest marny, film dłuży się i nuży. Hmmm... gdyby się za to wziął jakis lepszy reżyser, to może film byłby lepszy.

    Jarek KG

    OdpowiedzUsuń
  7. Wczoraj oglądaliśmy i bardzo nam się podobał. Faktycznie nie idzie się domyślić zakończenia, które mnie jakoś tak pozostawiło z uczuciem smutku.

    OdpowiedzUsuń