poniedziałek, 9 lipca 2012

„Kula” (1998)

Amerykanie odnajdują na dnie Pacyfiku tajemniczy statek, który najprawdopodobniej spoczywa tam od 300 lat. Grupa uczonych i wojskowych schodzi na dno, celem zbadania dziwnego obiektu. Na miejscu odkrywają, że w statku znajduje się nieznana ludzkości, wielka kula. Podejrzewając, że jest ona dziełem istot pozaziemskich starają się odkryć jej właściwości. Gdy tracą łączność z powierzchnią kula powoli zaczyna objawiać przed nimi swą morderczą moc.
Ekranizacja powieści Michaela Crichtona. Autor jest specjalistą od tzw. technothrillerów, gdzie nadrzędną rolę odgrywa rozwój nauki i techniki, który nieodmiennie stwarza śmiertelne zagrożenie dla protagonistów. Duża popularność książek Crichtona sprawiła, że doczekały się one kilku głośnych ekranizacji, z których najbardziej znane to „Park Jurajski” i „Kongo”. Styl Michaela Crichtona ma to do siebie, że filmowcom wierne przeniesienie jego prozy na ekran nie nastręcz zbyt wiele kłopotów. Jednak, choć warsztat pisarski autora nie odznacza się jakąś szczególną górnolotnością – stawia on raczej na liczne dialogi i szybką akcję – nie można odmówić mu znakomitych, oryginalnych pomysłów, które choć ewidentnie obracają się w sferze science fiction są do tego stopnia prawdopodobne, ze niejeden czytelnik, podczas obcowania z literaturą Crichtona, jest przekonany, iż w niedalekiej przyszłości ten koszmarny scenariusz na pewno się ziści.
„Kula” jest kolejną bardzo wierną ekranizacją jednego z najbardziej znanych technothrillerów Michaela Crichtona. Zrealizowany na wysokim poziomie film Barry’ego Levinsona, z hollywoodzką obsadą (Dustin Hoffman, Sharon Stone, Samuel L. Jackson, Liev Schreiber) i jak przystało na solidny obraz science fiction widowiskowymi efektami komputerowymi. Konstrukcja fabularna tego rodzaju obrazów charakteryzuje się kilkoma punktami wspólnymi - mamy uczonych bądź wojskowych, którzy w odosobnieniu od reszty społeczeństwa zostają skonfrontowani z pozaziemską, nieznaną rasie ludzkiej technologią. Ich początkowa fascynacja czymś niespotykanym szybko przeobraża się w paraliżujące przerażenie, przed jej ogromną mocą, która bynajmniej nie manifestuje się w celach pokojowych. W obrazie Levinsona bezpośrednim zagrożeniem dla protagonistów jest wielka, złocista, pozaziemska kula, spoczywająca na statku kosmicznym, zbudowanym przez ludzi z przyszłości, która generuje niezwykłe morskie stworzenia, atakujące bazę chwilowo zamieszkiwaną przez amerykańskich uczonych i wojskowych i która znacząco wpływa na ciemną stronę ich osobowości. Pośrednikiem pomiędzy kulą a naszymi bohaterami jest tajemniczy Jerry, porozumiewający się z nimi za pomocą komputera. Nasz antagonista, abstrahując od tego, kim w rzeczywistości się okaże, jest niezwykle intrygującą osobowością. Pozornie zdziecinniały, w istocie niezwykle przebiegły; zapatrzony w siebie i nieliczący się z ludzkimi uczuciami; folgujący własnym zachciankom; prowadzący wyrachowane gierki z naszymi protagonistami, którzy są bezradni w konfrontacji z jego ogromną mocą. Mocą stwarzania siłą woli odrażających istot morskich. Z chwilą pojawienia się Jerry’ego akcja diametralnie przyśpiesza – pojawia się coraz więcej złośliwych stworzeń, atakujących bohaterów, którzy podejmują bezowocne próby ratowania życia.  A Jerry, rzecz jasna, doskonale się bawi. Tajemnicza kula momentalnie schodzi na plan dalszy, z początkowej fascynacji jej obecnością pozostaje jedynie mgliste wspomnienie.
Twórcy przede wszystkim zadbali o klaustrofobiczny klimat filmu – ciasna baza, pośrodku niczego, bez możliwości ewakuacji – oraz realizm sytuacyjny (na ile to oczywiście możliwe w kinie science fiction), ze szczególnym wskazaniem na reakcje ludzi na ekstremalne warunki, w jakich się znaleźli. Równocześnie postać psychologa, Normana Goodmana oraz odkrycie prawdziwej tożsamości Jerry’ego, a co za tym idzie kolejnej przerażającej zdolności kuli, wzbogaca fabułę w wątki psychologiczne. Wydarzenia znowu zmieniają bieg – widowiskową akcję zastępują gierki psychologiczne pomiędzy poszczególnymi, pozostałymi jeszcze przy życiu bohaterami filmu. Taka różnorodność (akcja, psychologia) ma szansę zaskarbić sobie sympatię dużej grupy odbiorców. Mnie szczególnie urzekły, niestety dość nieliczne momenty wizualizacji największego zagrożenia – niezwykle realistyczne morskie stwory, atakujące protagonistów, którzy z różnych powodów opuszczają „bezpieczną i przytulną” bazę, aby troszkę powałęsać się po oceanicznych odmętach:) Na minus należy zapisać dość mętne wyjaśnienie obecności w oceanie tajemniczego statku oraz kuli, która w nim spoczywa oraz ich właściwego pochodzenia. Choć dla czytelników książki Crichtona wszystko będzie doskonale zrozumiałe, obawiam się, że odbiorcy niezaznajomieni z pierwowzorem literackim mogą troszkę się pogubić. Na koniec warto wspomnieć o trywialnym, choć doskonale trafnym przesłaniu, wypowiedzianym w finale przez Normana, które znakomicie podsumowuje rzeczywistą naturę ludzkości.
Myślę, że wielbiciele kina science fiction powinni być zadowoleni z seansu „Kuli”. Natomiast dla pasjonatów twórczości Michaela Crichtona jest to pozycja wręcz obowiązkowa, stanowiąca przyjemny dopełniacz literackiego pierwowzoru. Jeśli ktoś poszukuje oryginalnej fabuły, zrealizowanej z właściwym dla Hollywoodu rozmachem niech prędko sięgnie po tę produkcję – nie powinien żałować tych dwóch godzin, poświęconych na projekcję tego obrazu.

2 komentarze:

  1. Są takie filmy do których wracamy wielokrotnie. Kula jest taką właśnie produkcją, i przyznam że sam nie mam pojęcia czemu do obrazu wracam ilekroć go przylukam na rozkładzie jazdy telewizora. Po prostu ma to coś, ten cholerny klimat, te szczegóły dzięki którym smakujesz film, po których odróżnisz solidną produkcję wysokobudżetową od dzieła wybitnego.

    Najlepsza scena? Wysypujące się z szafek egzemplarze Moby Dicka :) 10/10

    Nawet nie wiedziałem że to ekranizacja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogę się podpisać pod wcześniejszą wypowiedzią @Kuzzido - b. fajnie zrealizowany, świetne aktorstwo i klimat sci-fi. Spokojnie można pooglądać nie jeden raz.

    OdpowiedzUsuń