poniedziałek, 6 sierpnia 2012

R.J. Ellory „Śmiertelnie proste rozwiązanie”

W Waszyngtonie grasuje seryjny zabójca, którego media nazywają Wstążkowym Mordercą. Jego sprawę prowadzi detektyw Robert Miller, który szybko odkrywa, że stanął przed najtrudniejszym zadaniem w całej swojej karierze zawodowej. Im bardziej zapoznaje się ze sprawą Wstążkowego Mordercy, tym bardziej nic nie rozumie. Ofiary zdaje się łączyć jedynie fakt, że ich nazwiska nie figurują w żadnej bazie danych, ich personalia wydają się być całkowicie fikcyjne. W wyniku żmudnego śledztwa Miller trafia na trop niejakiego Johna Robeya, który zdaje się wiedzieć o wiele więcej o brutalnym seryjnym zabójcy od niego, ale z sobie tylko znanych powodów postanawia wciągnąć Millera w swego rodzaju grę, aby ten sam znalazł odpowiedzi na swoje pytania. Kim jest John Robey? Wstążkowym Mordercą, czy niewinną ofiarą zakrojonego na szeroką skalę, nieprawdopodobnego spisku?
„Wśród organizacji z całego świata Kościół katolicki jest najbogatszą, a CIA najpotężniejszą. Wciąż nie zapadł jeszcze werdykt, która jest bardziej skorumpowana.”
Jak dotąd w Polsce wydano jedynie dwie książki angielskiego pisarza R.J. Ellory’a. Jego proza, co dla mnie jest wprost niewiarygodne, nie jest zbytnio znana w naszym kraju, ani tym bardziej szeroko komentowana. Być może „Śmiertelnie proste rozwiązanie” nie trafiło w gusta innych, lubujących się w thrillerach policyjnych, czytelników. Być może tylko ja znalazłam tutaj pewnego rodzaju głębię, która sprawiła, że oto zamiast najzwyklejszego kryminału, którego się spodziewałam, dostałam coś bardziej wartościowego, ale na równi pasjonującego. Sięgając po powieść Ellory’a byłam przekonana, że będę miała do czynienia z prostym, surowym, wręcz lakonicznym stylem, gdzie fabuła skupia się przede wszystkim na intrydze kryminalnej, zamiast bohaterach – coś a la Jeffery Deaver. W końcu Anglicy charakteryzują się taką surową formą przekazu. Już po zapoznaniu się z prologiem zostałam zmuszona do zweryfikowania swoich podejrzeń. Gdybym miała podsumować warsztat pisarski Ellory’a jednym wyrazem, rzekłabym po prostu., że jest piękny – oczywiście znajdziemy tutaj sporo wulgaryzmów, ale zupełnie nie o to chodzi. Jego barwny styl wypowiedzi; pełen językowych ozdobników; pesymistycznych, ale jakże prawdziwych przemyśleń egzystencjonalnych, sprawia, że czytelnik jakby wbrew sobie bez reszty zatapia się w lekturze, z wypiekami na twarzy śledzi intrygującą sprawę kryminalną, współczuje znakomicie nakreślonym bohaterom życiowych rozterek, które dosłownie zżerają ich od środka, ale przede wszystkim świadomie lub podświadomie zgadza się ze wszystkimi przesłaniami, tak zgrabnie wplecionymi przez autora w fabułę powieści. Tutaj nic nie jest tym, czym z początku się wydaje – to chyba jedyny kryminał, gdzie nie miałam, ani jednego podejrzanego, gdzie nie potrafiłam przed finalnymi odpowiedziami rozgryźć tożsamości mordercy. Zbyt wiele tropów, które na pierwszy rzut oka wydają się nie mieć żadnego znaczenia, zbyt wiele pytań bez odpowiedzi i… oczywiście John Robey, który dodatkowo wszystko komplikował.
„Widziałem rzeczy, od których pies by się zrzygał. Widziałem dzieci wybiegające z płonących domów, z ogniem we włosach. Widziałem mężczyznę, który zastrzelił własną żonę, żeby ochronić ją przed tym, co wiedział, że się z nią stanie. Widziałem ludzi grzebanych żywcem, pozbawianych głów, wieszanych i ćwiartowanych… Widziałem trzystu czy czterystu niewinnych ludzi zmasakrowanych w kilka minut… Wszystko to zostało przeprowadzone w imię demokracji, jedności, solidarności, w imię cudownych i wspaniałych Stanów Zjednoczonych Ameryki…”
Początkowo fabuła posuwa się dwutorowo. Śledzimy sprawę prowadzoną przez Roberta Millera i równocześnie zapoznajemy się ze wspomnieniami tajemniczego byłego agenta CIA, który całkowicie legalnie, w imię narodu w przeszłości dopuścił się strasznych czynów. Oczywiście, jego filozofia każe nam podejrzewać, że oto dostaliśmy wgląd w psychikę Wstążkowego Mordercy, że teraz bez problemów będziemy w stanie wszystko przewidzieć. Powiem tylko, że Ellory na to nie pozwoli – jego powieść jest pozbawiona, choćby minimalnej dozy przewidywalności. Choć intryga kryminalna wciągnęła mnie bez reszty, a wspomnienia byłego agenta CIA zaintrygowały mnie jeszcze bardziej, w moim odczuciu, owe przemyślenia egzystencjonalne, oraz liczne przesłania powieści są najmocniejszymi, dającymi do myślenia elementami tej lektury – tym bardziej, że są odbiciem moich własnych przekonań moralnych. Po pierwsze teoria spisku, choć początkowo wydaje się niewiarygodna, z biegiem trwania lektury zmusza czytelnika do chwilowego zawieszenia swojej niewiary, w czym znacznie pomaga rzeczywiste tło historyczne. A uwierzenie w szalone teorie autora prowadzi oczywiście do paraliżującego strachu u odbiorcy, który nieustannie zadaje sobie pytanie: a co jeśli to wszystko prawda? W teorie spiskowe oczywiście nie wierzę, nawet nie lubię powieści o nich traktujących, ale Ellory okazał się na tyle dobrym pisarzem, że na czas mojego obcowania ze „Śmiertelnie prostym rozwiązaniem” zwyczajnie uwierzyłam we wszystko, a nawet zakochałam się w tej historii, do której na pewno wrócę jeszcze nie jeden raz. Po drugie polityka wojen, do których od czasów II Wojny Światowej nieustannie wtrącają się Stany Zjednoczone. Autor dobitnie wyjaśni nam, czym tak naprawdę jest wojna, ile w niej sensu i co robi z młodymi żołnierzami. Ewidentnie pacyfistyczna wymowa tej powieści całkowicie zdobyła moje serce, przede wszystkim dlatego, że prywatnie całkowicie się z nią zgadzam. I wreszcie, po trzecie, mamy Wstążkowego Mordercę, którego brutalne czyny stawiają przed nami i detektywami, podążającymi jego tropem odwieczne pytanie: co jeszcze człowiek może zrobić człowiekowi?
Naprawdę starałam się znaleźć jakiś mankament tej lektury, ale nie można przecież znaleźć czegoś, czego nie ma. Jak dla mnie Ellory jest jednym z największych odkryć literackich ostatnich lat. „Śmiertelnie proste rozwiązanie” to znakomicie napisana, zmuszająca do myślenia, trzymająca w ciągłym napięciu emocjonalnym, nieprzewidywalna powieść, która z pewnością przez długi czas pozostanie w umysłach skorych do przemyśleń egzystencjonalnych czytelników. Z przyjemnością zapoznam się z drugą wydaną na polskim rynku książką R.J. Ellory’a, a was gorąco namawiam do sięgnięcia po tę nietuzinkową pozycję.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

2 komentarze:

  1. Nie powiem brzmi naprawdę ciekawie. Z chęcią po nią sięgnę jak tylko znajdę więcej czasu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście nazwisko R.J. Ellory nic mi nie mówi i jak sama napisałaś w Polsce jest to autor mało znany. Czasami tak bywa, że naprawdę dobry pisarz przejdzie bez echa, zaś przeciętniacy zyskują sławę.
    Cieszę się, że „Śmiertelnie proste rozwiązanie” w twoich oczach pozbawiony jest praktycznie wad, gdyż to oznacza, że musi to być naprawdę godna uwagi i polecenia powieść, dlatego chętnie się osobiście o tym przekonam.

    OdpowiedzUsuń