sobota, 29 września 2012

„Dziewiąte wrota” (1999)

Dean Corso zajmuje się poszukiwaniem starych, cennych książek oraz ich kupnem i sprzedażą. Z uwagi na swoją rozległą wiedzę bibliofilską zostaje najęty przez bogatego kolekcjonera ksiąg. Mężczyzna posiada egzemplarz tzw. „Dziewięcioro wrót”, mający jakoby moc przywołać Lucyfera. Twierdzi on, że na świecie istnieją jeszcze dwa, rzekomo autentyczne tomy. W tym celu Corso ma udać się do Europy, odszukać pozostałe egzemplarze tego niezwykle cennego tytułu i porównać je z tomem swojego zleceniodawcy, co pozwoli ostatecznie ustalić, która księga jest autentyczna. Skuszony wysoką gażą Corso przyjmuje zlecenie, nie wiedząc jeszcze, że tym samym znalazł się w poważnym niebezpieczeństwie.
W światku horroru Roman Polański zasłynął w 1968 roku swoją ekranizacją kultowej powieści Iry Levina pt. „Dziecko Rosemary”. Wysoko ceniony tak przez krytykę, jak i wielbicieli kina grozy obraz satanistyczny na stałe już wpisał się w poczet legendarnych dzieł horroru. Jednak nie była to jedyna produkcja tego typu w reżyserskim dorobku Polańskiego. Tematyki diabła dotknął również wiele lat później, przenosząc na ekran powieść Arturo Pereza-Reverte. „Dziewiąte wrota” zawiodły krytykę, która spodziewała się kolejnego ambitnego widowiska na miarę „Dziecka Rosemary”, a w rzeczywistości dostała dosyć prosty interpretacyjnie miszmasz gatunkowy (kryminał i horror). Fabuła niezmiennie utrzymana jest w konwencji kryminału. Praca kamery, ze wszystkimi do bólu sztucznymi scenami bójek przywodzi na myśl stare, dobre kino kryminalne. Zabieg bez wątpienia przykuwający oko widza, tym bardziej, jeśli nie spodziewa się takowej realizacji po filmie z lat 90-tych. Samo śledztwo Corso tak naprawdę nie zachwyca niczym szczególnym. Mężczyzna przemierza Europę w poszukiwaniu cennych ksiąg, a kiedy już trafiają one w jego ręce przystępuje do mozolnego porównywania zamieszczonych w nich drzeworytów z tymi, znajdującymi się w egzemplarzu jego tajemniczego zleceniodawcy, który nota bene z miejsca wzbudzi podejrzliwość widza. Za Corso podąża również groźny bandyta oraz seksowna blondynka, która zdaje się mieć jakiś interes w udzielaniu mu niezbędnej pomocy. No i rzecz jasna, śledztwo mężczyzny usłane jest kilkoma trupami, wszak komuś bardzo zależy, żeby zdobyć wszystkie egzemplarze „Dziewięcioro wrót”. Uważny widz powinien stosunkowo szybko przejrzeć tę całą intrygę, w końcu Polański nie skupia się prawie w ogóle na zmyleniu odbiorcy. O wiele więcej uwagi poświęca budowaniu sugestywnego klimatu grozy, w którym obecność Lucyfera jest aż nazbyt wyczuwalna. Atmosferę mocno potęguje oszczędna, charakterystyczna ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Wojciecha Kilara, aczkolwiek z czasem zaczęła mnie ona mocno drażnić.
Największą tajemnicą fabularną jest postać zielonookiej blondynki, która co jakiś czas ratuje Corso z największych opresji, praktycznie nie mówiąc mu niczego o sobie. Oczywiście, uważny widz ma szansę stosunkowo szybko odkryć jej prawdziwą tożsamość, jednak sceptyczny, słabo wierzący w aspekty religijne Corso raczej bez zastrzeżeń pozwoli jej kontynuować swoje sekretne gierki. Jak to u Polańskiego zakończenie nie wyjaśni nam wprost, kim tak naprawdę jest zielonooka blondynka, aczkolwiek odbiorca powinien łatwo się tego domyślić.
Polański zaserwował widzom iście monotonną fabułę, co prawda przerywaną, co jakiś czas odrobinę dynamiczniejszymi wątkami, aczkolwiek szczególny nacisk położył jednak na spokojne poprowadzenie historii, skupiającej się na mało interesujących szczegółach oraz sugestywnym klimacie grozy, niźli widowiskowych scenach. Co ciekawe, taka specyfika fabularna przyciąga uwagę odbiorcy na tyle, że praktycznie przez cały seans w skupieniu śledzi przygody Corso. Bez wątpienia w dużym stopniu przyczyniła się do tego obsada. Johnny Depp, znany przede wszystkim z bogatej mimiki tutaj musiał zmierzyć się z rolą bardziej stateczną – nie uświadczymy tutaj tak znakomitej pracy twarzą, jak widzieliśmy to na przykład w „Piratach z Karaibów” lub licznych produkcjach Tima Burtona, aczkolwiek Depp chyba udowodnił, ze mimika nie jest jego jedynym atutem. Cała oś fabularna „Dziewiątych wrót” skupia się na odgrywanej przez niego postaci, a już sam fakt, że jest w stanie zaintrygować widza świadczy na korzyść Johnny’ego. Partneruje mu Emmanuelle Seigner, która choć miała troszkę łatwiejsze zadanie od Deppa również praktycznie bez żadnych problemów przekonująco wykreowała swoją jakże tajemniczą postać.
„Dziewiąte wrota” nie mają szans choćby zbliżyć się do wysokiego poziomu „Dziecka Rosemary”, aczkolwiek nie zmienia to faktu, że na tle innych produkcji satanistycznych wypada całkiem przyzwoicie. Cierpliwym widzom, gustującym w powolnej, pozbawionej jakiegokolwiek efekciarstwa fabule jak najbardziej polecam. Entuzjastom wysokobudżetowych produkcji hollywoodzkich radzę trzymać się od tej pozycji z daleka.

7 komentarzy:

  1. a ja uwielbiam ten film! pamiętam, że kiedy obejrzałam go pierwszy raz nie mogłam wyjść z podziwu, ale to pewnie dlatego, że uwielbiam filmy o tej tematyce, ale nie znam ich zbyt wiele! :) jak dla mnie film rewelacyjny! :)
    ale określenie "seksowna blondynka" jest lekko przesadzone... :) tę aktorkę uważam za niezbyt urodziwą i sądzę, że Polański mógłby śmiało zaangażować ją do roli jakiegoś potwora, bo obeszłoby się bez charakteryzacji... :P
    i o podobnej tematyce polecam film "diabeł" z 2010 roku :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądałam kilka lat temu ten film i pamiętam, że podobał mi się. Może to dlatego, iż dopiero zaczynałam przygodę z horrorami i wszytko było dla mnie takie świeże i nowatorskie? Nie wiem, ale w każdym razie podobała mi się ta satanistyczna produkcja.

    OdpowiedzUsuń
  3. widziałam film kilka razy i cenię go sobie za klimat. jak dla mnie jest to bardzo ciekawy film, ale zdecydowanie nie dla każdego. przez swoją specyficzność może nie spodobać się każdemu. ja byłam na tym nawet w kinie, tak dawno temu... a poza tym uwielbiam Deppa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubie te film. Doskonaly scenariusz, rezycseria i gra Johnny'ego Deppa :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Będzie nowa recenzja "Dziewczyny z sąsiedztwa"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na dniach recka książki. Później, jak znajdę chwilę napiszę też coś o jej ekranizacji i "Amerykańskiej zbrodni":)

      Usuń
  6. "Dziewiąte wrota" to jeden z tych filmów, które wciągają. Wciągają mimo, że wydawać by się mogło, że nic się w nich nie dzieje. Chodzi sobie Johnny Depp (to też ma na pewno jakiś wpływ na sukces filmu) i ogląda ilustracje książek. Niby nic się nie dzieje, ale ogląda się z rozdziawioną gębą. A zakończenie wbija w fotel. Klasyk. Pozycja obowiązkowa.

    OdpowiedzUsuń