niedziela, 31 marca 2013

„Piątek 13-go” (2009)

Recenzja na życzenie (Nukie)
Grupa przyjaciół wybiera się nad jezioro Crystal Lake, aby spędzić weekend na zakrapianej alkoholem zabawie pod namiotami. Pech chce, że biwakują nieopodal miejsca zamieszkania bohatera mrożących krew w żyłach legend, Jasona Voorheesa – zamaskowanego mordercy z maczetą, który przed laty był świadkiem morderstwa swojej psychopatycznej matki. Młodzi ludzie nie wiedzą jeszcze, że nieopatrzenie wchodząc na jego teren podpisali na siebie wyrok śmierci…
Kilka dni później Clay, brat jednej z zaginionych, dociera nad jezioro Crystal Lake, aby wypytać tutejszych mieszkańców. W swoim śledztwie dociera do domku letniskowego, zajmowanego przez grupę młodych wczasowiczów, oddających się beztroskiej zabawie. Wkrótce wszyscy staną się celem mordercy z hokejową maską na twarzy.

Pamiętam, że swego czasu z utęsknieniem czekałam na nowy „Piątek 13-go”, ponieważ jego twórca, Marcus Nispel, kilka lat wcześniej wyreżyserował, moim zdaniem, najlepszy XXI-wieczny remake horroru, jaki kiedykolwiek nakręcono – „Teksańską masakrę piłą mechaniczną”, więc miałam pełne prawo spodziewać się rozrywki na najwyższym poziomie. Tym razem Nispel postanowił zrezygnować z remake’owania kultowego camp slashera Seana S. Cunninghama z 1980 roku, decydując się na reboot – prekursora nowej serii z Jasonem Voorheesem w roli głównej, którego akcja toczy się po wydarzeniach z części pierwszej, ale przed przywdzianiem sławetnej hokejowej maski przez mordercę – taka alternatywna cześć druga, podążająca w odrobinę innym kierunku niż stara seria. Na takowe umiejscowienie akcji wskazują początkowe ujęcia owiniętego w bandaże Jasona, który przywodzi na myśl mumię, aczkolwiek prezentuje się o wiele lepiej niż w starym sequelu, gdzie paradował z workiem na głowie. Oczywiście, z czasem Jason przywdzieje osławioną maskę hokejową, ale dopiero po dynamicznym prologu, moim zdaniem najmocniejszą częścią seansu.

Twórcy zdecydowali się na wprowadzenie dwóch grup protagonistów, których historie będą zazębiać się w dalszej części projekcji. W prologu poznamy grupkę młodych ludzi, biwakujących nad jeziorem Crystal Lake i jak to w slasherach zwykle bywa niewykazujących się choćby minimalną inteligencją – racjonalne myślenie blokują im hormony. Za wyjątkiem jednej dziewczyny, posiadającej wszelkie cechy final girl Whitney (przyzwoita, jak i cała obsada Amanda Righetti – no może wyłączając pozbawionego mimiki bożyszcza nastolatek Jareda Padaleckiego), praktycznie wszyscy czekają tylko na dogodny moment, aby zaspokoić swoje popędy płciowe – co wkrótce następuje, w myśl zasady „golizna w slasherach to podstawa”. Oczywiście, na Jasona nie przyjdzie nam długo czekać, co chwali się Nispelowi - ograniczył nudnawe gadki nierozgarniętych młodych ludzi do absolutnego minimum, przeskakując do brutalnego aspektu filmu. W prologu sceny mordów odznaczają się pewną dozą pomysłowości – szczególnie, mowa tutaj o podwieszeniu owiniętej w śpiwór dziewczyny nad ogniskiem, ale takie ujęcia, jak ugrzęźnięcie we wnykach, czy rozłupanie głowy maczetą również utrzymują wysoki poziom wizualny – na szczęście twórcy zdecydowali się na fizycznie obecną na planie posokę, zamiast efektów komputerowych, zwracając baczną uwagę na jej realistyczną barwę i konsystencję. Właściwie już prolog daje nad przedsmak tempa, jakim będziemy raczeni przez cały seans, bowiem kolejna grupka protagonistów również nie będzie miała okazji zdobyć sympatii widza, niemalże od razu stając się „pożywką dla mordercy”. Ma to swoje dobre strony, bo znacznie minimalizuje irytację widza ich trywialnym myśleniem, ale równocześnie sprawia, że nie sposób zidentyfikować się z nimi, a co za tym idzie dopingować im w walce o przetrwanie, która w moim mniemaniu szybko wpadnie w swego rodzaju monotonię – nawet błyskawicznie następujące po sobie sceny okrutnych mordów i chaotyczna bieganina po lesie może się przejeść, tym bardziej, że dynamika niemalże całkowicie wypiera klimat. Nispel, niestety nie zdecydował się na wykorzystanie hałaśliwej, aczkolwiek tak bardzo mrożącej krew w żyłach ścieżki dźwiękowej z pierwowzoru, pozostawiając jedynie główny motyw muzyczny, który i tak wybrzmiewa zbyt rzadko. Postawił na konwencjonalne, dopasowane do wydarzeń, ale niewbijające się w pamięć tony, które i tak szybko giną w całej tej zawrotnej akcji.  W ten sposób jedyne naprawdę klimatyczne sceny mają miejsce podczas samotnych wypraw naszych protagonistów po lesie – oświetleniowiec na szczęście nie przesadził z reflektorami, stawiając na naturalność, ale przy okazji sprawiając, że wszystko jest doskonale widoczne dla widza. Niestety, takich nastawionych na aurę czyhającego zewsząd niebezpieczeństwa scen jest zdecydowanie zbyt mało, bowiem wypiera ją zwykła rzeź – ciekawa wizualnie, ale bez klimatu nieodznaczająca się odpowiednią siłą rażenia.

Twórcy slasherów od zawsze wiedzieli, że ten nurt powinien się odznaczać kilkoma pozbawionymi logiki elementami, akceptowalnymi przez jego fanów, którzy paradoksalnie dostrzegają w nich pewien trudny do odparcia urok. Tak więc, kiedy ofiara ucieka przed mordercą na górę, zamiast do drzwi frontowych, albo po ogłuszeniu go rezygnuje z unicestwienia i rzuca się do ucieczki to prawdziwi wielbiciele slasherów całkowicie akceptują tego rodzaju konwencję. Podobnie, jest z motywem „ofiara biegnie, morderca sunie wolnym krokiem, ale ten drugi i tak wkrótce zyska przewagę”, czego Nispel widać nie zrozumiał. Chcąc zminimalizować wszelki brak logiki (co i tak mu się nie udało w przypadku zasady „zabili go i ożył”) pozbawił Jasona jego charakterystycznej flegmatycznej postawy, która w starej serii tak mocno potęgowała jego wszechmocną naturę – kiedy wolno zbliżał się do swojej ofiary sprawiał iście przerażające wrażenie, bowiem w ten sposób akcentował swoją nadludzką przewagę. W nowym „Piątku 13-go” Jason biega… no cóż, w moim mniemaniu to tak jakby pozbawić Kruegera ironicznego poczucia humoru, oddarcie jego „ja” z nieodmiennie kojarzącym się z tą postacią elementu. Nie powiem, że to profanacja, bo wychodzę z założenia, że żaden remake nie może zaszkodzić oryginałowi (przecież nie wpływa bezpośrednio na jakość pierwowzoru, nie sprawia, że ten nagle staje się zły), aczkolwiek nie jestem w stanie zaakceptować nowego wydania Jasona – jestem zwolenniczką powolnych antagonistów w horrorach, bo według mnie znacznie potęgują atmosferę i mimo swojej nielogicznej wymowy posiadają pewien hipnotyzujący magnetyzm, który nieodmiennie mnie fascynuje. Według mnie, obok jakiegokolwiek braku pomysłu na intrygującą i przede wszystkim zaskakująco poprowadzoną fabułę Jason jest najsłabszym elementem tego reboota, który znacznie zaniża ogólny poziom całej produkcji.

Hollywoodzy twórcy ostatnimi czasy uparli się, aby wskrzesić cztery najpopularniejsze serie slasherów („Halloween”, ”Teksańską masakrę piłą mechaniczną”, „Piątek 13-go” i „Koszmar z ulicy Wiązów”), z których opowieść o Jasonie najmniej mnie ukontentowała. Nie jestem przeciwniczką próby zapoznania młodych odbiorców z kultowymi sylwetkami kina grozy, aczkolwiek byłabym bardzo wdzięczna, gdyby prezentowały poziom „TCM”, a nie omawianej wyżej produkcji – rozlew krwi i pewna dynamika, oczywiście, jest potrzebna, ale bez klimatu i intrygującej postaci antagonisty te elementy tracą na znaczeniu bardziej nużąc, aniżeli trzymając w napięciu, że o uczuciu niepokoju już nie wspomnę.  

16 komentarzy:

  1. Oglądałam dosłownie parę dni temu :)

    Byłam zaskoczona kiedy całkiem przypadkiem znalazłam ten film, miałam ochotę na stary "Piątek", ale nowym nie pogardziłam ;)

    No i ... dupa. Zupełnie mi się nie podobał a już totalnie byłam w szoku kiedy w trakcie seansu wyszłam zrobić sobie herbatę :( Co mi się nie zdarza bo nie znoszę nie wiedzieć co się dzieje! A tu totalnie mi to wisiało :(

    Przy czym, tak jak Ty, jestem mega-fanką " Teksańskiej Masakry" - oczywiście tej z 2003 roku.

    Totalne rozczarowanie, szkooooooooda :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam "Koszmar z ulicy wiązów", więc jeśli wypuszczą coś nowego w tym temacie, to jestem na TAK :). Jeśli zaś chodzi o "Piątek 13-go"...No cóż, nie jestem wielką fanką tej serii i raczej nie obejrzę "odświeżonej" wersji z 2009 roku. Chociaż, kto wie? Może kiedyś...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. oglądałam kilka części tego filmu, bo było ich chyba z 10 :) i podchodzę do niego jak do bajki... co z tego, że straszny i krwawy? jedyne co dokładnie pamiętam to "nieśmiertelność" głównego bohatera... :) dostał kijem - stał, postrzelono go - wstał, utopiono, przejechano, zmiażdżono... - wstał! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam do mnie.
    + Obserwujemy?
    http://mmadivision.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe czy voorhees ma holenderskie korzenie?

    OdpowiedzUsuń
  6. Było 12 części plus film pełnometrażowy dokumentalny o jego produkcji, ja bardzo lubię Jasona, a do większości horrorów podchodzę jak do bajki, bo teraz rzadko się trafia horror który straszy, krew mi w horrorach nie przeszkadza, a Jasona z Piątku Trzynastego i Freddyego z Koszmar z Ulicy Wiązów lubię bardzo :D Oglądałem wszystkie części "Piątek Trzynastego" i wszystkie części "Koszmar z Ulicy Wiązów" i uwielbiam te dwie serie :) a ten reboot nie był wcale taki zły ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć Buffy, tu Gelu

    1) Skasowałaś konto na FW?
    2) Bardzo chętnie dorzucę swoje 3 grosze do tematu. W tym celu wkleję swoją wypowiedź z innego miejsca, aczkolwiek muszę ja podzielić. :)

    Rozwodzę się tu oczywiście o wersji nieocenzurowanej, bo czytając opinie nie wiem czy
    wszyscy ją widzieli.
    Zacznę nietypowo i na samym początku swojej wypowiedzi podam swoją ocenę, która wynosi
    9/10 Wiem, że u wielu ta ocena wywoła uśmiech politowania, a inni zabiorą się w mig do
    linczowania mnie. Trudno.
    Absolutnie nie rozumiem za co prawie wszyscy jadą po tym filmie jak po burej suce, serio.
    Mam tyle do powiedzenia, że nie wiem jak to ubrać w słowa i coś co będzie się dało przeczytać

    Ja do remake'ów podchodzę na spokojnie i staram się już ich nie oceniać przed seansem itd
    Miło jest zobaczyć swoich ulubieńców w nowszej odsłonie. Nie zawsze wypada to wszystko
    lepiej niestety (dużo tego jest, nie wiem co wybrać), wiem o tym. Czasem też robią gówno
    ("Fog"), ale jest też trochę remake'ów które są dobre. Są też takie które dorównują oryginałom
    ("Shutter") i są też takie, które są lepsze ("Texas Chainsaw Massacre").

    Czemu fani horrorów zazwyczaj reagują na remake negatywnie, a najczęściej tak:

    1) w przypadku gdy twórcy nowej wersji wiernie trzymają się oryginału, ale pokazują daną
    historię w nowych efektach i możliwościach co by trochę odświeżyć znana opowieść ("Omen").
    Zazwyczaj zarzut to 'kopia oryginału, nic z siebie nie dali... bla bla bla ŚMIEĆ'

    2) w momencie gdy owi twórcy decydują się na totalnie coś innego niż to co znamy z wersji
    oryginalnej ("Halloween"), wtedy są głosy, że 'niepotrzebnie zmieniali i że profanacja... bla bla
    bla GÓWNO'

    Skoro większość już jest święcie przekonanych, że coś będzie gównem to po co oglądać?!
    Niech takie osoby się zdecydują, chcecie coś nowego, czy to samo co oryginał.
    (wiem że czasem w niektórych remake'ach wprowadzają zmiany karygodne)

    Wracając do frajdeja; jest to reboot, który spokojnie może się mierzyć ze swoim pierwowzorem.
    Nie ma tu klimatu dawnych piątków i lat 80? tak i nie. Wiadomo że w tamtych latach mieli inny
    sprzęt i inaczej patrzyli na wszystko. Teraz jest nowocześniej, technika poszła dużo do przodu
    itd. Nowy piątek nie jest kopią lat 80, jest nowoczesnym horrorem ze wszystkimi tego plusami i
    minusami. Gdy kręcili oryginalne części nie wiem, choćby 1 i 2 to nie było każdego roku takiego
    zalewu podobnych filmów jak to ma miejsce dzisiaj.

    Klimat starych piątków jest, jest bieganina po lesie, jest jeziorko, są cyce, seks, alkohol, zioło,
    debile i Jason - czyli po staremu, nic się pod tym względem nie zmieniło.
    Nijacy bohaterowie - a niby jacy byli kiedyś? tacy sami, przyjechali ruchać, pić, palić i ginąć.
    Prawie nic o nich nie wiedzieliśmy, bo i po co, i tak zaraz Jason ich pożegna z ekranu.
    W nowej wersji są praktycznie do granic przerysowani, jest głupia cycolina, żartowniś-błazen,
    jest niby heroina (nawet dwie), jest palant, który tak irytuje że aż go polubiłem za to, jest
    przystojniak który będzie się starał wykończyć Jasona (co do Padeleckiego pana, to go nie
    polubiłem za specjalnie, ale też mnie nie drażnił. Supernatural nie oglądam, ale i tak jakoś na
    głównego hiro mogli wybrać mniej znaną twarz imo), jest mięso armatnie, czyli wszystko co być
    powinno i jeszcze trochę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że się tak wtrącę: czy chodzi o tą Mgłę?

      Stara: http://www.filmweb.pl/film/Mg%C5%82a-1980-7700
      Nowa: http://www.filmweb.pl/Mgla

      Bo jeszcze jest ta wg. Kinga i zastanawiam się czy o czymś nie wiem? :)

      Usuń
    2. Tak, właśnie o ten remake filmu Carpentera. Adaptacja opowiadania Kinga mi się podobała:)

      Usuń
  8. Gelu

    C.D.

    Dobry pomysł z wyjaśnieniem o co chodzi z matką Jasona (sam film nie miał prawa istnieć bez
    naszego przystojniaka w worku na głowie). Bardzo mi się podobała ta mini historyjka z grupką
    #1 jako wprowadzenie i zapoznanie nas z nowymi przygodami Jasia, było to na maksa w
    klimacie starych piątków i ogólnie cud miód. Już tam pokazali na, że Jason przemyślał swoje
    dawne perypetie i jest zdeterminowany i wk**wiony. Takiego Jasona chciałem widzieć, a nie
    spacerującego głupiego kloca. Jego wygląd, poruszanie się itd jest dla mnie idealne. W końcu
    jest prawdziwym dzikim mordercą z wypiz**wia, który wie jak efektownie sprawiać ból, zna
    dobrze swój teren i jest w stanie posługiwać się różnym zestawem broni. Są ludzie którzy
    czepiają się jego strzelania z łuku, więc chyba nie pamiętają jak siekał harpunem. Co do
    strzelania i rzucania to miał przecież dużo czasu żeby trenować (i tu jeden ze smaczków
    nawiązujący do sagi frajdejów - nie wiem jak to nazwać - stojaki z tablicami do strzelania z
    łuku). Cieszy sam fakt że Jason nie mieszka w klicie chatkopodobnym szałasie jak kiedyś,
    teraz ma ogarnięte lokum na które zasłużył, aczkolwiek faktycznie trochę twórców wyobraźnia
    poniosła z tymi tunelami i rupieciarnią.

    Ofiar było dużo, były unicestwiane na różnorakie sposoby które realistycznie wykonano i
    nakręcono. Za najlepszą scenę uważam tę, w której był wieśniak na strychu gdzie Jason
    znalazł maskę. Za największy smaczek, ostatnią scenę na pomoście, istny hołd dla oryginału.

    Kurde, jak się tak zastanowię, to nie widzę w tym filmie minusów (może prócz tych za dużych
    tuneli i jednego policjanta który przyjechał na wezwanie). Nowy frajdej wyszedł lepiej niż tego
    chciałem. Dostałem więcej niż mogłem oczekiwać. Jest mroczny i zarazem zabawny (a humor
    w horrorach to dla mnie zazwyczaj nędza nieśmieszna), posiada wiele nawiązań do starych
    odcinków. Jason jest lepszy (i wk**wiony) niż w którejkolwiek innej starej części.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Gelu:) Tak, konto na FW skasowałam.
      Lubię takie szczegółowe wypowiedzi (nawet jeśli przedstawiają zupełnie inną opinię niż moja własna), bo zachęcają do dyskusji. Nie będę rozwodzić się nad Twoją opinią, co do filmu, bo mamy inne oczekiwania od slasherów, prawie we wszystkich aspektach, ale we wstępie zauważyłeś bardzo ciekawą rzecz.
      Otóż, zgadzam się, że wielu widzów z góry negatywnie nastawia się do remake'ów, a jak już ktoś woli nową wersję od starej to automatycznie zarzuca się mu bluźnierstwo (ja tak miałam z fanami starej "TCM", bo podobnie jak Ty uważam, że remake przebił oryginał we wszystkich frontach)i oczywiście za bardzo niewiadomo, czego współcześni widzowie oczekują od remake'u. Ja nie lubię tylko tzw. remake'ów całkowitych, które niemiłosiernie kopiują scena po scenie stare filmy ("Omen", "Psychol"), nie dodając nic od siebie. Wolę zmiany, nawet jeśli z zupełnie innej strony patrzą na pierwowzór, bo jakoś oglądanie tego samego tylko z inną obsadą cholernie mnie nudzi. Rzecz jasna, zdarzają się remake'i niecałkowite, które w ogóle mnie nie zainteresowały ("Mgła"), ale nie dlatego, że są remake'ami tylko zwyczajnie nie czuję tego rodzaju grozy.
      Czasem twórcy ewidentnie przesadzają z remake'owaniem, jak to ma miejsce w "Carrie" (w tym roku do kin wejdzie trzecia adaptacja), bo jak tak chwilę nad tym pomyśleć to praktycznie żerują na widzach, nie dając od siebie prawie nic, a w dodatku niemiłosiernie nudząc wałkując w kółko to samo - dlaczego nie zaadaptują "Ręki mistrza" Kinga, tylko coś, co już było i to dwa razy plus sequel?!
      Jednakże moim przekleństwem jest obsesja, każąca mi oglądać każdy horror, jaki wpadnie mi w ręce (tyle, że remake'i na wszelki wypadek wolę kupować na DVD, bo wychodzi mi taniej niż wycieczka do kina, a nie mam zamiaru płacić podwójnie za fabułę, którą już w podobnym wydaniu widziałam), więc nawet jeśli 100% widzów zjedzie dany film grozy to ja i tak muszę przekonać się na własnej skórze, jak jest - i podbudować swoją wiedzę o gniotach, bo wychodzę z założenia, że prawdziwy fan gatunku powinien znać zarówno te dobre, jak i koszmarnie złe horrory:) Nie skreślam od razu, z marszu wszystkich remake'ów, aczkolwiek jak już chcą je kręcić to proszę jedynie o jakieś istotne zmiany, bo ja w przeciwieństwie do innych widzów nie uważam, nowego "Koszmaru z ul. Wiązów" za profanację pierwowzoru tylko dlatego, że z Kruegera zrobili pedofila - doceniam nowy pomysł na fabułę, a nawet jeśli komuś się nie podoba to i tak nie sprawia on przecież, że stara wersja się z miejsca zepsuła, prawda? Więc takie coś jak "profanacja oryginałów" w przypadku remake'ów jest dla mnie całkowicie niezrozumiała:/

      Usuń
  9. Gelu

    Myślałem że mimo wszystko odniesiesz się jakoś do mojego zdania na temat frajdeja, no ale trudno :)

    Zgadzam się z tym oczywiście, że remake nie może zepsuć oryginału, bo to zupełnie co innego. Nikt nikomu nie nakazuje przecież koniecznie oglądać nowej wersji i bzdurą by było gdyby ktoś zmieniał zdanie o oryginale na podstawie remake'u.

    Co do "Nightmare on elm street" - coś czytałem, że już w oryginale nasz ulubieniec miał być pedofilem, ale twórcy (albo producenci) bali się ze to nie przejdzie i będzie za ostre.
    Nowa wersja mi się podoba. Mogli ją zrobić lepiej, np zamienić bohaterki, bo ta główna była za nijaka trochę i dać za nią tę która zginęła na początku. Najbardziej cieszy, że Freddy nie jest już takim komicznym pajacem, a podchodzi do wszystkiego bardziej poważnie.

    Nowa "Mgła" to wielka kupa i niewypał. "Omen" jest dobry, bo odświeżony leciutko, ale przy oryginale wypada i tak dużo słabiej. TCM czy HHE biją pod każdym katem oryginały, a "Halloween" jest przykładem remake'u który jest totalnie inny od oryginału, ale bardzo dobry.

    Czekam teraz najbardziej na "Maniac" i "Evil Dead" bo to mogą być sztosy, no i może się coś ruszy z "Poltergeist" bo ostatnio odkurzyłem oryginał (widziałem pierwszy raz gdy miałem kilka lat) i jest słabo, za dużo taniego kina familijnego i ogólnie nie wytrzymał próby czasu.

    Ogólnie jak ktoś nie lubi remak'ów to niech dalej ogląda oryginały i się nie przejmuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, już się odnoszę do "Piątku 13-go":)
      W oryginalnej serii podobały mi się cztery rzeczy:
      1. Klimat - wiem, że kiedyś inaczej kręciło się filmy, ale Nispel udowodnił remake'iem TCM, że potrafi w obecnych czasach stworzyć ten charakterystyczny brudny klimat, na co nie zdecydował się w "Piątku...", niestety. Postawił na akcję, a klimat pojawia się tylko w kilku krótkich momentach lokacji lasu, a jak dla mnie to zdecydowanie za mało.
      2. Jason - w horrorach, zarówno w slasherach, jak i zombie movies wolę snujących się wolno antagonistów, bo potęgują klimat i znacznie bardziej niepokojąco się prezentują. I całkowicie akceptuję tę nielogiczną konwencję "morderca idzie, a ofiara biegnie, ale i tak wpadnie w jego łapy".
      3. Hałaśliwa, charakterystyczna muzyka - w remake'u Nispel niestety postawił na dźwięki w ogóle niewbijające się pamięć, że już o potęgowaniu atmosfery nie wspomnę.
      4. Zaskakujące zakończenie jedynki - to Nispelowi wybaczam, bo raczej niewiele osób by zaskoczył, gdyby zdecydował się na powtórkę finału z oryginału. A jego zamysłem nie był remake tylko reboot.
      Ponadto w remake'u przewidziałam dosłownie wszystko, nawet kolejność eliminacji ofiar (poza jedną dziewczyną, której cechy final girl mnie zmyliły) oraz ostatni motyw - wiedziałam, że twórcy postawią na powtórkę z oryginału. W slasherach schematyczni, czy przerysowani protagoniści mi nie przeszkadzają, aczkolwiek wolałabym ich lepiej poznać, zanim twórcy przejdą do akcji - Nispel mi na to nie pozwolił, bo walnął kilka ogólników na ich temat i od razu przeszedł do rzezi. A humor w horrrorach lubię, bo preferuję czarne komedie, tyle, że w tymże obrazie nie widziałam niczego zabawnego, za to całe mnóstwo nużących scen (tak szybka akcja również może z czasem wpaść w monotematyczność). I w sumie to tyle moich narzekań, tak w skrócie:)

      Usuń
  10. Ostatnio znów miałam okazję go obejrzeć ;-) Do serii o Jasonie nigdy nie byłam jakoś specjalnie przywiązana (może dlatego, że jestem fanką "Halloween"), ale muszę przyznać, że tę wersję ogląda się całkiem nieźle - pomijając już samą postać mordercy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nadal lubię ten film i przyznam się, że wracam do niego od czasu do czasu. Jakby na niego nie patrzeć, jest w nim parę dość ciekawych elementów, które nie pozwalają mi na sklasyfikowanie go jako stricte konwencjonalnego horroru. A biegający Jason mi się podobał.

    OdpowiedzUsuń
  12. ktoś tutaj napisał wyżej że ten reboot może się równać z oryginalną wersją. powiem tyle- wiekszej glupoty juz dawno w życiu nie czytałem. piatek 13 z 2009 jest słabszy niż nawet najsłabsze części oryginalnego jasona, mam tu na myśli absurdalną i nienormalną jason X. Nawet najsłabsza część jest lepsza niż ten klops który ugotowali twórcy rebootu. beznajdziejny klops. napisać ze ten shit może się równać z pierwowzorem to oszczerstwo nie poparte żadnym sensownym argumentem. reboot jest schematycznym, wyprutym do bólu z klimatu, nafaszerowanym akcją gniotem do entej potęgi. nawet nie chce komentować tego ze remake teksańskiej masakry jest lepszy od oryginału hoopera, bo to już jest zwykły trolling w wykonaniu tego Pana. i jeszcze te zabawne wstawki tlumaczące reboot- Jason miał czas trenować rzucanie i strzelanie z łuku. Taa, to pewnie też trenował skoki do wody, też miał dużo czasu. albo jeszcze lepsze - ze wkońcu ma ogarniętą chate na ktorą zasłużył.nie wiem czy mam sie śmiać czy płakać w tym momencie. może jeszcze chodzi w papciach, grzeje sie przy kominku, pies podaje mu codziennie rano gazete, i ogląda Familiade w niedziele. ps ze niby reebot jest mroczny? w którym momencie ;/ Nowej wersjiii Piątku zabrakło przedewszystkim duszy, ktorą oryginał posiadał. klimatu który tłamsił widza, scieżki dzwiękowej która przyprawiała o dreszcze. a czego nie brakuje? nudy, i zażenowania tym co widzimy.

    OdpowiedzUsuń