środa, 26 czerwca 2013

Paul Carson „Ostatni dyżur”

Uzdolniony kardiochirurg, Jack Hunt, przeprowadza się wraz z żoną Beth i ośmioletnim synkiem, Dannym, do Chicago, mając nadzieję na objęcie jakiegoś wysokiego stanowiska w szpitalu. Trafia do renomowanego Szpitala imienia Cartera, w którym wkrótce potem zostaje zamordowany ordynator oddziału kardiologicznego. Jack dostaje jego posadę i z miejsca przystępuje do reformowania polityki swojego działu równocześnie angażując innych lekarzy do wspólnej pracy nad jego badaniami, mogącymi w przyszłości mieć przełomowe znaczenie dla medycyny. Ambitny profesor nie wie jeszcze, że naraził się potężnej i bezwzględnej organizacji farmaceutycznej, która nie cofnie się przed niczym, aby należycie wypromować swój „cudowny lek”.
W Polsce w kontekście literackich thrillerów medycznych najczęściej wymienia się dwa nazwiska pisarzy: Robina Cooka i Tess Gerritsen. Zastanawiam się, dlaczego Paul Carson jeszcze nie znalazł się obok nich – nie wiem czy to wina małej promocji jego książek, czy jakiegoś przeoczenia czytelników, bo pod kątem warsztatu pisarskiego nie można mu absolutnie niczego zarzucić. Carson zgrabnie łączy aspekty medyczne z dynamiczną sensacją, skrupulatnie dbając o przyczyny i skutki wszystkich posunięć swoich bohaterów, przy okazji kreując ich z tak daleko posuniętą dbałością, że niejednokrotnie wydaje się, iż obcujemy z żywymi postaciami, do których w zależności od ich charakterystyki albo żywimy wielką sympatię, albo czystą nienawiść.
„Ostatni dyżur” to doskonały przykład na to, jak zgrabnie połączyć światek szemranej medycyny z narastającym z każdą przeczytaną stroną suspensem, godnym Hitchcocka. Pierwsza połowa książki to powolne nawarstwianie się napięcia, zalążek zakrojonej na szeroką skalę intrygi, w której centrum tkwi nieświadomy jeszcze niczego ambitny i niezwykle uczciwy Jack Hunt oraz potężna korporacja farmaceutyczna, która prośbą i groźbą wciąga do współpracy każdego liczącego się w światku medycyny człowieka, mającego na tyle silny autorytet, aby promować ich rzekomo cudowny lek, cyclint, zapobiegający zawałom serca, który niedługo pojawi się na rynku. Autor, za pośrednictwem Jacka jasno daje nam do zrozumienia, co myśli o takowych praktykach, przy okazji zmuszając nas do głębokich przemyśleń. Bo po cóż, tak naprawdę firmy farmaceutyczne wydają miliony na promocje swoich leków, płacąc również lekarzom za przepisywanie ich swoim pacjentom, skoro gdyby naprawdę były takie skuteczne to obroniłyby się same? Żadna reklama nie byłaby im potrzebna. Odpowiedź nasuwa się sama: albo firmy farmaceutyczne doskonale zdają sobie sprawę, że ich leki są nieskuteczne, albo mają co do tego poważne wątpliwości i z takiego też założenia wychodzi Jack Hunt, kategorycznie zabraniając swoim podwładnym współpracy z takimi korporacjami. Jak można się tego spodziewać jego decyzja rozzłości kilku wysoko postawionych osobników, którzy niezwłocznie przystąpią do zatruwania życia Hunta i jego rodziny. Ich zdecydowane naciski będą oscylować pomiędzy nachalnymi telefonami i obietnicami wielkich pieniędzy po bestialskie pobicie Danny’ego, syna Jacka, które przez wzgląd na doskonały styl Carsona niebywale mnie wzruszyło, ponieważ jak już wspomniałam wcześniej przez ten krótki okres czytania „Ostatniego dyżuru” zwyczajnie żyłam życiem jego bohaterów - razem z nimi przeżywałam ich troski i radości oraz wspólnie z nimi wstąpiłam w sam środek koszmaru, przygotowany w drugiej połowie powieści przez bezwzględną firmę farmaceutyczną.
Podczas lektury „Ostatniego dyżuru” niejeden czytelnik z pewnością będzie przekonany, że udało mu się przewidzieć wszystkie ukryte motywy potężnego antagonisty i być może na niektóre wpadnie bez większego problemu, ale jestem przekonana, że zakończenie zaskoczy każdego, że naczelny motyw postępowania korporacji farmaceutycznej wbije w fotel nawet starego wyjadacza thrillerów. I co ważniejsze da mu poczucie, że Carson dokładnie przemyślał całą fabułę swojej książki jeszcze przed jej napisaniem, ponieważ nie ma tutaj miejsca na nagle pojawiające się wątki, ignorujące aspekty przyczynowo-skutkowe. Cała fabuła „Ostatniego dyżuru” od pierwszej do ostatniej strony tak mocno się klei, przy okazji tak skrupulatnie dbając o nieznośne wręcz napięcie emocjonalne, że chyba na całym świecie nie znajdzie się jej odbiorca, który mówiłby o jakimkolwiek niedopracowaniu. Jak dla mnie to istne mistrzostwo thrillera medycznego, po które każdy entuzjasta tego gatunku literackiego powinien sięgnąć w trybie natychmiastowym!
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

5 komentarzy:

  1. Buffy, mogłabyś napisać recenzję Straszny Film 5? ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Z thrillerów medycznych, to znam jedynie kilka dzieł Robina Cooka i Tess Gerritsen i osobiście, jak dotąd się na nich nie zawiodłam, dlatego z czystej ciekawości skusze się również po twórczość Paula Carsona skoro twoim zdaniem „Ostatni dyżur” jest znakomitym dreszczowcem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze mówiąc poza Cookiem i Gerritsen faktycznie ciężko by mi było podać inne nazwiska. Carsona nie kojarzę. Jak widać - mój błąd.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że chociaż zakończenie jest w miarę, bo cała książka jakoś do mnie nie przemawia. Nie lubię jak się wszystkiego domyślam, jak jest banalnie, szczególnie w literaturze :( Pozdrawiam i zapraszam do mnie na recenzję czarnej komedii "Turyści" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przewidziałeś wszystkie części układanki? No to szacun. Ja wpadłam może na dwa takie puzzle, a jest ich od groma, więc dla mnie na pewno banalnie nie było;)

      Usuń