poniedziałek, 26 sierpnia 2013

„Drabina Jakubowa” (1990)

Weteran wojny wietnamskiej, Jacob Singer, po śmierci synka i rozwodzie z żoną próbuje ułożyć sobie życie z nową kobietą, Jezebel. Jednakże w osiągnięciu pełni szczęścia przeszkadzają mu dziwne wizje przerażających demonów, które czyhają na jego życie oraz fragmentaryczne wspomnienia z frontu. Po spotkaniu z kolegami z batalionu, którzy borykają się z tym samym problemem, mężczyzna nabiera przekonania, że za niezdrowy stan ich umysłu odpowiada wojsko. Próbując znaleźć dowody na poparcie swojej tezy Jacob będzie musiał stanąć do walki z niepokojącymi imaginacjami swojej jaźni.

„Drabina Jakubowa” Adriana Lyne’a w latach 90-tych przeszła bez większego echa, głównie za sprawą niedostosowanej do swojej epoki osi fabularnej, która mogła nieco dezorientować ówczesnych odbiorców. Spory rozgłos zyskała dzięki wyznaniu twórców serii gier, zatytułowanej „Silent Hill”, którzy przyznali, że czerpali z niej inspirację. Do dziś trwają spory na temat przynależności gatunkowej niniejszego obrazu, bowiem można w nim dostrzec zarówno elementy typowe dla thrillera, jak i horroru psychologicznego. Choć widzowie przyzwyczajeni do pełnych jump scenek i skomputeryzowanych wizualizacji straszydeł współczesnych filmów grozy mogą ostro sprzeciwiać się przed określaniem tej produkcji mianem horroru to długoletni wielbiciele gatunku, którzy przy takowej klasyfikacji kierują się bardziej integralnymi dla produkcji grozy elementami oraz narracją, aniżeli poszukiwaniem czegoś, co będzie w stanie ich zaniepokoić bez wahania przyznają, że oto mają do czynienia z rasowym horrorem psychologicznym z lekkimi naleciałościami thrillera.

Film Lyne’a od początku do końca bazuje głównie na duszącym, schizofrenicznym klimacie, który ma za zadanie poniekąd wprowadzić widza w stan umysłu Jacoba, ale nienachalnie – nie na tyle dosłownie, aby wprawić go w stan daleko idącego przerażenia. Już sama przynależność gatunkowa „Drabiny…” (horror psychologiczny) sugeruje nam, że będziemy mieć do czynienia ze swego rodzaju lekko niepokojącą łamigłówką, a nie stricte straszakiem. Tak, więc towarzyszymy naszemu głównemu bohaterowi między innymi na imprezie domowej, w której świadkuje swoistemu stosunkowi Jezebel z oślizgłą istotą z mackami w trakcie tańca, albo w czasie jego choroby, w której palony przez gorączkę nagle przenosi się do swojego poprzedniego życia z pierwszą żoną i trójką dzieci, łącznie z synem, który nadal żyje. Niniejsza scena ma za zadanie zdezorientować odbiorcę, co znakomicie jej się udaje, bowiem po słowach Jacoba, skierowanych do swojej małżonki, w której opowiada jej, że śnił o życiu z Jezebel zaczyna zastanawiać się, czy cały wstęp filmu nie był tylko i wyłącznie imaginacją jego zszarganego przez koszmar wietnamski umysłu. Z czasem, kiedy reżyser wprowadzi typowe dla thrillera wątki spiskowe, sugerujące udział wojska w przedziwnych przywidzeniach Jacoba akcja skłoni się lekko w stronę sensacji, aczkolwiek gdzieś tam pod powierzchnią groza nadal będzie doskonale wyczuwalna. Nie trudno odgadnąć, że Lyne starał się przemycić w swoim obrazie stawiające w złym świetle rząd Stanów Zjednoczonych oraz fiasko wietnamskie, dające do myślenia tezy, aczkolwiek uważny widz i tak będzie się doszukiwał w scenariuszu innego wyjaśnienia demonicznych wizji Jacoba. Jedyne, co można zarzucić „Drabinie…” to zbyt duża przewidywalność, jak na standardy współczesnego odbiorcy. W latach 90-tych widzowie z pewnością byli mocno zaskoczeni finałem, aczkolwiek w XXI wieku, kiedy mamy już za sobą multum produkcji, w których główny bohater staje w obliczu niezrozumiałej dla siebie zagadki mamy już doświadczenie w wyszukiwaniu i interpretowaniu drobnych sygnałów podrzucanych przez twórców w trakcie całego seansu, które pozwalają przedwcześnie rozszyfrować zagadkę tajemniczym przywidzeń Jacoba. Reżyser troszkę przesadził w ilości tego rodzaju wątków. UWAGA SPOILER Nieustannie zadawane przez Jacoba pytanie: „Czy ja umarłem?”, fragmentaryczne migawki z Wietnamu, na których widzimy go obficie krwawiącego i wreszcie teza jego kręgarza na temat życia po śmierci i wizji piekła. Finalna scena, w której widzimy Jacoba umierającego na łóżku polowym w Wietnamie jasno wskazuje, jakiej interpretacji swojego filmu pragnąłby Lyne – patrzenia na wszystkie wcześniejsze wydarzenia przez pryzmat czyśćca, z którego główny bohater może wydostać się i powędrować do Nieba tylko wówczas, gdy ostatecznie pogodzi się ze swoją śmiercią i odetnie od życia doczesnego. Pomóc w tym ma mu jego przewodnik, kręgarz Louis. Jednakże osobliwa konstrukcja filmu pozostawia również furtkę do drugiej, troszkę mniej wiarygodnej interpretacji, w której Jacob wcale nie umarł, a jedynie konfrontował się z kolejnymi wizjami, tym razem własnej śmierci, co naturalnie prowadzi nas do wątku z wojskiem i jego eksperymentów ze specyfikiem, zwanym „drabina”, który wydobywał z żołnierzy najniższe, zwierzęce instynkty, robiąc z nich swoiste maszyny do zabijania. W drugiej interpretacji to właśnie rząd Stanów Zjednoczonych ponosi winę za stan Jacoba KONIEC SPOILERA.

Największą siłą filmu Adriana Lyne’a są efekty specjalne, z których najsilniej zapada w pamięci podróż Jacoba przez demoniczny szpital w podziemiu, w którym widzi rzesze chorych psychicznie, nienaturalnie podrygujących pacjentów, zbryzgane krwią ściany i porozrzucane po podłodze ludzkie kończyny – w tym momencie klimat osiąga swoje apogeum, mrożąc krew w żyłach niepokojącymi obrazami. Jeśli ktoś szukałby w „Drabinie…” jakiejś kwintesencji horroru, grozy w najczystszej postaci to odnalazłby ją właśnie w tym konkretnym momencie.

Nie można zapominać o kolejnym mocnym plusie tej produkcji, a mianowicie Timie Robbinsie, odtwórcy roli Jacoba Singera, który nie tylko grał, on wręcz wszedł w swoją postać, tchnął w nią życie, a co za tym idzie sprawił, że widz, który być może przewidzi większość wydarzeń zaprezentowanych podczas seansu i tak będzie całym sercem z nim i jego koszmarem. Na uwagę zasługuje również kręgarz, Danny Aiello oraz mały Macaulay Culkin, którzy choć nieco ustępują warsztatowo Robbinsowi w porównaniu z pozostałą częścią obsady odrobinę wybijają się na drugi plan.

Nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że „Drabina Jakubowa” to film-zagadka, w którym nic nie jest tym, czym się wydaje, bo choć w latach 90-tych pewnie mocno zaskoczyła publiczność finałem to obecnie dla uważnych widzów może być mocno przewidywalna. Jednakże ciekawy jest fakt, że pomimo tej łatwości w interpretowaniu sygnałów podrzucanych przez twórców przez całą projekcję i tak nie ma się ochoty przerwać seansu (oczywiście, jeśli jest się wielbicielem lekko schizofrenicznych, klimatycznych horrorów psychologicznych, które zamiast przerażać lekko niepokoją), głównie przez wzgląd na dopracowane w najmniejszych szczegółach, mocno przekonujące wizualizacje imaginacji Jacoba oraz jakże intrygujący pomysł na scenariusz. Ponadto, nie wydaje mi się, żebym znalazła we współczesnym kinie grozy tak duszącą atmosferę nadnaturalnej grozy, a to w gatunku zawsze było i jest najważniejsze.

18 komentarzy:

  1. Nie mogę odmówić "Drabinie Jakubowej" pewnego uroku, ale kurcze ten film mnie zamęczył. Wydawał mi się taki strasznie nudny i archaiczny, jak dla mnie totalnie nie przeszedł próby czasu. Ale obejrzeć warto, choćby po to, żeby potem pomarudzić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie do końca skumałam kogo miały symbolizować te jego kobiety. Pomożesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę to tak: SPOILER Jezebel, celowo nosi imię biblijne (o czym przypomina nam sam Jacob we wstępnej rozmowie z nią, gdybyśmy przypadkiem tego nie skojarzyli), a w Nowym Testamencie była osobą, która odwodziła ludzi od chrześcijaństwa. Rozpustna kolesiówa podobnie, jak w filmie. Jako, że cały film obrazuje zmierzanie Jacoba raz w stronę Nieba, a raz Piekła, gdy zbliża się do niej jest bliżej Piekła, a gdy skłania się ku swojej żonie (która może być swego rodzaju Aniołem) jest bliżej Nieba KONIEC SPOILERA.
      Ale to tylko moja interpretacja, być może błędna.

      Usuń
  3. Oglądałem ten film lata temu i nie zapomnę tego klimatu nigdy :) Zrobił na mnie wtedy ogromne wrażenie, aż muszę kiedyś powtórzyć ten seans :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Kooorciii mnie ten film!!! i aż wstyd się przyznać, że jeszcze ze go nie obejrzałam

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowity film. Jeden z nielicznych, które mają u mnie maksymalną ocenę. Taki klimat można znaleźć juz tylko i wyłącznie w starszych produkcjach, we współczesnym kinie już nigdy nie uda się osiągnąć tego co chociażby twórcom "Harryego Angela" ,"Siedem" czy "Drabiny Jakubowej" właśnie.
    W pełni sie zgadzam, że największym atutem takich produkcji jest ta włąsnie trudna do uzyskania ciężka, duszna i niepokojąca atmosfera grozy.
    Jesli chodzi o przewidywalnośc, to dla mnie final to był lekki twist-ending, no może dopiero przy samym końcu trochę się domyślałem zakończenia. Ale to wszsytko dlatego, że ten film tak mnie zahipnotyzował, że skupiałem się tylko na biegu wydarzeń a nie myśleniu ;)
    Poza tym świetna rola Robbinsa, jedna z najlepszych w jego karierze. Przejmująco i realistycznie tu zagrał.
    Uważam, że każdy kinoman powinien obejrzec ten film.

    Jarek KG

    OdpowiedzUsuń
  6. Absolutnie jeden z moich ulubionych horrorów, który już samym klimatem zabija większość dzisiejszych produkcji. Fakt, że dzis już finał może nie być aż tak zaskakujący jak kiedyś, ale nie sam finał świadczy o jakości tej produkcji. Dla mnie bomba.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dawno nie oglądałem, chociaż czuję, że w tym tygodniu powtórzę seans. Rzadko spotyka się taki klimat w filmach, w dodatku na takim poziomie.

    "Spory rozgłos zyskała dzięki wyznaniu twórców serii gier, zatytułowanej „Silent Hill”, którzy przyznali, że czerpali z niej inspirację."

    Dzięki temu może dotarła do młodszego pokolenia, ale wydaje mi się, że film rozgłos (przynajmniej w gronie fanów gatunku) znacznie wcześniej. Ich inspiracje nie są wcale undergroundowe (przynajmniej w pierwszych częściach), ale dotyczą znanych dzieł (Blue Velvet na przykład). Świetne Session 9 też zainspirowało grę, ale masowego widza dzięki temu nie zyskało. Szkoda.

    Warto dodać, ze inspiracja u twórców SH nie oznacza tylko wyciągnięcia pewnych elementów, ale wręcz przeniesienie ich do gry. Także całych scen (oczywiście pod odpowiednim dostosowaniu ich do świata gry)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fani gatunku dokopią się do każdego filmu, więc oni nie są żadnym wyznacznikiem popularności danej produkcji. "Drabina..." w latach 90-tych nie tylko umknęła masom, ale również krytykom (nie zauważyłam żadnych komentarzy ówczesnych "znawców" na temat tego filmu, że już nie wspomnę o jakichkolwiek nagrodach, które w czasach premiery tego obrazu na pewno mu się należały), więc do tego odnosiło się to zdanie, a nie znajomości wśród fanów gatunku;)

      Usuń
    2. http://siskelandebert.org/video/532AAAB9YGXU/Jacob8217s-Ladder--Vincent-and-Theo-1990

      Ale Japończycy mieli pewnie utrudnioną dostępność. Zwłaszcza, że film świeży nie był a internet nie był tak rozwinięty jak teraz. Na pewno Jacob's Ladder nie dostał takiego wsparcia jakie powinien, ale w samych Stanach zarobił ponad 26 milionów (przy koszcie 25). To wynik znacznie lepszy niż w Blue Velvet samego Davida Lyncha, nie mówiąc już o Session 9, które w stanach nie zarobiło na siebie (przynajmniej wg imdb). Te filmy też nie zdobyły nagród, ale ciężko odmówić Blue Velvet kultowości. I jeśli nie oglądałaś Session 9 to polecam ;)

      Usuń
    3. Zapomniałem dopisać, że rozumiem oczywiście o tym, że inspiracja w SH pomogła temu filmowi, ale raczej też była skierowana tylko i wyłącznie do fanów gatunków i to tych młodszych, którzy żyli już w erze nowszych filmów, takich jak Milczenie Owiec czy Siedem

      Usuń
    4. "ale raczej też była skierowana tylko i wyłącznie do fanów gatunków"
      Nie zgodzę się, że w SH grają tylko fani gatunku - przykład: mój brat nienawidzi horrorów, a gry SH lubi. Zresztą nie tylko on, jak tak liczę wśród swoich znajomych, którzy w życiu może ze dwa horrory widzieli, a grają w SH to tym bardziej upewniam się w przekonaniu, że to nie jest gra tylko i wyłącznie dla fanów gatunku filmowego (bo należy rozróżnić grę od filmu, to całkowicie inny typ rozrywki).
      Dzięki za filmik, ale i tak nie zmiania mojego przekonania, że film został niedoceniony w swoich czasach - wyprzedził swoją epokę, musiał poczekać na SH, żeby go całkowicie docenić. To moje zdanie i na pewno go nie zmienię.

      Usuń
    5. Obok horroru (a może nawet przede wszystkim) Silent Hill jest dramatem. Sama rozgrywka survivalowa jest jedynie pretekstem (coś trzeba w końcu w grze robić) do przedstawiania historii i bohaterów.

      Więc zgadzam się, że nie była (obecne części są spłycone i skierowane raczej tylko do fanów... i to nie horroru a serii. Jednak sprawdzają się i w takiej formie) dla fanów horrorów.

      Teraz pytanie tylko jaki odsetek z tych ludzi zaciekawił się inspiracjami twórców, których jest masa. Obawiam się, że byli to głównie fani horrorów, bo tego elementu najczęściej dotyczyły. I nie zamierzam cie przekonywać a jedynie wyrazić swoje zdanie.

      Usuń
    6. No, ale napisałeś, że SH jest tylko i wyłącznie dla fanów horrorów, stąd moje zdziwienie, bo z zupełnie innej strony znam jej graczy.
      "Teraz pytanie tylko jaki odsetek z tych ludzi zaciekawił się inspiracjami twórców, których jest masa"
      Badań nie robiłam na ten temat, ale zajrzałam na FW i widzę po profilach osób, którzy napisali, że o filmie usłyszeli tylko dzięki SH, że wiele horrorów nie oglądali. Należy jeszcze wspomnieć, że bardzo wiele osób uważa ten film za thriller, a nie horror, więc tym bardziej wątpię, żeby tylko i wyłącznie fani gatunku go oglądali.
      "I nie zamierzam cie przekonywać a jedynie wyrazić swoje zdanie."
      Ale tak mi Twoja wypowiedź zabrzmiała - jak źle wniosłam z Twojego tonu wypowiedzi to sorki.

      Usuń
    7. Nie masz za co przepraszać, jeśli z mojego tonu wyniosłaś coś takiego to znaczy, że to ja źle sformułowałem swoją wypowiedź. Po prostu sporo czasu spędziłem na graniu w SH czy przeglądaniu for dotyczących serii (a i to pewnie zaledwie liznąłem tylko najbardziej oczywiste rzeczy).

      Nie chodziło mi o to, że SH jest tylko i wyłącznie dla fanów horrorów. Wychodzę z założenia, że jeśli coś jest dobre w danym gatunku to jest dobre dla każdego. Chodziło mi o samo szperanie w odwołaniach, ale tutaj nie będę już ciągnął wątku (i tak planowałem opisać co ważniejsze filmy. Dodam tylko jednak, że na oficjalnej liście inspiracji królują dramaty, sci-fi i w mniejszym stopniu thrillery. Ale ta lista jest niepełna, przynajmniej ja nie uwierzę w inny wariant). Zaś co do do filmów - Psychoza, Czerwony smoki czy Milczenie owiec to też przykłady thrillerów, które dość dobrze sobie poradziły w środowisku horrorowym. Czasem granica jest zbyt mała

      Usuń
  8. Film oglądałam już jakiś czas temu, ale nadal pamiętam wrażenie, jakie mi wówczas towarzyszyło. Scena w szpitalu była niezwykle mocna, podobnie zresztą jak scena na imprezie. Zakończenie mnie zaskoczyło. Zdecydowanie, jeden z lepszych horrorów, jakie oglądałam.
    Bardzo dobra recenzja.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne kino psychologiczne, nie dla każdego i tak sobie myślę, że również nie na każdy czas niestety. Takich filmów zdecydowanie powinno być więcej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie sie śniło że nie diabeł czy coś nawiedziło w nocy wchodząc po drabinie potem schodząc przegonione , z tąd zainteresowanie tym filmem

    OdpowiedzUsuń