poniedziałek, 16 września 2013

Michael Cobley „Ziarna Ziemi”

Ludzkość jest o krok od przegrania wojny z inteligentnym gatunkiem, przemierzającym wszechświat i zajmującym coraz to nowe planety. Aby nasza rasa przetrwała Ludzie wysyłają w przestrzeń kosmiczną trzy statki kolonizacyjne, ufając, że chociaż jeden z nich dotrze do przyjaznej nam planety i tam osiądzie przynajmniej do czasu zakończenia wojny na Ziemi. Istotnie, jednemu udaje się dolecieć na odległego Dariena, zamieszkałego przez przyjaźnie nastawioną rasę, zwaną Uvovo, którzy postanawiają koegzystować z Ludźmi, na równych prawach. 150 lat później, po zakończeniu wojny na Ziemi (współczesnej Ziemiosferze) jej mieszkańcy odkrywają kolonię swojej rasy na Darienie i wysyłają swojego ambasadora, który ma za zadanie zawiązać współpracę z jej mieszkańcami. Jednakże wraz z nim na Dariena zostaje wysłany ambasador sojuszniczej planety Ziemiosfery, Hegemonii Sendrukańskiej, która ma własne niecne plany względem nowoodkrytej planety.

Pierwsza część cyklu książek science fiction Michaela Cobley’a, skierowana głównie do czytelników niebojących się drobiazgowych opisów, pełnych skomplikowanej, często wymyślonej przez autora, technologii, która w wizji Cobley’a ma być częścią naszej przyszłości. W dzisiejszych czasach naprawdę ciężko jest trafić na bardziej rozbudowany język, bowiem przeważająca większość współczesnych pisarzy stawia na lapidarność, bazującą na ogólnikowym kreśleniu fabuły, pomijając większą szczegółowość, tak opisywanych sytuacji, jak i bohaterów. Dlatego też, odczuwając potrzebę na nieco bardziej skomplikowaną, zmuszającą do wzmożonego myślenia, literaturę, „Ziarna Ziemi” okazały się nader trafnym wyborem.

Już sam pomysł na zawiązanie fabuły zasługuje na pochwałę – wojna, która wymusza na ludzkości próbę zasiedlenia innych planet i dotarcie jednego ze statków kolonizacyjnych na planetę Dariena, zamieszkałą przez rasę Uvovo, która to będzie znakomitym przyczynkiem do wprowadzenia wątków fantasy, bowiem ich niekonwencjonalna kultura, skupiona na oddawaniu czci Naturze i nadnaturalnym postaciom zamieszkującym lasy, pozostawiają furtkę na czasowe odchodzenie od twardego science fiction w stronę bardziej bajkowego fantasy. Kolejnym mocnym punktem są bez wątpienia wątki stricte polityczne – dyplomatyczne manipulacje pomiędzy prezydentem Dariena i ambasadorami Ziemiosfery oraz Hegemonii Sendrukańskiej. Każda planeta ma swój własny plan, mający na celu przynieść jej jak najlepsze korzyści, ale stara się go zrealizować w tak dalece zawoalowanym stylu, aby żadna ze stron nie „odkryła jej atutowych kart”. Owe gierki polityczne, naturalną koleją rzeczy, pociągają za sobą coraz większą liczbę ofiar – inscenizowane zamachy, za które winą każdy z przywódców obarcza obywateli antagonistycznej planety. Wojna zdaje się być nieunikniona – pytanie tylko, kiedy ona nastąpi i po której stronie opowie się każda z zainteresowanych nacji. Sytuację dodatkowo komplikuje zamiłowanie obywateli Ziemiosfery i Hegemonii Sendrukańskiej do Sztucznej Inteligencji, która w pewnym stopniu kieruje ich poczynaniami, a która w przeszłości mocno osłabiła rasę Uvovo, teraz czynnie przygotowującą się do wojny u boku egzystujących z nią Ludzi. Reprezentujący tych ostatnich, znajdujący się w samym środku politycznych reperkusji, archeolog Greg, jego wuj Teo wraz ze swoim zespołem, ściśle współpracujący z prezydentem Dariena oraz tzw. Ulepszona, Catriona, która stara się zgłębić mitologię Uvovo, czując, że jest ona kluczem do wygrania wojny. Jak na typowe science fiction przystało nie zabrakło również miejsca na typową, pełną niebezpieczeństw, różnorakich, naznaczonych dużą dozą wyobraźni autora, ras oraz zaawansowanej technologii, podróż, w którą z odległej Darienowi planety wyrusza niejaki Kao Czi, celem reprezentowania swojej nacji, służącej pomocą Uvovo w trakcie rychłej wojny. Jego przeprawa przez galaktykę, przez wzgląd na często wbrew sobie, odwiedzane społeczności, całkowicie różniące się od Ludzi, posiada największą dozę skomplikowania oraz przestojów narracyjnych (zbyt długo skupiających się na drobiazgowych opisach), które szczerze mówiąc chwilami nieco mnie nużyły. Ale tylko do czasu powrotu na Dariena i dalszego relacjonowania subtelnej inwazji, która pomimo braku zawrotnej akcji, przyciąga uwagę swoją mocno manipulacyjną wymową.

Myślę, że pierwsza część „Ziaren Ziemi” całkiem obiecująco rokuje na udaną serię science fiction, przeznaczoną dla wielbicieli nieco skomplikowanej prozy, stawiającej na delikatne niuanse polityczne i drobiazgowe charakterologie bohaterów, zamiast pełne porywających akcji wydarzenia. Wyobraźnia Cobley’a nie zna granic, co udowodnił już tutaj, w pierwszym tomie, a więc podejrzewam, że dalej może być jeszcze ciekawiej.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

2 komentarze:

  1. Myślę, że mogłabym ją przeczytać. Rozejrzę się za nią.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie potrafię przełamać swojej awersji do książek science fiction. Parę razy próbowałam lecz z mizernym skutkiem, dlatego i tym razem nie skuszę się na powyższą książkę.

    OdpowiedzUsuń