sobota, 12 października 2013

„Mroczne opowieści” (1997)

Recenzja na życzenie

Czwórka młodych ludzi przez awarię samochodu zostaje zmuszona do przenocowania w lesie. Aby jakoś zapełnić sobie czas oczekiwania na pomoc opowiadają sobie straszne historie. Pierwsza traktuje o nowożeńcach, którzy również muszą spędzić jedną noc swojej podróży poślubnej w lesie, w którym żeruje niebezpieczny przeciwnik. Druga opowieść mówi o dwunastoletniej dziewczynce, która zostaje na noc sama w domu, gdzie ukrywa się pedofil. Ostatnia historia traktuje o mężczyźnie przemierzającym kraj na motorze, który zatrzymuje się w domu nowopoznanej młodej niemej kobiety, która co noc świadkuje przerażającym zjawiskom w swoim otoczeniu.

Zawsze ciężko było mi w pełni zaakceptować formułę tzw. nowel filmowych, których fabuła zamyka się w jakichś dwudziestu-trzydziestu minutach, często nie pozwalając w pełni wczuć się w daną sytuację bohaterów. David Semel, Martin Kunert i Matt Cooper być może zdając sobie sprawę z niemożności zbytniej komplikacji fabuł tego rodzaju opowieści postanowili nawiązać do formuły tzw. urban legends, popularnych szczególnie w Stanach Zjednoczonych krótkich historyjek grozy, najczęściej przekazywanych sobie przez młodych ludzi przy ognisku. Miejskie legendy nigdy nie pretendowały do miana czegoś ambitnego, czy choćby minimalnie skomplikowanego, wręcz przeciwnie miały na celu wywołać krótkotrwałe uczucie niepokoju poprzez swoją prostotę – krótki wstęp zapoznający nas z bohaterami, nastrojowe rozwinięcie i tragiczne zakończenie, ot i cała filozofia urban legends. Oczywiście, w prostych historyjkach również może tkwić wielki potencjał, ale tylko wówczas, gdy na krześle reżyserskim zasiądzie człowiek zdeterminowany zaniepokoić publiczność i o dziwo w przypadku dwóch nowel „Mrocznych opowieści” ogólny zamysł twórców całkiem przyzwoicie wypadł w praktyce.

Pierwsze, co rzuca się w oczy w przypadku wszystkich trzech historii (i jednej dodatkowej je spinającej) jest niebywale mroczny klimat, który znacznie potęguje czas akcji – otóż wszystkie opowieści rozgrywają się pod osłoną nocy – ale również nastrojowa, spokojna ścieżka dźwiękowa, niemalże od pierwszej nuty wpadająca w ucho. Realizacji naprawdę nie można absolutnie niczego zarzucić, wszak to swego rodzaju kwintesencja horroru lat 90-tych, kiedy to stawiano przede wszystkim na klimat wszechobecnej grozy i odrobinę miłego dla oka kiczu, zamiast koszmarnych CGI… Prawdziwym problemem „Mrocznych opowieści” są jej dwie nowele – nudnawa, utrzymana w konwencji typowego slashera historia o nowożeńcach, popełniających masę charakterystycznych dla tego nurtu horroru błędów, które w konsekwencji prowadzą do tragedii oraz oddarta z jakiegokolwiek elementu zaskoczenia, lekko humorystyczna („Ludzie też potrafią lizać”) opowieść o dziewczynce padającej ofiarą pedofila. Gdyby niniejsza antologia składała się jedynie z sekwencji o czwórce znajomych, którzy opowiadają sobie przy ognisku mroczne historyjki i którzy w finale zaskakująco kończą (jak na tamte czasy, bowiem w XXI wieku podobny motyw kilka razy przewinął już się w kinie grozy) oraz moim zdaniem z najbardziej niepokojącej historii o nawiedzonym domu pewnej niemej kobiety, pełnej wyważonej grozy i realistycznych wizualnie efektów specjalnych to pewnie okazałaby się prawdziwym hitem. Ale niestety, dwie przydługie i co gorsza nudnawe nowele znacznie zaniżyły ogólny poziom „Mrocznych opowieści”.

Nikt chyba nie wątpi, że w urban legends tkwi spory potencjał (co widać choćby w dwóch nowelach niniejszego obrazu), często eksploatowany w pełnometrażowych horrorach typu „Koszmar minionego lata”, czy „Candyman”, aczkolwiek niełatwo jest to wydobyć z tej całej do bólu konwencjonalnej otoczki – czasami, jak w przypadku niniejszych opowieści o dwunastoletniej dziewczynce i nowożeńcach chęć przerażenia widzów prostotą fabularną kończy się niemożliwą do przezwyciężenia nudą, która pozbawiła wiele uroku te przecież pełne elektryzującego klimatu historyjki.  

3 komentarze:

  1. Nie przepadam za nowelami filmowymi. Tak, jak wspominałaś często fabuła zamyka się w jakichś kilkunastu minutach i nie można w pełni wczuć się w daną akcje, dlatego w przypadku powyższej pozycji jednak spasuje tym bardziej, że piszesz iż dwie nowele były nudnawe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ochotę poznać te nowele. Niby nie powalają oryginalnością, ale jednak coś mnie nęci do tego, by poznać historie opowiadane przez grupę, która musi spędzić noc w lesie. Zresztą mam słabość do konwencji młodzi ludzie+las+noc+ morderca/duch/cokolwiek innego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też nie lubię nowel filmowych. O wiele lepiej się je czyta niż ogląda ;)

    OdpowiedzUsuń