niedziela, 26 stycznia 2014

„Dziewięć mil w dół” (2009)


Specjalista do spraw bezpieczeństwa, Thomas „Jack” Jackman zostaje wysłany do stacji badawczej na Saharze, z którą na skutek burzy piaskowej utracono łączność. Po dotarciu na miejsce mężczyzna zastaje opustoszałe pomieszczenia, z ostrzeżeniami i tajemniczymi zaklęciami wypisanymi na ścianach. Nazajutrz Jack spotyka młodą kobietę, JC, która utrzymuje, że należała do ekipy stacji badawczej. Choć dziewczyna pragnie, jak najszybciej odjechać Jack dostaje polecenie pozostania na miejscu do czasu przyjazdu policji. Wkrótce JC zdradza mu, że wraz z resztą ekipy zajmowała się odwiertami, które przypadkiem doprowadziły ich do niepokojącego zjawiska, które z czasem zaczęło wpływać na psychikę całej grupy.

Obcując z filmowym horrorem z rzadka natykam się na mało znane obrazy, co do których nie mam absolutnie żadnych oczekiwań, choćby po opisie będąc przekonana o ich niskiej wartości, a które w rezultacie oferują mi więcej, aniżeli wszystkie szeroko reklamowane filmy razem wzięte. Tak było w przypadku koprodukcji Stanów Zjednoczonych, Australii, Wielkiej Brytanii i Węgier, wyreżyserowanej przez Anthony’ego Wallera. Twórca „Amerykańskiego wilkołaka w Paryżu” wziął na warsztat dwa często poruszane w kinie grozy tematy, halucynacje i Szatana, zmiksował je i wtłoczył w jakże potęgującą klimat pustynną scenerię. W efekcie otrzymałam intrygującą historię, prowadzoną z poszanowaniem wszelkich reguł gatunku, ale w kilku momentach niepozbawioną paru drobnych wad.

Waller ograniczył liczbę bohaterów do dwóch osób. Specjalisty do spraw bezpieczeństwa, wykreowanego przez Adriana Paula, który niestety miał poważne kłopoty z mimiką. Dopóki jego rola wymagała stateczności, swego rodzaju powściągliwości w ukazywaniu emocji radził sobie całkiem znośnie. Natomiast w trakcie późniejszych, kulminacyjnych dla filmu scen, gdy wpadł w sidła demonów tych biblijnych bądź wewnętrznych, coraz bardziej popadając w szaleństwo jego mimika miała w sobie mniej autentyzmu niż współczesne efekty komputerowe. Dużo lepiej wypadła partnerująca mu Kate Nauta. Ze względu na fakt, że to ona stanowi swego rodzaju zapalnik umysłowej destrukcji Jacka oraz spoczywa na niej niełatwe zadanie oszukiwania widzów naprawdę zrobiła wszystko, co tylko możliwe, aby uwiarygodnić swoją kreację. Początkowe sceny obrazujące samotną wędrówkę Jacka po opuszczonej stacji badawczej są dowodem niesamowitego wyczucia gatunku reżysera. Burza piaskowa pośrodku oddalonej od cywilizacji Sahary, ciemne korytarze placówki, ściany pełne wypisanych ostrzeżeń i wreszcie wypatroszony kojot leżący na środku pokoju w mistycznym kręgu, w towarzystwie wypisanych na ścianach zaklęć. To wszystko znacznie potęguje uczucie całkowitego wyalienowania oraz niezdefiniowanego niebezpieczeństwa czyhającego na niczego nieświadomego Jacka. Nazajutrz, gdy tylko ujrzymy biegającą po pustyni, wyłaniającą się jakby znikąd JC nasze podejrzenia raptownie skupią się na niej. O wiele szybciej niż Jack zaczniemy domniemywać, że nie jest tym, za kogo się podaje. Jednakże na konkrety będziemy musieli troszkę zaczekać, bowiem Waller dosyć długo utrzymuje naturę zagrożenia w tajemnicy, ale nie na tyle, żeby znużyć odbiorcę. Co oczywiście jest kolejnym dowodem jego wyczucia dramaturgii.

Gdy nasi bohaterowie dowiadują się, za pośrednictwem radia, że muszą zostać na miejscu do czasu przybycia policji, jak można się tego spodziewać pomiędzy nimi zawiązuje się romans, na skutek którego dowiadujemy się o niedawnej tragedii osobistej Jacka. Jego katastrofalnie zakończone małżeństwo znacznie urozmaica nie tyle fabułę, co halucynacje, które wkrótce zaczynają go nękać. Mężczyzna widzi krew spływającą po ścianach i bryzgającą z umywalki. Znakomicie ucharakteryzowanego (minimalistycznie, bez ingerencji CGI) rozkładającego się trupa kobiety. Snującą się po korytarzach z pistoletem w dłoni byłą żonę i wreszcie wszelkiego rodzaju wizualizacje prawdziwego oblicza JC. Jak już wspomniałam to na niej skupią się wszystkie podejrzenia zarówno Jacka, jak i widzów i początkowo rzeczywiście Wallerowi udaje się umiejętnie zwodzić odbiorców. Są sceny, które jednoznacznie sugerują nam jej diabelską naturę, ale zaraz po nich następują takie, które każą nam podejrzewać, że kobieta jest tą, za którą się podaje, taką samą ofiarą, jak popadający w coraz większe szaleństwo Jack (mimo, że ona wizji nie miewa, co oczywiście również jest wielce podejrzane). Jednakże w pewnym momencie twórcy zbyt nachalnie zaczynają sugerować jedną z tych dwóch opcji, co owocuje brakiem większego efektu zaskoczenia w poza tym mocnym finale. Niemalże wszystkie halucynacje Jacka realizacyjnie wypadają nadzwyczaj przekonująco. Głównie z powodu posiłkowania się fizycznie obecnymi na planie rekwizytami, zamiast efektów komputerowych, co w efekcie wzmaga realizm wizualizacyjny. A powód jego coraz silniej wzmagającego się szaleństwa, skupiający się na krzyczącej dziurze w ziemi posiada w sobie spore pokłady oryginalności. Jednakże w jednym momencie Waller mocno przesadził. Mowa o końcowej rozmowie Jacka z szatańską JC i jego pakcie z nią zawartym, kiedy to twórcy ewidentnie nadużyli montażu, który w efekcie zamiast potęgować atmosferę grozy skłonił się ku czystej komedii. Ale to i tak niezły wynik biorąc pod uwagę multum takich niepokojących wizji, gnębiących mężczyznę – jedna poważna wpadka w trakcie półtoragodzinnego seansu to jak na ten gatunek filmowy spore osiągnięcie.

„Dziewięć mil w dół” będę polecać absolutnie każdemu wielbicielowi pozbawionych efekciarstwa, niskobudżetowych, ale umiejętnie nakręconych niejednoznacznych horrorów. W końcu w przeciwieństwie do większości hollywoodzkich obrazów może poszczycić się gęstym klimatem wyalienowania, potęgowanym niezdefiniowaną tajemnicą, a to w tym gatunku zawsze będzie najważniejsze. Dodajmy do tego przez większą część seansu mylącą oś fabularną oraz pełne dosłownej grozy halucynacje głównego bohatera i mamy przepis na horror niemalże idealny. Ale tylko dla prawdziwych fanatyków gatunku.

5 komentarzy:

  1. Właśnie obejrzałam ten film i muszę stwierdzić, że jest dość specyficzny. Do samego końca nie wiedziałam jak to się skończy i nie potrafiłam określić czy jest wyjaśnienie naukowe czy bardziej metafizyczne. Pewnie o to głównie chodziło reżyserowi, żeby widz wyrobił sobie własną opinię na temat tych dziwnych zjawisk. Ja osobiście przyjęłabym i to i tamto wyjaśnienie, dlatego film był dla mnie niezbyt oczywisty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SPOILER Mi bardziej pasuje wersja, że JC była człowiekiem. Głównie przez wzgląd na jej końcowe zachowanie, kiedy zamiast odjechać wróciła po Jacka. Liczyłam, że twórcy zdecydują się na jeszcze jeden zabieg - pokazania zaraz po śmierci Jacka jej "złego" spojrzenia (podobnego do tego, jakie wyobraził sobie Jack w śmigłowcu) . Wówczas dopuściłabym wieloraką interpretację, a tak wyjaśnienie fabuły jest dla mnie oczywiste. Zwykła schiza głównego bohatera. KONIEC SPOILERA. Ale w Twoim przypadku zamysł reżysera chyba zadziałał - chciał zmylić widzów i przynajmniej w Twoim przypadku mu się to udało;)

      Usuń
  2. Wczoraj obejrzałem. Dobry film, wciągnął mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Buffy, cytują Ciebie :)
    http://www.canalplus.pl/film-dziewiec-mil-w-dol_43020

    OdpowiedzUsuń