poniedziałek, 24 lutego 2014

„Dziwny lokator” (2004)


Architekt Felix, od kiedy rozstał się ze swoją dziewczyną Verą mieszka sam w wielkim domu. Pewnego wieczora do jego drzwi puka nieznajomy mężczyzna z prośbą o udostępnienie telefonu. Felix zaprasza go do środka, zostawia samego w salonie, a gdy wraca jego gościa już nie ma. Ten moment zapoczątkowuje serię niepokojących wydarzeń. Felix słyszy rozlegające się w jego domu niezidentyfikowane dźwięki i odnajduje ślady obecności dzikiego lokatora. Tylko czy jest możliwe, aby w jego domu mieszkał ktoś jeszcze?

Do „Dziwnego lokatora” nie podchodziłam zbyt entuzjastycznie z dwóch powodów. Przede wszystkim dlatego, że jest to obraz Guillema Moralesa twórcy „Oczu Julii”, za którym to filmem nie przepadam oraz został sklasyfikowany, jako hybryda thrillera z horrorem, a o ile uwielbiam ten pierwszy gatunek w wydaniu Hiszpanów, w tym drugim moim zdaniem odnajdują się dużo gorzej. Na szczęście, ku mojego ogromnemu zaskoczeniu „Dziwny lokator” okazał się o kilka klas lepszy od „Oczu Julii” i przede wszystkim porusza się w estetyce dreszczowca – horrorem staje się jedynie przy obraniu jednej z trzech interpretacji fabuły.

Ilekroć wspominam o jakimś hiszpańskim thrillerze niezmiennie zachwalam innowacyjną fabułę. Tak też jest i tutaj. Obcując ze światową kinematografią, jak dotąd nie spotkałam się z problematyką rzekomego pomieszkiwania dzikiego lokatora w czyimś domostwie. Z chwilą wejścia tajemniczego mężczyzny do rezydencji Felixa i jego tajemniczego zniknięcia cała historia, choć snuta w iście monotonnym tempie, skupiającym się przede wszystkim na budowaniu mrocznego klimatu prześladowania interpretacyjnie mocno się gmatwa. Obserwując chaotyczne bieganiny Felixa po własnym domu w poszukiwaniu dziwnego lokatora zapewne każdy widz będzie zastanawiał się nad dwiema ewentualnościami: stopniem prawdopodobieństwa podejrzeń Felixa i jego chorobą psychiczną. Czy jest możliwe, aby ktoś bez jego wiedzy egzystował wraz z nim pod tym samym dachem? Biorąc pod uwagę ogromny metraż jego rezydencji nie jest to takie nieprawdopodobne, ale twórcy nie ustają również w wysiłkach, aby nieustannie sygnalizować nam rozchwianie emocjonalne głównego bohatera. Po rozstaniu z dziewczyną Felix ze wszystkich sił stara się na powrót zaskarbić sobie jej sympatię, przekonać ją do odnowienia związku. Samotność go przytłacza, a to może skutkować podświadomą potrzebą stworzenia wyimaginowanego lokatora. Z drugiej strony wydarzenia, którym świadkujemy chwilami również nam dają ułudę obecności w domu kogoś jeszcze, ukrywającego się przed wzrokiem głównego bohatera. Gdy Felix zasypia twórcy wykorzystując prosty, acz jakże potęgujący i tak mroczną atmosferę trik operatorski sygnalizują nam wędrówkę dzikiego lokatora po parterze. Kamera wolno przesuwa się po pustych pomieszczeniach przy akompaniamencie ciężkiego oddechu. Podobnemu złudzeniu możemy ulec również z chwilą wejścia do domu psa impertynenckiej sąsiadki Felixa, który ginie wraz z nią w niezwykle pomysłowej scenie z wykorzystaniem smyczy. Podobnie, jak nasz protagonista będziemy domniemywać ingerencję osoby trzeciej, która zepchnęła z piętra nieszczęsną kobietę.

Scenariusz, choć wykorzystuje z gruntu prosty pomysł nieustannie intryguje mnogością interpretacyjną. Istota fabuły zmienia się jak w kalejdoskopie, nieustannie oscylując pomiędzy ewentualną obecnością dzikiego lokatora w domu Felixa a jego chorobą psychiczną. Dopiero ostatnie pół godziny filmu zaczną dobitniej skłaniać się w kierunku tej drugiej interpretacji. Gdy mężczyzna przekroczy próg domu sparaliżowanej kobiety i wbrew jej wiedzy zostanie tam na dłużej widzowie nabiorą pewności, że jego imaginacja uległa odwróceniu. Już nie jest prześladowany przez niechcianego lokatora, a sam przybrał jego postać. Końcówką filmu twórcy w pewnym sensie również udowadniają nam, że takie pomieszkiwanie w cudzym lokum bez wiedzy właściciela jest możliwe. Oczywiście, Felix miał większą swobodę od swojego domniemanego gościa, ponieważ kobieta poruszała się na wózku inwalidzkim, ale należy nadmienić, że miał do dyspozycji o wiele mniejszy metraż. Prawdą jest, że w ostatniej półgodzinie filmu twórcy zrezygnowali z mrocznego klimatu nieustannie odczuwanego wcześniej, ale zaserwowali nam kilka ciekawych rozwiązań fabularnych. Szczególnie zapada w pamięć wspólna masturbacja sparaliżowanej kobiety i Felixa, wbrew jej wiedzy, która przygnębia łatwością odebrania komuś jego prywatności, oddarcia z wszelkiej godności. I kiedy już jesteśmy przekonani, że wszystko wiemy, że główny bohater przez cały czas był ofiarą swojego szaleństwa Morales serwuje nam mocne zakończenie, w którym dochodzi następna ewentualna interpretacja. UWAGA SPOILER Wiedząc, że tajemniczy gość Felixa został zamordowany przez własną, sparaliżowaną żonę możemy przyjąć, że naszego protagonistę prześladował jego duch, pragnąc w ten pokrętny sposób naprowadzić go na swoje ciało. Dlaczego właśnie jego? Ano dlatego, że chwilę przed śmiercią próbował za pośrednictwem podziemnego tunelu łączącego ich domy dostać się do rezydencji sąsiada. Druga ewentualność to oczywiście choroba psychiczna głównego bohatera, zapoczątkowana odejściem jego dziewczyny. A trzecia moim zdaniem najbardziej wstrząsająca, ale też idealnie wpasowująca się w poszczególne wydarzenia to oczywiście ingerencja Very w życie jej byłego chłopaka. Jak wiemy kobieta, podobnie jak on nie mogła pogodzić się ze stratą ukochanego, więc czy istnieje możliwość, że to ona pomieszkiwała w jego domostwie? Taka interpretacja wyjaśniałaby zakończenie (jej zabójstwo przez Felixa przekonanego, że strzela do dzikiego lokatora) oraz jej niejasna rozmowa w kuchni, w trakcie nocowania u głównego bohatera. Oczywiście, pozostaje również możliwość konwersowania Very z dzieckiem, które nosiła w swoim łonie, ale biorąc pod uwagę finał i tak najsilniej pasuje mi tutaj trzecia, najbardziej szokująca interpretacja fabuły KONIEC SPOILERA. Pomyślcie: czy twórcy naprawdę stworzyli tak przemyślany, innowacyjny i zagmatwany scenariusz tylko po to, żeby na końcu wyjaśnić go w konwencjonalny, prościutki sposób, zrzucając winę na chorobę psychiczną Felixa bądź ducha jego sąsiada? Wątpię. Biorąc pod uwagę zagadkowe zakończenie jestem wręcz przekonana, że tutaj również dążyli do czegoś o wiele bardziej oryginalnego i wstrząsającego.

Hiszpańskie thrillery mają bardzo ciekawą tendencję coraz silniejszego zaskakiwania mnie w każdym kolejnym obrazie, z którym obcuję. „Dzikiemu lokatorowi” nie tylko daleko do przewidywalności oraz konwencjonalności, której wiele w amerykańskim kinie. On nade wszystko niepokoi – klimatem, łatwością oddarcia kogoś z jego prywatności i koszmarnymi skutkami takiego zachowania. Kto nie widział naprawdę szczerze polecam, bo gwarantuję wam, że długo tej produkcji nie zapomnicie!

2 komentarze:

  1. Strasznie zagmatwane. Ale jak zwykle przyjemnie się czytało Twoje refleksje. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety mnie ten film w ogóle nie przypadł do gustu. Pierwszą kwestią jest to, że w ogóle nie uwierzyłam twórcom, że możliwe jest mieszkanie z dzikim lokatorem bez świadomości. Nawet, jeśli posiadłość jest rozległa to nie uwierzyłam, że lokator pilnuje się 24 godziny na dobę, żeby nie zostać odkrytym. Drugą sprawą jest totalny spadek napięcia w drugiej połowie filmu. O ile na początku byłam ciekawa czy w domu głównego bohatera ktoś straszy, czy rzeczywiście ktoś obcy tam mieszka lub czy to sam bohater popadł w szaleństwo, o tyle kiedy on przeniósł się do domu niepełnosprawnej kobiety całe napięcie siadło według mnie. Nużyło mnie oglądanie jego przemiany w takiego dzikiego lokatora. No i na koniec mam też zarzut do jego zachowania. Było absolutnie nielogiczne, chociaż to jeszcze mogłabym wytłumaczyć postępującą chorobą psychiczną. W każdym razie mnie się nie podobało, zwłaszcza że liczyłam na coś w klimacie fantastycznego filmu "La Cara oculta", do którego "El habitante incierto" był porównywany.

    OdpowiedzUsuń