czwartek, 27 lutego 2014

Stephen Miller „Wysłanniczka”


Daria Vermiglio, zostaje wysłana do Nowego Jorku, aby dokonać największego zamachu bioterrorystycznego w historii świata. Zainfekowana zmodyfikowanym wirusem ospy krąży po Stanach Zjednoczonych, rozsiewając śmiercionośną zarazę. Wystarczy jej dotyk, aby posłać miliony Amerykanów do grobu. Zakrojony na szeroką skalę atak bioterrorystyczny wkrótce stanie się problemem globalnym – świat stanie przed obliczem rychłej zagłady.

Jak dotąd nie miałam najlepszego zdania o tzw. pisujących aktorach. Najczęściej próbują oni swoich sił we wszelkiego rodzaju, nic nie wnoszących do świata literatury poradnikach, które jedynie udowadniają ich zerowe zdolności warsztatowe. Ale trzecia książka hollywoodzkiego aktora, Stephena Millera, zmusiła mnie do zweryfikowania swoich poglądów. „Wysłanniczka” to zdecydowanie najlepsza powieść o terroryzmie, jaką dane mi było przeczytać – inteligentna, trzymająca w napięciu i przede wszystkim doskonale napisana!

„Wszystko się wali. Na całym świecie. Naturalne epidemie nakładają się na liczne ataki biologiczne. Wszystko dzieje się mniej więcej w tym samym czasie, w jednej chwili robi się piekło. Wszystko naraz. Żartowano sobie z tego. Taki scenariusz był uznawany za nieprawdopodobny, to wydawało się niemożliwe, a przygotowywanie się na coś podobnego – zbyt kosztowne. […] Ne widzieli sensu, żeby ładować wszystkie pieniądze w najbardziej nieprawdopodobny, katastroficzny scenariusz.”

Pisarze coraz częściej snują mrożące krew w żyłach wizje o, zdawać by się mogło, nieuchronnym w dzisiejszym czasach widmie ataku bioterrorystycznego. Wykorzystanie zmutowanych, śmiertelnie niebezpiecznych wirusów, na które nie ma szczepionki powstrzymuje jedynie wysokie prawdopodobieństwo dotarcia zarazy do jej stwórców. A co jeśli taki pomysł zaświtałby w głowach gotowych na śmierć w imię swoich zbrodniczych celów, islamskich terrorystów? Czy wówczas świat przestałby istnieć w przeciągu kilkunastu dni? Stephen Miller pokusił się o podchwycenie tego tematu, tym samym stwarzając mrożącą krew w żyłach, jakże prawdopodobną historię, od której nie sposób się oderwać. Gdyby autor ograniczył się jedynie do często poruszanej w literaturze problematyki bioterroryzmu jego powieść pewnie oprócz znakomitego stylu nie wyróżniałaby się niczym szczególnym, ale on na tym nie poprzestał. Tło fabularne tej książki, jest tak dalece nieamerykańskie, wręcz antyamerykańskie, stroniące od pełnej patosu konwencji zachodniej kultury masowej, że aż trudno uwierzyć, iż jej autor jest nie tylko rodowitym Amerykaninem, ale również współtwórcą (jako aktor) owej hollywoodzkiej przesłodzonej kinematografii. Stephen Miller, wykorzystując punkt widzenia terrorystki oraz doktora Sama Wattermana, pomagającemu rządowi Stanów Zjednoczonych opanować szerzącą się zarazę poddał krytycznej ocenie cały system, w którym żyje, łącznie z jego narcystycznym społeczeństwem. To nie jest kolejna książka o bohaterskich Amerykanach, którzy wbrew swoim przewinieniom stali się celem terrorystów. Nie, to historia o sztucznym patosie, fałszywej wielkości i zapłacie za własne zbrodnie. To oskarżycielski palec wymierzony w hollywoodzką kinematografię, podtrzymującą w zbiorowej świadomości fałszywą wizję wspaniałości Stanów Zjednoczonych. Miller nie tylko oferuje nam mocny thriller, utrzymany w iście apokaliptycznym klimacie, ale również dokonuje swego rodzaju rozliczenia ze swoim zawodem aktora.

„Ameryka to miejsce, gdzie dobra idea przerodziła się w szaleństwo […] Wątła psychika tego kraju opiera się na niebezpiecznych przesłankach. Bohater zostanie dyrektorem. Ameryka jest największa, najlepsza, odnosi największe sukcesy. […] Amerykańskie ego chroni zbroja utrwalonych bzdur. Ich broń to kłamstwa i propaganda.”

Kolejnym dowodem genialnego pióra Millera jest główna bohaterka, terrorystka Daria Vermiglio. W czasach, w których codziennie prześladuje nas widmo zmasowanego ataku na nasz kraj, w których zaszczepia się nam przekonanie, że w tej niekończącej się walce to Amerykanie są tymi dobrymi, a islamscy terroryści tymi złymi, autor „Wysłanniczki” poucza, że nic nie jest czarno-białe. Zamachowcy zapewne widzą to odwrotnie, są przekonani o własnej krzywdzie i gotowi na wszelkiego rodzaju akty odwetowe. Powiecie: no dobrze, ale oni zabijają niewinnych ludzi. Na to Miller również ma odpowiedź. Wyobraźcie sobie Darię, która spędziła dzieciństwo pod ostrzałem amerykańskich wojsk. Małą dziewczynkę, która świadkowała makabrycznej grze w nogę głową cywila, jej rodaka. Która widziała śmierć swoich bliskich… Autor znakomicie kreuje teoretycznie okrutną główną bohaterkę, którą jednak można do pewnego stopnia zrozumieć. Ta ambiwalentność w ocenie zarówno Darii, jak i rządów Stanów Zjednoczonych, które pośrednio zaszczepiły w jej umyśle nienawiść do wszystkiego, co amerykańskie to największa siła tej powieści, coś co absolutnie wymyka się wszelkim konwencjom, a przy tym jest o wiele prawdziwsze od propagandy, którą nieustannie karmią nas media. Daria nie jest pozytywną postacią, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Krąży po Stanach Zjednoczonych świadomie zarażając tysiące niewinnych obywateli, ale w gruncie rzeczy można ją zrozumieć. Zresztą podobnie, jak jej adwersarzy, którzy robią co mogą, aby ocalić świat, ale równocześnie nie będąc podobnie jak ona z gruntu dobrymi bohaterami. W końcu to nade wszystko oni przyczynili się do powstania dziesiątkującej świat superospy oraz wąglika, rozsiewanego przez przyjaciół Darii. Jedyne, co Miller odrobinę zepsuł to zakończenie. UWAGA SPOILER Podczas, gdy przez cały czas trwania lektury podkreślał swoją niechęć do pełnej patosu konwencji kultury masowej Zachodu to w finale ją zdublował (Amerykanie znowu uratowali świat…). Jakby nie mógł ostatecznie odciąć się od hollywoodzkiej mody kreowania Amerykanów na niezwyciężonych bohaterów KONIEC SPOILERA. Ale to jedyny mankament tej powieści, bo wszystko inne stoi wręcz na niewyobrażalnie wysokim poziomie artystycznym.

„Wysłanniczka” to prawdziwa bomba biologiczna! Wymykająca się wszelkim konwencjom, niejednoznaczna, znakomicie napisana lektura, utrzymana w iście apokaliptycznym klimacie. Jej konstrukcja fabularna, charakterystyka nieszablonowych bohaterów i przede wszystkim inteligentne przesłanie nie pozwalają oderwać się od lektury. Zdecydowanie najlepsza książka o terroryzmie, jaką czytałam! Ręczę własną głową, że nie znajdzie się wielbiciel tego rodzaju literatury, którego nie zachwyci pióro Stephena Millera!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

3 komentarze:

  1. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie cieszy twoja entuzjastyczna recenzja tej książki. Miałam do niej wielkie obawy i nie chciałam za bardzo jej czytać, ale przez przypadek trafiła w moje ręce i tak sobie leży i czeka na lepsze czasy. Ale teraz już wiem, że zaraz i ja prędko zabiorę się za lekturę ,,Wysłanniczki''. Mam nadzieję, że podzielę twoje zdanie na jej temat.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie aż tak bardzo nie podobała się ta książka. Owszem kultu Ameryki nie było, ale za to schemat myślowy osobnika z fundamentalistycznego kraju już tak. Poza tym, styl Millera był dla mnie za "zimny", książka przypomina mi gotowy scenariusz, przez to nie mogłam wzbudzić w sobie większych emocji, ale tak ogólnie, nie było źle, powieść jest interesująca i to jest ważne :-) Zakończenie, faktycznie jest iście amerykańskie, nawet jest efekt SLOW ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Odniosę się do spoilera ;) Ja tam mam nadzieję, że i tak im się nie udało, w końcu zakończenie było dość otwarte... ;)

    OdpowiedzUsuń