czwartek, 27 marca 2014

Przegląd reżyserów kina grozy # Wes Craven

Kolejne w tym cyklu subiektywne zestawienie filmów grozy znanego reżysera – Wesa Cravena.

1. „Koszmar z ulicy Wiązów” (1984)

Jak dla mnie ten film już zawsze pozostanie jednym z najlepszych osiągnięć kina grozy. Wychowałam się na tym duszącym klimacie, innowacyjnych scenach mordów i wygadanym, cynicznym antagoniście – poparzonym Freddy’m Kruegerze, który za pomocą rękawicy z nożami wykańczał swoje ofiary podczas ich snu. Absolutnie wszystko w tej produkcji zachwyca swoim perfekcyjnym wykonaniem (od mordercy zdzierającego sobie skórę z twarzy po mrożącą krew w żyłach, charakterystyczną ścieżkę dźwiękową) i jestem przekonana, że dla niejednego miłośnika gatunku horror bez „Koszmaru z ulicy Wiązów” po prostu nie istnieje.


2. „Nowy koszmar Wesa Cravena” (1994)

Po stagnacji serii „Koszmaru z ulicy Wiązów”, ożywionej jedynie częścią trzecią Wes Craven powraca w siódmej odsłonie, aby pokazać światu, że można z czegoś chylącego się ku upadkowi wykrzesać jeszcze odrobinę innowacyjności. Przez wielbicieli serii siódemka została raczej chłodno przyjęta, ale dla mnie klimatem jest najsilniej zbliżona do mistrzowskiego pierwowzoru. No i ten pomysł ingerencji scenariusza filmu w życie aktorów występujących w pierwszej odsłonie serii… Chyba nikt nie powie, że brakuje mu niezwykle intrygującej oryginalności?

3. „Krzyk 1-4” (1996–2011)

Pierwsza część „Krzyku” to najsłynniejszy pastisz kina grozy w historii, będący prekursorem dla podgatunku teen slasher. Natomiast dwójka dużo mu nie ustępuje. Postanowiłam zamieścić całą serię, jako całość na miejscu trzecim, ale gdybym rozpatrywała ją osobno to moim zdaniem najsłabsza trójka, nieudolnie powielająca pomysł z „Nowego koszmaru” znalazłaby się przy końcu zestawienia, a już bardziej pomysłowa czwórka odrobinę wyżej. Jednak uznałam, że jedno z najpopularniejszych dzieł Wesa Cravena zasłużyło na wspólne rozpatrzenie, choćby przez wzgląd na upór reżysera w inteligentnym wyśmiewaniu i wychwalaniu znanych motywów slasherów.

4. „Ostatni dom po lewej” (1972)

Pierwszy horror Wesa Cravena, który zaszokował ówczesną publiczność. Bezkompromisowy rape and revenge, rozliczający się z pokoleniem hipisów i bezpardonowym okrucieństwem ludzkim. Długie znęcanie się nad bezbronnymi dziewczynami – tortury, gwałty i poniżanie – przeszło do historii hardcorowego kina grozy, co dzisiaj w dobie o wiele bardziej zwyrodniałych obrazów może nic nie znaczy, ale w czasach swojej świetności było naprawdę czymś rzadko spotykanym. Surowy, brudny klimat i znakomicie zsynchronizowana z obrazem ścieżka dźwiękowa jedynie spotęgowały wrażenia zniesmaczenia i beznadziei w trakcie seansu i nawet dziś silnie na mnie oddziałują.

5. „Przyjaźń na śmierć i życie” (1986)

Utrzymany w iście młodzieżowym klimacie krwawy horror, w którym najbardziej intrygującą postacią jest robot skonstruowany przez uzdolnionego młodego człowieka. O dziwo miszmasz kina grozy z akcentami komediowymi znakomicie odnajduje się w fabule tego filmu, a hipnotyzujący klimat, potęgowany niezapomnianą ścieżką dźwiękową sprawił, że „Przyjaźń na śmierć i życie” na długo zapadła mi w pamięci. Choć należy przyznać, że nie jest to wymagające myślenia kino grozy – raczej lekki straszak z wciągającą fabułą.

6. „Śmiertelne błogosławieństwo” (1981)

Nietypowy dla Wesa Cravena obraz, bo nieepatujący rozlewem krwi, a stawiający na powolną, klimatyczną fabułę. Choć w scenariusz wkrada się kilka nużących przestoi sceny z udziałem młodziutkiej Sharon Stone, szczególnie te z włochatymi pająkami robią naprawdę wstrząsające wrażenie (przynajmniej na mnie, osobie cierpiącej na arachnofobię). Zachwycają również dogłębne rysy psychologiczne bohaterów ze szczególnym wskazaniem na członków dziwacznej sekty, napędzającej akcję filmu. Coś idealnego dla wielbicieli nastrojowego kina grozy w starym stylu.

7. „Red Eye” (2005)

Pełen napięcia thriller, którego większość akcji rozgrywa się na pokładzie samolotu. Szantażowana przez zamachowca kobieta robi wszystko, aby nie dopuścić do śmierci polityka, który zatrzymał się w jej hotelu oraz ocalić swojego ojca. Fabuła, pomimo ograniczenia miejsca akcji tak szybko gna do przodu, przy tym silnie utrzymując widza w napięciu emocjonalnym, że nic tylko przyklasnąć zdolnościom Wesa Cravena.

8. „Wzgórza mają oczy” (1977)

Horror, którego największą siłą jest duszący nastrój wyalienowania, ale aż proszący się o większą dosłowność w epatowaniu przemocą – w końcu obraz, w którym czarnymi charakterami są kanibale zasługuje na choćby minimalny rozlew krwi. Remake Alexandre Aja z 2006 roku z pewnością na wszystkich płaszczyznach wypada lepiej, ale to nie znaczy, że odpowiedź Cravena na „Teksańską masakrę piłą mechaniczną” Tobe’a Hoopera nie zasługuje na uwagę poszukiwaczy gęstego klimatu wszechobecnego zagrożenia.

9. „Wąż i tęcza” (1988)

Ciekawe spojrzenie na voodoo, miejsce akcji (Haiti) i klimat to charakterystyczne jakże udane elementy tej produkcji, aczkolwiek fabuła momentami mocno kuleje, co niestety odbiera wiele uroku umiejętnej realizacji tej produkcji.

10. „Shocker” (1989)

Horror silnie czerpiący z fabuły „Koszmaru z ulicy Wiązów”, którego największą siłą, jak to często u Cravena bywa, jest (niestety tylko miejscami) znakomity klimat, okraszony wspaniałą ścieżką dźwiękową oraz odrobina tak miłego dla oczu klasycznego kiczu. Jedyne, co razi to niedopracowany, chwilami mocno nużący rozwój akcji – a to niestety znacznie zaniża poziom całej produkcji.

11. „Przeklęta” (2005)

Horror o wilkołakach do maksimum wykorzystujący zdobycze nowoczesnej technologii, co oddziera go z jakiegokolwiek klimatu grozy. Obsada trafiona w punkt, fabuła również w miarę interesująca, ale co z tego, skoro ciężko tutaj o jakikolwiek realizm?

12. „Zbaw mnie ode złego” (2010)

Jako slasher dla mało wymagających wielbicieli nurtu „Zbaw mnie ode złego” nie wypada aż tak źle. Jego najpoważniejszą wadą jest daleko idąca wtórność, ale jako „zapełniacz nudnego wieczora” zdaje egzamin. Można obejrzeć, aczkolwiek radzę spodziewać się raczej zwykłej średniawki, aniżeli produkcji na miarę geniuszu Wesa Cravena.

13. „W mroku pod schodami” (1991)

Pomimo ewidentnej popularności tego obrazu w gronie wielbicieli kina grozy mnie nigdy (nawet w dzieciństwie) nie przekonał. Dla mnie wymowa tego filmu zawsze miała lekko komediowo-familijny posmak – elementów stricte horrorowych prawie w nim nie znalazłam. A szkoda, bo pomysł z gnieżdżącymi się w ścianach ludźmi zapowiadał naprawdę mocną rozrywkę…

11 komentarzy:

  1. Nie oglądałam tylko 5 i 11. Nigdy nie zapomnę, jak oglądałam po raz pierwszy "Koszmar z ulicy Wiązów"! Miałam 14 lat, oglądałam go u koleżanki na video, była zima a ja musiałam po ciemku wrócić do domu. Szłam środkiem parkingu i tak się bałam, że nawet sobie nie wyobrażasz:) Chyba już nigdy aż tak się nie bałam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja jeszcze wcześniej, bo Freddy'ego poznałem mając jakieś 10-11 lat ;-) Uch, ileż to koszmarów sennych za jego sprawą się nabawiłem... Nie dość, że facet sam w sobie przerażał, to jeszcze ta świadomość, że atakuje we śnie, momencie, kiedy jest się zupełnie bezbronnym ;-) Masakra, do dziś mam dreszcz na plecach wspominając te noce :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. "Koszar z ulicy wiązów" i dla mnie jest ideałem, ale nie ma się co dziwić, jesteśmy zbliżone rocznikami, więc sympatia do pewnych rzeczy jest podobna :D Podobna, bo mnie np. ogromnie wystraszył film "W roku pod schodami", przez długie lata gnieździł się w mojej głowie i w sumie do tej pory, jak o nim sobie przypomnę, to mi skóra cierpnie. Planuję zabrać się za "Ostatni dom po lewej", ale czuję, że nie dam rady, filmy z tej serii wykańczają mnie psychicznie. Niestety kilku filmów z Twojej listy nie znam, chyba muszę nadrobić zaległości :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobre zestawienie. Chociaż wolałbym przewijać w dół do pierwszego miejsca :) No i "Shocker" jest zdecydowanie za daleko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. same obrazki sprawiły, że włosy mi dęba stanęły ;o

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejne filmy do nadrabiania :/ ze staroci Cravena widziałem tylko "Koszmar z ulicy Wiązów" :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam całą serię "Krzyk", chociaż najmniej podobała mi się 2. Najbardziej za to 1 i 4. Pierwsza część ze względu na nawiązania do horrorów i wspaniały, trzymający w napięciu klimat. Czwórkę natomiast lubię głównie za postać mordercy. To takie w stylu "Krzyku" :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zwykle kawał dobrej roboty Buffy.Super zestawienie,można czytać i czytać bez końca ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. A no, "Koszmar..." i "Krzyk" to zdecydowanie jedne z największych klasyków szeroko pojmowanego filmowego horroru. Miło, że horror w tym kraju jeszcze nie umarł i są ludzie, którym chce się szerzyć makabrę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Szkoda, że nic nowego nie ma szans się stać tak udaną serią jak "Koszmar z..." czy "Krzyk" ale może też nie ma już takiego azpotrzebowania

    OdpowiedzUsuń
  11. Cóż ja tu będę debatować... Powiem krótko - "Koszmar z ulicy Wiązów", "Krzyk 1-4" i "Wąż i tęcza". Bez Wesa Cravena nie byłoby kina grozy :) Świetne są Twoje zestawienia Buffy!

    OdpowiedzUsuń