wtorek, 15 kwietnia 2014

„Emergo” (2011)

Recenzja na życzenie

Doktor psychologii Helzer wraz ze swoim dwuosobowym zespołem parapsychologów zatrzymują się na weekend w mieszkaniu Alana White’a. Mężczyzna samotnie wychowuje czteroletniego syna, Benny’ego i nastoletnią córkę, Caitlin. Utrzymuje, że od dłuższego czasu cała trójka boryka się z dziwnymi zjawiskami, które być może są manifestacją obecności jego zmarłej żony. Zaproszona ekipa do badania zjawisk paranormalnych ma za pomocą najnowszej technologii wyjaśnić owe niepokojące zjawiska.

Hiszpański horror Carlesa Torrensa, utrzymany w stylistyce mockumentary, który w moim mniemaniu niesłusznie przeszedł w Polsce bez większego echa. Nie przepadam za modą na pseudodokumenty i raczej nie mam zbyt wielkiego doświadczenia z tym nurtem, więc raczej nie będzie zbyt dużą rekomendacją stwierdzenie, że „Emergo” to najlepszy mockumentary, jaki dotąd dane mi było obejrzeć. Za to niezdecydowanych na seans powinnam zachęcić szczerym wyznaniem, że Torrens napędził mi niemałego stracha. A to biorąc pod uwagę fakt, że już dawno żaden horror mnie autentycznie nie zaniepokoił powinno być wystarczającą rekomendacją.

Każdy chyba zauważy, że „Emergo” troszkę nawiązuje do „Paranormal Activity” – szczególnie motywem „przeprowadzającego się ducha”. Gdziekolwiek rodzina White’ów by nie zamieszkała tajemnicza siła podąża ich śladem. Ale to nie znaczy, że w pewnym momencie film nie odcina się od „Paranormal Activity”, obierając swoją, bardziej innowacyjną drogę. Problemem mockumentary jest zazwyczaj daleko idąca oszczędność w epatowaniu nadnaturalnymi zjawiskami i tak zwane „kręcenie z ręki”, które w chwilach niepokojących kulminacji na ogół kieruje kamerę w stronę podłogi bądź ściany, tym samym nie dając widzom sposobności do należytej konfrontacji ze szczytową grozą. Tutaj jest wręcz odwrotnie. Po przekroczeniu progu domu White’ów przez grupę parapsychologów właściwie nieustannie coś się dzieje. Owszem, w pierwszej połowie film bazuje głównie na ogranych w ghost stories chwytach, typu nieustannie dzwoniący telefon, samootwierające się drzwi, aktywujące się czujniki ruchu, podobizna ducha na zdjęciu, obniżająca się temperatura i odgłosy demolowania kuchni. Ale twórcy robią to na tyle umiejętnie, z dbałością o trzymającą w napięciu atmosferę grozy, że raczej nie powinni zawieść wielbicieli nastrojowych straszaków. Fabułę dodatkowo urozmaicają interakcje pomiędzy ciekawymi, wielowymiarowymi bohaterami. Głowa „nawiedzonego mieszkania”, Alan White (wydaje mi się, że nazwisko Carrie stworzonej przez Stephena Kinga akurat w tej produkcji nie jest przypadkowe) po śmierci żony i przeprowadzce do nowego domu boryka się z trudami rodzicielstwa. Najwięcej kłopotu sprawia mu porozumiewanie się z nastoletnią córką, Caitlin, która obwinia go o zgon matki. Jego mętne zapoznawanie parapsychologów ze swoją przeszłością pewnie nikogo nie oszuka. Jestem przekonana, że każdy widz wyczuje, iż mężczyzna ukrywa istotne fakty ze swojego życia i słusznie, bo jego przeszłość obfituje w multum koszmarnych wydarzeń, które rzutują na obecne, przerażające zjawiska. Zdecydowanie najlepszym bohaterem filmu jest mały Benny, który nieustannie towarzyszy parapsychologom podczas ich pracy, zadając niezliczoną ilość pytań. Milutki, ciekawski dzieciak, który zyskuje jeszcze więcej w porównaniu do „łowców duchów” – ciekawych charakterologicznie, ale raczej niewyróżniających się niczym szczególnym na tle innych tego typu bohaterów horrorów.

Zapytacie pewnie, dlaczegóż to „Emergo” mnie przeraził. W końcu, jak sama napisałam nie oferuje niczego, czego nie widzielibyśmy w innych, mało dosłownych straszakach. Zgadza się, ale tylko w pierwszej połowie seansu. Za to druga to już istna jazda bez trzymanki, pełna koszmarnej dosłowności. Najmocniejszą sceną „Emergo” jest bez wątpienia eksperyment ze światłem stroboskopowym. Nasi nieustraszeni „łowcy duchów” w kompletnych ciemnościach włączają światło punktowe, które w migawkach porusza się wzdłuż jednej ściany pokoju. Właściwie wiadomo, że w trakcie tej drażniącej oczy inscenizacji wyskoczy coś makabrycznego, więc zapewne każdy widz napnie się w oczekiwaniu na tę chwilę. Geniusz w tym, że świetlne migawki przechodzą przez pokój tak długo, że mroczki przed oczami są nieuniknione, co w połączeniu z wizualizacją zjawy w kulminacji robi naprawdę spore wrażenie. Następnie twórcy postawią na inspirację „Egzorcystą” i „Martwym złem” – maszkarę o szarpiącym nerwy głosie z białymi oczami, która dwa razy, w trakcie niespodziewanych jump scenek przyprawiła mnie o szybsze bicie serca. Gdybym wiedziała, że w „Emergo” pojawi się postać o białych oczach to z pewnością nie zdecydowałabym się na samotny seans w środku nocy, bo to jeden z tych sposobów charakteryzacji, który niezmiennie mnie niepokoi. Jeśli ktoś chciałby posmakować tego, co mnie dane było czuć to zachęcam do takiej nocnej projekcji bez żadnego towarzystwa.

Wyjaśnienie tych wszystkich dziwacznych zjawisk pewnie z psychologicznego punktu widzenia jest mocno naciągane, ale moim zdaniem idealnie pasowało do filmu grozy (nawet, jeśli logika troszkę kulała), a przy okazji wprowadziło pewną dozę oryginalności. Co tam kolejne konwencjonalne nawiedzenie? Twórcy pokusili się o nieco bardziej pomysłowe, skomplikowane wyjaśnienie. Zakwestionowane mrożącym krew w żyłach finałem, co ku mojemu zadowoleniu stworzyło pole do wielorakiej interpretacji.

„Emergo” to mocno klimatyczny, epatujący dosłowną grozą horror mockumentary. Umiejętnie zrealizowany i odegrany straszak z intrygującą fabułą i ciekawymi bohaterami, który będzie właściwie oddziaływał jedynie na widzów, którzy zdecydują się na samotny seans w środku nocy. Jak dla mnie to prawdziwy popis grozy, w tego rodzaju wydaniu, której praktycznie nie uświadczymy w innych współczesnych nadnaturalnych straszakach.   

1 komentarz:

  1. Bardzo się cieszę Buffy, że ten film Ci się podobał :) A to dlatego, że mi również bardzo przypadł do gustu. Jest to jeden z najlepszych filmów z gatunku mockumentary, jaki do tej pory oglądałam. I naprawdę też się dziwię, że w Polsce tak o nim cichutko. Jest w tym horrorze coś niepokojącego, mrocznego i przyznam się teraz publicznie, że przynajmniej jedna scena z filmu porządnie mnie przestraszyła ;) Wielbiciele horroru verite koniecznie muszą go obejrzeć... późnym wieczorem najlepiej...

    OdpowiedzUsuń