niedziela, 1 czerwca 2014

Malin Persson Giolito „To tylko dziecko”


Siedmioletni Alex Andersson jest prawdziwym utrapieniem dla nauczycieli. Agresywny, wulgarny i nadpobudliwy, przez co częstokroć stanowi poważne zagrożenie dla rówieśników. Gdy wychowawczyni Alexa i szkolna pielęgniarka odkrywają poważne rany na jego ciele powiadamiają pomoc społeczną, która wszczyna postępowanie sądowe w imieniu maltretowanego dziecka, przeciwko jego rodzicom. Jego reprezentantką z ramienia urzędu zostaje prawniczka, Sophia Weber, która podobnie, jak inne osoby mające na względzie dobro Alexa okazuje się bezradna w walce z systemem. Dowody wskazują, że oprawcą chłopca jest jego ojciec alkoholik, a w myśl obowiązującego w Szwecji prawa dobra wola matki wystarczy, aby zwrócić jej syna. Ku niezadowoleniu Sophii Alex zostaje zmuszony przez sąd do pozostania z matką, która solennie obiecuje zaprzestanie wszelkich kontaktów z jego agresywnym ojcem…

Pierwsza wydana w Polsce powieść szwedzkiej pisarki i prawniczki, Malin Persson Giolito, która znana jest z przenoszenia bliskich ludziom, szokujących historii na karty książek. Drugi zawód Giolito zapewnił jej doskonałą znajomość szwedzkiego wymiaru sprawiedliwości i luk w systemie, które czasami prowadzą do bulwersujących absurdów, niszczących życia niewinnych obywateli. Zapewne niejeden Polak, wierzący w propagandę medialną będzie zaskoczony, że w Szwecji, kreowanej przez naszych rodzimych dziennikarzy, jako taki raj na ziemi, można mówić o czymś takim, jak nieudolność systemu, ale szczerze mówiąc takie historie, jak ta przedstawiona w „To tylko dziecko”, pomimo tego, co próbują nam wmówić media mają miejsce w każdym państwie na świecie. Ot, Giolito opowiedziała o czymś, z czym mamy nieprzyjemność obcować niemalże codziennie w serwisach informacyjnych. Thriller mówiący o czymś doskonale nam znanym – autentyczny, bulwersujący i… niestety nieudolnie napisany.

„Musimy nauczyć się żyć z tym, że nie jesteśmy w stanie uratować lub ukarać wszystkich. Nawet jeśli w grę wchodzi dziecko. Ale nigdy nie powinniśmy się poddawać. Wymiar sprawiedliwości nie zawsze bywa sprawiedliwy, nawet dla dzieci.”

Bardzo chciałabym, aby „To tylko dziecko” napisał ktoś władający przyzwoitym warsztatem, którego Giolito zdecydowanie zabrakło. Z nieskomplikowanego stylu zapewne wielu czytelników będzie zadowolonych, choć mnie z miejsca odrzucił, ale myślę, że największym błędem autorki było zbyt częste zbaczanie z głównego tematu w stronę nudnawego życia głównej bohaterki. Sophia Weber z miejsca wzbudziła we mnie niechęć – ot, szablonowa lekko zarozumiała pracoholiczka, bezustannie rozmyślająca o swoich problemach sercowych: niemożnością związania się z kimś na stałe. Ilekroć Giolito odchodziła od sprawy Alexa skupiając się na prywatnym życiu Sophii - jej opiece nad dziadkiem, romansem z lekarzem i spotkaniach z przyjaciółmi - bombardowała mnie taką mnogością niepotrzebnych opisów miejsc i lekko infantylnych uczuć głównej bohaterki, że wprost nie mogłam powstrzymać opadających powiek. W pewnym momencie autorka zauważa, że literackie kryminały częstokroć niepotrzebnie skupiają się na nudnawych, szczegółowych opisach miejsc zbrodni zanim przejdą do właściwej akcji… hmm, paradoksalnie Giolito robi dokładnie to samo – najpierw trochę przynudza, a dopiero potem przechodzi do meritum. Naprawdę ciężko jest dostosować się do tego, bądź, co bądź nieumiejętnego stylu i gdyby nie wstrząsająca sprawa Alexa Anderssona pewnie poddałabym się już po kilku stronach, jednakże o dziwo autorce mimo wszystko udało się rozbudzić moją ciekawość dzięki intrygującej fabule, a to już coś.

„Całe plecy były pokryte bliznami. Wszędzie. Blizny przypominały ślady cieniutkich nóżek insektów albo myszy odciśnięte na dziewiczym śniegu. Małe nacięcia, a do tego zdecydowanie większe, okrągłe i podłużne, głębsze. Chłopca bito po całym ciele. Przez wiele lat, na różne sposoby. Ciało Alexa Anderssona stanowiło dowód nieudolności systemu opieki. Pomoc społeczna, policja, psychologowie dziecięcy, jego nauczycielka i adwokat. Wszyscy ponieśli porażkę.”

Ilekroć Giolito porzuca nużące rozterki egzystencjalne Sophii i przechodzi do właściwej akcji, skupiającej się na Alexie Anderssonie rekompensuje słaby warsztat wciągającą fabułą. Krzywda maltretowanego chłopca być może z uwagi na nieudolny styl nie jest namacalna, ale daje do myślenia, a chyba głównie o to Giolito chodziło. Alex przez swoje krótkie siedmioletnie życie dzień w dzień przeżywał w domu katusze. Któryś z rodziców rozmiłował się w karach cielesnych (cięciu, przypalaniu papierosami, ciosami w szczękę itd.) i dopiero szkole udało się przerwać ten krwawy proceder. No, nie do końca, bo jak się okazało powiadomienie pomocy społecznej i wszczęcie postępowania sądowego nie wystarczało, aby ochronić bezbronnego chłopca, pomimo starań urzędników, którym zależało na jego dobru. System jest o tyle prosty, co okrutny – jeśli winną znęcania się nad chłopcem nie jest matka prawo do opieki nad nim jak najbardziej jej się należy. Wszystkie dowody wskazują na winę ojca, a więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dać wiarę zapewnieniom rodzicielki Alexa, że odizoluje go od swojego partnera i pod okiem pomocy społecznej podejmie się jego wychowania. Dzięki pojawiającym się co jakiś czas pełnym wściekłości do całego świata wynurzeniom matki chłopca Giolito alarmuje czytelników, rozbudzając w nich podejrzenia, co do właściwej, skrywanej przed wszystkimi natury kobiety. Sophia również nie będzie zadowolona z takiego wyroku sądu, aczkolwiek początkowo nie wyrywa się z podważaniem tej decyzji. Ta bierność nie tylko Sophii, ale również bezradnej pomocy społecznej i policji jak można się tego spodziewać wkrótce doprowadzi do tragedii, która w finale mogłaby zaowocować naprawdę mocnym akcentem. Niestety autorka postawiła na swego rodzaju happy end, co wcale nie znaczy, że wcześniejsze wydarzenia nikogo nie poruszą. Bo czy jest coś gorszego niż fizyczna i psychiczna krzywda niewinnego chłopca i bezwzględny system, który w poważaniu ma jego dobro? „To tylko dziecko” to taki oskarżycielski palec wymierzony w szwedzki wymiar sprawiedliwości i w tym moralizatorskim aspekcie Giolito wypadła aż nazbyt przekonująco.

Styl kontra fabuła – nieudolność warsztatowa przeciwko jakże realistycznym, wstrząsającym wydarzeniom. Tak w skrócie mogłabym podsumować owe dokonanie Giolito. Z jednej strony urzekła mnie pełna emocji fabuła, a z drugiej rozczarował styl autorki. W takim wypadku nie pozostaje mi nic innego, niż określić tę powieść mianem zwykłej średniawki. A szkoda, bo gdyby odrobinę podreperować warsztat mielibyśmy jakże zapadającą w pamięć, szokującą historię…

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

1 komentarz:

  1. Jestem ciekawa jak ja odbiorę tę historię? Cz mnie również zirytuje osoba Sophie Weber? Strasznie jestem ciekawa, gdyż uwielbiam Czarną Serię.

    OdpowiedzUsuń