poniedziałek, 30 czerwca 2014

„Uśpieni” (2014)


Rok 1974. Profesor Joseph Coupland namawia trzech swoich studentów do pomocy przy eksperymencie, mającym stworzyć poltergeista, skumulowanego przez negatywną energię ludzką, co w efekcie ma być dowodem na przyczynianie się psychiki do powstawania tak zwanych zjawisk paranormalnych. Obiektem badań ma być Jane Harper – dziewczyna, u której zdiagnozowano schizofrenię, i która utrzymuje, że w jej ciele zamieszkuje druga, obdarzona mocami telekinetycznymi osobowość, Evey. Coupland umieszcza Jane w leżącym na uboczu, opuszczonym domostwie i wraz ze swoimi młodymi współpracownikami rozpoczyna obserwację chorej, z wykorzystaniem nowoczesnej technologii. Wkrótce wszyscy uczestnicy eksperymentu odkryją, że badania zagrażają ich bezpieczeństwu, ale ambicje profesora nie pozwolą przerwać badań, zanim dojdzie do tragedii.

Horror nastrojowy luźno inspirowany tzw. „The Philip experiment”, przeprowadzonym w 1972 roku w Toronto przez doktora A.R.G. Owena i grupę ochotników. Reżyserskie doświadczenie twórcy „Uśpionych”, Johna Pague, ogranicza się jedynie do sequela „Kwarantanny”, dlatego też raczej nie dziwi wyjątkowo mierny efekt końcowy jego najnowszego filmu.

Kinowa dystrybucja „Uśpionych” bardzo mnie zaskoczyła i bynajmniej nie z powodu jego słabego poziomu (kino też od czasu do czasu serwuje nam jakieś koszmarki), ale realizacji. Jednym z plusów obrazu Pague jest stylizacja na lata 70-te i to w dodatku całkiem przekonująca. Scenografia, ubiór i fryzury bohaterów, nawet czarne przebitki taśmy, naprawdę wywołują wrażenie, jakbyśmy oglądali horror powstały w latach 70-tych. Cieszy mnie, że współcześni twórcy kina grozy coraz chętniej decydują się na typowy dla złotych dekad gatunku (tj. lat 70-tych i 80-tych) sposób filmowania, tym samym dostosowując się do oczekiwań długoletnich wielbicieli horrorów, a nie masowych odbiorców. Ale to działa w dwie strony – garstka zagorzałych fanów gatunku nie składa się na wyłączną publikę kinową, w przeważającej większość sale zapełniają przypadkowi entuzjaści mocnych wrażeń, którzy od współczesnych straszaków wymagają nowoczesnej realizacji.

Streścić plusy „Uśpionych” można dosłownie w kilku zdaniach. Ot, mamy niemalże znakomitą stylizację na lata 70-te oraz chwilami całkiem zgrabny klimat, który nie wynika z niepokojących scen (takich nie ma tutaj wcale), umiejętnego oświetlenia, czy pracy kamery, ale mocnej ścieżki dźwiękowej i scenografii starego, zaniedbanego domostwa. I tyle udało się Pague osiągnąć, jeśli chodzi o superlatywy. Kiedy już twórcom udało się stworzyć w miarę mroczną atmosferę i zadbać o przekonującą realizację rodem z lat 70-tych wszystko zaprzepaścili fabułą. Wtłoczyli w tę historyjkę tak dużo znanych z innych straszaków motywów, które w dodatku zamiast przyjemnie komplikować scenariusz wydawały się nie mieć ze sobą żadnego związku przyczynowo-skutkowego, że aż trudno było wytrzymać. Ot, pomieszanie z poplątaniem, sugerujące, że reżyser sam nie wiedział, o czym ma opowiadać jego film. „Wymyślony przyjaciel”’, eksperyment naukowy, telekineza, opętanie, duchy, dwie jaźnie w jednym ciele, kult demona oraz (jakże by inaczej) podręcznikowy burzyciel – szalony naukowiec, dla którego badania są ważniejsze od zdrowia i życia wszystkich uczestników eksperymentu. To wszystko wtłoczone w jeden obraz bez żadnego ładu i składu potwierdza tylko stare przysłowie „co za dużo, to niezdrowo”. Jeśli twórcom wydawało się, że taka mnogość różnych wątków znacznie urozmaici seans to się przeliczyli. Zamiast wzmóc moje zainteresowanie tylko mnie znużyli, chociaż do tego przyczyniły się również żałosne jump scenki, na których nawet nie podskakiwałam z zaskoczenia, a co dopiero ze strachu. Każda taka sekwencja opierała się na prostym schemacie – potęgowanie napięcia, nagła cisza, po czym muzyczne bum, odkrywające prawdziwą naturę „zagrożenia”, jak na przykład twarz kolegi głównego bohatera, Briana, wyrastająca za oknem. Oprócz jednej, wszystkie jump scenki bazują na tym samym – ot, zaskoczyć nas pogłośnioną muzyką i niczym więcej. Ale za to wyjątek, czyli negatywna energia wychodząca z ust Jane a la „Udręczeni”, zamiast nudzić śmieszy sztucznymi do bólu efektami komputerowymi, które miały chyba za zadanie przywołać w naszej pamięci przyjemnie kiczowate efekty z dawnych lat… niestety z miernym skutkiem. Ogólne wrażenia też znacznie obniżała praca kamery. Chwilami twórcy uciekali się do ciągle panującej mody na tzw. „kręcenie z ręki”, co wprowadzało taką niestabilność obrazu, chaotyczność, że widz miał naprawdę niewielkie szanse, żeby cokolwiek niepokojącego zobaczyć. W skórce „Uśpieni” to jedna wielka plejada nieumiejętnych jump scenek, braku dosłowności, pomieszania różnych niemających ze sobą związku motywów i denerwującej pracy kamery, co zebrane razem tworzy naprawdę godny pożałowania obraz.

Z obsady można wyróżnić jedynie Olivię Cook, której przypadła niełatwa rola Jane Harper oraz odtwórcę burzyciela, Jareda Harrisa. Ich poziom może i nie jest jakiś mocno porywający, ale w zestawieniu z choćby filmowymi Brianem i Krissi, Samem Claflinem oraz Erin Richards, mocno się wyróżniają. Troszkę szkoda, bo w moi mniemaniu Richards przypadła w udziale bardzo intrygująca rola obsesyjnej flirciary, której to aktorce nie udało się należycie przedstawić (głównie przez tę koszmarną „kwadratową” dykcję).

Nie wiem, czy jest sens polecać „Uśpionych” wielbicielom stylizacji współczesnych straszaków na lata 70-te, bo obok miejscami przyzwoitego klimatu to jedyny plus tej produkcji. Obawiam się, że nawet długoletni fani  starych horrorów nie wytrzymają takiego nagromadzenia różnych, niepowiązanych ze sobą motywów oraz słabych jump scenek, dlatego też wstrzymam się od rekomendacji tego tworu komukolwiek.

6 komentarzy:

  1. Nie wiem czy oglądać, ale tytuł całkiem interesujący
    Zapraszam na:
    rzeczy-vilovers.blogspot.com ♥♡'

    OdpowiedzUsuń
  2. ja i tak obejrzę, bo już na samym początku mnie zaciekawił ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobnie jak wczesniej komentujace, jestem ciekawa tego filmu, wiec w najblizszym czasie obejrze i ocenie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z pewnością obejrzę, bo zapowiedzi strasznie mnie zaintrygowały.
    Coś czuję, że może przypaść mi do gustu, szczególnie że aktualnie mam ochotę na zwyczajny horror, z klimatem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Film, który zapowiada się naprawdę ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie traktuję tego jako horror, ale niespodziewanie stał się jednym z moich ulubionych filmów.

    OdpowiedzUsuń