sobota, 5 lipca 2014

„Z piekła rodem” (2001)


1888 rok, Londyn. W dzielnicy Whitechapel grasuje morderca prostytutek, który rozmiłował się w chirurgicznym rozkrajaniu ciał i wyciąganiu niektórych wnętrzności. Sprawę prowadzi inspektor Frederick Abberline, który słynie ze sprawdzających się w rzeczywistości wizji. Z pomocą partnera, sierżanta Petera Godley’a, Abberline odkrywa, że celem mordercy jest grupka zaprzyjaźnionych prostytutek. Zdeterminowany, aby je ratować, w szczególności młodą Mary Kelly, inspektor nie waha się sprawdzać tropów prowadzących do najwyższych kręgów angielskiej władzy. Ten upór w końcu nagradza go odkryciem szeroko zakrojonego spisku, w którym zabójca, zwany Kubą Rozpruwaczem jest jedynie narzędziem służącym do zatuszowania pewnych spraw.

„Pewnego dnia ludzie spojrzą wstecz i powiedzą, że to ja zrodziłem XX wiek.”

Kuba Rozpruwacz – jeden z najbardziej znanych seryjnych morderców w historii świata, który na stałe zagościł w popkulturze. Chociaż od jego brutalnych czynów minął już przeszło wiek niektórzy nadal poświęcają sporo czasu na rozwiązanie zagadki jego tożsamości, a artyści, rzecz jasna, zarabiają na jego niesłabnącej „popularności”. Z całego tego zalewu, mniej lub bardziej trzymających się faktów filmów i książek, poświęconych postaci Kuby Rozpruwacza z pewnością najbardziej rzetelna jest praca badacza jego przypadku, Paula Begga. Z filmów, obok telewizyjnego obrazu Davida Wickesa z 1988 roku największym zainteresowaniem widzów cieszy się właśnie „Z piekła rodem”, który to należy zaznaczyć nie bazuje na faktach tylko komiksie Alana Moore’a i Eddiego Campbella, który dosyć luźno interpretuje koszmarne wydarzenia mające miejsce w 1888 roku w londyńskiej dzielnicy Whitechapel.

Alan Moore nie był zadowolony z adaptacji Alberta i Allena Hughesów, twierdząc, że główny bohater filmu jest niejaką karykaturą stworzonej przez niego postaci. Inspektora Frederick Abberline istniał w rzeczywistości (był jednym ze śledczych, tropiących Kubę Rozpruwacza), ale jego filmowe wyobrażenie znacznie odbiega od autentycznej postaci, zresztą od tej komiksowej (według Moore’a) również. Rola Abberline’a przypadła w udziale jak zwykle znakomitemu Johnny’emu Deppowi, którego kreacja miała wnieść do niniejszej produkcji pewną dozę mistycyzmu, uosabianego przez niezwykłe zdolności śledczego. Aplikując sobie absynt zmieszany z laudanum inspektor mógł fragmentarycznie poznać przyszłe wydarzenia, co dawało mu lekką przewagę nad nieuchwytnym mordercą, którego tropił. Natomiast widzom pozwalało cieszyć się sprawnie zmontowanymi, mrocznymi migawkami z miejsc zbrodni, natchnionymi mistycyzmem dzięki jaskrawym barwom, szczególnie uwidaczniającym krwawiące rany bezbronnych ofiar. Podobną doskonałością twórcy pochwalili się przy niektórych zdjęciach miasta (szczególnie zachwyca wieża ratusza na tle krwistoczerwonego nieba) oraz dopracowanej w najdrobniejszych szczegółach scenografii XIX-wiecznego brudnego Londynu. To wszystko w połączeniu z przekonującymi kostiumami tworzy mocno realistyczny obraz realiów, w których niegdyś działał niesławny seryjny morderca.

„Jesteśmy w najpodlejszym zakamarku ludzkiego umysłu. Promieniującej otchłani, gdzie człowiek spotyka sam siebie. […] W Piekle.”

Jeśli przyjmiemy, że scenariusz „Z piekła rodem” ma niewiele wspólnego z prawdziwymi wydarzeniami fabuła może zaintrygować – mnie pochłonęła, choć byłam całkowicie świadoma znaczących modyfikacji faktów. Scenarzyści postawili na jedną z teorii, nadal wysnuwaną przez tzw. „rozpruwaczologów”, która o odrażające mordy prostytutek oskarża Masonów, działających wspólnie z rodziną królewską. Serię brutalnych mordów, które wstrząsają całym Londynem zapoczątkowuje romans „kobiety upadłej” z księciem i ich ślub w towarzystwie przyjaciółek panny młodej, również trudniących się prostytucją. Twórcom całkiem zgrabnie udało się przedstawić ówczesne nastroje społeczne (chociaż można tutaj wytknąć im pewną pobieżność, gdyż w rzeczywistości ruszenia ludu miały bardziej drastyczny przebieg). Oskarżanie i napadanie Żydów (bo jak mówi jeden z bohaterów: żaden Anglik nie dopuściłby się tak niemoralnych czynów…), niezdrowa ciekawość zmuszająca przechodniów do przystawania nad ciałem, pastwienie się bogaczy nad zdeformowanym mężczyzną i ich niechlubne praktyki „leczenia” chorych oraz zacieranie śladów, które mogłyby wskazywać na zamożnego jegomościa. O tę materię twórcy, co prawda jedynie zahaczyli (silniej rozwija to Begg w swojej książce), ale zrobili to na tyle umiejętnie, aby dodatkowo spotęgować i tak już niesamowicie mroczny klimat wszechobecnego zagrożenia. Cieszyło mnie również przybliżenie, dzisiaj kontrowersyjnych, ale wówczas powszechnych, technik śledztwa. Badanie miejsca zbrodni dopiero po wcześniejszej „pielgrzymce” przechodniów nieopodal ciała, wymiotujący na widok wypatroszonych zwłok policyjni patolodzy i wreszcie zacieranie kluczowych dla sprawy tropów. Obok bestialskich mordów i tajników XIX-wiecznej pracy śledczych mamy wątek współpracy Abberline’a z lekarzem rodziny królewskiej, Williamem Gullem, który sugeruje inspektorowi podążanie tropem kogoś obeznanego z ludzką anatomią, najprawdopodobniej wykształconego w medycynie osobnika oddającego się osobliwemu rytuałowi. I rzecz jasna wątek miłosny. Frederick zauroczony młodą prostytutką, Mary Kelly (całkiem przyzwoita Heather Graham), będącą celem Kuby Rozpruwacza opracowuje plan, który ma ocalić jej życie.

Jak już wspomniałam „Z piekła rodem” ma niewiele wspólnego z prawdziwymi wydarzeniami, ale za to jako taki fikcyjny thriller spisuje się wręcz znakomicie. Intrygująca fabuła, znakomity Johnny Depp, mroczny mistyczny klimat i mocne zakończenie, którego podczas pierwszego seansu nie udało mi się przewidzieć, ale winą za to można obarczyć moje ówczesne przekonanie, że produkcja ta w finale postawi na fakty, czyli utrzymanie w tajemnicy tożsamości Kuby Rozpruwacza. Widzowie, którzy przed projekcją będą wiedzieć o końcowym ujawnieniu personaliów mordercy pewnie nie będą mieć zbytnich problemów z przedwczesnym ich rozszyfrowaniem, ale to nie znaczy, że twórcy nie przygotowali drugiej, już całkowicie zaskakującej, niespodzianki. Moim zdaniem warto dać mu szansę, bo to naprawdę kawał świetnego dreszczowca, o ile oczywiście nie będzie się ślepo wierzyć w jego inspirację faktami. Pamiętajmy, że to adaptacja komiksu, a nie prawdziwej historii Kuby Rozpruwacza.  

3 komentarze:

  1. Bardzo dobry film. Jego atmosfera zawsze trochę mi się kojarzyła z "Jeźdźcem bez głowy" Burtona, głównie przez reprezentacje ludzkich zwłok, moim zdniem podobne w obu filmach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden z niewielu filmów z Deppem, którego nie widziałam! Widzę, że w takim razie 7,5 na filmwebie jest całkiem zasłużone - trzeba nadrobić ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie się nie podobał. Klimatem przypomina "Jeźdźca bez głowy", ale nie dorasta mu do pięt. Pod żadnym względem.

    OdpowiedzUsuń