wtorek, 7 października 2014

„Babadook” (2014)


Wdowa Amelia samotnie wychowuje nadpobudliwego syna z bogatą wyobraźnią, Samuela. Pewnego wieczora chłopiec znajduje w swoim pokoju książeczkę dla dzieci o potworze, Babadooku. Matka nieopatrznie zaznajamia go z częścią lektury i od tego momentu Sam jest przekonany, że potwór mieszka w ich domu. Coraz bardziej psychotyczne zachowanie syna wykańcza Amelię, a sprawa dodatkowo się komplikuje, kiedy kobieta również zaczyna widywać tajemniczy byt.

Zrealizowany w Australii głośny horror Jennifer Kent na podstawie jej własnego scenariusza. W  Polsce był reklamowany, jako mieszanka „Wstrętu” i „Dziecka Rosemary” Romana Polańskiego, jakby jakikolwiek współczesny twórca był w ogóle w stanie powtórzyć geniusz tamtych filmów… W istocie Kent inspirowała się niemieckim ekspresjonizmem, dążąc do przywołania tego rodzaju kina grozy w nowoczesnej oprawie. W efekcie „Babadook” zaskarbił sobie sympatię krytyków i wielbicieli starszego, powolnego kina grozy, równocześnie będąc dyskredytowanym przez poszukiwaczy współczesnego, dosłownego straszenia.

Akcja skupia się na wdowie Amelii i jej prawie siedmioletnim synu, Samuelu. W odtwórcach tych ról dostrzegałam tak wielki kontrast, że początkowo ciężko było mi się przyzwyczaić. Podczas, gdy Essie Davis wszystkie uczucia grała dwiema minami, a jej dialogi brzmiały, jakby odczytywała je wprost z kartki, mały Noah Wiseman w swojej bogatej ekspresji ocierał się o geniusz, choć wcale nie miał łatwiejszej roli od Davis. Kiedy już przyzwyczaiłam się do słabego aktorstwa odtwórczyni postaci Amelii zaczęłam skupiać się na klimacie „Babadooka”, o który Kent szczególnie zadbała. Metaliczna kolorystyka obrazu, ponure wnętrze domu głównych bohaterów i wisząca w powietrzu aura nadnaturalnego zagrożenia z delikatną insynuacją psychozy zachwycają już od pierwszych minut seansu, a warto wspomnieć, że Kent nie rezygnuje z tego rodzaju niepokojących zdjęć, aż do finału. We współczesnym kinie grozy rzadko zdarza się takie samozaparcie w budowaniu klimatu. Twórcy zazwyczaj rezygnują z atmosfery grozy zastępując ją dynamiczną akcją już po upływie pierwszej połowy filmu. Ale nie Kent. Owszem z czasem scenariusz „Babadooka” nabrał więcej dynamizmu, ale bez szkody dla nastroju, a to naprawdę niełatwa sztuka.

Po zapoznaniu się z trudną sytuacją samotnej matki, Amelii i jej obdarzonego bujną wyobraźnią syna Samuela, z którym kobieta zauważalnie sobie nie radzi dalszy rozwój fabuły łatwo przewidzieć. Jednak, co zaskakujące owa przewidywalność nie psuje ogólnych wrażeń z seansu, który przede wszystkim utrzymuje widza w ciągłym napięciu. Nie licząc końcówki filmu Kent tylko raz próbuje zaniepokoić odbiorców. Pomijam tutaj tak banalne chwyty, jak dobijanie się kogoś do drzwi wejściowych, tajemniczy telefon do przerażonej Amelii, czy podrzucenie wyrzuconej książeczki o Babadooku na próg jej domu, bo chyba żaden zaznajomiony z tradycyjnymi chwytami nastrojowego kina grozy widz nie da się przekonać takimi tanimi zabiegami. W pierwszej połowie seansu jedynie nocna scena w sypialni Amelii niepokoi większą dosłownością. Najpierw kobieta słyszy rozlegający się w pokoju ochrypły głos upiora („dook”, „dook”, „dook”), a kiedy wygląda spod kołdry widzi na suficie wygenerowaną komputerowo czarną plamę, która na chwilę przekształca się w kanciastego potworka z długimi szponami. Zarówno toporny wygląd Babadooka, jak i na przykład późniejszy filmik w telewizji nawiązują do niemieckiego ekspresjonizmu i to całkiem zgrabnie. Pewnie dlatego, że twórcy nie zapędzają się za daleko w efekciarstwie, pokazując nam wygenerowanego komputerowo Babadooka jedynie w krótkich, acz jakże podnoszących adrenalinę przebłyskach. Poza tym ujęciem pierwsza połowa seansu jest mocno stonowana. Kent nie ucieka się do tanich jump scenek, najwięcej miejsca poświęcając kondycji psychicznej Amelii i Samuela. Wierzący w potwory chłopiec coraz bardziej niepokoi swoją matkę. Na domiar złego Sam ma poważne problemy w szkole, nie potrafiąc zintegrować się z rówieśnikami. Tymczasem Amelia poza problemami wychowawczymi nadal boryka się ze świadomością utraty męża. Pomimo, że mężczyzna zginął w wypadku przed siedmioma laty, w dniu narodzin syna (co z czasem będzie determinować stosunek matki do Sama) jego żona nadal nie znalazła sposobu na pogodzenie się z tą stratą. Ponadto siostra Amelii, Claire, nie mogąc dłużej wytrzymać jej stanów depresyjnych przestaje ją odwiedzać. Na jej decyzję wpływa również agresywne zachowanie Sama względem jej córki. Oczywiście, jak na kochają mamusię przystało Claire nie dostrzega wad swojej rozpieszczonej córeczki, która nie przepuści żadnej okazji, aby sprowokować kuzyna. W każdym razie z czasem Amelia i Samuel nie licząc chorej sąsiadki w podeszłym wieku zostają sami ze swoimi problemami, próbując poradzić sobie z nimi na własny sposób, czyli izolując się od społeczeństwa. Ich starcie z Babadookiem w drugiej połowie seansu jest też walką z ich traumami, dzięki czemu Kent pozostawia nam pole do dwojakiej interpretacji. Pierwsza nadnaturalna dopuszcza istnienie Babadooka, a druga racjonalna, obarcza winą za jego istnienie człowieka.
  
UWAGA SPOILER Jeśli dopuścić możliwość choroby psychicznej Amelii można domniemywać, że książeczkę o Babadooku, która sprowadziła kłopoty na nią i jej syna napisała sama. W rozmowie z przyjaciółkami Claire wspomina, że kiedyś była autorką książek dla dzieci, więc można założyć, że wówczas chcąc rozprawić się ze śmiercią męża przerzuciła całą swoją rozpacz na karty tej makabrycznej książki. Jednak jej lektura po latach rozbudziła na nowo wszystkie skrywane głęboko w świadomości traumatyczne przeżycia. Osobiście wolę pierwszą nadnaturalną interpretację, bo choć wydaje się mniej atrakcyjna to po głębszym namyśle przynajmniej nie kopiuje z „Siły strachu” KONIEC SPOILERA.

„Babadook” to znakomity przykład horroru psychologicznego, który całą dramaturgię buduje głównie mrocznym klimatem i charakterystyką postaci, bez przesadnego uciekania się do sztucznych efektów komputerowych, czy tanich jump scenek. Taka realizacja zapewne zawiedzie poszukiwaczy dosłownego straszenia i dynamicznych fabuł, ale wielbiciele starego, stonowanego kina grozy powinni dać się porwać tej przewidywalnej, acz mocno wciągającej historii. Mnie „Babadook” kupił i z pewnością jeszcze nie raz do niego wrócę, choćby po to, aby nacieszyć się mistrzowskim klimatem, z którym rzadko mam okazję obcować we współczesnych horrorach.

10 komentarzy:

  1. kurcze nigdy nie słyszałam o tym filmie... ale rzeczywiście zapowiada się ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądałam ten film w tamtym tygodniu i mi się nie podobał... Niektóry sceny mnie rozmieszały, a miały być straszne. Widziałam lepsze horrory...
    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio zastanawiałam się czy nie obejrzeć tego filmu, po twojej recenzji chyba się jednak za to wezmę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za recenzję, oglądałem go niedawno i strasznie mi się podobał, też wolę wierzyć w tą teorię iż Babadook był prawdziwy :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Przypuszczam, że będzie to jeden z lepszych horrorów w tym roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślę. Ale patrząc na zatrważająco niski poziom tegorocznych horrorów (przynajmniej jak do tej pory) to nie jest to jakiś wielki komplement;)

      Usuń
  6. Mam go na liście "do obejrzenia" i to już kolejna dobra opinia o nim, więc tym bardziej chcę go zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  7. jestem pod wielkim wrażeniem tego filmu. wspaniały klimat, pomysł z książką i sam jej projekt mnie zachwyciły. film o którym się myśli i do którego na pewno będę wracać

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyznam się szczerze, że nie czytałam Twojej recenzji i zostawiam ją sobie na "po filmie". Jestem trochę zawiedziona, bo do tej pory nie miałam możliwości obejrzeć tego wynalazku, a bardzo mi na nim zależało, odkąd tylko usłyszałam, że coś takiego powstało. Mam nadzieję, że go w końcu dorwę :(

    CAT
    http://catinthewell.pl/

    OdpowiedzUsuń
  9. No i wreszcie udało mi się obejrzeć... Powiem tak... jestem zachwycona i nie rozumiem, dlaczego tylu odbiorców zaniża ocenę (w sieci). Przecież to horror w czystej postaci - oszczędny, działający na wyobraźnię i skłaniający widza do myślenia. Atmosferę budują już chociażby surowe wnętrza zaniedbanego domu, skrzypienie drewnianej podłogi i pogłębiająca się depresja głównej bohaterki. Rozumiem że o gustach nie należy dyskutować, ale ten film jest naprawdę dobrze zrobiony. Nawet jeśli ktoś spodziewał się czegoś zupełnie innego.

    Pozdrawiam

    CAT
    http://catinthewell.pl/

    OdpowiedzUsuń