piątek, 17 października 2014

„Kościół” (1989)


Średniowiecze. Krzyżowcy dokonują rzezi na mieszkańcach wioski, których podejrzewają o paktowanie z diabłem. Ich ciała zakopują we wspólnym grobie i oznaczają to miejsce wielkim kamiennym krzyżem. W XX wieku na miejscu spoczynku ofiar krzyżowców stoi wielki kościół, w którym zatrudnia się Evan. Jego zadaniem jest skatalogowanie ksiąg, będących w posiadaniu kościoła. Z pomocą konserwatorki sztuki odnajduje starożytny rękopis, który podpowiada mu, jak złamać pieczęć, chroniącą dostępu do zbiorowej mogiły ofiar krzyżowców. W ten sposób Evan uwalnia demony, które wstępują w ciała osób przebywających w katedrze.

Włoski horror religijny, wyreżyserowany przez Michele Soavi, do którego scenariusz napisał wspólnie z Dario Argento, Franco Ferrini’m i niewymienionymi w czołówce Dardano Sacchetti’m, Lamberto Bavą oraz Fabrizio Bavą. W zamyśle „Kościół” miał być drugim sequelem „Demonów” Lamberto Bavy, ale ostatecznie panowie zdecydowali się nakręcić oddzielny film. W 1989 roku produkcja Soavi’ego cieszyła się sporym zainteresowaniem Włochów, a krytycy nawet dzisiaj doceniają kunszt reżysera i scenarzystów.

Od dłuższego czasu „polowałam” na jakiś film Michele Soavi, bo czytałam sporo pozytywnych opinii o jego twórczości. I chociaż bardziej zależało mi na zapoznaniu się z „Delirią” na razie musiałam zadowolić się chłodniej ocenianym przez wielbicieli kina grozy „Kościołem”. W efekcie po skończonym seansie tym bardziej nie mogę się doczekać spotkania z „Delirią”, bo skoro tak znakomity horror, wedle obiegowych recenzji jest gorszy to nawet nie umiem sobie wyobrazić jej poziomu.

Film otwiera mocny prolog. Kilku krzyżowców zostaje wezwanych przez szalonego księdza do wioski, w której spotykają się z młodą kobietą podejrzewaną o praktykowanie czarów. Po zmiażdżeniu jej głowy ksiądz odkrywa na jej stopie ranę w kształcie krzyża i wyrokuje, że to demoniczny stygmat (tak, jakby krzyż był symbolem satanizmu…). Mężczyźni szybko dochodzą do wniosku, że cała wioska została napiętnowana przez Szatana, więc bez zastanowienia mordują wszystkich jej mieszkańców. Chociaż Soavi nie epatuje w prologu nadmiernym rozlewem krwi rzeź i tak szokuje – szczególnie w trakcie ujęcia tratowania przez konia zanoszącego się płaczem niemowlaka. Przygnębiające jest również zakopywanie ciał kobiet, dzieci i mężczyzn w zbiorowej mogile. Potraktowani jak odpadki niewinni ludzie stają się ofiarami fanatyzmu, ale już we wstępie można się domyślić, że przyjdzie czas ich zemsty. Okazja pojawi się pod koniec XX wieku, kiedy to nowy bibliotekarz, Evan, w postawionym na miejscu spoczynku ludzi oskarżonych o herezję i praktykowanie czarów kościele odnajdzie rękopis zawierający klucz do ich grobu. Po wstrząsającym prologu mniej więcej pół godziny seansu upływa statecznie. Ale dzięki mrocznej kolorystyce obrazu i znakomitej ścieżce dźwiękowej skomponowanej przez między innymi Keitha Emersona i zjawiskowy zespół Goblin nie ma szans na nudę. Choć scenariusz nie obfituje w tej początkowej partii w jakieś zapadające w pamięć wydarzenia Soavi tak sprawnie buduje klimat niezdefiniowanego zagrożenia, że aż nie można się doczekać późniejszych wydarzeń. Kiedy Evan zaprzyjaźni się już z konserwatorką sztuki i nastoletnią córką kościelnego, Lotte (w tej roli córka Dario Argento, Asia, której warsztat nigdy jakoś wielce mnie nie zachwycał, ale aktorka ma tek duże rzesze fanów, że w ich oczach na pewno jej udział podniesie wartość tej produkcji) wreszcie otworzy kryptę, w której spoczywają ofiary krzyżowców i zacznie się prawdziwa jazda. W drugiej połowie seansu Evan zostaje opętany przez demony, wypuszczone przez niego na wolność i wraz z partnerującą mu konserwatorką sztuki usuwa się na dalszy plan, ustępując miejsca księdzu Gusowi i Lotte. Taka podmianka głównych bohaterów nie tylko intryguje, ale również daje do zrozumienia, że twórcy nie uznają żadnych kompromisów, że w ich obrazie każdy może zginąć. Ten sygnał wzmaga również obecność dzieci w kościele, kiedy to wrota zostają zamknięte. W końcu w kinie grozy twórcy nieczęsto mają odwagę uśmiercać nieletnich, więc za tę odwagę reżyserowi i scenarzystom również należy się uznanie.

Amerykańskie horrory o opętaniach na ogół trzymają się jednego sprawdzonego schematu (zawłaszczenie przez demona ciała jednej osoby i egzorcyzmy), ale Włosi oddalili się tutaj od znanej konwencji. Połączyli wątek opętania z problematyką zarazy, szybko rozprzestrzeniającej się wśród ludzi zamkniętych w kościele. Wystarczy, że osoba opętana wejdzie w bliski kontakt z bliźnim, aby na niego również sprowadzić demony. Naprawdę bardzo pomysłowy wątek i co najważniejsze otwierający furtkę ujęciom gore. Charakter opętania w „Kościele” dopuszcza początkowe wizje u zarażonych, które prowadzą do destrukcji. Tutaj największe wrażenie zrobiło na mnie oniryczne ujęcie wyrywania sobie serca przez Evana i finalne wyeksponowanie tego wciąż bijącego, zakrwawionego organu w wyciągniętej ręce. Maksymalnie dopracowana jest też sekwencja obrazująca kobietę, której się wydaje, że nagle się zestarzała, co zmusiło ją do rozorania sobie twarzy paznokciami. Ale Michele Soavi nie dysponował zbyt dużym budżetem, żeby utrzymywać tak realistyczny poziom makabry przez cały czas - spece od efektów specjalnych parę razy byli zmuszeni otrzeć się o kicz. Tutaj niezamierzenie zabawne jest ujęcie chłopaka, któremu wydaje się, że atakuje go rażąco gumowy gad oraz zagarnięcie nagiej kobiety przez faceta z niestarannie umazaną jakąś czarną substancją twarzą, mającą imitować jego demoniczne korzenie. Znalazło się też miejsce na oddanie hołdu „Dziecku Rosemary” Romana Polańskiego. Soavi bezkrytycznie skopiował scenę gwałtu przez Szatana i taka inicjatywa początkowo mnie zadowoliła, ale późniejsze pojawienie się gumowego diabła niepotrzebnie skłoniło się w stronę parodii.

Abstrahując od kiczowatych kostiumów, które sporadycznie pojawiają się w drugiej połowie seansu „Kościół” to naprawdę pomysłowe podejście do tematyki opętań przez demony. Ciekawa jest też hybrydowa realizacja, która ostatecznie nie skłania się, ani w stronę horroru nastrojowego, ani w stronę gore. Jest tutaj wszystkiego po trochu, tak aby zainteresować zarówno fanów klimatu, jak i makabry i co najciekawsze to wszystko ładnie się ze sobą łączy, w efekcie oferując odbiorcom widowisko na niebywale wysokim poziomie. Tak jak wspomniałam, jedyny minus to gumowe kostiumy, których na szczęście nie ma aż tak dużo, żeby znacząco obniżyć poziom tej produkcji. A więc nie pozostaje mi nic innego, jak polecić „Kościół” każdemu wielbicielowi kina grozy, bo w moim odczuciu to wyższa półka kina włoskiego – zresztą wśród horrorów z tego kraju ciężko jest znaleźć coś nieudanego.  

2 komentarze:

  1. Hihi, krzyżowcy mieszaja beton w betoniarce a potem odlewają betonowy krzyż...

    OdpowiedzUsuń