piątek, 16 stycznia 2015

„Dark Summer” (2015)


Nastolatek, Daniel, zostaje ukarany letnim aresztem domowym za cyberprzestępstwa kosztem koleżanki ze szkoły, Mony. Niedługo po założeniu mu opaski przez kuratora obiekt jego dyktowanych miłością prześladowań kontaktuje się z nim za pomocą kamerki internetowej i na jego oczach popełnia samobójstwo. Wkrótce potem Daniel zacznie świadkować nadnaturalnym wydarzeniom w swoim domu, a na pomoc w walce z tajemniczą siłą będzie mógł liczyć jedynie ze strony swoich najlepszych przyjaciół, Abby i Kevina.

Ghost story utrzymana w teen horrorowych klimatach. Za reżyserię odpowiadał Paul Solet, twórca „Grace” - bardzo dobrego niszowego straszaka z 2009 roku, opartego na podstawie własnej krótkometrażówki z 2006 roku. „Dark Summer” też jest produkcją niszową, aczkolwiek w starciu z „Grace” w moim mniemaniu przegrywa na wszystkich frontach. Głównie przez wzgląd na konwencję. Styl Soleta doskonale współgra z lekko chorymi i umiarkowanie krwawymi horrorami, ale nijak nie przystaje do nastrojówek o duchach, co „Dark Summer” dobitnie udowadnia.

Scenarzysta, Mike Le, zawiązał akcję za pośrednictwem motywu aresztu domowego nastolatka, który to już chyba zawsze będzie się kojarzył z „Niepokojem”. Zresztą Le wcale nie ukrywa swojej inspiracji, wtłaczając w usta przyjaciół Daniela wypowiedzi porównujące go do Shii LaBeoufa. Kiedy już główny bohater zostanie zaobrączkowany przez kuratora za prześladowania szkolnej outsiderki Mony, w której notabene się podkochiwał, a dziewczyna popełni już na jego oczach (za pośrednictwem kamerki internetowej) samobójstwo przyjdzie pora na właściwą problematykę filmu. Nawiedzenie chłopaka przez duszę Mony i jego rozpaczliwe próby pozbycia się natręta. Zarys fabuły, oczywiście, bardziej konwencjonalny już być nie mógł, ale schematyczność jeszcze dałoby się strawić, gdyby realizacja pasowała do nurtu ghost story. Zarówno „Grace”, jak i „Dark Summer” wyróżniają się lekko przybrudzoną kolorystyką, przywodzącą na myśl kino grozy z dwóch-trzech ostatnich dekad XX wieku. Zaczynam podejrzewać, że to swego rodzaju wizytówka Paula Soleta, ale dopiero jego dalsza twórczość pokaże, czy mam rację. W każdym razie taki klimat doskonale pasuje do filmu o krwiożerczym niemowlaku, ale gryzie się z produkcją o złośliwym duchu. Tym bardziej, że wszystkie jump scenki i chwile w zamyśle szczytowej grozy są błędnie obliczone w czasie. Weźmy na przykład scenę, kiedy Daniel zwabiony hałasem przemierza kilka pomieszczeń w swoim domu, a kamera filmuje tył jego głowy. Na początku napięcie jest całkiem przyzwoite, ale jego powolną wędrówkę tak bardzo rozwleczono, że w połowie zaczęłam mocno się niecierpliwić. W dodatku kulminacje takich w zamiarze potęgujących atmosferę sekwencji pojawiają się w najbardziej przewidywalnych momentach. Ratuje je jedynie pomysłowość, jak na przykład fotografia Mony w kronice szkolnej, która odwraca się na oczach Daniela. Solet odwoływał się również do swojego zamiłowania do kina gore. Ale choć rozpłatanie ciała Daniela, wbicie kredki w dłoń Abby oraz finał chwilowo dynamizują fabułę oraz wzbogacają ją odważnymi stricte horrorowymi elementami przez wzgląd na niski budżet porażają sztucznością. Jeśli spojrzy się na „Dark Summer”, jako całość liczba tych wszystkich manifestacji ducha z rozmazanym makijażem, projekcji jego mocy i scen gore jest niezadowalająca. Przez większą część filmu zwyczajnie nic ciekawego się nie dzieje. No chyba, że uznać za interesujące próby skontaktowania się nastolatków z poltergeistem a la „Diabelska plansza Ouija”, zgodnie ze wskazówkami zamieszczonymi przez domorosłych ekspertów w Internecie. Albo żenujące, rozwleczone do granic możliwości próby zwrócenia na siebie uwagi Daniela przez podkochującą się w nim Abby. Takich historii o duchach utrzymanych w teen horrorowej atmosferze było już sporo, a większości z nich można śmiało przyznać większą umiejętność w generowaniu napięcia.

Chociaż „Dark Summer” z dosłownie parominutowymi wyjątkami idealnie spełnia się w roli środka nasennego końcówka odrobinę wybija z letargu. Bardzo pomysłowy, makabryczny motyw, nawiązujący do jednej z początkowych wypowiedzi Daniela, pociągnięty jeszcze po napisach końcowych.  Ale i tak, jeśli dodać do tego krótkie stricte horrorowe ujęcia z wcześniejszych partii filmu mankamenty najnowszego obrazu Soleta przesłaniają plusy. A do tej listy minusów wypunktowanych przeze mnie wcześniej można też dodać obsadę, poza dobrym Peterem Stormarem. Wszyscy odtwórcy nastolatków, poczynając od Keira Gilchrista, przez Stellę Maeve i Maestro Harrella na naszym duchu Grace Phipps kończąc są rażąco bezuczuciowi.

Jeśli chodzi o twórczość Paula Soleta to fanom niszówek polecam „Grace” z 2009 roku, równocześnie lojalnie przestrzegając przed „Dark Summer”, który obok dobrej ghost story nawet nie stał. Tak wyjałowionych z napięcia i czepiających się znanych schematów w iście nużącym stylu straszaków niestety jest całkiem sporo, więc podejrzewam, że nawet ktoś, kto sporadycznie sięga po kino grozy spotkał się już z czymś podobnym do „Dark Summer”. Jeśli tak, to może sobie śmiało darować seans najnowszej produkcji Soleta – przynajmniej zaoszczędzi trochę wolnego czasu, bez poczucia straty czegoś wartościowego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz