czwartek, 15 stycznia 2015

„Moje ja” (2004)


2002 rok. Simon budzi się w szpitalu i odkrywa, że nie pamięta ostatnich dwóch lat. Zajmujący się jego przypadkiem doktor Newman informuje go, że został podtruty, oraz że jego serce na kilka minut przestało bić. Reanimacja przywróciła go do życia, ale Simon ma teraz problemy z pamięcią krótkotrwałą, jednak według Newmana wspomnienia z ostatnich dwóch lat powinny wkrótce do niego wrócić. Kiedy Simona odwiedza żona, Anna, której nie pamięta wracają do niego fragmentaryczne wspomnienia z wypadku samochodowego z 2000 roku, po którym trafił do tego samego szpitala, w którym przebywa teraz. Niedługo potem mężczyzna zaczyna mimowolnie cofać się do zapomnianej przeszłości.

Brytyjsko-amerykański thriller science fiction/psychologiczny Rolanda Suso Richtera oparty na kanwie sztuki Michaela Cooneya, który to wspólnie z Timothy’m Scottem Bogartem napisał scenariusz. Krytycy porównywali „Moje ja” między innymi do powstałego dwa miesiące wcześniej „Efektu motyla”, „eXistenZ” Davida Cronenberga i „Drabiny Jakubowa”. Chociaż obrazowi Richtera nie udało się zyskać takiej popularności, jak wymienionym wyżej, utrzymanym w podobnym klimacie produkcjom kilku krytyków doceniło pełną zwrotów akcji fabułę, choć nie obyło się bez utyskiwań na dziury w scenariuszu. Ja ich nie dostrzegłam, pomimo częstego powracania do tej pozycji, ale zważywszy na fakt, że nie mam takiego wykształcenia jak znawcy kina nie musi to oznaczać, że ich nie ma.

„Moje ja” w wielkim skrócie to film układanka z potężną dawką psychologii i odniesień do konwencji fantastyki, z maksymalnie zdynamizowaną akcją. Po przebudzeniu się Simona w szpitalu (w tej roli, jak zwykle dobry warsztatowo i diablo przystojny Ryan Phillippe) i odkryciu, że zapomniał ostatnie dwa lata swojego życia niemalże natychmiast scenarzyści komplikują fabułę. Doktor Newman informuje pacjenta, że za chwilę odwiedzi go żona i do pokoju rzeczywiście wchodzi blondynka, której Simon nie pamięta i wyznaje mu miłość. Kiedy ten informuje ją, że ma amnezję kobieta nie dowierza, wybiega z pokoju i… rozpływa się w powietrzu. Zaraz potem do pokoju wchodzi kobieta utrzymująca, że jest jego żoną (w tej roli Piper Perabo, która moim zdaniem przeszła samą siebie w mimicznej ekspresji szaleństwa). Główny bohater traci rozeznanie, bo jeśli Anna rzeczywiście jest jego żoną, kim jest widmowa blondynka, która odwiedziła go wcześniej i wyznała miłość? Późniejsze wydarzenia jeszcze bardziej wszystko komplikują. Simon przypomina sobie wypadek samochodowy sprzed dwóch lat i zaczyna przenosić się do tamtego minionego okresu powracania do zdrowia w tym samym szpitalu. I tutaj zaczynają się prawdziwe schody. Choć Ryan podczas chwilowego przebywania w 2000 roku pamięta siebie z przyszłości, co więcej ochoczo informuje o swojej zdolności przenoszenia się w czasie personel i pacjentów twórcy długo uniemożliwiają widzom jednoznaczną interpretację tego motywu. Z jednej strony pojawiają się wątki, które potwierdzają podróżowanie w czasie, ale z drugiej scenarzyści nie mówiąc niczego wprost każą domniemywać, że obserwujemy jedynie oryginalnie przedstawiony proces powracania utraconych wspomnień głównego bohatera. Z czasem wyjdą również na jaw godne potępienia fakty z przeszłości Simona, ale w tak mało mówiących fragmentach, że raczej niemożliwym będzie oddzielenie prawdy od fikcji i przedwczesne rozszyfrowanie motywów postępowania głównego bohatera. Na skutek częstego przenoszenia się w czasie bądź odzyskiwania pamięci Simon coraz szybciej będzie się osuwał w otchłań szaleństwa. W jego umyśle granice rzeczywistości ulegną całkowitemu zatarciu. Nabierze przekonania, że wszystko, co czyni w 2000 roku rzutuje na egzystencję jego i osób, które go otaczają w roku 2002, co z kolei doprowadzi go do logicznej konkluzji, że ma moc zmieniania swojej niechlubnej przeszłości. Skakanie Simona po różnych okresach swojego życia każdorazowo zakańczane jest jakąś mocną kulminacją. Fabułę dosłownie przeładowano zwrotami akcji, chwilami tak szybko następującymi po sobie, że widz praktycznie nie ma szans na zaczerpnięcie głębszego oddechu – zostaje niejako zmuszony do śledzenia wszystkich zaskakujących wydarzeń we wzmożonym skupieniu. Wydawać by się mogło, że tak silnie zdynamizowana akcja przesłoni psychologię i mroczny klimat – nic bardziej mylnego. Richter ani na chwilę nie zapomina o ciemnej kolorystyce i potęgowaniu atmosfery wpadającą w ucho ścieżką dźwiękową skomponowaną przez Nicholasa Pike’a, a barwna charakterologia głównego bohatera od pierwszej do ostatniej sceny jest tematem przewodnim „Mojego ja”.

Gdybym koniecznie musiała wskazać jakiś mankament tej produkcji to pewnie postawiłabym na zakończenie. W drugiej połowie filmu, kiedy to scenarzyści są bardziej skorzy do rozwiewania misternej tajemnicy zarysowanej na początku, wielu faktów z przeszłości Simona można się domyślić (choć zdecydowanie nie wszystkich). Sam finał natomiast, choć mało oryginalny w gruncie rzeczy pasuje do problematyki filmu. Pytanie tylko, czy nie lepiej wypadłoby niedopowiedzenie, czy twórcy nie lepiej zrobiliby, gdyby pozostawili widzów z wątpliwościami, co do natury scenariusza? Takie jednoznaczne opowiadanie się filmowców za jedną z dwóch możliwych interpretacji w moim mniemaniu pozostawia spory niedosyt. „Moje ja” na dłużej osiadłoby w pamięci, gdyby rozszyfrowanie tajników fabuły pozostawić w gestii widza.

„Moje ja” najsilniej kojarzy się z szeroko reklamowanym „Efektem motyla”, ale miejscami w mojej ocenie o wiele silniej trzyma w napięciu. Mroczny klimat, elektryzująca szpitalna sceneria, dogłębna psychologia postaci, multum zwrotów akcji i bardzo dobra obsada składają się na naprawdę nietuzinkowy obraz, który moim zdaniem niesłusznie odszedł w zapomnienie. Abstrahując od nierównej końcówki uważam, że zasługuje na takie samo uznanie, jak zbliżony tematycznie „Efekt motyla”.  

2 komentarze:

  1. Fakt, jest diablo przystojny...

    OdpowiedzUsuń
  2. Uważam, że film jest bardzo dobry. Wciągająca, trzymająca w napięciu fabuła. Niestety jeszcze nie oglądałem „Efektu motyla” więc o podobieństwach się nie wypowiadam. Jest to zdecydowanie film godny polecenia.

    OdpowiedzUsuń