niedziela, 3 maja 2015

„Towarzystwo” (1989)


Nastoletni Bill Whitney mieszka wraz z rodzicami i siostrą w Beverly Hills, ale nie czuje więzi z rodziną. Pomimo terapii nie może oprzeć się wrażeniu, że familia go nie akceptuje. Podejrzenia Billy’ego potęgują się, kiedy jego znajomy, Blanchard, przekazuje mu taśmę, na której utrwalił odgłosy orgii i rozmowy toczące się podczas uroczystości inauguracyjnej jego siostry, wstępującej do elitarnego stowarzyszenia. Rodzice, koledzy i sąsiedzi Billa, znamienici mieszkańcy Beverly Hills od dawna należą do swego rodzaju klubu, którego działalność owiana jest tajemnicą. Nagranie dowodzi, że jego członkowie organizują szokujące orgie. Billy i jego przyjaciel, Milo, z narażeniem życia starają się zgłębić tajemnice stowarzyszenia.

Reżyserski debiut Briana Yuzny, późniejszego twórcy między innymi takich filmów, jak „Narzeczona Re-Animatora”, „Powrót żywych trupów 3”, Dentysta 1-2” i jednego segmentu „Necronomiconu”. Pierwszy horror Yuzny nakręcono w 1989 roku, ale na dystrybucję w Stanach Zjednoczonych czekał do roku 1992 i od tamtego czasu zdążył obrosnąć legendą, głównie w kręgach wielbicieli szokujących horrorów. W 2010 roku magazyn Time Out London przeprowadził ankietę wśród reżyserów, aktorów, pisarzy i krytyków, na bazie której stworzył listę stu najbardziej przez nich docenianych horrorów – „Towarzystwo” znalazło się na siedemdziesiątym ósmym miejscu. Na mojej liście film plasuje się w pierwszej dwudziestce.

Scenariusz „Towarzystwa” autorstwa Ricka Fry’a i Woody’ego Keitha w bardzo specyficznym stylu podchodzi do nurtu body horroru. Wstęp i rozwinięcie bazują na intrygującej tajemnicy, którą owiane jest elitarne stowarzyszenie z Beverly Hills. Jego tajniki odkrywamy razem z głównym bohaterem, Billem Whitney’em. Przekonująca kreacja Billy’ego Warlocka wespół z drobiazgowym rysem psychologicznym jego postaci sprawiają, że wprost nie sposób się z nim nie identyfikować. Twórcy już na początku seansu sygnalizują widzom, że psychika nastolatka jest mocno rozchwiana. Boryka się z niepokojącymi halucynacjami oraz paraliżującym lękiem i nieufnością do własnej rodziny. Podczas sesji terapeutycznej widzi robale kłębiące się w jabłku, a w domu zauważa, że ciało jego siostry poddaje się osobliwym modyfikacjom. Yuzna z właściwym sobie wyczuciem gatunku długo unikał atakowania odbiorców daleko idącą dosłownością. Nawet dziwaczne rzeczy, którym świadkował Bill zobrazował z daleko idącą delikatnością, jedynie anonsując problem, ale nie dając widzom okazji do jego zgłębienia. Co ciekawe, twórcy nie starają się wmówić odbiorcom, że zagrożenie może być wyimaginowane, może stanowić projekcję chorego umysłu głównego bohatera. Za pomocą postaci Blancharda i jego szokującego nagrania szybko dają do zrozumienia, że elitarne stowarzyszenie z Beverly Hills ukrywa jakieś mrożące krew w żyłach tajemnice. Pierwsza godzina projekcji koncentruje się na śledztwie Billy’ego i jego przyjaciela Milo. Yuzna tylko fragmentarycznie dotyka stylistyki body horroru, większy nacisk kładąc na klimat i drugie dno fabuły. Lwia część filmu rozgrywa się w pełnym świetle dziennym, w bogatej dzielnicy, zamieszkanej przez osoby obsesyjnie dbające o swój prestiż. Stowarzyszenie, do którego przynależą wpływowi mieszkańcy Beverly Hills jest analogią do prozaicznego wizerunku klasy wyższej. Nawet nieprzynależący do żadnego zamkniętego klubu bogacze niższym warstwom społecznym jawią się, jako nadludzie, osoby niedostępne „zwykłym śmiertelnikom”. Właśnie taką niższą klasę społeczną w podtekście symbolizuje Billy. Wywodzi się z wysoko postawionej familii, ale z jakiegoś powodu nie został dopuszczony do jej tajemnic. Czuje się wyobcowany, izolowany od reszty, a jedyne czego pragnie to nie przynależność do owej „rasy panów” tylko odkrycie jej brudnych sekretów. Co zaskakujące i dowodzące rzadko spotykanych zdolności reżyserskich Briana Yuzny wszystkie te pozbawione dosłownego straszenia, zrealizowane za dnia sekwencje, jeśli wejrzeć w nie głębiej może nie tyle niepokoją, co wprawiają w pewien dyskomfort. Niby na pierwszym planie niewiele się dzieje, ale gdzieś na obrzeżach tego sielankowo-satyrycznego obrazu można dopatrzeć się trawiącego Beverly Hills zepsucia. Zarówno moralnego, jak i cielesnego.

Motyw owianych tajemnicą, zamkniętych dla niewtajemniczonych stowarzyszeń jest wdzięcznym tematem dla twórców kina grozy. We wprawnych rękach reżyserskich właściwie gwarantuje zaangażowanie widza w toczącą się intrygę, a Yuzna dodatkowo wzbogacił go nieustannym sygnalizowaniem dysonansu pomiędzy Billem a otaczającą go społecznością. Podczas, gdy bogate dzieciaki myślą tylko o wystawnych imprezach, przygodnym seksie i akcentowaniu swojej wyższości nad innymi, Billy kieruje się w życiu bardziej dojrzałymi wartościami. Nie zależy mu na prestiżu tylko akceptacji rodziny, nie przykłada większej wagi do pieniędzy i zamiast kupować sobie towarzystwo woli przyjaźnić się z ludźmi odpornymi na materializm. Pewnie dlatego cieszy się bezwarunkowym oddaniem Milo, który nie bacząc na niebezpieczeństwo staje u boku Billy’ego w walce z zdemoralizowanymi bogaczami. Ci na wszystkie sposoby starają się uniemożliwić im dotarcie do osób, dysponującymi jakimiś ważnymi informacjami na ich temat, nie mając oporów nawet przed eliminowaniem ich ze społeczeństwa. Kiedy ginie Blanchard, tuż po przekazaniu Billy’emu taśmy z nagraniem orgiastycznych odgłosów w kręgach stowarzyszenia chłopak zaczyna rozumieć, że jego wścibstwo jest niepożądane, że przypadkiem odkrył coś, co może napytać mu kłopotów. Ale to wcale nie powstrzymuje go przed kontynuowaniem amatorskiego śledztwa i związaniem się z członkinią klubu, tajemniczą femme fatale, Clarissą. Ciekawą postacią jest jej zahukana matka – potężna kobieta, snująca się po mieście z wiecznie zaskoczoną miną i wyrywająca ludziom włosy. Zabawna, karykaturalna kreacja Pameli Matheson podczas tej pierwszej godziny projekcji sporadycznie urozmaica fabułę groteskowym, prześmiewczym akcentem, notabene będącym kolejnym przytykiem w stronę zwariowanych, amerykańskich elit.

Ostatnie osławione mniej więcej pół godziny „Towarzystwa” to czyste szaleństwo, z wykorzystaniem maksymalnie realistycznych efektów specjalnych. Charakteryzację uhonorowano na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Fantasy w Brukseli nagrodą Silver Raven. I słusznie, bo kilka obrazów gore już w swoim życiu widziałam, ale czegoś takiego nigdy. UWAGA SPOILER Gumowato-oślizgła orgia w wydaniu Yuzny, podczas której ludzkie ciała przybierają najróżniejsze formy to prawdziwy popis ogromnej wyobraźni i wyczucia realizmu. Oraz… niebanalnego poczucia humoru (twarz w miejscu odbytu). Końcówka „Towarzystwa” to body horror w najczystszej postaci, eksperymenty cielesne posunięte do ekstremum z daleko idącą swobodą, nieskrępowaną zabawą gatunkiem, który bez wątpienia jest konikiem Yuzny. Lepkie, śliskie, gąbczaste ciała członków stowarzyszenia przybierają tak wiele dziwacznych postaci, że nie tylko moja wyobraźnia tego nie ogarnia, ale również umysł nie jest w stanie jasno skatalogować, żeby to wszystko opisać. Maszkary stworzone przez ekspertów od efektów specjalnych przybierają tak kuriozalne kształty, że tego nie da się opisać – trzeba to zobaczyć i spróbować ogarnąć umysłem KONIEC SPOILERA. Śmiałą, maksymalnie groteskową i odstręczającą końcówką Yuzna udowodnił mi, że jest prawdziwym geniuszem body horrorów, reżyserem z którym należy się liczyć. Nie spodziewałam się po nim takiego majstersztyku realizacyjnego.

Dla mnie „Towarzystwo” to absolutne arcydzieło kina grozy, zręcznie kompilujące aurę intrygującej, wręcz uwierającej tajemnicy z satyrą i najczystszą makabrą, która wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Jeden z najlepszych body horrorów, jaki dane mi było zobaczyć, mający wszelkie predyspozycje, żeby stawać w jednym rzędzie z kinem grozy Davida Cronenberga i Clive’a Barkera.  

1 komentarz: