poniedziałek, 29 czerwca 2015

„Demonic” (2015)


Luizjana. Detektyw Mark Lewis zostaje wezwany na interwencję do opuszczonego domu, w którym przed laty doszło do masowego, rytualnego mordu. Na miejscu zastaje ciała nastolatków i zszokowanego Johna. Policja opieczętowuje miejsce zbrodni i przystępuje do zbierania dowodów. Z ocalałym tymczasem rozmawia psycholog Elizabeth Klein. Chłopak zdradza jej, że wraz ze znajomymi zatrzymał się w tym owianym złą sławą domu, aby nawiązać kontakt z gnieżdżącymi się w jego wnętrzu duchami oraz pozbyć się wizji zmarłej matki, która miała duży związek z masowym mordem sprzed lat. Ale krótko po ich przyjeździe ktoś zablokował wszystkie wyjścia i zaczął na nich polować.

„Demonic” jeszcze przed premierą w Brazylii, pod tytułem „A Casa dos Mortos” przyciągał uwagę amerykańskiej opinii publicznej. Kiedy w 2011 roku ogłoszono, że film będzie nosił tytuł „House of Horror” (z czasem zmieniono go na „Demonic”), a jednym z jego producentów jest jeden z najpopularniejszych twórców współczesnego kina grozy, James Wan, wielu widzów zaczęło śledzić postępy w pracy nad tą produkcją. Will Canon, mało znany reżyser i współscenarzysta „Demonic” (do spółki z Dougiem Simonem i Maxem La Bella), który oprócz kilku shortów miał na koncie tylko jeden pełnometrażowy film, pt. „Brotherhood” nie nastrajał pozytywnie bardziej świadomych widzów. Ale sygnowanie owej pozycji nazwiskiem Wana (szczególnie na plakatach), zgodnie z marketingowym zamysłem, skutecznie zaciemniło personalia reżysera przed masowymi odbiorcami, z których wielu było przekonanych, że oto powstaje coś, w czym największy udział ma ich idol, James Wan.

Choć „Demonic” fabularnie eksploatuje znane motywy ghost stories jego konstrukcja nie pozwala wtłoczyć go w pokaźną listę konwencjonalnych straszaków. Scenarzyści postawili na rzadko wykorzystywaną w tym nurcie dwutorową narrację, która z jednej strony intrygująco komplikuje wydźwięk filmu, ale z drugiej miejscami nieco irytuje swoim rozproszeniem. Teraźniejszość przeplata się tutaj z retrospekcjami, przybliżanymi przez ocalałego z masakry w opuszczonym domu w Luizjanie, Johna (elektryzująca kreacja Dustina Milligana). Podczas, gdy policjanci z wydziału zabójstw z Markiem Lewisem na czele (w tej roli bardzo przekonujący Frank Grillo) zabezpieczają miejsce zbrodni, przy okazji odkrywając coraz to nowe, niepokojące fakty, chłopak, który przeżył zdradza psycholog, Elizabeth Klein (jak zwykle bezbłędna Maria Bello), jak doszło do tej masakry. Jego opowieść to fragmentaryczny zapis osadzony w nurcie ghost story z elementami demonicznymi. Tak więc mamy „nieśmiertelną” grupę młodych ludzi, która wyrusza do owianego złą sławą domu w Luizjanie. Przed laty doszło tam do rytualnego, zbiorowego mordu, któremu świadkowała matka Johna. Teraz chłopak zmaga się z niepokojącymi, niejasnymi halucynacjami, nawiązującymi do tamtych wydarzeń. Młody łowca duchów namawia Johna i jego dziewczynę, Michelle, do pobytu w problematycznym domostwie. Towarzyszyć ma im dwoje pomocników domorosłego łowcy duchów, którzy z wykorzystaniem swojego sprzętu mają za zadanie udokumentować całą wyprawę i pozyskać dowody nawiedzenia. W ten sposób w retrospekcjach Canon zgrabnie wplątuje stylistykę verite w tradycyjną narrację. Kręcenie z ręki jest maksymalnie profesjonalne – nie spotkamy się tutaj z nadmiernie rozedrganym obrazem, czy uciekaniem z kamerą w stronę ścian i podłóg, co jest częstą przypadłością klasycznych verite. W chwilach szczytowej grozy albo odchodzono w stronę tradycyjnej realizacji, albo profesjonalnie montowano materiał nakręcony z ręki, dzięki czemu absolutnie nic mi nie umknęło. A działo się sporo, chociaż o próbach dogłębnego przerażania odbiorców nie było mowy. Zaznaczając obecność nieznanego w opuszczonym domu w Luizjanie twórcy postawili na delikatność. Chyłkiem przemykające po korytarzach widmowe postaci, samoistnie zamykające się drzwi, rzucanie protagonistami po ścianach, ciąganie ich po podłodze przez niewidoczne byty i wreszcie pojawiająca się w migawkach znakomicie ucharakteryzowana, koszmarna twarz sędziwej kobiety. A to wszystko podane w iście mrocznym klimacie z dbałością o podskórne napięcie, które notabene znacząco podniosło poziom licznym jump scenek. Ilekroć przed zaskakującym „uderzeniem” Canon uciekał się do klimatycznych, pełnych napięcia preludiów, zasadzających się głównie na wędrówkach bohaterów po skąpanym w ciemnościach domu, pojawiające się pod koniec tych sekwencji jump sceny unosiły mnie z fotela. Wszak twórcy na te ujęcia wybierali trudne do przewidzenia momenty i znacząco pogłaśniali dźwięk. Ale taki efekt nie pojawiał się we wszystkich jump scenach – ujęcia pozbawione początkowych podnoszących adrenalinę statecznych spacerów protagonistów po poszczególnych pomieszczeniach w domu, pojawiające się dosłownie w środku konwersacji, co prawda zaskakiwały, ale przez brak wcześniejszego dostrajania mnie do odpowiedniej atmosfery nie odnosiły pożądanego skutku. Te jump scenki bym poprawiła, tak samo ujęcia ptaków wychodzących z ust Johna, przy realizacji których filmowcy posiłkowali się rażąco sztucznymi efektami komputerowymi.

Druga oś narracyjna skupia się na kuriozalnym dochodzeniu policji. Kuriozalnym, bo mającym nadprzyrodzone podłoże. Z uwagi na swoją mniej tajemniczą problematykę owe sekwencje bazują na odrobinę lżejszym klimacie grozy. Detektyw Mark Lewis z pomocą psycholog Elizabeth Klein próbuje uzyskać od ocalałego Johna informacje, które pozwoliłyby wytypować podejrzanego aktualnej masakry, nawiązującej do rytualnego, masowego mordu sprzed lat. W ten sposób twórcy konfrontują nas z dwoma, przenikającymi się czasami (niedaleką przeszłością i teraźniejszością), czym w paru momentach nieco wybijają z rytmu. Szczególnie, kiedy decydują się wrócić do teraźniejszości tuż po jakiejś kulminacji w retrospekcji. Ale abstrahując od tej drobnej niedogodności taka narracja o wiele silniej koncentrowała moją uwagę, aniżeli chronologicznie przedstawiane, liniowe historie o duchach. Szczególnie, kiedy Canon wreszcie zdecydował się na większą dosłowność, zogniskowaną w postaci okaleczonego, pozbawionego języka łowcy duchów, który biega po mieście, w mniemaniu śledczych w poszukiwaniu dziewczyny Johna. Dynamiczne ujęcia obławy na tę oszalałą jednostkę nie tylko podnoszą poziom emocjonalnego napięcia, ale również stanowią wprawkę przed komplikującym wszystko finałem. Czołowy zwrot akcji udało mi się przewidzieć już w pierwszej połowie seansu, ale dopełniające go szczegóły, ważne detale warunkujące interpretację „Demonic” były już dla mnie sporym zaskoczeniem. Innymi słowy, scenarzystom przynajmniej w części udało się uśpić moją uwagę, a więc dopisuję zakończenie do długiej listy zalet tej produkcji.

Will Canon dobrze wróży na przyszłość, bo nawet jeśli „Demonic” nie jest jeszcze horrorem skończonym, któremu absolutnie niczego nie sposób zarzucić to można w nim odnaleźć zalążki wielkiego talentu tego reżysera, którego jeszcze nie rozwinął w pełni. Ale być może zrobi to w swoich kolejnych straszakach, jeśli na takowe się porwie. Oby tylko nie zapomniał o generowaniu klimatu porównywalnego z „Demonic” i nie dał się porwać efektom komputerowym. Dzięki minimalizacji CGI jego debiutancki horror zwraca uwagę swoim autentycznym minimalizmem, nie sprawiając wrażenia przekombinowanego, czy nakręconego tylko z myślą o popisywaniu się nowoczesną technologią. Mam nadzieję, że jeśli pozyska większy budżet na zrealizowanie kolejnego straszaka (ten kosztował 3 mln dolarów) nie skusi go jakaś bzdurna oferta speców od efektów komputerowych, bo te pojedyncze CGI, które zawarł w „Demonic” wystarczyły aż nadto. Nie potrzeba drogiego efekciarstwa, aby nakręcić godnego uwagi straszaka, eksperymentującego z narracją i z wyczuciem czerpiącego z osiągnięć innych ghost stories, co owa produkcja w mojej ocenie dobitnie udowadnia.  

6 komentarzy:

  1. Film mi się podobał, tylko 3 mln dolarów i bardzo dobry straszak, a taki poltergeist 35 mln dolarów (nie wiem jak można wydać tyle kasy na straszak) i nie za wiele z tego wyszło, widać że nie trzeba wcale jakichś wielgachnych funduszy żeby stworzyć dobry horror, jeśli tylko weźmie się za to ktoś dobry, udowadnia też to to że można się obejść bez CGI w hurtowych ilościach

    OdpowiedzUsuń
  2. Plakat jest MEGA!! Ogólnie, chętnie go obejrzę :) Jestem zwolenniczką takich filmów, straszaków, z duchami i rożnymi takimi nadprzyrodzonymi stworami niż piły mechanicznej i odcinanych kończyn z pomarańczową krwią na ścianach.

    Idealny na noc horrorów :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio razem z rodzinką urządzamy sobie wieczory filmowe i ms byłby dobrym gościem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Poluję na ten film, gdzie mogę go zobaczyć? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Faktycznie fajny plakat. Zastanawiałam się skąd znam Dustina, a on przecież w odświeżonej wersji BH90210 grał.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super film lubię takie

    OdpowiedzUsuń