Reporterka Angela Vidal i jej kamerzysta, Pablo, kręcą reportaż o nocnej
pracy strażaków. Kiedy kończą krótkie wywiady z reprezentantami tej profesji i
obchód remizy napływa zgłoszenie z pewnej kamienicy. Strażacy pod czujnym okiem
kamery Pablo ruszają w rzeczone miejsce, gdzie zastają również policję.
Lokatorzy kamienicy informują ich, że zajmująca jedno z mieszkań starsza
kobieta wydaje z siebie przeszywające wrzaski. Wkrótce okazuje się, że jest
również bardzo agresywna i nie można nawiązać z nią żadnego kontaktu werbalnego.
Tymczasem organy porządku publicznego odizolowują kamienicę z powodu zagrożenia
biologicznego. Wszyscy, którzy znajdują się wówczas w środku stają się
więźniami służb porządkowych. Na domiar złego wirus zamieniający ludzi w
mięsożerne bestie rozprzestrzenia się w błyskawicznym tempie.
Reżyserzy i współscenarzyści „[Rec]”, Jaume Balagueró i Paco Plaza, kręcąc
ten film mieli już doświadczenie w kinie grozy. Ten pierwszy stworzył „Bezimiennych”,
„Ciemność”, „Delikatną” i „Apartament” (produkcję wpisującą się w cykl
zatytułowany „Filmy, które nie dadzą ci zasnąć”). Plaza natomiast wyreżyserował
„El segundo nombre”, „Romasantę” i „Świąteczną opowieść” (również z serii „Filmów,
które nie dadzą ci zasnąć”). Chociaż kilka z tych przedsięwzięć spotkało się z
ciepłym przyjęciem opinii publicznej prawdziwą, międzynarodową sławę przyniósł
im dopiero „[Rec]”. Hiszpański horror, zrealizowany za dwa miliony dolarów,
wpisujący się w stylistykę found footage
z naleciałościami mockumentary tak
zachwycił krytyków i zwykłych odbiorców, że zachęcił filmowców do dokręcenia,
jak dotąd kolejnych trzech części. Ponadto skłonił Amerykanów (jakżeby inaczej)
do stworzenia swojej wersji „[Rec] „, zatytułowanej „Kwarantanna” i jej sequela
z podtytułem „Terminal”.
„Jeden z najlepszych hiszpańskich horrorów ostatnich lat”, „spośród
wszystkich filmów kręconych z ręki ten jest prawdopodobnie najlepszy”, „klaustrofobiczny”,
„szarpiący nerwy”, „przerażający” – żeby sparafrazować tylko fragmenty recenzji
paru krytyków. Pochwał pod adresem najpopularniejszego dzieła Balagueró i Plazy
było dużo więcej, również ze strony wielbicieli kina grozy oraz masowych
odbiorców. Co sprawiło, że zrealizowany niskim kosztem horror odniósł tak
ogromny sukces? Otóż, złożyło się na to kilka elementów, które traktowane
całościowo, bez rozkładania na czynniki pierwsze mogą się podobać, ale
wyłącznie widzom akceptującym i/lub miłującym stylistykę found footage. Gorzej sprawa przedstawia się z osobami mojego
pokroju, które owszem przymkną oko na tzw. kręcenie z ręki, ale tylko wówczas,
gdy inne części składowe kina grozy zrekompensują im taką formę przekazu.
Zamysł Balagueró i Plazy był prosty – pragnęli stworzyć a la zombie movie w formie reportażu. Film
kręcili chronologicznie (zgodnie z akcją filmu), a scenariusz przekazywali
aktorom w częściach, aby nie zdradzać im przedwcześnie, jaki los czeka ich postacie.
Na początku poznajemy rezolutną, młodą dziennikarkę, Angelę Vidal i jej
kamerzystę, Pablo (jedynie z subiektywnego punktu widzenia – mężczyzny niedane
nam będzie zobaczyć en face), którzy zbierają materiały do swojego nocnego programu.
Ten odcinek ma traktować o pracy strażaków. Po początkowych wprowadzających w
akcję ujęciach, miejscami nudnawych, ale odrobinę podratowanych mistrzowskim
warsztatem odtwórczyni roli głównej, Manueli Velasco, dosyć szybko twórcy
przechodzą do właściwej akcji. Kiedy strażacy dostają wezwanie do kamienicy, w
której jakaś starsza kobieta niepokojąco się zachowuje najpierw cierpliwie czekają na ociągających się reprezentantów mediów (jakby to
oni byli ważniejsi od ewentualnych ofiar), a po przyjeździe pozwalają im podążać
ich śladami (bo w końcu nawet, jeśli przeszkadzają im w pracy najważniejszy
jest wizerunek w telewizji…). Przymykając jednak oko na te drobne
nielogiczności skupmy się na właściwej akcji. Mamy mroczną kamienicę, w której
jakaś kobieta nagle wpada w szał. Jej niechlujny wygląd może robić wrażenie,
głównie dzięki minimalistycznej, nieprzesadzonej charakteryzacji, ale tylko
przez chwilę, bo „[Rec]” to w gruncie rzeczy fragmentaryczny, rozchwiany zapis
wydarzeń. Niewidoczny dla widzów Pablo, co jakiś czas przerywa filmowanie i
wznawia je dopiero w następnym wątku, co znacząco rozpraszało moją uwagę –
ledwo udało mi się skupić na jednym wydarzeniu, a już przeskakiwano do
następnego. Ponadto jego niestabilny chwyt, dodatkowo wprawiany w drżenie
paniką, dosyć szybko wywołał u mnie mdłości. Doprawdy ciekawy zabieg. Twórcy
dwoili się i troili, aby zniesmaczyć odbiorców makabrycznymi ujęciami, a
tymczasem w moim przypadku udało się wywołać odruch wymiotny czymś tak
zwyczajnym, jak praca kamery. W końcu efekt działań charakteryzatorów i tak objawiał
się jedynie w migawkach – ilekroć Pablo skierował kamerę na zakrwawione twarze
zarażonych, konsumpcję ludzkiego mięsa, czy odniesione rany po paru sekundach uciekał
z nią gdzieś w bok, w efekcie dając mi „niepowtarzalną” okazję do przyjrzenia
się podłogom i ścianom. Przeszkadzało to również w planowanych chwilach szczytowej
grozy. Balagueró i Plaza połączyli specyfikę jump scenek z dosłownością, a więc na szczęście nie postawili na
znane głównie z ghost stories triki
zaskakiwania odbiorców nagle zamykającymi się drzwiami, czy znienacka
wskakującymi w kadr protagonistami. Nie, jump
sceny w ich wydaniu zasadzały się na nieludzkich wrzaskach zarażonych
wydawanych z ich gardeł przed niemalże każdym szturmem na zdrowych bohaterów,
ale po początkowym efekcie zaskoczenia następowały sekwencje błyskawicznego
zbliżania się do ofiar, znacząco potęgujące napięcie, nieżerujące już na prymitywnym
zaskakiwaniu widzów. To znaczy do momentu, aż Pablo nie skierował kamery w
stronę ściany…
Wielbiciele zombie movies na
pewno pamiętają „Świt żywych trupów” George’a Romero, który zamykając akcję
filmu w centrum handlowym wygenerował iść klaustrofobiczną aurę. Balagueró i
Plaza postawili na ciaśniejsze wnętrza, dzięki czemu bez wątpienia udało im się
stworzyć wręcz przygniatający klimat wyalienowania podkreślony śmiertelnym
niebezpieczeństwem uspasabianym przez zarażonych. Sceneria, obok kreacji Velasco
to w moim odczuciu jedyne elementy, całkowicie wyczerpujące potencjał, jaki w
nich tkwił. Twórcy w przemyślny sposób zamknęli bohaterów filmu w tych
ograniczonych przestrzeniach – objęcie kamienicy kwarantanną nie pozostawia
miejsca na jakieś nieścisłości, nie naciąga faktów do osiągnięcia celów.
Słowem: umotywowanie uwięzienia protagonistów jawi się bardzo przekonująco. W
dodatku wybór miejsca akcji znacząco podnosi poziom atmosfery grozy. Obskurne,
mroczne pomieszczenia, pełne ciemnym kątów, z których w każdej chwili może
wychynąć jakaś maszkara – walorów tej scenerii nie przysłoniła nawet wywołująca
mdłości, chaotyczna praca kamery. Szkoda tylko, że subiektywne filmowanie obniżyło
poziom innych części składowych „[Rec]”. Zresztą tak samo irytują pewne „smaczki”
scenariusza, spisane przez Balagueró, Plazę i Luiso Berdejo. O podporządkowaniu
strażaków mediom już wspominałam, ale o wiele mocniej zraziły mnie finalne
rewelacje przybliżające pochodzenie wirusa. Już wspominałam, że zarażeni nie są
stricte zombie, choć przy ich kreacji twórcy bez wątpienia wzorowali się na
owych maszkarach (kanibalizm, nadludzka odporność, rozprzestrzenianie się przez
ugryzienie), ale czym tak naprawdę są dowiemy się dopiero pod koniec filmu.
Akcent pomysłowy, nie przeczę, ale po namyśle tak przekombinowany, wręcz
nachalnie próbujący wtłoczyć specyfikę zarażonych w coś oryginalnego, że aż
człowiek zaczyna się zastanawiać, czy aby scenarzystów za bardzo nie poniosło (w jednej z interpretacji) i
czy to wszystko ma jakiś sens. Być może ma, a ja go nie dostrzegam – cóż, nie
każdy musi „nadawać na tych samych falach”, co scenarzyści „[Rec]”.
Przed paroma laty byłam rozczarowana tą produkcją. Teraz, po ponownym
obejrzeniu moje ogólne wrażenia właściwie się nie zmieniły. Nadal doceniam
scenerię i kreację Manueli Velasco, ale właściwie nic poza tym. Rozumiem
fenomen „[Rec]”, wiem dlaczego zaskarbił sobie bezwarunkową miłość rzeszy
widzów. Problem jedynie w tym, że to, co podoba się innym nierzadko mnie
odrzuca. Innymi słowy problematyczny jest mój gust, a nie poziom tej produkcji.
Dlatego też nawet nie śmiem odradzać żadnemu spóźnialskiemu odbiorcy seansu „[Rec]”
- w końcu prędzej podzieli zdanie większości, niż mój pojedynczy, niesłyszalny
głos.
A mnie się nawet podobał. Co prawda jego poziom straszenia był strasznie płaski i prymitywny, ale to się sprawdziło. Dobra odskocznia od mniej znanych perełek ;)
OdpowiedzUsuńDużo słyszałam o tj produkcji, ale nigdy nie miałam okazji w pełni ją obejrzeć. Może nadrobię, skoro twierdzisz, że to kwestia gustu.
OdpowiedzUsuńFajnie się go oglądało,ale ogólnie to nic wybitnego ;)
OdpowiedzUsuńRec oglądałem ładnych parę lat temu i podobnie jak ciebie mnie nie zachwycił.
OdpowiedzUsuńJa kompletnie nie rozumiem "fenomenu" Rec, podobnie zreszta jak Paranormal Activity.
OdpowiedzUsuńCzęsto na nich przysypiałam, chociaż obejrzałam wszystkie części.
Zgadzam się - to nie jest jakaś mega wybitna seria. Wśród horrorów verite trudno o takie ;-) Ale jednak jako horror moim zdaniem sprawdza się znakomicie. Oczywiście biorąc pod uwagę tylko część 1 i 2, bo w przypadku reszty nawet nie ma o czym mówić...
OdpowiedzUsuńCAT
http://catinthewell.pl/