środa, 29 lipca 2015

Cordwainer Smith „Drugie Odkrycie Ludzkości. Norstrilia”


Paul Myron Anthony Linebarger pisywał pod wieloma pseudonimami, ale najbardziej spopularyzował przydomek Cordwainer Smith, pod którym tworzył opowiadania i powieść science fiction. Linebarger miał niedługie, acz intensywne życie – był ekspertem w dziedzinie wojny psychologicznej, działał w polityce, wykładał na Uniwersytecie Johna Hopkinsa politykę Azji, a w międzyczasie oczywiście pisał. Choć Linebarger nie zamykał się w jednym gatunku największą sławę zyskały jego dzieła science fiction, których akcję osadzono w tzw. świecie Instrumentalności. W ich skład wchodzi prawie trzydzieści opowiadań i jedna powieść. W publikacji wydawnictwa MAG znalazło się dwanaście krótkich form dających szeroki obraz niezwykłego uniwersum stworzonego przez Smitha i jedyna jego powieść, traktująca o czasach Instrumentalności. Wszystkie utwory ułożono w porządku chronologicznym, opracowanym na podstawie ich treści przez J.J. Pierce’a. Akcja wszystkich utworów rozgrywa się w dalekiej przyszłości, podzielonej na różne okresy w dziejach ludzkości. Dzieła Smitha zebrane razem dają nam prawie całościowy obraz świata wymyślonego przez tego nietuzinkowego XX-wiecznego pisarza. Chociaż każdy utwór skupia się na innej właściwości świata Instrumentalności, chociaż koncentruje się na innym wątku przewodnim to w tle przewijają się poznane wcześniej historie i postacie, wskazujące, że wszystkie dzieła science fiction Smitha należy rozpatrywać całościowo.

„Wszyscy zapomnieli, że człowieczeństwo to również niedoskonałość, zepsucie, że to, co idealne nie jest już zrozumiałe.”

Na początku ciężko zorientować się w specyfice uniwersum Smitha, a to dlatego, że zostajemy z nim skonfrontowani od środka. Autor wydał kilka opowiadań, których akcję osadził przed okresem prezentowanym w niniejszej publikacji, dlatego też na początku miałam pewne trudności w rozeznaniu się w owym uniwersum. Ale dezorientacja nie utrzymała się długo, w czym znacząco pomógł dojrzały, treściwy styl autora, streszczającego, co istotniejsze elementy świata Instrumentalności w zwięzłych, pobudzających wyobraźnię ustępach z wykorzystaniem długich, złożonych zdań, których treść nie pozostawiała miejsca na domysły. Smith odmalował w moim umyśle obraz zachwycającego, wręcz magicznego, ale też przerażającego świata, pełnego najróżniejszych, zasiedlonych przez ludzi i inne stworzenia planet i kontrolowanego przez lordów Instrumentalności. W wielkim skrócie (bo naprawdę nie sposób szczegółowo przytoczyć tego złożonego uniwersum w jednej recenzji) w wyobrażonej przez Smitha przeszłości panuje ścisła hierarchia. Na samym szczycie stoją lordowie Instrumentalności kontrolujący wszystko i wszystkich. Żyjący o wiele dłużej od ludzi, werbowani z ich rasy stanowią zbieraninę najróżniejszych osobowości, w których można odnaleźć zarówno okrucieństwo, jak i współczucie. Poniżej stoi rasa ludzka, również jak na nasze standardy, dzięki tzw. strunowi pozyskiwanemu na Narstrilii, żyjąca bardzo długo. Na początku ludzie, ściśle kontrolowani przez Instrumentalność nie mają żadnych trosk – żyją w utopijnym świecie, w którym każdy jest zdrowy, piękny i szczęśliwy, aż do tak zwanego Drugiego Odkrycia Ludzkości. Lordowie uświadamiają sobie, że doskonałość jest nudna, że egzystencja bez żadnych trosk dosłownie zabija ludzi. Wówczas urozmaicają ich byt odrobiną okrucieństwa: mordami, rozbojami, chorobami, bójkami itd., ale i tak ściśle kontrolowanymi (nie chaotycznymi, jak w naszych czasach). Najniżej w hierarchii stoją natomiast podludzie – zmodyfikowane zwierzęta, krótkowieczne krzyżówki ludzi i zwierząt, które traktuje się, jak niższą formę życia. Zniewoleni przez ludzkość wspólnie z przemyślnymi robotami, którym wdrukowano umysły niegdyś żyjących osobników, pracują dla rasy ludzkiej, aby ta w tym czasie mogła cieszyć się spokojną egzystencją. Portretując podludzi Smith wykazał się ogromną wrażliwością. Przytaczając zależności pomiędzy nimi i rasą ludzką autor zauważalnie czerpał z relacji człowieka i zwierzęcia, ubolewając nad zniewoleniem tych drugich przez pierwszych. Oprócz jakże dojrzałego moralizowania Smith wielokrotnie dotykał wątków, opartych na znajomych bolączkach i osiągnięciach ludzkości, ale posuniętych do ekstremum. Autor skonfrontował nas między innymi ze strachem przed nowotworami, w jednym opowiadaniu wspominając, że uśmierciły one wszystkie organizmy płci żeńskiej;  operacjami zmiany płci i wykorzystywaniem skazańców do celów medycznych. Dotykał również tematyki religijnej, ale nie w takim kształcie, jaki jest nam znany – jako przykład można przytoczyć historię dziewczyny-psa, która umiera nie za grzechy ludzkości tylko za miłość.

„Żadnego masowego przekazu poza rządowym. Informacje rodzą poglądy, poglądy rodzą masowe urojenia, a urojenia są źródłem wojen.”

Kiedy już przeczyta się dwanaście opowiadań Smitha osadzonych w świecie Instrumentalności, poprzedzających jego powieść „Norstrilię” ma się już duże rozeznanie w tych niesamowitych realiach. Krótkie utwory tak silnie rozbudziły moją wyobraźnię i tak zrozumiale objaśnili wszystkich części składowych tego uniwersum, że zapoznając się z dłuższą formą Smitha nie tyle byłam obserwatorką poszczególnych wydarzeń, ile ich czynną uczestniczką. „Norstrilia” opowiada o młodym farmerze, Rodzie McBanie, właścicielu Stanicy Zagłady, żyjącym w Starej Australii Północnej (inaczej planecie zwanej Norstrilią), która wzbogaciła się na produkcji środka na długowieczność, tzw. strunu, pozyskiwanego z chorych owiec. W świecie, w którym każdy posiadł telepatyczne moce, Rod niewładający właściwie tą zdolnością jest niepełnosprawny. Kiedy odkrywa, że ktoś chce go zabić kupuje niemalże całą Ziemię, co zaburza ustalony porządek. Chłopak opuszcza rodzinną planetę i wyrusza na Ziemię, gdzie w towarzystwie kobiety-kota przeżywa niezapomniane przygody.

Czytając „Norstrilię” szczerze żałowałam, że Cordwainer Smith napisał tylko tę jedną powieść science fiction. Już konstrukcja opowiadań ujawniała talent owego autora do snucia wielowątkowych historii, a powieść ostatecznie to udowodniła. „Norstrilię” w całości po raz pierwszy opublikowano w 1975 roku, wcześniej wydawano ją w częściach (jeden z fragmentów został nominowany do nagrody Hugo). Podobnie, jak w innych jego utworach w powieści Smitha krytycy dopatrywali się wpływu literatury chińskiej, co tak samo jak pozostałe części składowe książki poczytywali za plus. Dzięki fascynacji literaturą chińską Smith mógł natchnąć swój styl pewnego rodzaju, niezdefiniowaną, ale wyczuwalną mistyką, która w połączeniu z twardą, amerykańską fantastyką wręcz hipnotyzowała. To między innymi dlatego przygoda prostego farmera Roda McBana jest taka niezwykła, ale nie mniej istotne są również inne elementy składające się na tę powieść. Fabuła łączy w sobie klasyczne wątki szpiegowskie z odrobiną romansu i całymi, niezmierzonymi pokładami science fiction. Miszmasz gatunkowy wespół ze szczegółowo sportretowanym, pobudzającym wyobraźnię, niezwykłym uniwersum Smitha oraz iście hipnotycznym warsztatem pisarza sprawiają, że od „Norstrilii” zwyczajnie nie można się oderwać. Nieustająca akcja, dojrzałe obserwacje natury ludzkiej i oczywiście przekonujący, kompletny obraz rozległego świata osadzonego w przyszłości tak silnie angażują uwagę, wywołują tyle różnych emocji, że jak ma się za sobą ostatnią stronicę „Norstrilii” nie można oprzeć się poczuciu jakiejś straty – dogłębnemu smutkowi na myśl, że to już koniec, że to jedyna powieść science fiction w dorobku Cordwainera Smitha, że więcej takich perełek nie dostaniemy.

Wielbiciele prozy science fiction zasiadający do lektury „Drugiego Odkrycia Ludzkości. Norstrilii” muszą pamiętać, żeby wszystkie utwory zamieszczone w tej publikacji traktować, jako części składowe całości. Nie rozpatrywać poszczególnych historii w oderwaniu od pozostałych, bo wszystkie są ze sobą nierozerwalnie połączone nie tylko jednym zjawiskowym światem, ale również istotnymi fabularnymi detalami, które zebrane razem tworzą jedną, długą, wielowątkową historię. Jeśli z takim nastawieniem zasiądzie się do lektury opowiadań i powieści niezwykle utalentowanego Cordwainera Smitha to jestem przekonana, że znajdzie się w nich wszystko, czego od literatury science fiction można oczekiwać. Albo jeszcze więcej…

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

2 komentarze:

  1. Mam w planach przeczytać, ale musiałem wybierać spośród dwóch premier i jednak w moje ręce trafił Przedrzeźniacz Tevisa. MAG jednak tymi artefaktami zrobił czytelnikom świetną niespodziankę.

    OdpowiedzUsuń
  2. "części składowe całości" - O, to dobrze, przyjemniej będzie się czytało. ;)
    Jezu, nie powinnam w ogóle szukać informacji o Artefaktach, mam w domu jedną książkę z tej serii i jeszcze jej nie przeczytałam, a już się ślinię do następnych. ;) Ale trzeba przyznać, że okładkę mamy świetną (i nawiązującą do treści, jak się zdaje po lekturze twojej recenzji), zwłaszcza w porównaniu do tej drugiej.

    OdpowiedzUsuń