poniedziałek, 12 października 2015

Adrian Bednarek „Proces diabła”

RECENZJA ZAWIERA SPOILERY „PAMIĘTNIKA DIABŁA”

Kraków. Trzy lata po śmierci człowieka skazanego za seryjne morderstwa kobiet, któremu media nadały miano Rzeźnika Niewiniątek, prawdziwy zabójca, Jakub Sobański, prowadzi ustatkowane życie początkującego prawnika. Jego mordercze żądze pozostają w uśpieniu w do czasu pierwszej dużej sprawy. Sobański ma reprezentować światowej sławy transplantologa, Wojciecha Remiszewskiego, oskarżonego o seryjne morderstwa prostytutek. Zwany Rozpruwaczem z Krakowa długo nieuchwytny zabójca wstrząsnął opinią publiczną wyjątkowo okrutnym traktowaniem swoich ofiar, których z chirurgiczną precyzją pozbawiał organów. Sobański od początku jest przekonany o winie Remiszewskiego, ale z uwagi na własne skrywane przed światem mordercze oblicze, nie przeszkadza mu to bronić klienta. Problemem jest córka oskarżonego, Ada, łudząco podobna do jego zmarłej siostry Klary, dziewczyna, która ożywia jego zbrodnicze żądze.

Druga powieść Adriana Bednarka, będąca kontynuacją jego głośnego „Pamiętnika diabła”, psychothrillera o młodym seryjnym mordercy, Kubie Sobańskim. Powstanie sequela i znalezienie chętnego wydawcy były do przewidzenia, zważywszy na zainteresowanie, jakie Bednarek wzbudził w polskich czytelnikach swoim literackim debiutem. Kierunek, jaki obrał autor w „Procesie diabła” do pewnego stopnia odbiega od formy części pierwszej, co w moim mniemaniu zagwarantuje Bednarkowi jeszcze większą poczytność. Przypadłość wielu dopiero wkraczających na rynek literacki pisarzy, którzy po mocnym debiucie znacząco zaniżali poziom, nie dotknęła tego konkretnego autora. Wręcz przeciwnie: choć po poziomie „Pamiętnika diabła” nie podejrzewałabym, że jest to w ogóle możliwe, w „Procesie diabła” dostrzegłam duży progres, co może być zasługą służących pomocą redaktorów z wydawnictwa Zysk i S-ka.

Do „Procesu diabła” zdążyła już przylgnąć etykietka połączenia „American Psycho” Breta Eastona Ellisa z „Adwokatem diabła” (czy to powieścią Andrew Neidermana, czy jej adaptacją w reżyserii Taylora Hackforda), ale osobiście nie dostrzegam jakichś znaczących zbieżności szczególnie z tym drugim dziełem. Bednarek sam kilka razy wspomniał o „Adwokacie diabła”, wtłaczając odpowiednie kwestie w usta swoich bohaterów, w czym można dopatrywać się sporego dystansu do samego siebie. Tak, jakby autor mówił: tak, doskonale zdaję sobie sprawę, że fabuła „Procesu diabła” może przypominać to znane dzieło. I wielu czytelnikom nasunęła podobne skojarzenia, ale nie mnie. Gdybym koniecznie miała dopatrywać się tutaj jakiegoś podobieństwa do innego znanego mi utworu to skłoniłabym się w stronę „Czasu zabijania” Johna Grishama, ale tylko w kontekście wątku prawnika, który dostaje swoją pierwszą dużą sprawę obrony mordercy. Nawiązania, o których również wspomina sam Bednarek, do niesławnego seryjnego zabójcy prostytutek z Londynu, Kuby Rozpruwacza, są już aż nadto czytelne. Tyle, że akurat wybór tego konkretnego mordercy, rzekomo inspirującego Rozpruwacza z Krakowa wielce, mnie zadowolił.

Jak wspomniałam na początku Adrian Bednarek w „Procesie diabła” odrobinę zmodyfikował formę. Oczywiście nadal śledzimy subiektywną narrację Kuby Sobańskiego, ale elementy gore zredukowano do absolutnego minimum na korzyść warstwy psychologicznej i sądowej. Ta druga może odrobinę zniechęcić wyczulonych na detale czytelników, bo proces karny bardziej przypomina model rodem ze Stanów Zjednoczonych. Ławy przysięgłych nie ma, ale wydaje mi się, że Bednarek znacząco rozszerzył zasadę kontradyktoryjności, w której to głównymi uczestnikami sporu są prokurator i obrońca, a sędzia pełni głównie rolę arbitra. Tegoroczna reforma w zamyśle ma wprowadzić tego rodzaju model procesów karnych w Polsce, ale póki co jest w powijakach, więc osoby wrażliwe na takie szczegóły obraz postępowania sądowego przedstawiony w „Procesie diabła” może nieco wytrącić z równowagi. Mnie osobiście taki kierunek ukontentował, bo kształt procesu karnego rodem ze Stanów Zjednoczonych wydaje mi się dużo ciekawszy od tego, z którym musimy się zmagać w Polsce (przemieszanie modelu inkwizycyjnego ze skargowym). Poza tym owe rozszerzenie kontradyktoryjności można sobie wytłumaczyć praktykowaniem tej zasady, w co poniektórych sądach w Polsce, w końcu przepisy tego nie zabraniają, nie jest to jedynie takie powszechne, albo osadzeniem akcji książki w przyszłości (zakładając, że wszystko pójdzie po myśli obecnej klasy rządzącej). W każdym razie ograniczenie modelu inkwizycyjnego i rozszerzenie skargowego w fikcyjnej sprawie zaprezentowanej przez Bednarka w „Procesie diabła” zagwarantowało trzymającą w napięciu, nieprzewidywalną potyczkę w sądzie pomiędzy doświadczonym prokuratorem a początkującym prawnikiem-mordercą. Pomysłowość tej książki w głównej mierze zasadza się na kuriozalności wątku sądowego. Wszak mamy do czynienia z niesławnym Rzeźnikiem Niewiniątek, któremu podstępem udało się umknąć wymiarowi sprawiedliwości i który broni człowieka oskarżonego o zabójstwa prostytutek. I to z wyjątkowym okrucieństwem. Znany transplantolog, przyłapany w niewygodnej, obciążającej go sytuacji upiera się, żeby jego obrońcą był niedoświadczony, młody prawnik, który nie wzdraga się przed działalnością z pogwałceniem prawa. Smaczku całej intrydze dodaje fakt, że Kuba od początku doskonale zdaje sobie sprawę z żądz, z którymi zmaga się Remiszewski, w końcu jego gnębią podobne demony, ale z kolei Rozpruwacz z Krakowa, ani przez chwilę nie podejrzewa, jakiego potwora zatrudnił. Potwora, co prawda od trzech lat pozostającego w uśpieniu, ale nadal czyhającego gdzieś na obrzeżach osobowości Sobańskiego. W ten sposób przechodzimy do drugiego wątku „Procesu diabła” idealnie koegzystującego z ustępami sądowymi.

Wykorzystując swoją rzadko przeze mnie spotykaną w polskich literackich thrillerach, zdolność do akuratnego artykułowania swoich myśli, Bednarek ponownie przedstawia nam pełną sprzeczności jednostkę. Sobański w „Procesie diabła” przypomina bombę z opóźnionym zapłonem, przyczajonego drapieżcę, który co prawda czyha na kolejną ofiarę, ale z dużą niechęcią. Stara się okiełznać swoje zbrodnicze zapędy i do pewnego momentu nawet mu się ta sztuka udaje. Sytuacja komplikuje się dopiero z chwilą poznania córki jego klienta, Ady Remiszewskiej, której sylwetka wręcz mnie zachwyciła. Stłamszona przez apodyktycznego ojca, skryta dziewczyna przypomina Kubie jego siostrę, Klarę, którą przed laty zamordował w odwecie za własne krzywdy. Na widok Ady demony przyczajone w nim wychodzą na powierzchnię. Transferencja na powrót daje o sobie znać – widząc w Adzie Klarę, Sobański nie może już dłużej walczyć ze swoim prawdziwym „ja”. Innymi słowy podobnie jak w „Pamiętniku diabła” Bednarek roztacza przed naszymi oczami obraz osoby do pewnego stopnia ubezwłasnowolnionej, wbrew sobie podporządkowanej okrutnym żądzom. Naprzeciw niego staje tajemnicza dziewczyna, którą z postawionym w stan oskarżenia ojcem łączą zagadkowe relacje i która wyrzekła się całkowitej samodzielności dla Remiszewskiego. Już te dwa wątki dają nam przedsmak złożoności „Procesu diabła”, ale ta książka to nie tylko intrygująca psychologia i zaskakujący przebieg intrygi kryminalnej, ale również ustępy gore. O wiele rzadsze niż w jedynce, ale w tym konkretnym przypadku oszczędność zadziałała na plus, potęgując siłę rażenia pozostałych części składowych warstwy fabularnej. Nasuwające skojarzenia z modus operandi niesławnego Kuby Rozpruwacza morderstwa prostytutek, które poznajemy za pośrednictwem akt sprawy oraz mniej drastyczne, ale silniej oddziałujące na czytelnika, bo podkreślające tragizm głównego bohatera ataki na kobiety w czasie rzeczywistym. Wszystkie umiarkowanie krwawe ustępy Bednarek z doskonałym wyczuciem suspensu wkomponował w całość, dynamizując akcję w najbardziej pożądanych momentach. Żadnych uchybień w tych wątkach nie zauważyłam, ale też nie spodziewałam się znaczących niedostatków w pisarstwie Adriana Bednarka. Gwoli podsumowania warto również wspomnieć o zakończeniu. Po pełnej zwrotów akcji, mocno trzymającej w napięciu sprawie kryminalnej podlanej obfitą dawką mrocznej psychologii dostajemy zgrabne, acz mnie osobiście smucące sfinalizowanie właściwej intrygi i wiele obiecujący epilog, który sugeruje, że fabuła trzeciej odsłony być może dostarczy nam jeszcze więcej niezapomnianych wrażeń.

Pozostaje mi tylko powinszować Adrianowi Bednarkowi, który naprawdę na poważnie podszedł do swojej prężnie rozwijającej się kariery pisarskiej, obierając jeszcze ciekawszy kierunek losów Kuby Sobańskiego, niż to mieliśmy okazję zaobserwować w „Pamiętniku diabła”. Pozostaje mi jedynie wyczekiwać na kolejną odsłonę mrocznych przygód tego wzbudzającego ambiwalentne odczucia bohatera, z nadzieją, że Bednarek pozostanie przy formie, jaką obrał w „Procesie diabła” – rozbudowując warstwę psychologiczną i kryminalną nawet kosztem makabryczności, bo akurat w przypadku jego psychothrillerów te pierwsze dostarczają silniejszych wrażeń.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz