poniedziałek, 11 stycznia 2016

„Autostopowicz – Wyścig o przetrwanie” (2003)


Policjant, Jim Halsey, nie może uporać się ze wspomnieniami terroru, jaki zgotował mu psychopatyczny autostopowicz, John Ryder. Nieustanny stres w końcu skutkuje popełnieniem poważnego błędu w pracy. Szukając sposobu na poradzenie sobie z problemami mężczyzna postanawia odwiedzić starego przyjaciela, emerytowanego kapitana Esteridge’a, mieszkającego w miejscu, z którym wiążą się koszmarne wydarzenia sprzed piętnastu laty. W podróż zabiera ze sobą dziewczynę, pilotkę Maggie, zajmującą się opylaniem pól. Przemierzając pustynne teksaskie tereny, podczas burzy piaskowej świadkują niegroźnemu wypadkowi motocyklisty. Chwilę potem mężczyzna pojawia się przy drodze z uniesionym kciukiem, co niepokoi Jima. Jednak Maggie upiera się, aby podwieźć nieznajomego i na skutek jej zdecydowanych działań Jim musi ulec. Jak się niedługo okaże złe przeczucia mężczyzny były całkowicie uzasadnione.

Siedemnaście lat po premierze kultowego „Autostopowicza” Roberta Harmona zdecydowano się jeszcze trochę zarobić na podpięciu się pod osławiony tytuł. Zrealizowany na potrzeby DVD sequel „Autostopowicza” w reżyserii Louisa Morneau (który nakręcił jeszcze między innymi kontynuację „Prześladowcy”) skupia się na starszym o piętnaście lat Jimie Halsey’u, ofierze legendarnego Johna Rydera znanej z pierwszej części. Tym razem jednak scenarzyści Molly Meeker, Charles R. Meeker i Leslie Scharf postawili na reprezentantkę płci pięknej, powierzając główną rolę Kari Wuhrer, aktorce, która ilekroć pojawi się w jakiejś, choćby najbanalniejszej produkcji automatycznie odwraca uwagę od niemalże wszystkich mankamentów. Wuhrer dosłownie kradnie filmy, nawet jeśli powierza się jej jedynie rólki drugoplanowe. Dobrze więc, że twórcy „Autostopowicza 2” zdecydowali się umieścić ją w głównej roli, bo gdyby partnerujący jej na początku C. Thomas Howell miał „grać pierwsze skrzypce” przez cały seans to miałby doprawdy trudne zadanie do wykonania. Nie dać się przyćmić Wuhrer… cóż, w moim odczuciu Howell raczej by nie podołał, co widać już na początku filmu.

Już sam pomysł na dokręcenie sequela osławionego thrillera Harmona nie spotkał się z aprobatą opinii publicznej. Poczytywano to w kategoriach najzwyklejszego „skoku na kasę” i tak najprawdopodobniej było w istocie. Tyle, że ja nie potrafię ocenić efektu tego przedsięwzięcia z równą surowością, co większość jego odbiorców. Poza Kari Wuhrer dostrzegam w „Autostopowiczu – Wyścigu o przetrwanie” kilka ważkich z mojego subiektywnego punktu widzenia superlatyw, których notabene poza mną wiele osób zdaje się w ogóle nie dostrzegać, więc istnieje niejakie prawdopodobieństwo, że zwyczajnie mi się przywidziało. Zasiadając do seansu po raz pierwszy przygotowałam się na mierny poziom techniczny, mając w pamięci kilka innych tanich thrillerów kręconych na potrzeby DVD. Morneau jednakże zaskoczył mnie już podczas wstępnych sekwencji, dając do zrozumienia, że nie będę musiała akceptować amatorszczyzny, przynajmniej jeśli chodzi o operatorów. Najbardziej cieszyły oko zdjęcia mieniącego się różnymi kolorami nieba, płynnie zmontowanych kadrów szybko nakładających się na siebie w iście malowniczej pustynnej scenerii. Twórcom, jak można się było tego spodziewać, nie udało się wygenerować przybrudzonego, duszącego klimatu, z którego znane jest dzieło Harmona, ale już sam wybór miejsca akcji i tak znacząco potęgował poczucie alienacji, co akurat dla właściwego zobrazowania tej historii było kluczowe. Po udanie pogrywającym z oczekiwaniami odbiorców prologu scenariusz na chwilę silnie skupia się na Jimie Halsey’u, dobitnie dając widzom do zrozumienia, że mężczyznę dręczą wspomnienia koszmaru sprzed piętnastu laty, kiedy to był mimowolnym uczestnikiem okrutnej gry prowadzonej przez psychopatę nazywającego siebie Johnem Ryderem. Podróż w tereny, w którym miała miejsce owa osobliwa rozgrywka ma dopomóc mu w uporaniu się z problemami. Zabiera ze sobą dziewczynę, Maggie, którą podczas długiej jazdy samochodem zdoła kilka razy wytrącić z równowagi, a nawet zaniepokoić. Paranoja Jima zauważalnie postępuje, co rzutuje na jego relacje z nieznajomymi. Wszędzie widzi zagrożenie, przebłyski wspomnień co jakiś czas rozkwitające przed jego oczami sprawiają, że czasami traci poczucie czasu, czując się jakby na nowo przeżywał dawny koszmar. Moment, w którym Maggie decyduje się zabrać autostopowicza, który przedstawia się jako Jim (później będzie utrzymywał, że ma na imię Jack) jest punktem zwrotnym scenariusza, w dodatku ciekawie warunkującym odbiorcę. Zamiast wspierać altruizm Maggie, gotowej pomóc bliźniemu w potrzebie widz solidaryzuje się z oponującym Jimem. I jak się niedługo okaże słusznie, bo oto paranoik okazuje się głosem rozsądku w tym duecie.

Przez pierwsze minuty scenariusz „Autostopowicza 2” podąża przewidywalnym, utartym torem, zawiązując kolejną śmiertelnie niebezpieczną rozgrywkę pomiędzy młodą parką i psychopatycznym autostopowiczem. Odtwórcy czarnego charakteru, Jake’owi Busey’owi, daleko do kunsztu Rutgera Hauera, właściwie to dzielą go od niego „lata świetlne”. Powiedziałabym nawet, że blisko mu do „drewna”, co nieprzyjemnie kontrastuje z przesadzoną, teatralną wizją reżysera tej konkretnej postaci. Ale po drugiej stronie na szczęście stoi zjawiskowa Kari Wuhrer, którą nieźle sponiewierano w tym obrazie. Po przewidywalnym zawiązaniu akcji przychodzi pora na nieoczekiwany zwrot, przez który cały ciężar fabuły („po jasnej stronie mocy”) zostaje przerzucony na barki filigranowej kobietki z ogromnym talentem aktorskim. I w ten oto sposób Wuhrer, jak zawsze, kradnie cały film. Wydaje mi się, choć mogę się mylić, że twórcy nowej wersji „Autostopowicza” tworząc postać Grace (w którą idealnie wcieliła się Sophia Bush) wzorowali się na Maggie. Najpierw panika, potem paraliżujące przerażenie, a na końcu szaleńcza zaciekłość - wściekłość, która popycha kobietę do stawienia czoła przebiegłemu prześladowcy i mordercy. Taki sam rys psychologiczny, podobna ekspresja i porównywalny magnetyzm dosłownie tryskający z obu pań. Jack, tak samo jak John Ryder, snuje się po pustynnych teksaskich drogach w poszukiwaniu osób, które mógłby poddać brutalnym próbom i tak pokierować organami ścigania, żeby byli przekonani o winie jego ofiary. Tym razem za cel obiera sobie Maggie, która delikatnie mówiąc nie jest godnym przeciwnikiem. Przytłoczona osobistą stratą i zdająca się nie do końca pojmować reguły gry, w którą ją wciągnięto ilekroć ma ku temu okazję kieruje podejrzenia na siebie. Jack nie musi się nawet wysilać, żeby zmusić ją do sięgnięcia po narzędzie niedawnej zbrodni, choć już spowolnienie kobiety nastręcza mu pewnych problemów. Rana postrzałowa w nodze, obrażenia głowy, czy upadek ze znacznej wysokości nie są stanie osłabić napędzanej adrenaliną Maggie. Główna bohaterka początkowo myśli tylko o przerwaniu tego koszmaru, znalezieniu pomocy i wyjaśnieniu wszystkich okoliczności morderczej sekwencji zdarzeń szeryfowi, a Jack tymczasem z uporem maniaka zostawia za sobą kolejne trupy, telefonicznie kierując podejrzenia na zagubioną kobietę. Muszę przyznać, że sposoby eliminacji poszczególnych osób są dosyć pomysłowe i chociaż widzimy jedynie efekt działań antagonisty, a nie same momenty zabójstw to twórcom efektów specjalnych trzeba oddać dużą plastyczność. Kobieta spoczywająca w fotelu z drutami powtykanymi w ciało, mężczyzna okaleczony piłą tarczową, kierowca z idealną imitacją dziury w głowie, czy wreszcie nawiązanie do pierwszej odsłony „Autostopowicza” z odciętym palcem w barze. Dosłownie wszystkie umiarkowanie krwawe sceny w pełni przekonały mnie swoim wykonaniem, co stanowiło przyjemne dopełnienie dla nieustającej, choć chwilami pewnie nieco naciąganej akcji. W warstwie fabularnej nie przeszkadzała mi jednak dobra kondycja pokiereszowanej Maggie, czy nadludzki spryt oprawcy, ale sporadyczne sugestie, co do jego prawdziwej tożsamości. Aluzje, że jakoby jest kim? reinkarnacją Johna Rydera są aż nazbyt absurdalne, nawet jak na tak czysto rozrywkowy thriller. UWAGA SPOILER Na szczęście jednak twórcy pozostawiają nas z niedopowiedzeniem, nie artykułując jednoznacznie, kim tak naprawdę jest tajemniczy autostopowicz KONIEC SPOILERA. Na drobną wzmiankę zasługuje również finalny pojedynek, ciekawy głównie przez wzgląd na niecodzienny środek transportu Maggie, którym posiłkuje się w walce z Jackiem.

Gniot – takim określeniem zwykle jest definiowany „Autostopowicz – Wyścig o przetrwanie”. Dlatego też pomimo mojej sympatii do tej produkcji nie będę polecać jej nikomu, bo znając swój dziwaczny gust śmiem podejrzewać, że moja ewentualna rekomendacja napytałaby mi wrogów. Pozostańmy przy tym, że darzę sympatią ten obraz, choć mniejszą niż pierwszą część. A jak ktoś chce zaryzykować seans niech próbuje na własną odpowiedzialność, we mnie radzę nie pokładać ufności.

5 komentarzy:

  1. Słyszałam już o tym filmie. Z tego co pamiętam moja mama niejednokrotnie mi go polecała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tym razem, film nie dla mnie. ;/


    Pozdrawiam,
    http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogólnie film nawet dobry, ale kiedy porównuje się go do pierwszej części to wypada blado. Obejrzałem go chętnie i się nie zawiodłem. Nie miał szans dorównać jedynce.

    OdpowiedzUsuń
  4. To nieprawda, że film został zrealizowany na potrzeby DVD. Ja film obejrzałem na VHS i to jeszcze zanim moda na DVD się rozkręciła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie piszesz czasem o tym filmie?: http://horror-buffy1977.blogspot.com/2015/12/autostopowicz-1986.html

      Usuń