środa, 2 marca 2016

„Oddział bio 1” (1994)


NASA wysyła na Księżyc rakietę, na pokładzie której znajduje się Bio-Force 1 sztucznie wyhodowana substancja, zdolna wszczepiać w organizm człowieka DNA paru zwierząt, zamieniając go w bezmyślną maszynę do zabijania. Środek stworzony na Ziemi na potrzeby armii Stanów Zjednoczonych okazuje się zbyt niebezpieczny, więc na najwyższych szczeblach zapada decyzja o wyekspediowaniu go z planety. Jednak tuż po starcie dochodzi do katastrofy i pojazd rozbija się w lesie. Celem przechwycenia niebezpiecznej substancji na miejsce zostaje wysłany oddział żołnierzy, pod dowództwem Hollingera i pułkownika Trottera. Mężczyźni szybko odnajdują wrak pojazdu kosmicznego i uszkodzony pojemnik z Bio-Force 1. Przez nieuwagę Hollingera środek dostaje się do jego krwioobiegu, a niedługo potem jego ciało zaczyna mutować.

Horror science fiction, „Oddział bio 1”, powstał z inspiracji kultowym „Predatorem” z Arnoldem Schwarzeneggerem, którego planowano obsadzić w roli Hollingera, ale na przeszkodzie stanęły niewystarczające nakłady pieniężne. Szacuje się, że budżet filmu opiewał na niespełna dwa miliony dolarów, czyli do 15-milionowego wkładu, jakim dysponowali twórcy osławionego „Predatora” sporo brakowało. Reżyser David A. Prior został więc niejako zmuszony do stworzenia typowego B-klasowca, na podstawie scenariusza opracowanego wspólnie z Patrickiem Francisem, Williamem S. Vigilem i Patrickiem F. Gallagherem. W Stanach Zjednoczonych „Oddział bio 1” trafił do kilku kin, ale zarówno tam, jak i w paru innych krajach świata przede wszystkim był rozpowszechniany na kasetach wideo. W Polsce również, ale choć co poniektórzy dorośli widzowie mogą pamiętać tę pozycję, młodszemu pokoleniu tytuł jest praktycznie nieznany. Zresztą najprawdopodobniej jego twórcy nawet nie myśleli o nakręceniu ponadczasowego dzieła, a przynajmniej mnie taki wniosek się nasunął podczas zaznajamiania się z niniejszą pozycją.

Istotnie, wpływ „Predatora” na scenariusz „Oddziału bio 1” był ogromny, ale obiektywnie rzecz biorąc właściwie wszystkie elementy składające się na horror science fiction Priora uplasowały się na dużo niższym poziomie. Można to zrzucić na ograniczony budżet, ale historia kina grozy obfituje w tańsze obrazy, które po dziś dzień uważa się za perły gatunku, więc moim zdaniem winą za cokolwiek średnią jakość filmu należałoby obarczyć wizję twórców. Scenarzyści w swojej mądrości postanowili rozpisać prostą historyjkę, pełną konwencjonalnych rozwiązań, z odrobiną patosu i iście hollywoodzkiego zacięcia. Nie w kontekście jakiegoś wizualnego przepychu, czy nadmiernego efekciarstwa – mdły amerykański sznyt przebijał raczej z treści i z charakterologii dwóch głównych bohaterów. Miejscami egzaltowany, ale w przeważającej większości scen stawiający na kamienne, nieprzeniknione oblicze, Ted Prior, wcielił się w rolę pułkownika Trottera. Wielkiego patriotę, jak na początku sam górnolotnie przyznaje gotowego poświęcić wszystko dla swojej ojczyzny. Takie same wartości tuż przed przemianą wyznaje jego dowódca, Hollinger, którego całkiem zręcznie wykreował Leo Rossi. Podczas sekwencji wprowadzających we właściwą akcję scenarzyści najwięcej uwagi poświęcili tym konkretnym bohaterom, natrętnie dając nam do zrozumienia, że oto mamy do czynienia ze zwyczajowymi bohaterskimi Amerykanami, ślepo posłusznymi rozkazom swoich przełożonych, oczywiście dla dobra kraju. Ale jak to zwykle w tego typu filmach bywa osobnicy zajmujący wyższe stanowiska niż nasi waleczni żołnierze ani myślą doceniać ich poświęcenia. Wykorzystać i porzucić – to imperatyw przedstawicieli właściwie wszystkich państw w kontaktach z obywatelami, o czym boleśnie przekonuje się oddział bio 1. Tak więc całkiem liczna grupa mężczyzn tuż po wydobyciu z wraku pojazdu kosmicznego śmiertelnie niebezpiecznej substancji znanej jako Bio-Force 1, zostaje niemalże w całości rozstrzelana przez wykonującego rozkazy Hollingera. Doprawdy rozczarowująca sekwencja, bo redukująca liczbę protagonistów do dwóch w przeciągu zaledwie kilku sekund, w dodatku z wykorzystaniem minimum sztucznej krwi. Całkiem pokaźna grupka postaci rozbudziła we mnie nadzieję na mnogość graficznych ujęć gore oraz rzecz jasna pomysłowych sposobów ich eliminacji. Zamiast tego dostałam krótką sekwencję „koszenia” pociskami dogodnie ustawionych żołnierzy, spośród których jedynie dwóm udało się ostać przy życiu, w tym pułkownikowi Trotterowi, którego policzek podczas kilku kolejnych scen zdobiła strużka niewyobrażalnie nierealistycznej krwi (przypominała plamę rażąco czerwonej farby olejnej). Od tego momentu zdawałoby się rutynowa misja zamienia się w walkę o przetrwanie na nieprzyjaznych leśnych terenach. Innymi słowy scenarzyści uderzają w typowo survivalowy motyw, gdzie aby przeżyć należy wyjść zwycięsko nie tylko ze starcia z niewyobrażalnym przeciwnikiem, ale również srogą naturą.

W mojej ocenie zdecydowanie najciekawiej wypadają wątki koncentrujące się na właściwościach Bio-Force 1 i sporadycznie wyłuszczana działalność burzyciela, który w odległej od kluczowych wydarzeń bazie realizuje szatańską intrygę stojącą w sprzeczności z rozkazami generała, wzbudzającego sympatię starszego człowieka, który ani myśli poświęcać swoich ludzi. Co prawda postać burzyciela jest tak często wykorzystywana w kinie science fiction, że najprawdopodobniej wielu widzom zdążyła już spowszednieć, ale myślę, że nawet oni docenią jego rys psychologiczny w „Oddziale bio 1”. Oczywiście, jak na horror klasy B przystało scenarzyści nie pokusili się o większą głębię, ale te szczątkowe informacje na jego temat moim zdaniem w zupełności wystarczały, aby stworzyć prawdziwie demoniczną jednostkę, opętaną manią zwycięstwa, choćby kosztem eksperymentowania z genetyką. Drugi ciekawy wątek „Oddziału bio 1” jest następstwem szaleńczej działalności burzyciela i charakteryzuje się wielce zadowalającym wykorzystaniem praktycznych efektów specjalnych. Na początku mutacja ciała Hollingera uwidacznia się poprzez krew wypływającą z nosa i swędzącą dłoń, z której wkrótce zaczyna schodzić skóra. Nie widać tego w całej okazałości, ale krótkie ujęcia rozdrapywania ran i tak pobudzają wyobraźnię, może nie do tego stopnia, żeby zniesmaczyć odbiorcę, ale mały dyskomfort emocjonalny wprowadzając. Jednak o wiele bardziej profesjonalnie przedstawia się finalna sylwetka Hollingera, potwór wyrosły z przemieszania DNA ludzkiego i zwierzęcego – oślizgła kreatura z nieforemną paszczą, ogromnymi szponami i wzbudzającym współczucie, smutnym spojrzeniem. Kiedy stworzona przez człowieka maszyna do zabijania rusza na żer ostały przy życiu Trotter trafia na zamieszkujące te lasy rodzeństwo: Denise Crosby swego czasu dosyć często goszczącą na planach horrorów (np. „Smętarza dla zwierzaków” i „Ukochanej laleczki”) i towarzyszącego jej młodego aktora, wcielającego się w jej brata. Współpraca Trottera i zaradnego, często dowcipkującego chłopaka znacząco ożywia konwencjonalny survivalowy wątek, ale nie do tego stopnia, żebym trwała w zachwycie. Twórcy zbyt mało uwagi poświecili stopniowaniu napięcia i budowaniu odpowiednio mrocznej oprawy wizualnej, sprowadzając klimat jedynie do nocnych zdjęć gęstego lasu, tak oszczędnie rozświetlanych, że przebieg kilku starć jest właściwie niewidoczny. I oczywiście sporadycznego patosu, który najsilniej irytuje podczas ostatniego spotkania Trottera z Hollingerem, które poza ckliwą podniosłością wprowadza „jakże odkrywcze” przesłanie, że oto UWAGA SPOILER zmutowany mężczyzna, który niemalże w całości utracił człowieczeństwo jest o wiele bardziej litościwy i oddany swojemu krajowi niż jeden z jego przełożonych KONIEC SPOILERA.

Choć w „Oddziale bio 1” nie zabrakło wielu rażących, czasem wręcz denerwujących mankamentów, chociaż miejscami seans może się nieco dłużyć, kilka plusów odnalazłam. Może nie takiej rangi, żeby całkowicie zrekompensowały mi negatywy niniejszej produkcji, ale przynajmniej wyniosły ten film do poziomu niewymagającego myślenia przeciętniaczka. Tak więc osoby odnajdujące przyjemność w obcowaniu z horrorami klasy B z braku innych propozycji mogą dać szansę tej produkcji, pod warunkiem, że będą pamiętać, iż nawet w tej konkretnej grupie produkcja wypada raczej średnio.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz