środa, 30 marca 2016

„Opętani” (2014)


Po odejściu ojca Chloe Mitchell diametralnie zmienia swoje zachowanie. Staje się agresywna, nadużywa alkoholu i nie potrafi porozumieć się z zamartwiającą się o nią matką. Najlepsza przyjaciółka Chloe, Lauren Brady, podczas zbierania materiałów na artykuł do szkolnej gazetki zbliża się do wierzących w Boga rówieśników, którzy przedstawiają jej pastora prowadzącego młodzieżowe kółko religijne. Po jednym ze spotkań Lauren zauważa, że pastor poddaje egzorcyzmom jakąś kobietę. Wkrótce stan Chloe pogarsza się. Dziewczyna słyszy głosy, miewa halucynacje, okalecza się i coraz bardziej traci kontakt z rzeczywistością. Terapia nie przynosi efektów, więc Lauren decyduje się zwrócić o pomoc do nowo poznanego pastora i jego nastoletniej trzódki, wierząc, że tylko egzorcyzmy mogą wyleczyć jej przyjaciółkę.

Twórca „Opętanych”, Peter Sullivan, poświęca się pracy dla małego ekranu zarówno w roli reżysera, jak i scenarzysty oraz producenta. Nie ma wyraźnych preferencji gatunkowych, ima się różnych konwencji, szczególnie prężnie działając, jako autor scenariuszy. Znany jest mi film zatytułowany „Nawiedzona znaleziona”, nad fabułą którego Sullivan pracował, ale „Opętani” to pierwsza produkcja grozy wyreżyserowana przez niego, jaką dotychczas dane mi było obejrzeć i szczerze powiedziawszy nie odbiega poziomem od przeciętnej telewizyjnej rozrywki, jaką stanowił dla mnie seans „Nawiedzonej znalezionej”. Autor scenariusza, Hanz Wasserburger, zauważalnie miał ambicję połączenia stylistyki thrillera z horrorem, ale ilekroć fabuła zbaczała w motywy kojarzone z tym drugim gatunkiem błyskawicznie przeskakiwano w estetykę dreszczowca, co w połączeniu z lekką realizacją uniemożliwiało poczytywanie „Opętanych” w kategoriach hybrydy gatunkowej. Zdecydowanie lepiej film sprawdza się, jako thriller, oczywiście przeznaczony dla mniej wymagających osób.

Tematem przewodnim, jak już sam tytuł wskazuje, jest potencjalne opętanie nastoletniej dziewczyny, Chloe Mitchell, w którą wcieliła się Jennifer Stone, w moim odczuciu nie radząc sobie z charakterem postaci, zwłaszcza mimicznie. Scenarzysta bez zbędnej zwłoki, już w drugiej scenie, daje dowód jej problemów z wyimaginowanymi głosami, które jak się z czasem okaże stanowią jedynie zapowiedź dużo poważniejszych bolączek. Co prawda, Chloe poznajemy tuż po diametralnej zmianie jej osobowości, ale z wypowiedzi jej najbliższej przyjaciółki możemy wywnioskować, że jeszcze niedawno była wrażliwą, przyjaźnie nastawioną do rówieśników nastolatką, która przeżyła traumę po odejściu ojca. Najprawdopodobniej właśnie to wydarzenie przyczyniło się do zmiany jej zachowania, być może wywołując również wciąż postępującą chorobę psychiczną. Być może, bo drugą ewentualnością, w stronę której skłania się jej przyjaciółka, Lauren Brady, jest klasyczne opętanie. Agresja, głosy, halucynacje i okaleczanie swojego ciała, a nawet nieprzystające do jej zwyczajowego postępowania ranienie najbliższych, które jak utrzymuje sama zainteresowana odbywa się jakby poza nią, jakby z udziałem obcej osoby zawłaszczającej jej ciało – to wszystko przemawia za teorią Lauren, że Chloe została opętana przez jakiś złośliwy byt. W pewnym momencie ta ewentualność staje się najbardziej prawdopodobna, głównie za sprawą licznych wstawek z punktu widzenia Chloe. Subiektywne ujęcia obrazują między innymi utrzymane w czerni i bieli retrospekcje z chwili przełomowego w jej życiu momentu odejścia ojca oraz delikatną ingerencję rzekomych sił nadprzyrodzonych w jej egzystencję. Zdecydowanie najlepsze momenty mają miejsce w chwilach spoglądania dziewczyny w lustra, w których odbija się demoniczna, umiejętnie ucharakteryzowana twarz posyłająca jej ironiczne uśmiechy. Pozostałe próby wprowadzenia typowych dla horroru religijnego motywów w moim pojęciu skończyły się fiaskiem. Bo jakoś nie potrafiłam dostrzec żadnego potencjału w wygenerowanych komputerowo, rażąco sztucznych ujęciach upłynnienia rysów twarzy jej znajomych, czy w doprawdy zabawnie się prezentujących rażąco czerwonych oczach nastolatków i unoszącym się nad nimi zagadkowym bytem, również stworzonym za pośrednictwem komputera. Być może efekty specjalne w większości nie prezentowałyby się tak fatalnie, gdyby nie sielankowa oprawa wizualna. Dominują pastelowe barwy i sekwencje nagrane w pełnym świetle dziennym, zresztą nawet jak pojawiają się jakieś nocne ujęcia twórcy nie potrafią wykrzesać z nich większej mroczności, o paraliżującym napięciu emocjonalnym już nie wspominając.

Gdyby scenariusz „Opętanych” traktował tylko i wyłącznie o dziewczynie popadającej w szaleństwo bądź zmagającej się z demonem, który zagnieździł się w jej ciele, zapewne szybko straciłabym zainteresowanie postępem akcji. Ale wbrew pozorom to nie „drewnianej” Stone powierzono rolę główną, tylko odtwórczyni najlepszej przyjaciółki jej postaci, Lauren Brady, którą Janel Parrish wykreowała naprawdę przekonująco. Co więcej w całych tych młodzieżowych realiach jej bohaterka prezentowała się aż nazbyt dojrzale, co ułatwiło sympatyzowanie z nią. Lauren wydaje się być całkowitym przeciwieństwem rozrywkowej Chloe. Skupiona na nauce i obowiązkach wynikających z pisywania dla szkolnej gazetki, stroniąca od używek i stosunków seksualnych z rówieśnikami, łatwo nawiązująca przyjaźnie, również z wykpiwaną w jej środowisku grupką zrzeszającą osoby wierzące i oczywiście mająca doskonały kontakt z samotnie ją wychowującą matką, z którą żyje wręcz na stopie koleżeńskiej. Rozsądek Lauren i skłonność do niesienia pomocy innym sprawiają, że na tle pozostałych nastoletnich bohaterów wydaje się być nad wiek rozwinięta, a co za tym idzie przy odrobinie dobrej woli można z niejaką przyjemnością śledzić jej losy, które oczywiście koegzystują z dziejami Chloe. Wszak Lauren stara się znaleźć sposób na wyrwanie przyjaciółki ze szponów demona, który jej zdaniem zagnieździł się w ciele Chloe, w czym w jej mniemaniu może jej dopomóc młodzieżowy klub religijny, z Olivią Marks na czele (również dobrze wykreowaną przez Shanley Caswell). Jak można się spodziewać ten wątek wprowadza we właściwą akcję motyw amatorskiego śledztwa, które z czasem tak dalece góruje nad wszystkim innym, że człowiek wyzbywa się przekonania zasianego na początku projekcji, że Sullivan kręcił typowy horror religijny. Wkrótce elementy tożsame dla filmowego thrillera wysnuwają się na pierwszy plan, rzecz jasna wyjałowione z napięcia wynikającego ze strony technicznej, ale przynajmniej do pewnego stopnia angażujące warstwą fabularną. Notabene ciekawie sfinalizowaną – w niespodziewany dla mnie sposób, pozostawiający widza z rozważaniami na temat indywidualnie pojmowanej religijności.

„Opętanych” zrealizowano na potrzeby telewizji, co powinno stanowić jedną z najważniejszych wskazówek dla potencjalnych widzów. Wszak, jeśli ktoś nie przepada za niskobudżetowymi thrillerami stworzonymi z myślą o małym ekranie powinien unikać tej produkcji jak ognia, tym bardziej, że jego twórcy nie pretendowali do wzbogacenia „Opętanych” o elementy wyróżniające się na tle tego typu obrazów. Zachowali telewizyjny sznyt, ze wszystkimi jego mankamentami (strona techniczna) i superlatywami (skupienie na fabule), czym celowali raczej w widzów może niekoniecznie tylko przepadających za takimi lekkimi produkcjami, ale chociaż akceptujących ich przeciętny poziom przynajmniej na tyle, żeby przetrwać seans bez większego bólu.   

2 komentarze:

  1. Zapraszam na naszego Bloga!
    Tutaj będą ciekawostki o grach, YouTube, recenzje, poradniki, tematy o serialach, tematy o filmach, zabawy, konkursy także luźne wpisy :)
    http://maksy555.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. http://uciec-od-mafii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń