sobota, 9 kwietnia 2016

„Podróż do piekła” (2014)


Niespełna trzysta lat temu ziściła się pradawna przepowiednia, mówiąca o przyjściu na świat dwójki nieludzkich dzieci, powstałych z ludzkiego związku. Chłopiec jest kryptydą, bestią, która zagraża bezpieczeństwu naszej rasy. Jego siostra, Zib, z zewnątrz niczym nie różni się od człowieka, ale tak samo jak brat jest nieśmiertelna i posiada nadprzyrodzone moce. Przez lata rodzeństwo żyło w niewoli, pod okiem zastępów strażników, skrywających przed światem fakt ich istnienia. Zib miała większą swobodę, gdyż zgodziła się współpracować z ludźmi, bestia natomiast egzystowała w ciasnej klatce, od czasu do czasu wykorzystując swoje moce do wywoływania halucynacji u swoich oprawców. Dzięki niezwykłej więzi pomiędzy rodzeństwem Zib udawało się kontrolować brata, ale teraz w obliczu wzrostu jego mocy, wpływ dziewczyny słabnie. Strażnicy decydują się przewieźć więźniów do chatki w lesie, gdzie prawdopodobnie spełni się przepowiednia, mówiąca o ostatecznej konfrontacji, w której naprzeciw siebie staną bestia i człowiek. Wynik tej bitwy ma przesądzić o losie ludzkości.

„Podróż do piekła” to horror zrealizowany dla kanału Syfy, co dla wielu widzów już powinno stanowić wymierny wyznacznik jakości tej produkcji, wszak filmy grozy kręcone na potrzeby wspomnianej stacji zdążyły już wypracować sobie niechlubną etykietkę. Kolejnym elementem odstraszającym (choć w mniejszym stopniu) powinna być informacja, że reżyser „Podróży do piekła”, Daniel Wise, debiutował tym obrazem w światku filmowym, zresztą scenarzysta, Ben Crane, w tej roli również sprawdzał się po raz pierwszy, a więc od najważniejszych osób odpowiadających za stronę artystyczną nie można było wiele oczekiwać. Ale choć zdecydowana większość widzów oceniła film bardzo nisko na zagranicznych portalach internetowych pojawiły się również skrajnie odmienne opinie, wskazujące na istotne plusy „Podróży do piekła”. I rzeczywiście w odróżnieniu od wielu innych horrorów zrealizowanych dla kanału Syfy obraz Wise’a może się poszczycić kilkoma superlatywami, ale obawiam się, że będą one widoczne jedynie dla osób, którzy obejrzeli już kilka filmów grozy „z tej stajni”, gdyż obok plusów pojawiają się także liczne mankamenty.

Już prolog „Podróży do piekła” stanowi wiele mówiącą o jakości niniejszego tworu przygrywkę do właściwej akcji. Świadkujemy zagadkowemu porodowi sprzed niespełna trzystu laty, pod okiem przerażonych kapłanów, który mógłby charakteryzować się tożsamą dla body horroru estetyką, gdyby nie ingerencja komputera i zbyt małe doświadczenie twórców, owocujące niemożnością wygenerowania odpowiednio mrocznej, przybrudzonej atmosfery. Widzimy kawałek obcego organizmu przebijającego brzuch kobiety, z którego bryzga pikselowa posoka, ale jeszcze nie jesteśmy w stanie przyjrzeć się dokładnie kryptydzie. Za to widzimy jego siostrę przypominającą człowieka poza fantazyjnym ogonkiem przyozdabiającym tylną stronę jej ciała. Potem następuje przeskok w akcji, do czasów współczesnych i po efekciarskich zmaganiach grupki uzbrojonych ludzi z bestią, którą zniewolili, Wise poświęca trochę czasu na dokładne objaśnienia całej sytuacji. Im szerzej odkrywano przede mną szczegóły warstwy fabularnej, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że gdyby Crane po uprzednich drobnych poprawkach przekazał swój scenariusz bardziej doświadczonemu reżyserowi czującemu ten gatunek jego koncepcja mogłaby zostać przekuta w całkiem zgrabny horror. Nie mogę wszak zaprzeczyć, że fabułę charakteryzowała odrobina pomysłowości i wyrazistości, a przynajmniej na tle większości współczesnych, mainstreamowych, konwencjonalnych straszaków. Crane budował intrygę na dwóch polach – akcentując zagrożenie, jakie stwarza dla ludzkości skrywana przed światem bestia i moim zdaniem o wiele ciekawiej portretując burzliwe relacje międzyrasowe. Zarzewiem licznych konfliktów w kręgach strażników jest główna bohaterka, Zib, zaskakująco dobrze, jak na produkcję Syfy wykreowana przez Evalenę Marie. Nieśmiertelna, wizualnie młoda, acz w istocie wiekowa dziewczyna od lat współpracuje z ludźmi, którzy ją ubezwłasnowolnili, ale jednocześnie wykazuje tendencję do sabotowania ich działań. Zib jest niezbędna strażnikom do łagodzenia nastrojów jej brata, morderczej bestii przetrzymywanej w klatce, gdyż ma wrodzoną zdolność do wyczuwania przez dotyk jego obecności i takowego wpływania na jego emocje. Ponadto doskonale orientuje się w sztuczkach brata o podłożu nadprzyrodzonym, wiedząc które z zaistniałych właśnie wydarzeń są jedynie przywołanymi przez niego halucynacjami, a które dzieją się naprawdę. Problem w tym, że aby zatrzymać rozrost kryptydy i zahamować u niego wzrost nadludzkiej mocy strażnicy są zmuszeni go okaleczać, co z kolei rodzi protesty Zib, darzącą bestię siostrzanymi uczuciami. Większa część seansu mieści się w ramach filmu drogi – Wise skupia się na długiej podróży oddziału strażników, transportujących rodzeństwo do chatki w lesie. I to właśnie w trakcie tej wycieczki szczegółowo wyłuszcza się nam napięte relacje pomiędzy podróżnikami. Zib jest faworyzowana przez dowódcę, Damona (w tej roli raczej toporny Rick Ravanello), który zapewnia jej jako taką swobodę działania i usprawiedliwia częste wyskoki dziewczyny, czego z kolei nie pochwala jego kolega, Knicks (przyzwoita kreacja Toma Sizemore’a), marzący o całkowitym zniewoleniu Zib, a najlepiej zabiciu rodzeństwa. No właśnie, pomimo, że bestia, a może i nawet jego siostra stanowią potężne zagrożenie dla ludzkości strażnicy dotychczas nie zdecydowali się ich wyeliminować, czekając na ziszczenie się przepowiedni, mówiącej o ostatecznej konfrontacji człowieka z bestią. Doprawdy nie wiem dlaczego przez setki lat kolejne pokolenia strażników brały na siebie brzemię izolowania nieludzkich istot, zamiast po prostu je zabić (pomimo, że się nie starzały można było je zamordować), gdyż albo pokrętna logika scenarzysty zwyczajnie umknęła mojej uwadze, albo Crane zwyczajnie nie wybrnął z tego impasu. Nie byłby to jedyny wątek, w którym się zapętlił, bo pod koniec wyraźnie widać rozchwianie Damona, który najpierw opowiada się za zabiciem bestii, a chwilę później upiera się przy jej schwytaniu  - być może pod wpływem błagań Zib, ale po dowódcy spodziewałabym się jednak większego zdecydowania, tym bardziej, że już formułując rozkaz zabicia kryptydy zdawał sobie sprawę, że dziewczyna nie będzie zadowolona.

Pomijając kilka nieścisłości relacje na linii Zib-Damon-Knicks oraz liczne wybiegi niesubordynowanej dziewczyny, mające na celu uwolnienie bestii, znacząco uprzyjemniły mi odbiór „Podróży do piekła”. Gdyby nie konflikty bohaterów i wprowadzająca szczyptę dramatyzmu niecodzienna sytuacja głównej bohaterki, której ambiwalentna osobowość wzbudzała całkiem sporo różnorakich emocji, zapewne nie wytrwałabym do końca seansu. Wszak do przerwania projekcji zmusiłyby mnie kiepskie efekty komputerowe i podpadające pod film akcji liczne strzelanki i walki wręcz. Pomysły na dręczenie i eliminowanie strażników były całkiem obiecujące – wystarczy choćby wspomnieć wywołanie u jednego z mężczyzn halucynacji obrazującej wyciąganie sobie jelit i oplatanie nimi szyi, przebicie ciała poprzez ścianę chatki, czy eksplodowanie organizmu księdza. Problem nie dotyczył więc samej koncepcji tylko wykonania – niepotrzebnego sięgania po efekty wygenerowane przez komputer, tym bardziej, że niski budżet nie pozwalał twórcom skorzystać z usług profesjonalistów. Postawiono więc na tanie, żenujące CGI, z dostrzegalnie wklejanym w obraz, niemalże animowanym latającym potworem na czele, co skutecznie zabiło wszelkie minimalne zalążki klimatu osaczenia. Zresztą, gdyby nawet opowiedziano się za praktycznymi efektami specjalnymi to obawiam się, że Daniel Wise i tak nie zdołałby wykrzesać bardziej złowieszczej oprawy wizualnej, bo zwyczajnie brakło mu doświadczenia oraz wyczucia reguł, jakimi rządzi się ten gatunek. Może i ma jakieś predyspozycje w kierunku sensacji, czy przygodówki, ale estetyka horroru póki co jest mu zupełnie obca. Dostrzegam jednak pewien potencjał w Benie Cranie – jeśli doszlifuje merytoryczne szczegóły i nie porzuci koncepcji odchodzenia od ciasnych konwencji kina grozy być może kiedyś napisze znakomity scenariusz, który przy odrobinie szczęścia trafi w ręce bardziej biegłego od Wise’a reżysera.

Wydaje mi się, że „Podróż do piekła” może być całkiem znośną propozycją dla osób często raczących się współczesnymi telewizyjnymi horrorami, bo na ich tle debiutancki film Daniela Wise’a nie wypada wcale tragicznie, a wręcz w pewnych sferach wybija się ponad przeciętność. Za to seans może być nie do strawienia dla koneserów solidnych produkcji, stworzonych przez utalentowanych filmowców, bo w zderzeniu z takimi horrorami „Podróż do piekła” istotnie jawi się nieciekawie. A więc polecam „Podróż do piekła” tej pierwszej grupie, jednocześnie doradzając drugiej trzymanie się od tego obrazu z daleka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz