sobota, 28 maja 2016

„Upolowana” (2015)


Prawniczka Marta, jej mąż Laszló i klient Istvan, wybierają się do lasu na polowanie. Przewodnik, Lóri, zaopatrza ich w broń i wskazówki odnośnie trasy, po czym zostawia ich samym sobie. Początkowo wszystko przebiega zgodnie z planem, Istvanowi udaje się nawet upolować sarnę, ale wszystko się komplikuje z chwilą oddania strzału przez Martę. Kobieta bierze miejscowego mężczyznę za zwierzynę i pozbawia go życia. Świadkujący temu wydarzeniu Laszló chce zgłosić wypadek, ale żona powstrzymuje go - groźbą zmusza mężczyznę do milczenia i ukrycia zwłok. Nieświadomy niczego Istvan odkrywa prawdę dopiero w drodze powrotnej, gdy zaskakuje ich Lóri, który jak się okazuje widział, co zrobiła Marta i teraz próbuje sprzedać im swoje milczenie. Przewodnik żąda pięćdziesięciu tysięcy euro, na co miastowi niechętnie przystają. Zatrzymują się w osadzie nieopodal lasu i czekają na znajomego Istvana, który ma dostarczyć im pieniądze. Jednak jak się z czasem okazuje na jednym martwym mężczyźnie ich pobyt w leśnym zaciszu się nie kończy, gdyż wypadek na polowaniu wkrótce pociąga za sobą kolejne trupy.

„Upolowana” to węgierski thriller w części utrzymany w stylistyce survivalowej, wyreżyserowany przez Arona Matyassya, na podstawie scenariusza napisanego wespół z Peterem Galem, Csaba’em Tóthem i Zoltanem Vinczem. Projekt kosztował półtora miliona euro i mógł poszczycić się całkiem zadowalającą dystrybucją (jak na standardy węgierskiej kinematografii), ale raczej wątpię, żeby w najbliższym czasie odbił się szerokim echem choćby w Polsce, nie wspominając już o świecie. Matyassy stworzył bowiem obraz, który w warstwie fabularnej, tak na dobrą sprawę, niczym nadzwyczajnym się nie wyróżnia, choć należy zaznaczyć, że na gruncie technicznym twórcy całkiem przyzwoicie się spisali, w czym największą zasługę miały malownicze leśne plenery.

Choć na początku można odnieść takie wrażenie, głównym wątkiem scenariusza nie jest konfrontacja z naturą, nawet nie próba zatuszowania nieumyślnego zabójstwa tylko coś bardziej wymyślnego, żeby nie rzec przekombinowanego. Film otwiera wątek bazujący na zakończonej powodzeniem próbie wyłudzenia pieniędzy przez Martę od prokuratora, którego nagrała w sytuacji jednoznacznie wskazującej na jego skorumpowanie. Już wówczas scenarzyści przybliżają nam charakter głównej bohaterki, bardzo dobrze wykreowanej przez Dorkę Gryllus, który znacząco odstaje od standardowych typów osobowościowych czołowych kobiecych postaci w tego rodzaju produkcjach zazwyczaj propagowanych przez amerykańskich twórców. Właściwie już na wstępie postarano się, aby większość odbiorców nastroić antypatycznie do Marty, punktując jej karygodne wykorzystywanie swojej zawodowej pozycji oraz pragnienie wzbogacenia się na próbie ustawienia wyroku sądowego przez prokuratora. W swoich relacjach z innymi Marta również nie jawi się niczym wzór cnót – szczególnie uwidacznia się to w jej kontaktach z mężem, którego traktuje z wyższością, wręcz arogancją, jakby uznając za oczywiste jego całkowite oddanie. Laszló denerwuje sposób, w jaki go traktuje, ale jego sprzeciw nie jest na tyle stanowczy, żeby wywarło to jakieś wrażenie na Marcie. Wspomniałam, że sylwetka głównej bohaterki może wzbudzić niechęć u wielu odbiorców, ale ja się do nich nie zaliczam, gdyż zawsze z zadowoleniem przyjmuję kobiece postaci, mające w sobie więcej wad, aniżeli zalet - osoby choćby tylko w części czerpiące z charakterystyki typowej femme fatale, z czym mamy do czynienia w tym przypadku, zazwyczaj zyskują moją większą aprobatę, aniżeli grzeczne dziewczynki, całkowicie podporządkowane mężczyznom. Tak też było w przypadku Marty, skorumpowanej prawniczki, z łatwością uzależniającej od siebie przedstawicieli płci męskiej i dbającej jedynie o własne interesy. Z czasem na jaw wychodzi fakt, że Marta z ochotą zradza swojego męża z klientem Istvanem, który traktuje ją z większą stanowczością niż Laszló, ale mimo to jest gotowy wiele dla niej poświęcić. Relacje całej trójki, łącznie z ich rysami psychologicznymi w mojej ocenie są najlepszą częścią składową scenariusza, nieporównanie ciekawszą od denerwująco przewidywalnej, mało zajmującej intrygi. „Zabawa” zaczyna się z chwilą przypadkowego pozbawienia życia miejscowego mężczyzny przez Martę. Po wkroczeniu trójki bohaterów do lasu (zresztą w prologu również) uwagę zwracają przepiękne plenery. Silnie skontrastowane, malownicze zdjęcia rozległego lasu uderzające swoim dzikim pięknem, acz pozbawione pożądanego w tego typu obrazach mrocznego klimatu, który powinien towarzyszyć bohaterom. Miastowi przystępują do oddawania się okrutnemu zajęciu polowania na zwierzęta, znajdując również czas na stosunek oralny, wciśnięty w akcję chyba tylko i wyłącznie z chęci przyciągnięcia uwagi części odbiorców płci męskiej. Cóż, jak się nie potrafi zaciekawić widzów samą intrygą to trzeba uciekać się do ujęć o zabarwieniu erotycznym, nawet jeśli nie znajdują przekonującego zastosowania w aktualnie snutym wątku. No może, poza kolejnym akcentowaniem bezwstydnego podejścia do życia głównej bohaterki, która najpierw dogadza mężowi, a zaraz potem pada w ramiona swojego klienta. 

Nadrzędny wątek, pomimo wielu starań poczynionych z mojej strony, nijak nie potrafił mnie poruszyć – właściwie bez żadnych pożądanych emocji śledziłam rozwój akcji, za to z wciąż narastającym poczuciem zaprzepaszczonego potencjału. W swojej naiwności sądziłam, że „Upolowana” będzie się koncentrować na przeszkodach, jakie pojawiają się na drodze mieszczuchów starających się ukryć nieumyślne zabicie człowieka oraz brutalnej konfrontacji z psychopatycznymi mieszkańcami osady umiejscowionej nieopodal gęstego lasu, bo początkowo wiele na to wskazywało. Ale wychodzi na to, że przedawkowałam amerykańskie survivale, bo gdy tylko główni bohaterowie docierają do wioski scenarzyści uświadamiają widzom, że tubylcy nie są jakimiś degeneratami, znajdującymi przyjemność w mordowaniu turystów, a ciało mężczyzny zastrzelonego przez Martę właściwie przestaje być istotne, wyłączając rolę, jaką pełni w procesie mnożenia się trupów. Lóri w zamian za obietnicę gotówki bierze na siebie konieczność pozbycia się zwłok, nie wiedząc jeszcze, że to wydarzenie przyczyni się do zgonów kolejnych osób. Morderstwa jednak nie mają na celu unaocznić nam degeneracji żyjących z dala od cywilizacji, ubogich miejscowych, twórcy nie próbują również wstrząsnąć nami z wykorzystaniem jakichś drastycznych efektów specjalnych, stawiając na niemalże bezkrwawe akty zbrodni. Kolejne zgony wydają się być jedynie tragicznym następstwem wypadku na polowaniu, do pewnego momentu, bo wkrótce scenarzyści przystępują do odkrywania coraz to nowych szczegółów szerzej zakrojonej intrygi, które zapewne w zamyśle miały mnie zaskoczyć. Miały, ale coś nie wyszło, bo tak na dobrą sprawę już z chwilą dotarcia głównych bohaterów do osady spodziewałam się takiego, czy też zbliżonego rozwoju wydarzeń, z reakcją miejscowych włącznie. Nazbyt grubymi nićmi to uszyto, w dodatku za dużo zdradzając w początkowych partiach filmu, nie wspominając już o braku jakiegokolwiek chwytliwego pomysłu na zdynamizowanie końcówki, którą sprowadzono do niebywale nużących pościgów po lesie. Jak się patrzy na całość, bez analizowania poszczególnych elementów składających się na „Upolowaną” to ma się wrażenie obcowania z obrazem pozbawionym indywidualizmu, miałkim, wręcz naiwnym filmidłem, który nawet nie próbował czymkolwiek się wyróżnić na tle niezliczonych „taśmowo produkowanych” thrillerów. Ale jeśli wejrzeć głębiej, sceneria i nieczęste w tego typu kinie rysy psychologiczne bohaterów, ze szczególnym wskazaniem na sylwetkę Marty mogą zaintrygować przynajmniej na tyle, żeby wymusić na odbiorcy przetrwanie do końca projekcji. A przynajmniej mnie przed ekranem utrzymywały tylko te dwie części składowe produkcji Arona Matyassya.

„Upolowana” w moim pojęciu plasuje się poniżej przeciętnej, stanowiąc doskonały przykład zaprzepaszczenia potencjału poprzez uporczywe kombinowanie. Prostota amerykańskich survivali bardziej do mnie przemawia, aniżeli złożone, grubymi nićmi szyte intrygi, które w gruncie rzeczy prowadzą do przewidywalnego finału. Zresztą nie tylko zakończenie można z łatwością przedwcześnie rozszyfrować, bo raczej wątpię, żeby zaznajomionym z tego typu dreszczowcami widzom jakiekolwiek trudności sprawiało przewidzenie wszystkich szczegółów składających się na fabułę, a przynajmniej zbliżenie się do istoty całej intrygi na długo przed wyłuszczeniem jej wyłuszczeniem jej na ekranie. Nawet biorąc pod uwagę umiejętne wykorzystanie naturalnego piękna leśnej scenerii i interesujące osobowości głównych bohaterów nie jestem w stanie wykrzesać z siebie entuzjazmu do tego przedsięwzięcia. Za to jest mi strasznie przykro, że tak boleśnie zaprzepaszczono potencjał mimo wszystko na początku czający się w scenariuszu.

4 komentarze:

  1. Widzialam wczoraj. Tak gmatwali fabułę że w końcu straciłam zainteresowanie.wizualnie bardzo ładny i spojojnie na tym tle sprawdziłaby się prosta historia z jednym twistem zamiast dziesięcioma. Przestarali się trochę.
    Ilsa

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, czy ogladalas kiedyś filmy o porwaniach dziewczyn w celu wywozki i zmuszania ich do prostytuowania się? Oglądałam kiedyś taki świetny film, strasznie go przezywalam, do dziś mam go w pamięci. Jeśli cokolwiek ogladalas to spróbuję opisać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tę chwilę przypomina mi się tylko "Ponury dom" i "Dziewczyny z przemytu", ale tutaj masz kilka tytułów:
      http://www.filmweb.pl/forum/filmy/Witam+szukam+filmu+o+dziewczynach+porwanych+do+%22burdeli%22,2693984

      Usuń
  3. Niestety, to nie będzie to. Jest taka jedna scena, która mi zapadła w pamięci, nieco "brutalna". Otóż dziewczyna, która została właśnie uprowadzona i zmuszona pracować jako prostytutka, jakiś czas później (chyba została wynajeta z koleżanką) leży na łóżku, a na niej facet, który "odbywał stosunek", dziewczyna poddana, obojętna, w szoku. Naprzeciwko pamiętam była jej chyba znajoma w takiej samej sytuacji. Nie wiem czy skojarzysz.. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń