czwartek, 12 stycznia 2017

„The Watcher” (2016)

Młoda para, Emma i Noah, kupuje dom w spokojnej dzielnicy Los Angeles. Choć to dla nich spory wydatek, a nieruchomość wymaga remontu są szczęśliwi, że udało im się osiedlić w tym miejscu. Jednak ich radość nie trwa długo. Emma i Noah zaczynają dostawać pogróżki od anonimowego nadawcy, który utrzymuje, że jeśli nie opuszczą tego domu padną ofiarami Kruka. Prześladowca wysyła im również paczki pełne najróżniejszych, nieprzydatnych przedmiotów, które tak samo jak wiadomości bardzo niepokoją nowych właścicieli domu. Nabierają oni przekonania, że są obserwowani przez stalkera, który ma wobec nich coraz bardziej wrogie zamiary. Ich podejrzenia koncentrują się na owdowiałym poprzednim właścicielu domu, Wendellu. Noah zaniepokojony pogarszającym się stanem Emmy zaczyna ukrywać przed nią niektóre przejawy działalności prześladowcy, jednocześnie wraz z przedstawicielami organów ścigania starając się odkryć jego tożsamość.

Thriller „The Watcher” to pełnometrażowy debiut nieźle zapowiadającego się twórcy, Ryana Rothmaiera, szerszej publiczności zaprezentowany 9 października 2016 roku przez telewizję LMN. Scenariusz jego autorstwa zainspirowała autentyczna historia młodej pary z trójką dzieci, która w 2014 roku zakupiła dom w Westfield w stanie New Jersey i krótko potem stała się celem tajemniczego prześladowcy, nazywającego siebie Obserwatorem. Stalker nękał również poprzednich właścicieli domu, którzy zataili tę informację przed nowymi nabywcami – sprawa w końcu trafiła do sądu. Rothmaier dostrzegł w tym materiał na dobry dreszczowiec, przy czym nie wahał się wzbogacić owej historii kilkoma wymyślonymi wątkami, dynamizującymi akcję filmu, a w paru momentach delikatnie skłaniającymi się nawet w stronę stylistyki kojarzonej z filmowym horrorem.

Po hipnotyzującej czołówce, wskazującej że nie będziemy mieć do czynienia z kolejnym amerykańskim plastikiem, przychodzi pora na zawiązanie akcji wątkiem, który wielbicielom kina grozy powinien nasuwać na myśl przede wszystkim ghost stories. Otóż, dostajemy klasyczny motyw przeprowadzki głównych bohaterów do nowego domu. Podczas gdy oni spoglądają na nowe lokum w samych superlatywach obyty z tym wątkiem widz najpewniej nie będzie podzielał ich entuzjazmu. Nieruchomość nabyta przez Emmę i Noaha jest usytuowana w zacisznym zakątku Los Angeles, w sąsiedztwie tak samo zgrabnych domków otoczonych równo przyciętymi trawnikami, ale mimo tego nieprezentujących się zbyt malowniczo. Zamiast mieniących się intensywnymi odcieniami terenów zielonych, pastelowych barw, które miałyby przekonać nas, że główni bohaterowie osiedlili się w doprawdy idyllicznym zakątku Stanów Zjednoczonych, dostajemy osnute ciężkimi chmurami niebo, które nadaje okolicy swoistą ponurość, wydobywa głównie szpetotę z zabudowanych parceli otoczonych żółknącymi trawnikami z gdzieniegdzie rosnącymi drzewami, które powoli pozbywają się liści. Posępne zdjęcia i nastrojowa ścieżka dźwiękowa mają uświadomić widzom, że młodej parze grozi jakieś niebezpieczeństwo, że wbrew ich przewidywaniom nie trafili do oazy spokoju, która dopomoże im w rozpoczęciu nowego życia. Odbiorcom zaznajomionym z motywem przeprowadzki do nowego domu w kinie grozy nie trzeba tego sygnalizować oprawą audiowizualną – im wystarczy warstwa tekstowa, niemniej podejrzewam, że będą zadowoleni z tchnących mrocznością zdjęć, z których zbudowano „The Watcher”. Nawet jeśli Rothmaier nie poczynił prób skontrastowania początkowej pozornej idylli z upiornością dalszych wydarzeń, co jest dosyć częstym i lubianym przez widzów zabiegiem wykorzystywanym w produkcjach grozy zawiązujących akcję motywem przeprowadzki do nowego domu. Przekonująco wykreowani przez Erin Cahill i Ediego Gathegi, Emma i Noah, szybko uświadomią sobie, że stali się celem tajemniczego stalkera, który pragnie wypędzić ich z nowego lokum. Innymi słowy dostajemy klasyczny motyw prześladowcy, którego modus operandi przez długi czas nie charakteryzuje się niczym nadzwyczajnym. Młoda para jest nękana liścikami z pogróżkami i zasypywana paczkami z między innymi kubkami i karmą dla kotów. Ponadto zauważają, że nocami po ich posesji krąży jakiś osobnik, który najpewniej takim zachowaniem pragnie sprawić, aby poczuli się zagrożeni. Na początku, bo można domniemywać, że wrogość prześladowcy względem młodej pary będzie eskalować, że z czasem zrezygnuje on z manifestowania swojej obecności i przejdzie do bardziej zdecydowanych zabiegów, które okażą się dla nich śmiertelnie niebezpieczne. Twórcy „The Watcher” przeprowadzają widzów przez te wszystkie typowe dla stalkerów formy straszenia ofiar bez niepotrzebnych udziwnień i ze wzbudzającym zainteresowanie dużym skupieniem na reakcjach protagonistów – warstwa psychologiczna jest na tyle dobrze sportretowana, żeby nie miało się poczucia zaniedbania. Z łatwością wczułam się w sytuację głównych bohaterów i nie miałam problemów ze zrozumieniem ich poczynań, gdyż scenarzysta zadbał o ich wiarygodne umotywowanie. Wspomniałam, że w „The Watcher” nie znajdziemy niepotrzebnych udziwnień, ale to wcale nie oznacza, że Rothmaier nie wprowadza elementów niespotykanych w dreszczowcach o stalkerach, że jego produkcja nie może poszczycić się niczym charakterystycznym, co odróżniałoby ją od masy jej podobnych. Mroczna oprawa audiowizualna, pozbawiona plastikowych naleciałości to jedno, ale w warstwie tekstowej również pojawia się wątek, który wzbogaca ten obraz. Mowa o tajemniczym Kruku, który nawiedza domostwo protagonistów, za sprawą którego twórcy wprowadzają elementy przystające do horroru nastrojowego, choć nie w takim stopniu, żeby można było uznać tę produkcję za reprezentanta wspomnianego gatunku.

Z czasem Ryan Rothmaier zaczyna raczyć widzów klimatycznymi przerywnikami z przerośniętym Krukiem w roli głównej. Najczęściej czyni to z perspektywy Emmy, również w formie koszmarnych snów, które są następstwem prześladowań tajemniczego Obserwatora, dlatego można sądzić, że patrzymy jedynie na produkt umysłu zastraszonej kobiety, być może powoli osuwającej się w otchłań szaleństwa. Niemniej istnieją również dwie inne możliwości, których nie sposób odrzucić. Możemy domniemywać, że w domu młodej pary pojawia się intruz z krwi i kości przebrany za ptaka, albo tłumaczyć to klasycznym nawiedzeniem przez byt pragnący ich skrzywdzić, co z kolei kazałoby sądzić, że tajemniczy Obserwator starał się jedynie przestrzec ich przed niebezpieczeństwem, zamiast jak wcześniej sądziliśmy czyhać na ich życie. Choć przez długi czas scenarzysta stara się utrzymać nas w niepewności, co do rzeczywistej natury natrętnego Kruka nie wprowadza to zbytniego zamieszania w warstwę fabularną. Ryan Rothmaier dba o klarowność, nie wpada w takie skrajności, żeby miało się wrażenie przekombinowania, prowadzącego do zacierania się wątku przewodniego w sposób, który obniżałby emocjonalny przekaz. Nękanie niezmiennie wysuwa się na pierwszy plan, twórcy nieustannie podtrzymują aurę zaszczucia i swoistego pozostawania w śmiertelnie niebezpiecznej pułapce, jakim jest feralny dom młodej pary. Nawet ich relacje z paroma sąsiadami, czy to z młodym małżeństwem starającym się dopomóc im w zażegnaniu problemu, czy starszą kobietą Jeanne (w tej roli znana z m.in. „Smętarza dla zwierzaków” Denise Crosby) zajmującą się chorym psychicznie synem, Mikeyem, zgrabnie podporządkowano trzymającemu w napięciu czołowemu wątkowi. Zamiast pełnić rolę obyczajowych przerywników, które pozwoliłyby odbiorcy na chwilę wytchnienia, na oderwanie myśli od coraz radykalniejszych poczynań oprawcy, wzmagają w nim podejrzliwość, uczulają na otoczenie głównych bohaterów w stopniu, który ociera się o paranoję. Ociera się, ale nie wpada w nią całkowicie, co mam za złe twórcom „The Watcher”, bo film zapewne sporo by zyskał na zintensyfikowaniu szaleństwa pleniącego się w okolicy. Równie rozczarowująca była forma, jaką obrali operatorzy podczas portretowania klimatycznych manifestacji przerośniętego ptaszyska. Wpadający w oko kostium i mroczna oprawa wizualna nie rekompensowały pośpiechu twórców. Zamiast powoli budować napięcie długimi najazdami kamer na obserwowaną przerażoną kobietę, błyskawicznie przeskakiwano do finalnych akcentów. Przez to miałam nieprzyjemne wrażenie, że Ryan Rothmaier nie wykorzystał w pełni potencjału tkwiącego w mrocznych zdjęciach i nastrojowym udźwiękowieniu, że można było bardziej dosadnie wyeksploatować te dobrodziejstwa. Na szczęście jednak fabułę poprowadzono w na tyle interesujący sposób, żeby wynagrodzić mi niedostatki techniczne, w scenkach utrzymanych w stylistyce tożsamej dla filmowego horroru. Na przewidywalność również nie mogę narzekać, bo dałam się zaskoczyć finalnym zwrotem akcji. UWAGA SPOILER Nieco wcześniej pogratulowałam sobie domyślności, bo scenarzysta uraczył mnie wątkiem, którego od dłuższego czasu się spodziewałam, ale jak się okazało finalnie wybrał dużo ciekawszą opcję, której charakter co równie ważne dużo trudniej przedwcześnie przewidzieć KONIEC SPOILERA.

„The Watcher” nie jest żadną petardą, którą mogłabym dopisać do grona moim zdaniem najbardziej wartościowych reprezentantów gatunku. Nie jest pozycją, która miałaby szansę wprawić w czysty zachwyt wielbicieli dreszczowców, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że przyjmą ją z zadowoleniem porównywalnym do mojego. Nie ogromnym, ale na tyle dużym, żeby nie mieć poczucia straconego czasu. Ponad średnią jakość współczesnego kina grozy w moim pojęciu odrobinę się wybija, głównie dzięki interesująco poprowadzonej fabule i oprawie audiowizualnej, choć na zapadające w pamięć fajerwerki radzę się nie nastawiać.

2 komentarze:

  1. Dałam radę do połowy, recenzję można skrócić co najmniej właśnie o tyle. To nie złośliwie, uwagi trafne, itd., ale litości ile można pisać o zwykłym filmie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra wiadomość jest taka, że nie ma przymusu czytania.

      Usuń