niedziela, 12 lutego 2017

„Koszmar” (2015)

Nastoletnia Tina traci przytomność na jednej z licznych imprez, na których bywa wraz z grupą przyjaciół. Po odzyskaniu świadomości wraca do domu, ale hałasy dobiegające z parteru nie dają jej odpocząć. Okazuje się, że powoduje je mały stwór, który znika po zaalarmowaniu rodziców przez przerażoną dziewczynę. Nie dają oni wiary zapewnieniom córki o istnieniu potwora, podejrzewając jakiś problem natury psychicznej. Psychiatra Tiny przepisuje jej leki i radzi, aby spróbowała skontaktować się ze stworkiem, gdy jeszcze raz go ujrzy. Niedługo potem dziewczyna znowu zastaje go w swoim domu, a z czasem staje się on jego stałym bywalcem. Tina odkrywa, że łączy ją z nim współodczuwanie bólu, upewnia się również że nie jest on halucynacją wbrew podejrzeniom jej psychiatry i rodziców. Stworek ukrywa się jednak przed innymi ludźmi, zdradzając swoją obecność jedynie nastolatce, która z czasem mocno się do niego przywiązuje.

Powstały za niespełna sto tysięcy euro niemiecki film Achima Bornhaka (pod pseudonimem Akiz) pt. „Koszmar” przez niektóre portale internetowe był zapowiadany jako horror, jednak reżyser od początku nie był zainteresowany poruszaniem się w ramach tego gatunku. Jego scenariusz miał kłaść nacisk na aspekty psychologiczne - jak czytamy na oficjalnej stronie „Koszmaru” zainspirowane rozprawą Jakuba I Stuarta pt. „Daemonologie”, która powszechnie uważana jest za podstawę refleksji demonologicznej. Zamiast więc typowego monster movie, na co wskazywał szczątkowy opis fabuły filmu, dostaliśmy mieszankę dramatu i thrillera psychologicznego, która wbrew pozorom nie jest produkcją łatwą do odczytania. Choć tak może wydawać się na pierwszy rzut oka Bornhak nie poprzestał na wyświechtanym motywie choroby psychicznej nastoletniej dziewczyny, nie ograniczył się jedynie do jednoznacznego portretowania jej przypadłości, komplikując swoją opowieść jednym również często wykorzystywanym zabiegiem i innym rzadziej spotykanym, który może silnie zdezorientować co bardziej uważnych widzów. Bo i też chyba taki był cel niemieckiego twórcy.

Motywem przewodnim scenariusza Achima Bornhaka jest rzekoma choroba psychiczna, mieszkającej wraz z rodzicami w piętrowym domu, nastoletniej Tiny. Objawia się ona na tyle widowiskowo dla widza, bo koncentruje głównie na widywaniu małego, garbatego stworka, choć takie klasyczne zagrania jak koszmarne sny również są składową jej przypadłości. Twórcy bardzo szybko prezentują nam źródło niepokoju nastolatki, oferując właściwie tylko jedną sekwencję osnutą atmosferą tajemnicy i czającego się zagrożenia. Co zresztą czynią bez należytego wyczucia napięcia, zdecydowanie nazbyt szybko finalizując nocną wędrówkę Tiny po domu w poszukiwaniu sprawcy zagadkowych hałasów. Jeśli dodamy do tego mało wyrazistą kulminację pozostaje tylko się cieszyć, że Bornhak nie kręcił swojego filmu z myślą o horrorze, aczkolwiek trochę ubolewam nad niezbyt zadowalającym, topornym wykonaniem aspektów przystających do filmowego thrillera. Dramaturgia wypływa głównie z warstwy tekstowej, płaszczyzna techniczna natomiast, choć pozbawiona bzdurnego efekciarstwa, aż prosiła się o większą intymność, która jestem o tym przekonana znacznie zintensyfikowałaby przekaz. Od początku wszak nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że realizatorzy, pewnie niezamierzenie, dystansują się od głównej bohaterki „Koszmaru”, w czym mógł zawinić również nie do końca przekonujący warsztat Carolyn Genzkow. Większa ilość zbliżeń i dłuższych sekwencji z jej codzienności zapewne wspomogłyby proces wytwarzania niejakiej więzi pomiędzy widzem i czołową postacią filmu. Niemniej warstwa tekstowa, jak już wspomniałam, odrobinę zrekompensowała mi niedostatki techniczne, które na szczęście nie rozciągały się na sylwetkę garbatego stworka widywanego przez Tinę. Stworzony przez doprawdy utalentowanych twórców efektów specjalnych potworek budzi nieporównanie cieplejsze uczucia niż główna bohaterka. A przynajmniej ja nie mogłam się napatrzeć na ten znakomity produkt ludzkich rąk, przywiązując się do niego już w pierwszej sekundzie, w której go ujrzałam. Zamiast jak można by się tego spodziewać budzić lęk, niewielkie stworzenie napawało mnie litością i przemożną potrzebą wzięcia go w ramiona. Nie widziałam w nim bowiem szkaradzieństwa, odrzucającej pokraczności, za to doskonale wyczuwałam bijący z niego niezgłębiony smutek, tak roztkliwiający, że właściwie niemożliwy do opanowania. A naprawdę próbowałam powściągnąć swoje uczucia do niego, zdając sobie sprawę, że wpadam w swoistą pułapkę zastawioną przez twórców – w pewnym sensie (nie dosłownie) podążam tą samą drogą, co główna bohaterka, ku całkowitemu zatraceniu się w szaleństwie. Na początku trudno wszak nie zdawać sobie sprawy z tego, że obserwujemy początek poważnej choroby psychicznej, która manifestuje się głównie poprzez projekcje słodziutkiego stworka. Im bardziej dziewczyna się do niego zbliża tym bardziej oddala się od tak zwanej normalności. Przestaje świadomie oddzielać to co rzeczywiste od wytworów zwichrowanego umysłu. Z czasem uznaje, że niezgrabny potworek jest autentyczną postacią, nie imaginacją, która w dodatku odczuwa to samo, co ona i na odwrót. Zaczyna go więc pielęgnować, dbać o jego potrzeby, równocześnie coraz bardziej się do niego przywiązując. Jeśli patrzeć na scenariusz Achima Bornhaka jedynie pod tym kątem „Koszmar” wydaje się dosyć prostym, jednoznacznym obrazem o osuwaniu się w otchłań szaleństwa, ale nie można zapominać również o drugiej, nieco bardziej złożonej interpretacji natury małego stworzenia zamieszkałego w domu Tiny. Twórcy przeprowadzają nas bowiem przez swoisty proces oswajania się z własnymi lękami – początkowe przerażenie Tiny na widok próbującego dostać się do zapasów w lodówce garbatego potworka, z czasem przechodzi w akceptację, która z kolei ewoluuje w przywiązanie. Tak jakby dziewczyna w ten oto osobliwy sposób radziła sobie z trawiącym ją strachem manifestowanym poprzez postać dziwacznego stworka, od którego wkrótce praktycznie się uzależnia. Żeby tego było mało scenarzysta w dalszych partiach filmu postanowił jeszcze bardziej zamieszać w i tak już niejednoznacznej warstwie tekstowej.

Achim Bornhak wybrał dobrze znaną wielbicielom thrillerów psychologicznych opcję polegającą na sugestii, iż potworek nawiedzający nastoletnią Tinę naprawdę istnieje, że może nie być jedynie produktem jej umysłu, jak dotychczas dawano nam do zrozumienia. Pierwsza scenka, która ma za zadanie unaocznić nam tę hipotezę poraża raptownością – następuje nagle, bez żadnego ostrzeżenia, wybijając nas z leniwego tonu, w jaki wcześniej zostaliśmy wepchnięci przez twórców. Dynamizuje dotychczas powolną akcję (aczkolwiek na szczęście nieprzesadnie) i tragizuje akcję, wprowadzając mocno przygnębiający posmaczek. Tak samo jak Tina byłam zdruzgotana takim obrotem sprawy, tak samo jak ona odczuwałam dojmujący brak jej kuriozalnego towarzysza i liczyłam na to, że uda jej się wybawić go z opresji. Nie z troski o nią, bo jak już zaznaczyłam nie potrafiłam w pełni przekonać się do tej postaci, niemniej nie da się nie zauważyć, że pośrednio (poprzez stworka) silnie zaangażowałam się w jej dzieje. Pomimo utrudnień ze strony twórców, w postaci nieco zdystansowanej techniki filmowania - nieco, bo jednak miejscami da się zauważyć pewną intymność, zwłaszcza podczas kontaktów dziewczyny z małym stworzonkiem - i w większości nudnawych, denerwująco hałaśliwych migawek z imprez, na których Tina bawi się wraz z przyjaciółmi często w otoczeniu stroboskopowych świateł swą intensywnością wyciskających łzy z oczu (informacja zamieszczona na początku przestrzega ludzi cierpiących na epilepsję przed tymi efektami). W każdym razie mimo wspomnianego zabiegu mającego za zadanie nieco zamieszać widzom w głowach poprzez zaakcentowanie istnienia drugiej interpretacji prezentowanych wydarzeń, do tego momentu twardo trwałam przed ekranem w przeświadczeniu, że nadążam za koncepcją scenarzysty. Do chwili, w której ujrzałam pocałunek naszkicowany wcześniej przez Tinę. Jeśli to połączyć z jedną krótką sekwencją mającą miejsce na początku seansu (dotychczas zbywaną przeze mnie jako nieistotną, niemającą żadnego związku z fabułą) trudno odczytywać „Koszmar” przez pryzmat typowego obrazu psychologicznego, który może być albo studium szaleństwa, albo zwyczajną opowieścią o istniejącym w rzeczywistości potworku osobliwie połączonym z nastoletnią dziewczyną. Nie wydaje mi się bowiem, żeby owe dwie zagadkowe wstawki wkomponowano w całość bez żadnego powodu, żeby nie można było potraktować ich jak kierunkowskaz, wskazujący właściwą ścieżkę interpretacyjną.

„Koszmar” Achima Bornhaka nie jest filmem idealnym, wszak nie sposób nie zauważyć niedostatków technicznych – zdjęcia mogły mienić się większą intensywnością, klimat z powodzeniem można było jeszcze trochę podrasować, dodając mu więcej złowieszczości zwłaszcza w początkowych partiach, które to powinny zostać nieco rozciągnięte w czasie, bo taka problematyka, aż prosiła się o dłuższe podsycanie ciekawości widowni. Niemniej nawet w takim kształcie dzieło Bornhaka dostarcza sporo emocji i daje materiał do dłuższych przemyśleń. Głównie dzięki scenariuszowi, w którym to zawarto wiele intrygujących rozwiązań i co równie ważne poprowadzono go bez odwracającego uwagę od szczegółów, denerwującego pośpiechu okraszonego bzdurnym efekciarstwem. I oczywiście dzięki potworkowi, wspaniałemu produktowi doprawdy utalentowanych twórców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz