sobota, 9 września 2017

„Nocturama” (2016)

Uwaga: w filmie przez jakiś czas utrzymuje się w tajemnicy właściwą tematykę scenariusza, a poniżej będzie o niej mowa.

Paryż. Grupa młodych ludzi zamierza podłożyć parę bomb w mieście. Opracowują więc szczegółowy plan i wkrótce wdrażają go w życie. Nie obywa się bez komplikacji, niepożądanych wydarzeń, ale większości z nich udaje się schronić w zamkniętym na noc centrum handlowym. Zamierzają przeczekać tam zamieszanie wywołane w Paryżu spowodowanymi przez nich wybuchami, ukryć się przed organami ścigania przeczesującymi miasto w poszukiwaniu sprawców tych aktów terrorystycznych. Planują opuścić sklep dopiero następnego dnia wieczorem, do tego czasu w ogóle nie wychodząc na zewnątrz.

„Nocturama” to francusko-belgijsko-niemiecki thriller z elementami dramatu wyreżyserowany przez Bertranda Bonello na podstawie jego własnego scenariusza. Doceniony przez krytyków, uhonorowany nagrodą SIGNIS na San Sebastian Film Festival minimalistyczny obraz traktujący o radykalizacji młodzieży ujęty z perspektywy tejże w dosyć eksperymentalny sposób. „Nocturamy” nie wyświetlono na Festiwalu Filmowym w Cannes w 2016 roku z powodu delikatnie politycznej treści zawartej w tej produkcji w zestawieniu z zamachami, do których doszło w Paryżu w listopadzie 2015 roku.

„Nocturama” to dosyć nietypowo skonstruowany thriller, obierający ryzykowną perspektywę. Bertrand Bonello starał się bowiem umożliwić odbiorcom „wejście w skórę” zradykalizowanych młodych ludzi podkładających ładunki wybuchowe w Paryżu z wykorzystaniem wielce enigmatycznych treści. Nie wyłuszczał z maniakalną drobiazgowością okoliczności, które doprowadziły bohaterów, albo raczej antybohaterów, filmu do punktu, w którym ostatecznie się znaleźli. Dał widzom do zrozumienia, że haniebny czyn, którego się dopuścili był podyktowany aktualnym stanem gospodarki francuskiej – bezrobociem, brakiem zawodowych perspektyw, niskimi pensjami etc. Akty terrorystyczne, których się dopuścili miały być chyba formą protestu, sposobem na wyrażenie swojego niezadowolenia, a wręcz wściekłości względem przedsiębiorców i polityków. Taki wniosek można wysnuć z kilku słów rzuconych przez niektóre zradykalizowane postacie, ale pewności mieć nie można, bo jak już nadmieniłam scenarzysta w tej kwestii poprzestaje na niewiele mówiących wtrętach, większość zostawiając domysłom widza. Czym oczywiście wielce mnie zadowolił, bo twórcy pokładający wiarę w inteligencję odbiorcy, pozostawiający pole dla jego wyobraźni, pozwalający mu co nieco sobie dopowiadać mają moje poparcie. Wiem jednak, że spora część widzów nie przepada za taką narracją, woli mieć wszystko „podane na tacy” - im radzę więc trzymać się z daleka od „Nocturamy”, bo akurat w to grono odbiorców ten film nie celuje. W ogóle mam wrażenie, że Bonello ukierunkowywał swój obraz na bardzo wąską grupę odbiorców, że nie interesowała go szeroka publiczność tylko pewna nisza, którą jak się okazało zasilają również krytycy. I wielu zwykłych Amerykanów, bo w Stanach Zjednoczonych jego obraz został całkiem dobrze przyjęty – ryzyko się opłaciło i nie chodzi mi tutaj tylko o niedopowiedzenia w scenariuszu. „Nocturama” wyraźnie dzieli się na dwie części. Pierwsza przybiera eksperymentalną formę, która moim zdaniem szkodzi temu obrazowi. Krótkie scenki z udziałem najróżniejszych postaci, wyrwane z kontekstu, szybko następujące po sobie wydarzenia, w których jeszcze wówczas trudno się rozeznać nie pozwoliły mi na tym poziomie „wejść w tę opowieść”. Dezorientacja była tak silna, że o zaangażowaniu się w tę historię nie mogło być mowy, a na domiar złego tak mocno rozciągnięto cały ten proces w czasie, że wkrótce musiałam walczyć z ogarniającą mnie sennością. Twórcy bezlitośnie rozrzucają prawie kompletnie niezrozumiałe nitki tej opowieści, wśród których znajdują się też takie, których nijak nie można dopasować do innych wyrywkowo zaserwowanych faktów. Później wszystko staje się jasne. UWAGA SPOILER Okazuje się, że w pierwszej partii filmu unaoczniono kilka okresów z życia czołowych postaci. Zaburzono chronologię „wrzucając do jednego garnka” momenty, w których drogi niektórych z nich po raz pierwszy się przecięły i dzień realizacji ich haniebnego planu – a to wszystko układa się w jedną całość podczas pokazanego pod koniec tej partii omawiania przez nich całego planu, co z kolei należy umiejscowić pomiędzy dwoma wcześniej liźniętymi okresami KONIEC SPOILERA. I od tego momentu „Nocturamę” oglądało mi się wprost bajecznie, ponieważ chaos został wyparty przez stabilną, powolną, wyciszoną wręcz narrację, w której nie trzeba było już szukać żadnych punktów zaczepiania, wątków pozwalających mi zakotwiczyć się w tej opowieści, odnaleźć w niej, w pełni się w nią zaangażować. Mam jednak podejrzenie graniczące z pewnością, że fani dynamicznych, efekciarskich produkcji, osoby pragnące właśnie takiego kina będą miały spore trudności z dotrwaniem do napisów końcowych. Jeśli w ogóle im się to uda...

Nie wydaje mi się, żeby znalazło się wielu długoletnich wielbicieli horroru, którym druga partia „Nocturamy” nie nasunie na myśl „Świtu żywych trupów” George'a Romero. Takie skojarzenie powinno wypłynąć samoistnie, bez udziału woli, już podczas pierwszych ujęć zamkniętego, skąpanego w bladym świetle centrum handlowego – pomieszczeń, które przez jakiś czas mają być schronieniem dla grupy radykałów. Młodych ludzi, którzy zdetonowali w Paryżu kilka ładunków wybuchowych. Starali się rozmieścić je w takich miejscach, aby nie pochłonęły one żadnych ofiar. Zaplanowali natomiast jedno morderstwo z broni palnej, do wykonania którego zobligował się najstarszy członek ich grupy. Bertrand Bonello w swoim scenariuszu nie zdradził ilu ludzi w sumie zginęło i zostało rannych – nie wiemy, ilu osobom bomby podłożone przez zradykalizowaną młodzież wyrządziły jakąś fizyczną krzywdę i czy komuś w ogóle. Mamy natomiast okazję wejść w rozpaczliwą sytuację terrorystów, towarzyszyć im w nocnym pobycie w zamkniętym centrum handlowym, do którego za sprawą wygłuszonych ścian nie dociera nawet najgłośniejszy dźwięk z zewnątrz. Wszystko przykrywa ciężka cisza, czasami rozpraszana głośną muzyką puszczaną przez jednego z członków grupy oraz nieustannie wychwytywany klimat zaszczucia, wzbogacany wieloma nieprzesadnie ciemnymi kadrami i intensyfikowany intymną pracą kamer. To ostatnie na dodatek sprawia, że gustujący w takich powolnych narracjach widz, zbliża się do co poniektórych postaci. Przed odpowiadającym za zdjęcia Leo Hinstinem postawiono doprawdy trudne zadanie. Musiał sprawić, żeby odbiorców zaczął obchodzić los kilku postaci, o których wiemy bardzo niewiele, dotychczasowego życia których tak naprawdę nie znamy. Wiemy natomiast, że właśnie dopuścili się strasznego czynu, że stworzyli poważne zagrożenia dla mieszkańców Paryża, czym bez wątpienia zasłużyli sobie na surową karę. I Leo Hinstin tego dokonał, a przynajmniej ja w pewnym momencie przyłapałam się na sympatyzowaniu z dwoma członkami grupy terrorystycznej. Reakcja wielce niewygodna, wprawiająca w niemały dyskomfort. Perspektywa, którą można chyba uznać za kontrowersyjną, dla niektórych być może nawet oburzającą. Jeśli spojrzeć na to od tej strony to można chyba wysnuć hipotezę, że „Nocturama” jest do pewnego stopnia kinem obrazoburczym – twórcy w żadnym razie nie starają się sprawić, abyśmy pochwalali czyn, którego dopuścili się bohaterowie (antybohaterowie) filmu, ale już samo wytwarzanie więzi na linii widz-terrorysta za takowe z pewnością można uznać. Odbiorca, któremu nie uda się zbliżyć do żadnej postaci, pomimo doprawdy solidnej pracy operatorów i oświetleniowców, pomimo niezwykle intensywnych zdjęć, wprost emanujących potężnymi, nieokiełznanymi emocjami, z pewnością nie będzie w napięciu oczekiwał na rozwój wypadków. Nie będzie obserwował zamkniętych w centrum handlowym postaci w poczuciu nieustannie czyhającego na nich zagrożenia, w oczekiwaniu na, jak się wydaje, tragiczne konsekwencje ich czynów. W poczuciu ciągłego zaszczucia, znajdowania się w miejscu, które nie jest bezpieczną przystanią tylko śmiertelnie niebezpieczną pułapką. W przeciwnym wypadku, a wierzcie mi twórcy czynią wiele, żeby ową więź wytworzyć, wszystkie wyżej wymienione emocje powinny im towarzyszyć, na deficyt tychże nie powinni narzekać. Na nieudaną finalizację również, bowiem zaproponowane przez Bonello zamknięcie tej historii, pomijając wszystko inne, zmusza do dyskusji, do zastanowienia się, czy UWAGA SPOILER aby w swoim dążeniu do eksterminacji terrorystów nie posuwamy się stanowczo za daleko? Widać to na przykładzie zabicia bezdomnych zaproszonych do centrum handlowego przez Davida KONIEC SPOILERA.
 
„Nocturama” to minimalistyczne, zmuszające do myślenia i w pewnym stopniu kontrowersyjne kino, niepróbujące przypodobać się szerokiej publiczności. Odcinające się od stereotypów (terrorystami są muzułmanie, że tych zbrodni dokonuje się w imię Allaha - fabuła nawet nie dotyka kwestii religii, wszyscy obywatele Bliskiego Wschodu to ci źli, a wszyscy Europejczycy to ci dobrzy etc.) i wprawiające w niemały dyskomfort obraną perspektywą. Klimatyczne, wprost przepełnione różnego rodzaju, jakże silnymi emocjami, trzymające w napięciu dziełko, które jednak nie jest pozbawione kilku wad. Które zbliżyłoby się do ideału, gdyby nie ta nieszczęsna pierwsza partia – długie, chaotyczne wprowadzenie, podczas którego musiałam zmuszać się do utrzymania wzroku na ekranie. Nie mogę więc pochwalić „Nocturamy” za całokształt, nie mogę wyrazić swojego zachwytu nad całością, ale nad drugą partią już tak. Bo wówczas istotnie byłam wprost oczarowana rezultatami pracy całej ekipy.

3 komentarze:

  1. Podjęłam się próby obejrzenia tego filmu...niestety nie udało się dotrwać do końca. Jednakże wg mnie o wiele ciekawsza jest część pierwsza...wspaniałe ujęcia Paryża pozwoliły mi jakoś dotrwać do połowy tego "dzieła". I to jedyne co mogę pozytywnie ocenić w tym filmie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie ciężko jest dotrwać do chociażby połowy, ale wszytko to co się dzieje po zatrzymaniu się w centrum handlowym jest nad wyraz satysfakcjonujące, a od momentu zdania sobie sprawy, że naszych terrorystów czeka rychły koniec - mamy istny majstersztyk. Przez pierwszą połowę przy ekranie trzymała mnie chcę ujrzenia finalizacji planu naszych prota/antagonistów, a później wizja początkowej sielanki zamienionej w egzekucję. I cieszę się, że nie postawiono na "wojnę domową". Nie wybili się sami, wytrzymali razem do końca. A konflikty między nimi samymi to też byłby jakiś pomysł na rozwinięcie akcji. Pytanie, czy nie po najprostszej linii. Charakterystyka niektórych bohaterów jest naprawdę ciekawa, a pole do popisu dla naszych domysłów jest bardzo duże. Ja jako wielbiciel slasherów raduje się gdy na ekranie jest wiele twarzy do zaznajomienia. Raczej łatwo jest mnie przekabacić na stronę danego bohatera/bohaterów i tak też było tutaj. Z ciekawości: ta dwójka, której kibicowałaś to... O ile jeszcze pamiętasz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. UWAGA SPOILER Na pewno ten chłopak, który w pewnym momencie wybrał się na przechadzkę po mieście, ten co zaprosił bezdomnych, ale nie pamiętam jak miał na imię. Drugiej osoby nie mogę sobie przypomnieć - może ten najmłodszy, ten dzieciak, ale pewna nie jestem.

      Usuń