piątek, 13 października 2017

Gin Phillips „Dzikie królestwo”

Joan i jej czteroletni syn Lincoln mają zwyczaj spędzania niektórych popołudni w ogrodzie zoologicznym. Ich ulubionym miejscem jest zagajnik, do którego rzadko zaglądają inni odwiedzający. Joan i jej syn przebywają właśnie w tym miejscu, gdy uszu kobiety dochodzą nietypowe odgłosy rozlegające się w głównej części zoo. Zastanawia się nad ich ewentualnym źródłem, ale jeszcze nie czuje przerażenia. To przychodzi dopiero tuż przed godziną, w której zwykle zamyka się ogród zoologiczny. Kierująca się do wyjścia wraz ze swoim synkiem Joan dostrzega wówczas kilka martwych ciał i stojącego w ich pobliżu uzbrojonego mężczyznę. Niezauważona przez napastnika chwyta w objęcia Lincolna i rzuca się do ucieczki. Nie ma możliwości wyjścia poza teren zoo, ale stara się znaleźć jakieś schronienie na tym dobrze sobie znanym obszarze. Jej priorytetem jest ocalenie syna, ale czy będzie w stanie zrobić absolutnie wszystko, aby zapewnić mu bezpieczeństwo?

Urodzona w Montgomery w stanie Alabama Gin Phillips ponad dziesięć lat była dziennikarką. W tym okresie mieszkała w Irlandii, Nowym Jorku i Waszyngtonie. Potem wróciła do swojego rodzinnego stanu, gdzie mieszka do dziś (w Birmingham). Jak na razie ma na koncie pięć powieści, z których jedna (debiutancka) pt. „The Well and the Mine” została uhonorowana Barnes & Noble Discover Award. Najnowsza książka Gin Phillips, „Dzikie królestwo”, odbiła się jednak najgłośniejszym echem na arenie międzynarodowej. Krytycy i gros zwykłych czytelników nie szczędzili słów zachwytu pod adresem tego przedsięwzięcia Phillips – dowodzono, że to jeden z najlepszych literackich thrillerów 2017 roku, choć oczywiście nie obyło się również bez antyfanów „Dzikiego królestwa”, ale ta druga grupa jest zdecydowanie mniej liczna od grona wielbicieli omawianej pozycji. W planach jest już filmowa wersja tej historii z udziałem Margot Robbie.

„Dzikie królestwo” to thriller podpinający się pod konwencję survivalu z elementami powieści psychologicznej. Największa pomysłowość unaocznia się w wyborze miejsca akcji – ogród zoologiczny może i został już wykorzystany przez jakiegoś autora literackiego dreszczowca, ale jeśli tak, to do mnie jeszcze nie dotarła informacja o powstaniu takowego dzieła (albo puściłam ją w niepamięć). Dlatego nie potrafiłam spoglądać na ten człon inaczej niż na przejaw dużej kreatywności pisarki. I to w dodatku taki, który jeszcze przed lekturą „Dzikiego królestwa” napełnił mnie lekkim niepokojem. Wiele bowiem wskazywało na to, że ludzie nie będą jedynymi ofiarami tajemniczych zamachowców, że uwięzione zwierzęta również staną się ich celem. A jeśli dodamy do tego postawienie w stanie zagrożenia czteroletniego chłopca to wypadałoby przygotować się na iście wstrząsającą lekturę. Nad bezpieczeństwem małego Lincolna czuwa jego matka, Joan, kobieta zdolna do wielu poświeceń dla swojej latorośli. Pytanie tylko, czy istnieje jakaś granica, której główna bohaterka powieści nie będzie w stanie przekroczyć w celu ratowania swojego syna? I z drugiej strony: czy w takiej sytuacji są jakieś granice, których dobry człowiek nigdy, pod żadnym pozorem przekraczać nie powinien? Phillips pozwala, aby ten konflikt wybrzmiał bardzo wyraźnie – sprawia, że czytelnik przez cały czas drży na myśl o potencjalnym dotarciu Joan do kresu wytrzymałości, do osiągnięcia punktu, w którym przestanie być opoką dla swojego synka, ale jednocześnie sam musi rozstrzygnąć, czy cel rzeczywiście uświęca środki, czy w głębi duszy chce, żeby Joan ratowała swoje dziecko za wszelką cenę. Czytając tę powieść myślałam o innej powieści opowiadającej (między innymi) o sile matczynej miłości, o „Cujo” Stephena Kinga, ale choć w większości aspektów tamta pozycja moim zdaniem prezentuje się lepiej od „Dzikiego królestwa” to muszę zaznaczyć, że w tym przypadku miałam większy problem z podejściem do natury moralnej. W „Cujo” sytuacja była klarowna – wszystkie starania czynione przez główną bohaterkę w kierunku wydostania się z pułapki w jaką wpadła wraz ze swoim synem spotykały się z moim gorącym dopingiem (choć nie obyło się bez użalania się nad agresorem, ale nie przeszkodziło mi to trwać w przekonaniu, że najlepiej będzie, również dla niego, gdy po prostu umrze). Tymczasem niektóre zachowania Joan w „Dzikim królestwie” zmuszały mnie do zestawiania wszystkich „za” i „przeciw” przed pokuszeniem się o sformułowanie oceny danego posunięcia tej postaci. Nie potrafiłam się przed tym powstrzymać, pomimo tego, że cały czas miałam świadomość, iż nie mam prawa oceniać poczynań matki walczącej o życie swojego dziecka – autorka chyba też tak uważa, bo w pewnym momencie wtłacza w umysł swojej bohaterki dokładnie taką myśl, tyle że nie odnosząc się wówczas do tej postaci. Słowa „ocenianie” nie należy jednak rozumieć jako „potępianie”, bo po przemyśleniu danej sytuacji na ogół dochodziłam do przekonania, że Joan postąpiła słusznie, co z kolei napełniało mnie obrzydzeniem do samej siebie. Największy dylemat miałam podczas postoju przy kuble na śmieci, jednego z najbardziej poruszających momentów „Dzikiego królestwa” - i wierzcie mi wniosek, do którego w końcu doszłam sprawił, że poczułam się brudna. Nie wiem czy na miejscu Joan byłabym zdolna do czegoś takiego, bo tak naprawdę nikt z nas tego nie wie, dopóki nie znajdzie się w takim położeniu i nie mam pojęcia, czy w ogóle chciałabym umieć zmusić się do pójścia jej śladem. Potrafiłam ją zrozumieć, uznać, że zrobiła to co konieczne, ale cena jaką za to zapłaciła dla mnie mogłaby okazać się za wysoka. Albo nie - jak już mówiłam tego nie mogę i w sumie nie chcę wiedzieć. Naprawdę obędę się bez tej wiedzy na swój temat. Właśnie te dylematy natury moralnej, często wybrzmiewające pomiędzy słowami pytanie: a co ty byś zrobił będąc na miejscu Joan?, na które nie ma łatwych odpowiedzi są najsilniejszym aspektem tej historii. Przedzieranie się przez ogród zoologiczny kobiety niewypuszczającej z rąk swojego największego skarbu (czteroletniego synka) to z kolei w mojej ocenie najsłabszy punkt tej powieści. Gin Phillips nie potrafiła wówczas przygnieść mnie mroczną scenerią, w zakamarkach której może czaić się któryś z siewców śmierci grasujących w zoo, głównie dlatego, że bardziej wydawała się być skupiona na atakowaniu mnie swobodnymi przepływami różnego rodzaju myśli głównej bohaterki, również tymi sięgającymi do jej przeszłości aniżeli na szczegółowych opisach otoczenia i na wprawnym żonglowaniu emocjonalnym napięciem.

Jak już wspomniałam warstwę psychologiczną i w pewnym sensie również survivalową ubarwia moralny konflikt, w obliczu którego staje kochająca matka, ale według mnie obok tego superlatywu egzystuje negatyw w postaci zanurzania się w psychikę głównej bohaterki na niewystarczającą głębokość. Taka opowieść powinna szafować długimi opisami procesów myślowych zachodzących w głowie pierwszoplanowej postaci. Psychika zaszczutej, ale mającej w sobie ogromną wolę przetrwania, ponieważ to zwiększa szanse przeżycia jej synka, którego jak czyni to wiele matek (bo znam i takie, które w takiej sytuacji na pewno myślałyby tylko o ratowaniu siebie) zawsze stawia na pierwszym miejscu, powinna być wykreślana w jak najbardziej szczegółowy sposób zamiast jak w tym przypadku operować ogólnikami wymienianymi w nazbyt krótkich zdaniach. Prosty styl amerykańskiej autorki moim zdaniem zaszkodził tej historii – o ile silniej pobudzałaby moją wyobraźnię, gdyby pokazała większe zamiłowanie do szczegółów podawanych w obszernych, maksymalnie obrazowych akapitach... Wolałabym także gdyby przybliżana przez nią w krótkich fragmentach mocno okrojona biografia Joan była bardziej spójna, nie tak rozproszona, nieskoordynowana i żebym również w tych ustępach nie dostrzegała przejawów takiego dużego pośpiechu. Ale o ile ta szczątkowość wpływała niekorzystnie na płaszczyznę psychologiczną, o tyle w przypadku zamachowców i policjantów okazała się bardzo pomocna. Gin Phillips raczy swoich czytelników paroma wtrętami, w których pochyla się nad jednym z agresorów (i za jego sprawą, pośrednio również nad pozostałymi), a o podjęciu działań przez policję dowiadujemy się już w pierwszej partii „Dzikiego królestwa”. Ale w tych punktach poprzestaje na strzępach informacji, przez co tak naprawdę daje więcej pytań niż odpowiedzi. Zagadkowa otoczka, wynikająca przede wszystkim z niewiedzy na temat motywacji sprawców i nieznajomości ich kolejnych posunięć oraz całkowitego braku rozeznania w działalności tkwiących przed bramą ogrodu zoologicznego przedstawicieli organów ścigania, niepewność, która praktycznie nieustannie nam w związku z tym towarzyszy dodaje smaczku tej opowieści. Tak jak Joan niczego nie możemy być pewni – ani tego, czy zza jakiegoś krzaka nie wychynie nagle mężczyzna z bronią, ani czy należy robić sobie nadzieję na przybycie pomocy z zewnątrz, czy raczej obawiać się wejścia policjantów na to obecnie tak bardzo nieprzyjazne terytorium. Dodatkowe punkty przyznaję Gin Phillips za kilka prawie wyciskających łzy z oczu momentów, UWAGA SPOILER ale zakończenie się do nich nie wlicza, bo akurat ten fragment mocno mnie rozczarował. Od takiej opowieści oczekuję mocnego, bezkompromisowego finalnego uderzenia. Dowodu dużej odwagi autorki, a nie pokrzepiania ludzkich serc. Chociaż podobało mi się pozostawienie niedopowiedzenia w kwestii kilkumiesięcznego dziecka KONIEC SPOILERA. I za sposób, w jaki urozmaiciła akcję w dalszej partii powieści – udało jej się bez bzdurnych udziwnień, niepotrzebnych komplikacji, z pełnym poszanowaniem ram prostej, acz mocno wciągającej historii (w myśl zasady: w prostocie tkwi siła) ożywić akcję na tyle, żebym przestała przywiązywać tak dużą wagę do warsztatowych uchybień w budowaniu gęstej atmosfery zdefiniowanego zagrożenia.

Takim wielkim hitem jakim maluje go, jak się wydaje, większość recenzentów „Dzikie królestwo” Giny Phillips moim zdaniem nie jest. Uważam, że książka posiada kilka słabszych stron, aspektów, które obniżyły moje ogóle wrażenia z lektury, ale nie aż tak, żebym czuła się zmuszona zniechęcać miłośników literackich thrillerów do sięgnięcia po tę powieść. Niniejsza publikacja może się bowiem poszczycić także wieloma superlatywami, elementami, które mają duże szanse sprostać wymaganiom sympatyków tego gatunku, nawet tych długoletnich. Ale zdecydowanie nie tych, dla których najważniejszy jest wysoki stopień skomplikowania fabuł, bo „Dzikie królestwo” pokazuje siłę zawartą w prostocie, ogromny potencjał tkwiący w znanym, nieudziwnianym schemacie, a czyni to w sposób, który właściwie zmusza odbiorcę do stawiania się w jakże niewygodnym położeniu kobiety walczącej o życie przede wszystkim swojego czteroletniego synka.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz