sobota, 16 grudnia 2017

„Nie widząc zła” (1971)

Sarah niedawno straciła wzrok na skutek upadku z konia. Teraz przyjeżdża do wiejskiej posiadłości, w której ma zamiar spędzić jakiś czas w towarzystwie rodziny Rextonów: swojej ciotki Betty, wujka George'a i kuzynki Sandy. Parę kilometrów dalej mieszka jej chłopak Steve Reding, który zawodowo zajmuje się końmi. Następnego dnia Sarah udaje się do niego, wiedząc, że po powrocie nie zastanie nikogo w domu, ponieważ jej rodzina ma plany na to popołudnie i wczesny wieczór. Nie zdążają jednak opuścić posiadłości. W domu pojawia się mężczyzna w kowbojkach, który pozbawia życia całą trójkę. Kilka godzin później Sarah wraca do pustego domu i niedługo potem udaje się na spoczynek w przeświadczeniu, że jej rodzina wróci do domu tej samej nocy.

Brian Clemens, współscenarzysta między innymi „I zapadła ciemność” (1970) oraz późniejszego „Obserwatora” (1980), napisał scenariusz thrillera „Nie widząc zła” nie na zamówienie. Wytwórnia Columbia Pictures obiecała, że kupi jego dzieło jeśli Mia Farrow wcieli się w pierwszoplanową postać. Po przeczytaniu scenariusza Clemensa aktorka zgodziła się zagrać w „Nie widząc zła”, dzięki czemu projekt mógł ruszyć z miejsca. Reżyserię powierzono Richardowi Fleischerowi (m.in. „Dusiciel z Bostonu” z 1968 roku, „Zielona pożywka” z 1973 roku i „Amityville III: Demon” z roku 1983), a film kręcono w hrabstwie Berkshire w Anglii.

Między innymi Rosemary Woodhouse z „Dziecka Rosemary” Romana Polańskiego i pani Baylock z remake'u „Omena” w reżyserii Johna Moore'a, Mia Farrow w „Nie widząc zła” (w Polsce film był rozpowszechniany także pod tytułem „Ślepy strach”) wciela się w postać niewidomej kobiety imieniem Sarah, która przebywa na angielskiej prowincji w towarzystwie swojego wujostwa i ich córki. Wzrok straciła niedawno na skutek niefortunnego upadku z konia - ukochanego ogiera, którego już nie ma – a teraz powoli uczy się żyć bez najważniejszego zmysłu. Trzyosobowa rodzina Rextonów stara się jej w tym pomóc, ale Sarah nie chce być dla nich ciężarem. Zanim jednak twórcy przedstawią nam Sarah koncentrują się na dolnych partiach ciała mężczyzny, który po opuszczeniu kina po raz pierwszy dostrzega George'a Rextona (i być może jego pasażerów) siedzącego za kierownicą swojego wozu. Sposób filmowania tej postaci tj. skupienie kamery na dolnych kończynach mężczyzny, zbliżenia na kowbojki, w które obute są jego stopy od tego momentu będące jego znakiem rozpoznawczym, nie pozostawia żadnych wątpliwości, że to właśnie on jest czarnym charakterem. Twórcy w ten właśnie, z gruntu prosty sposób, skrywają przed wzrokiem widza oblicze antagonisty, co każe szukać podejrzanego wśród osób pojawiających się w życiu głównej bohaterki. Nadaje to atmosferze sporo tajemniczości i złowieszczości – już podczas czołówki oglądającego ogarniają złe przeczucia, które ulegną zwielokrotnieniu podczas jego pierwszego kontaktu z George'em Rextonem i trochę później, gdy zobaczymy go siedzącego w barze i przeglądającego pismo pornograficzne. Pierwsze prawdziwe apogeum ta wyraźnie wyczuwalna wrogość osiągnie, gdy Betty otworzy drzwi frontowe i naszym oczom ukażą się charakterystyczne buty tkwiące na nogach mężczyzny, którego twarzy jeszcze nie dane nam będzie zobaczyć. Zaraz potem nastąpi cięcie i przeskok do chwilowo przebywającej poza domem Sarah. Kobieta wraca do posiadłości, nie mając absolutnie żadnej wiedzy o koszmarze, jaki się tutaj rozegrał. Przygotowuje sobie kawę w kuchni, na podłodze której zalegają ostre odłamki szkła, z istnienia których nie zdaje sobie sprawy. Przechodzi przez hol w niewiedzy, że na podłodze spoczywa bransoletka będąca własnością intruza, kierując się do sypialni, gdzie niedługo potem zasypia. Rano w przekonaniu, że Rextonowie jeszcze śpią zaczyna przygotowywać kąpiel, ale przerywa jej Steve, który prosi ją żeby wyszła na zewnątrz. Wcześniej operatorzy zastosowali bardzo zgrabny zabieg UWAGA SPOILER robiąc długie zbliżenie na studnię, czym dali mi do zrozumienia, że zwłok Rextonów należy szukać właśnie tam. Rozczarowało mnie to, bo pomyślałam, że cała sytuacja znacznie zyskałaby na upiorności, gdyby Sarah spędziła wieczór, noc i poranek pod wspólnym dachem z nieboszczykami. A gdy potem uświadomiłam sobie, że zostałam oszukana, że w ten oto prosty sposób niejako sprowadzono mnie do pozycji ociemniałej Sarah, bo tak jak ona nie zdawałam sobie sprawy z tego, że kobieta znajduje się tak blisko martwych ciał jej bliskich, ogarnął mnie prawdziwy podziw dla inwencji filmowców KONIEC SPOILERA. Nieświadoma potrójnego morderstwa, które dokonało się pod tym samym dachem, pod którym spędziła ostatnie godziny, Sarah wybiera się na poranną przejażdżkę konną ze swoim ukochanym, a po powrocie do domu wreszcie odkrywa przerażającą prawdę, której my od początku byliśmy w pełni świadomi. Suspens wręcz mistrzowski, w czym nadrzędną rolę odegrało kalectwo głównej bohaterki. To przez nie jest nieświadoma tego, z czego my doskonale zdajemy sobie sprawę – nie wie, że jej rodzina poniosła śmierć wówczas, gdy ona sama przebywała poza domem. Jak choćby w „Doczekać zmroku” Terence'a Younga pierwszoplanowa postać jest niewidoma, a to znacznie umniejsza jej szanse w ewentualnym starciu z bezwzględnym intruzem. Postawienie w centralnym punkcie kobiety ociemniałej wzmaga tragizm całej tej sytuacji – oprawca ma tak dużą przewagę, szanse są tak rażąco niewyrównane, że chwilami widza może ogarniać obezwładniająca bezsilność, przygnębiające przekonanie, że los Sarah jest już przesądzony.

Stojąca w zacisznym zakątku Berkshire, kilka kilometrów od najbliższych sąsiadów, wiejska posiadłość zajmowana przez Rextonów i niewidomą Sarah już przy pierwszym rzucie oka wręcz przygniata złowieszczością. Suche trawy rozpościerające się dookoła, gęsty las nieopodal domu i niewyasfaltowana droga, którą pieszo trzeba długo przemierzać jeśli chce się dotrzeć do innego gospodarstwa domowego – to wszystko tworzy poczucie izolacji, pozostawania w istnej pułapce, z której nie sposób szybko się wydostać. Lekko wyblakła kolorystyka, ponure niebo, z którego nie przebijają ożywcze promienie słoneczne, nastrojowa ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Elmera Bernsteina to z kolei tworzy iście posępną atmosferę nadchodzącego zagrożenia. Nie mogę też nie docenić powolnej pracy kamer maksymalnie skoncentrowanej na sukcesywnym potęgowaniu napięcia, które kilkukrotnie jest rozładowywane gwałtownymi najazdami na mniej czy bardziej oczekiwane wstawki, które na szczęście nieprzesadnie rozpędzają akcję jeszcze zanim ta zacznie niebezpiecznie przechylać się w stronę marazmu. Po czym filmowcy niezwłocznie przystępują do intensyfikowania napięcia od tych wyższych już punktów. W mojej ocenie twórców poniosło tylko w przypadku trzaskających drzwi – może i ten przeciąg nie wydawałby mi się tak nieprawdopodobny, gdyby nie niezwykły zbieg okoliczności, w którym to drzwi zatrzaskują się przed nosem Sarah dokładnie w momencie, w którym zamierza przekroczyć próg pomieszczenia. We wszystkich pozostałych partiach scenariusza zachowano maksimum realizmu, niczego więcej nie naciągano, nie sięgano już po tak lipne dodatki nieprzyjemnie wybijające z poczucia autentyzmu, o które, co należy podkreślić, zadbał nie tylko scenarzysta, ale również osoby czuwające nad warstwą techniczną z reżyserem na czele. I rzecz jasna niezastąpiona Mia Farrow. Aktorka w wielkim stylu wcieliła się w tę niełatwą, wymagającą rolę – nie bała się nawet porządnie pobrudzić, co samo w sobie nie jest niczym niezwykłym w tej branży, ale wspominam o tym dlatego, że scena w glinianym dole stanowi swoistą wisienkę na tym torcie będącym metaforą realizmu, którym dosłownie atakuje nas omawiany obraz Richarda Fleischera. W „Nie widząc zła” znalazło się również miejsce na komentarz społeczny – refleksja na temat pewnej konkretnej grupy etnicznej. Wspomnienie nienawiści żywionej do tej grupy ludzi przez tak wielu osobników z tzw. większości z wydawać by się mogło kompletnie nieuzasadnionych powodów. Chyba że za takowy uznać stereotyp. UWAGA SPOILER To wynika z krótkiej wymiany zdań pomiędzy Sarah i podwładnym jej chłopaka Steve'a. Później jednak scenarzysta nieco to komplikuje – pokazuje, że wcale nie zależało mu na gloryfikowaniu Romów, na politycznej poprawności, na niepozostawiającej pola do dyskusji, zdecydowanej krytyce osobników, którzy są do nich wrogo i/lub nieufnie nastawieni. Natomiast finał co poniektórych widzów może nieco rozczarować. Pozostawić w nich pewien niedosyt. Ale wydaje mi się, że będzie to dotyczyło tylko tych odbiorców, którzy lubią mieć wszystko podane na przysłowiowej tacy, którzy nie mają ochoty sobie niczego dopowiadać KONIEC SPOILERA.

„Nie widząc zła”pokazuje jak zrobić mocno trzymające w napięciu widowisko, przykuwające uwagę już od pierwszych ujęć i utrzymujące ją, aż do napisów końcowych w oparciu o z gruntu prostą historię, w której nie znajdziemy daleko idącej oryginalności, i której nie okraszają niezliczone efekty specjalne. Proste kino ukierunkowane na wzbudzanie w widzach coraz to bardziej narastających emocji, które fanom XX-wiecznych thrillerów powinno przypaść do gustu. I to właśnie im polecam ten obraz nieżyjącego już Richarda Fleischera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz