poniedziałek, 12 marca 2018

„Eutanazjer” (2017)

Veijo Haukka jest mechanikiem samochodowym dorabiającym jako eutanazjer. Mężczyzna odpłatnie pozbawia życia stare, schorowane zwierzęta przynoszone przez klientów. Ludzie mają go za dziwaka, głównie z powodu jego miłości do zwierząt, której wyraz daje ilekroć zauważy jakieś przejawy złego traktowania tych istot przez ludzi. Próbujący wkupić się w łaski trzech miejscowych nacjonalistów, Petri, przywozi Veijo suczkę swojej żony. Płaci za zabicie jej, ale eutanazjer zatrzymuje psa. Niedługo potem zaczyna spotykać się z pielęgniarką Lottą, która w pracy opiekuje się między innymi jego ojcem. A tymczasem życie Petriego mocno się komplikuje.

„Eutanazjer”, zrealizowany za mniej więcej trzysta tysięcy euro fiński thriller w reżyserii Teemu Nikkiego miał swoją premierę w 2017 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto w sekcji Światowe Kino Współczesne. Jeszcze tego samego roku został wpuszczony w szerszy obieg w swojej rodzimej Finlandii. Film wyróżniono pięcioma nominacjami do nagrody Jussi, ale laureatem nie został. Teemu Nikki scenariusz napisał sam, jak wieść niesie pod aktora Mattiego Onnismaa, który został obsadzony w roli głównej. Partnerowała mu Hannamaija Nikander, z którą Teemu Nikki pracował już wcześniej, między innymi przy swoim pełnometrażowym filmie z 2015 roku zatytułowanym „Lovemilla”.

Poznajcie Veijo Haukkę. Mieszkającego na obrzeżach niewielkiego miasteczka starego kawalera, który prowadzi jednoosobowy warsztat samochodowy. Ma także dodatkowe zajęcie, które ściśle wiąże się z jego pasją, choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że stanowi ono pogwałcenie jego wewnętrznych przekonań. Otóż, Veijo jest wielkim miłośnikiem zwierząt, osobą wychodzącą z (moim zdaniem słusznego) założenia, że prawa zwierząt powinny być respektowane. Veijo idzie nawet dalej: uważa, że winno się je stawiać na równi z ludźmi, w miarę możliwości traktować tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani. „W miarę możliwości”, ponieważ Veijo nie uważa za niestosowane prowadzania psa na smyczy (co zostaje mu wytknięte przez jednego z mieszkańców miasteczka) i trzymania go na długim łańcuchu, ale przetrzymywania zwierzęcia w szczelnie zamkniętym samochodzie, wożenia go w ciasnej klatce, czy chowania świnki morskiej bez partnera nie jest już w stanie zaaprobować. „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie” - tę zasadę Veijo wprowadza w życie ilekroć tylko nadarzy się ku temu okazja. Mężczyzna stara się w ten sposób nauczać. Stawia człowieka w pozycji zwierzęcia i dzięki temu przedstawiciel rasy ludzkiej może na własnej skórze odczuć to, co sam zgotował niewinnemu stworzeniu. Posiedź trochę w ciasnej klatce to zobaczysz co przeżywał twój pies, przyjmij kilka ciosów w twarz, a potem pozuj do zdjęcia to przekonasz się, co czuła złowiona przez ciebie ryba, której nawet nie miałeś zamiaru zjeść. Bo dla Veijo łowienie ryb dla sportu tj. wypuszczanie ich tuż po schwytaniu jest czymś gorszym od zabijania i zjadania, czemu wyraz daje podczas spotkania z pewnym turystą. Potrącisz przypadkiem zwierzę? Trudno, wypadki się zdarzają, ale z łaski swojej poświęć trochę swojego cennego czasu na upewnienie się, że zwierzę rzeczywiście nie żyje. A jeśli jest wręcz odwrotnie to okaż litość i dobij je. Nie skazuj biednego stworzenia na powolną śmierć w niewyobrażalnych mękach. Taki właśnie jest Veijo Haukka. Człowiek nierozumiany przez społeczeństwo, obiekt kpin i żartów, outsider, który ani myśli zrzec się swoich ideałów w celu wkupienia się w łaski innych ludzi. Już samo to o czymś świadczy. Wydaje mi się, że Teemu Nikki poprzez takie, a nie inne spojrzenie mieszkańców małego fińskiego miasteczka na starego kawalera chciał publice dać do zrozumienia, że we współczesnym świecie poszanowanie innej istoty żyjącej, ale należącej do innego gatunku niż nasza jest uważane za coś odbiegającego od normalności. Że ludzie próbujący żyć w harmonii ze zwierzętami są skazani na ostracyzm ze strony społeczeństwa. Reżyser i scenarzysta „Eutanazjera” nie odkrył tutaj Ameryki, jego obserwacja szczególnie przenikliwa nie jest, a przynajmniej za takową nie powinni jej uznać miłośnicy zwierząt, bo podejrzewam, że nie raz, nie dwa spotkali się oni z wyrazami kompletnego niezrozumienia swoich ideałów przez innych członków swojego gatunku. Kino i literatura jednakże nieczęsto mierzą się z tą problematyką, rzadko zrównuje się człowieka ze zwierzęciem i stawia miłośnika tych drugich w pozycji dziwaka. Choć przynajmniej duża część z nich w prawdziwym życiu musi mierzyć się z krytycznymi uwagami pod swoim adresem i spojrzeniami mówiącymi, że „mają nierówno pod sufitem”. Tylko dlatego, że upominają się o prawa zwierząt, że opowiadają się za dobrym traktowaniem innych istot żywych, za poszanowaniem stworzeń, które przecież nie są nieczułe na ból. Choć wielu ludziom pewnie tak się wydaje... Veijo dorabia jako eutanazjer, niektórym więc może się wydawać, że jest człowiekiem pełnym sprzeczności. Jego przekonania są dla niego ważniejsze od oceny jego osoby przez innych członków rasy ludzkiej, ale jednocześnie pozbawia życia stworzenia, do których pała przeogromną miłością. Takie postępowanie można łatwo wytłumaczyć. Eutanazja w pojmowaniu Veijo to akt łaski, koniec cierpień starego, schorowanego stworzenia. Zabijając je mężczyzna okazuje mu miłosierdzie, choć czasami przychodzi mu to z niemałym trudem. Zagadką jest dla mnie jedynie postanowienie zabicia suczki żony Petriego, którego Veijo ostatecznie nie wprowadza w życie, ale początkowo istotnie ma taki zamiar. Scenarzysta daje wówczas do zrozumienia, że Veijo eliminuje także agresywne zwierzęta, nie tylko te na co dzień przeżywające ogromne męki. Zastanawiam się więc dlaczego uważa, że jedynym ratunkiem dla takiego zwierzęcia jest śmierć. Dlaczego wychodzi z założenia, że nie da się wyplenić z niego złych nawyków?

Veijo to nie jedyna ciekawa osobowość zaludniająca karty scenariusza „Eutanazjera”. Chociaż główny bohater bardzo stara się zmienić podejście ludzi do zwierząt, w swoich naukach nierzadko zahacza o skrajności to ma się wrażenie, że jest „głosem wołającego na puszczy”, że jego starania nie przynoszą pożądanego rezultatu. Jego mimowolni uczniowie pozostają głusi na prawdy, które im przekazuje, nie zmieniają swojego nastawienia do według nich niższej formy życia i odjeżdżają z warsztatu Veijo utwierdzeni w przekonaniu, że „ich wykładowca” jest kompletnym świrem. Ale jest jeden wyjątek. To pielęgniarka Lotta, która w pracy zajmuje się między innymi schorowanym ojcem głównego bohatera filmu. Kobieta ma pewien fetysz - lubi być podduszana przez partnera podczas seksu. UWAGA SPOILER Swoją drogą od pierwszego takiego stosunku z Veijo przez długi czas byłam przekonana, że kobieta nie żyje, a jej dalsza relacja z mężczyzną rozgrywa się tylko w jego głowie. Ale okazało się, że byłam w błędzie KONIEC SPOILERA. Ponadto Lotta wierzy w słuszność poglądów Veijo, również tych na eutanazję, wszystko wskazuje więc na to, że Veijo wreszcie znalazł swoją „drugą połówkę”. Ale wyraźny zwiastun zagrożenia też się pojawia. Właściwie od pierwszego spotkania z Petrim, mężczyzną starającym się wstąpić do kręgu miejscowych nacjonalistów, rasistów, złodziei i brutali, będzie się trwało w przekonaniu, że odegra on znaczącą i to najpewniej niechlubną rolę w tej historii. Domyśliłam się nawet jaką – nie w szczegółach, ale w ogólnym sensie tak. I co więcej nie miałam wątpliwości, że UWAGA SPOILER eutanazjer „odpłaci mu pięknym za nadobne” KONIEC SPOILERA. Duża przewidywalność to jedna z bolączek scenariusza Teemu Nikkiego. A drugim uniedogodnieniem był dla mnie zastój w środkowej partii filmu. I bynajmniej nie mówię tutaj o mało dynamicznej akcji, bo cenię sobie tak nieśpiesznie prowadzone filmowe opowieści. Lubię jak na powierzchni niewiele się dzieje, ale oczekuję, że pod nią nieustannie będą kłębić się przeróżne emocje, że jeśli zajrzę za tę metaforyczną kurtynę zostanę dosłownie wypełniona różnymi, najlepiej niewygodnymi uczuciami i skonfrontowana z tezami, obok których nawet gdybym bardzo tego chciała nie mogłabym przejść obojętnie. Nie twierdzę, że „Eutanazjer” został tego pozbawiony, bo powyższych wartości dostałam całkiem sporo. Wydaje mi się jednak, że środkową część produkcji można było spokojnie podkręcić pod tymi dwoma kątami, rozszerzyć obie te materie, tak abym nie miała poczucia nieprzyjemnego zapętlenia akcji, prawie że niemożności ruszenia z miejsca. Ale Teemu Nikki w końcu ruszył i to jak ruszył... Powiem tyle: spodziewałam się czegoś w ten deseń, ale to wcale nie pomogło mi w zatrzymaniu łez. Och, jak obficie się one ze mnie wylewały...

Nacjonaliści „Eutanazjera” chyba oglądać nie powinni, bo myślę, że nie przypadnie im do gustu taki obraz tego środowiska, jaki nakreślił tutaj Teemu Nikki. Miłośnicy zwierząt natomiast prawdopodobnie przyklasną wrażliwości tego fińskiego reżysera, scenarzysty i producenta, choć niejednego z nich pewnie mocno zasmuci wymyślona przez niego opowieść. A jak odnajdą się w tym fani thrillerów? No cóż, moim zdaniem większą szansę na dobre przyjęcie omawianego widowiska mają osoby ceniące sobie powolne, nieefekciarskie produkcje nastawione przede wszystkim na emocje i poruszające tematy warte przynajmniej porządnego przemyślenia. Przynajmniej, bo jeśli o mnie chodzi to Teemu Nikki pokazał tutaj kierunek, w jakim powinna podążać ludzkość w swoich kontaktach ze zwierzętami, a który obecnie w wielu kręgach jest uważany za poważny odchył od normy.

1 komentarz:

  1. Mechanik samochodowy - i już wiesz że to będzie dobry horror :) Ciekawe czy jaky polak spróbował zrobić zsprowadzanie aut z usa
    to też byłby horror?

    OdpowiedzUsuń