niedziela, 25 marca 2018

J.D. Barker „Czwarta małpa” (#4MK)

Recenzja przedpremierowa

Chicagowska policja od pięciu lat próbuje schwytać seryjnego mordercę zwanego Zabójcą Czwartej Małpy (#4MK). Zespół przydzielony do tego zadania prowadzi detektyw Sam Porter, który obecnie przebywa na zwolnieniu, ale jeden z wypadków ze skutkiem śmiertelnym zmusza jego partnera, Briana Nasha, do sprowadzenia Portera na miejsce zdarzenia. Potrącony przez autobus pieszy trzymał w ręku pudełko zaadresowane do bankowca i inwestora Arthura Talbota. W środku znaleziono ludzkie ucho wskazujące na modus operandi Zabójcy Czwartej Małpy. Zaskakująca śmieć seryjnego mordercy od lat terroryzującego Chicago nie oznacza jednak końca tej sprawy. Porter i jego zespół muszą odnaleźć właścicielkę znalezionego przy nim ucha, nastoletnią dziewczynę, którą #4MK uwięził gdzieś w mieście. Pomocny może być jego pamiętnik, fragment dzieciństwa mordercy przelany na papier przez niego samego, który trafia w ręce Sama Portera.

Pierwsza powieść amerykańskiego pisarza J.D. Barkera ukazała się w 2014 roku pod tytułem „Forsaken”. Ponoć łącząca w sobie elementy thrillera i horroru książka została nominowana do Nagrody Brama Stokera i w błyskawicznym tempie zgromadziła rzeszę fanów. Jeszcze przed publikacją Barker wysłał jej fragmenty Stephenowi Kingowi z prośbą o pozwolenie na wykorzystanie postaci Lelanda Gaunta, antybohatera „Sklepiku z marzeniami”, jednej z powieści niekoronowanego króla współczesnego horroru literackiego. King wyraził zgodę, tym samym dając początkującemu pisarzowi możliwość nawiązania do tej poczytnej powieści, którą ponoć skwapliwie wykorzystał. „Ponoć”, bo niestety mogę się tutaj opierać tylko na informacjach znalezionych w Sieci. W Polsce utwór „Forsaken” jeszcze się nie ukazał, ale żywię nadzieję, że druga powieść Barkera, omawiana „Czwarta małpa”, natchnie któreś z naszych rodzimych wydawnictw do pochylenia się nad jeszcze lepiej zapowiadającą się wcześniejszą książką J.D. Barkera. Premierowe wydanie „Czwartej małpy” pojawiło się w Stanach Zjednoczonych w 2017 roku, a prawa do ekranizacji/adaptacji zostały sprzedane telewizji CBS. Na 2018 rok Barker planuje publikacje dwóch swoich powieści – drugiego tomu #4MK i prequela „Draculi” Brama Stokera napisanego wspólnie z krewnym autora ponadczasowego pierwowzoru.

J.D. Barker zdradził, że planuje sześć tomów #4MK: trylogii i jej trzech prequeli. A pytany o pisarzy, którzy go inspirują odpowiada, że są nimi Stephen King, Dean Koontz, Neil Gaiman, John Saul i wielu innych. Do tych innych można spokojnie doliczyć Thomasa Harrisa, bo Barker już stwierdził, że każdy, kto decyduje się na pisanie thrillerów powinien zapoznać się z jego twórczością. Od siebie natomiast dodam do tego szacownego grona Jeffery'ego Deavera, bo już chociażby co jakiś czas „pokazywana” czytelnikom tablica z listą dowodów powinna obudzić w odbiorcach twórczości Deavera takie skojarzenia. „Czwartą małpę” rekomendował między innymi nieodżałowany Jack Ketchum, autor między innymi bezkompromisowej „Dziewczyny z sąsiedztwa”, do której to moim zdaniem Barker w swojej drugiej powieści nawiązuje. O „Forsaken” mówiono, że to połączenie horroru i thrillera, że Barker jest pisarzem, który z łatwością odnajduje się w obu tych gatunkach, ale dopóki polscy wydawcy nie wpuszczą na nasz rynek jego debiutanckiego dzieła (nie licząc wcześniejszych opowiadań) nie będę mogła tego zweryfikować. Bo „Czwarta małpa” jest czyściutkim thrillerem. Skrętów w stronę horroru w tym utworze nie odnajdziemy, nawet w przypadku wspomnianego wyżej nawiązania do najgłośniejszego dzieła Jacka Ketchuma, który to według mnie (acz nie każdy zgadza się z tą klasyfikacją) jest pełnokrwistym horrorem. Zapewne będzie wielu takich, którzy po przeczytaniu skrótowego opisu fabuły „Czwartej małpy” przygotuje się na ente spotkanie z opowieścią o seryjnym mordercy i o śledczych, którzy starają się zapobiec kolejnej tragedii zgotowanej przez do niedawna nieuchwytnego, ponadprzeciętnie inteligentnego przeciwnika. Sama podchodziłam do tej powieści z dużą rezerwą, pełna zły przeczuć, a bo jestem już trochę zmęczona utworami o fikcyjnych wielokrotnych zabójcach. Pamiętając jednak o tym, że od czasu do czasu trafiam na jakąś interesującą opowieść o serial killer zdecydowałam się nie skreślać tej pozycji, dać jej szansę, a co za tym idzie zaryzykować zmitrężenie kilku godzin życia. Mówi się, żeby nie oceniać książki po okładce, ale wychodzi na to, że powinno się też odwodzić innych od oceniania książki po skrótowym opisie jej fabuły. Bo złe przeczucia, które narosły we mnie po zapoznaniu się z zarysem tej opowieści stosunkowo szybko odeszły w siną dal. Zaczynamy od... śmierci antybohatera, seryjnego mordercy od pięciu lat terroryzującego Chicago. Wchodzimy więc w końcową fazę śledztwa prowadzonego przez zespół detektywów z wydziału zabójstw, na czele którego stoi doświadczony glina Sam Porter. Kto zaczyna opowieść o seryjnym mordercy od jego śmierci? No, J.D. Barker właśnie. To on na kartach „Czwartej małpy” od razu uśmierca najważniejszą postać, stosując przy tym ryzykowny zabieg wrzucenia odbiorców w ostatni rozdział jego zbrodniczej działalności. O wcześniejszych ofiarach czarnego charakteru Barker mówi niewiele, zapoznaje nas jedynie z bardzo ogólnymi informacjami, które zapewne poszerzy jeśli tak jak planuje dopisze prequele. Frapujący przydomek seryjnego mordercy wymyślonego na potrzeby tej książki wziął się z trzech mądrych małp wyrażających japońskie przysłowie, „nie widzę nic złego, nie słyszę nic złego, nie mówię nic złego”, odczytywanego na różne sposoby. W książce Barkera tytułowa czwarta małpa jest niewidoczna gołym okiem i przekazuje opinii publicznej: „nie czynię nic złego”. Takim mottem kieruje się #4MK. Morderca naprawdę jest przekonany, że jego zbrodnicza działalność przysłuży się społeczeństwu. Sam Porter natomiast na wcześniejszym etapie śledztwa przykleił do niego łatkę Zabójcy Czwartej Małpy z tego powodu, że wedle niego oprawca trwa w błędnym przekonaniu. Czyni coś złego, a jak bardzo złego dowiemy się już wkrótce śledząc niedolę piętnastoletniej Emory Connors.

Fabuła „Czwartej małpy” rozgrywa się na trzech płaszczyznach. Mamy śledztwo ujęte z perspektywy głównego bohatera, detektywa Sama Portera i jednej z osób pracujących w jego zespole dochodzeniowym, czarnoskórej Clair Norton. Temu pierwszemu najczęściej towarzyszy Brian Nash, jego dowcipny partner, który to moim zdaniem nieco przyćmił sylwetkę Portera. Czołowemu bohaterowi omawianej powieści brakowało charyzmy, nie miał w sobie tego czegoś, co działałoby na mnie jak magnes, z kontaktów z nim nie czerpałam takiej przyjemności, jak ze śledzenia losów Lincolna Rhyme'a i Amelii Sachs, najpopularniejszych protagonistów Jeffery'ego Deavera, z twórczości którego moim zdaniem Barker co nieco zaczerpnął. Sam Porter jest dla mnie policjantem jakich wielu w thrillerach i kryminałach – ważniejsze jest dla niego dobro innych niż swoje własne, jest gotowy na wszelkie poświęcenia w imię ratowania innych istnień, a na polu zawodowym praktycznie nie ma sobie równych. Na takich fundamentach oczywiście można wybudować pasjonującą sylwetkę, ale to wydanie akurat niczym mnie nie ujęło. Przez lwią część lektury więcej emocji dostarczały mi dwie pozostałe płaszczyzny fabularne reprezentowane przez postacie, które w mojej ocenie zostały nieporównanie lepiej przedstawione niż pierwszoplanowy bohater „Czwartej małpy”. Piętnastoletnia Emory Connors budzi się bez ucha w zamkniętym, ciasnym pomieszczeniu skąpanym w egipskich ciemnościach. Z jedną ręką przykutą do łóżka, bez pożywienia, bez wody i ze świadomością, że została schwytana przez mordercę, który zanim ją zabije wyłupi jej oczy, a po jakimś czasie odetnie język. Dziewczyna nie wie, że morderca zginął pod kołami autobusu, nie zdaje sobie sprawy z tego, że jedyna osoba, która wiedziała gdzie jej szukać już nie żyje. Gehenna jaką przejdzie dziewczyna w tym zawilgoconym, pełnym krwiożerczych szczurów pomieszczeniu to jedno, ale jeszcze ciekawsze było dla mnie zgrabne studium psychiki zniewolonej nastolatki, w którym niemałą rolę odegrały wewnętrzne dialogi. Być może Barker w tych fragmentach czerpał inspirację z „Gry Geralda” Stephena Kinga, a w każdym razie ja nie mogłam oprzeć się napływowi wspomnień o tamtej pozycji. A wzmiankowane już skojarzenia z „Dziewczyną z sąsiedztwa” pojawiły się podczas zapoznawania się z pamiętnikiem Zabójcy Czwartej Małpy, z ustępami, które uważam za najsilniejszą składową fabuły drugiej powieści J.D. Barkera. Fragment dzieciństwa człowieka, który w przyszłości będzie terroryzował Chicago to doskonałe studium psychiki zdemoralizowanego chłopca. Zepsutego przez swoje otoczenie, właściwie to uwarunkowanego, zaprogramowanego na zabijanie w imię wyższych celów. Małomiasteczkowy klimat, niebywale intrygujące rysy psychologiczne postaci pozostających w bezpośredniej bliskości małego chłopca i działające na wyobraźnię, acz nieobfitujące w skrajnie makabryczne opisy wydarzenia w piwnicy to dodatkowe walory wciągającego pamiętnika #4MK. Swoją drogą z jedną z tortur wykorzystanych przez Barkera po raz pierwszy zetknęłam się podczas seansu „Za szybkich, za wściekłych” i trochę rozczarowało mnie to, że autor nie zdecydował się na ukłon w stronę „American Psycho” Breta Eastona Ellisa, bo mowa tutaj o czymś, co już w swojej wstępnej fazie kazało mi spodziewać się skrętu w stronę pewnej niezapomnianej Ellisowskiej makabry. I na koniec zwroty akcji. Takie, które znowu kazały mi pomyśleć o Jefferym Deaverze, a przynajmniej większość z nich. Niektóre udało mi się przewidzieć, ale większość wchodzi w skład złożonej konstrukcji, czegoś na kształt piramidy, której nawet podstawy nie zdołałam przedwcześnie choćby musnąć. I nie sadzę, żeby ta sztuka udała się wielu odbiorcom, bo co jak co, ale manipulować to J.D. Barker umie jak mało kto.

„Czwarta małpa” dała mi liczne dowody na to, że na świecie pojawił się kolejny pisarski talent, następny autor, któremu trzeba bliżej się przyjrzeć. Ale żebym mogła to zrobić to muszę dostać na to szansę, a takowa zaistnieje dopiero wtedy, gdy polscy wydawcy nie poprzestaną na tej jednej powieści J.D. Barkera. Gdy wpuszczą na nasz rynek jego „Forsaken”, tym samym być może dając mi możliwość sprawdzenia, jak ten amerykański autor odnajduje się w stylistyce horroru, bo że w thrillerze się sprawdza to już wiem. I oczywiście życzyłabym też sobie, żeby mieli baczenie na jego kolejne publikacje, ze szczególnym wskazaniem na prequel „Draculi”, ale drugą odsłoną #4MK też nie pogardzę. Tak więc, pięknie proszę o danie mi tej przyjemności, a miłośników literackich thrillerów gorąco zachęcam do zapoznania się z „Czwartą małpą” J.D. Barkera, pierwszą częścią planowanej serii o detektywie Samie Porterze i seryjnym mordercy zwanym Zabójcą Czwartej Małpy.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

4 komentarze:

  1. Jestem w połowie tej książki i póki co jestem zadowolona:)

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo dobra i wciągająca książka,psychopatyczny morderca i jego zagadki-to jest to :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja również bardzo polecam ,świetny thriller. Zagadki mordercy i uciekający czas.

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę ,że coraz więcej osób mówi o tej książce...Ja również podpisuję się obiema rękami. Bardzo lubię tego typu treści.

    OdpowiedzUsuń