poniedziałek, 14 stycznia 2019

„Anatomia” (2000)

Mieszkająca w Monachium studentka medycyny, Paula Henning, zostaje przyjęta na letni kurs w renomowanej szkole medycznej w Heidelbergu. W pociągu spotyka znajomą z uczelni, Gretchen, która informuje ją, że również dostała się na ten kurs. Następnie Paula udziela pierwszej pomocy innemu pasażerowi, młodemu mężczyźnie imieniem David, który ma problemy z sercem. W Heidelbergu Paula i Gretchen mieszkają razem i przyjaźnią się, chociaż bardzo się od siebie różnią. Obie są uzdolnione, ale podczas gdy Paula większość wolnego czasu spędza na nauce, Gretchen interesuje się głównie płcią przeciwną. Wkrótce na zajęciach z anatomii, Paula, ku swojemu zaskoczeniu, staje nad zwłokami Davida. Młoda kobieta musi odsunąć emocje na bok i zająć się jego ciałem, idąc za wskazówkami wykładowcy. Udaje jej się wywiązać z tego zadania, ale coś jej nie pasuje. Postanawia zakraść się do kostnicy, by poddać zwłoki Davida dokładniejszym oględzinom oraz pobrać próbkę, którą obiecał zbadać jej kolega z Monachium. Wyniki okazują się mocno podejrzane. Paula zaczyna podejrzewać, że młody mężczyzna padł ofiarą tajemniczego stowarzyszenia, które zostało zdelegalizowane lata temu.

„Anatomia” to niemiecki thriller w reżyserii i na podstawie scenariusza Austriaka Stefana Ruzowitzky'ego, twórcy między innymi późniejszego „Piekła” (2017) i „Patienta Zero” (2018). Zrealizowany za niespełna osiem i pół miliona marek niemieckich (szacunkowo) obraz cieszył się sporym zainteresowaniem widzów nie tylko w swoim rodzimym kraju. Choćby w Stanach Zjednoczonych zebrał wiele pozytywnych opinii, przede wszystkim zwykłych odbiorców, ale i niektórzy krytycy wyrażali się o nim w miarę pochlebnie. W 2003 roku wypuszczono sequel „Anatomii”, którego twórcą również jest Stefan Ruzowitzky.

„Anatomię” kręcono w języku niemieckim, ale Columbia Pictures wpuściła na rynek też wersję z angielskim dubbingiem. Jako że miałam do czynienia z tą drugą, nie mogę pokusić się o ocenę całego warsztatu żadnego członka obsady omawianego filmu. Nie jest to nic nadzwyczajnego – najczęściej spotykam się z taką sytuacją we włoskich produkcjach – ale to nie zmienia faktu, że niezmiernie irytuje mnie to, że w Polsce dużo łatwiej o takie „podróbki”. Dubbing w sumie nie jest aż tak tragiczny, jak w przypadku większości włoskich filmów grozy, z jakimi dotychczas się spotkałam, ale skoro nie mam pojęcia, kto owe głosy podkładał, trudno orzec, którzy aktorzy w tej materii radzili sobie lepiej, a którzy gorzej. Mogę jedynie ocenić (całkowicie subiektywnie) gesty, mimikę, ogólnie pracę ciała, a jeśli o to chodzi to odtwórczyni roli głównej, Franka Potente, dla mnie była najmniej wiarygodna. Uważam, że w tym zakresie dużo lepiej spisywali się m.in. partnerujący jej Anna Loos (w roli Gretchen) i Sebastian Blomberg (jako Caspar), przy czym ten drugi tracił przez nie do końca przekonujące (przynajmniej mnie) przedstawienie tej postaci przez scenarzystę Stefana Ruzowitzky'ego. Najbardziej rzuca się to w oczy pod koniec filmu – reakcja młodego mężczyzny na, powiedzmy niecodzienny widok, jest dosyć dziwaczna. UWAGA SPOILER Twórcom chyba tutaj zależało na zintensyfikowaniu, obudzonych w widzach już wcześniej, podejrzeń względem Caspara (to imię okazuje się nieprawdziwe), ale nawet jeśli ktoś dzięki temu zyska pewność, że ten młody mężczyzna rzeczywiście jest członkiem tajnego stowarzyszenia działającego w Heidelbergu, to chwilę później najpewniej uzna, że jego gadanina nad skrępowaną i umierającą Paulą oraz mocno spowolnione reakcje nie znajdują racjonalnego wyjaśnienia. Może poza raczej naciąganą teorią, że chłopak był w szoku, że ów młody mężczyzna zwykle tak reaguje na stresujące sytuacje. Jeśli więc bardzo się tego pragnie można znaleźć wytłumaczenie dla zachowania Caspara, ale mnie ono nie przekonuje. Dla mnie było to, ni mniej, ni więcej, jak rozpaczliwa próba zmylenia odbiorcy filmu, która koliduje z tym, co twórcy przekazują nam później KONIEC SPOILERA. Ale to nie jedyny nieprzekonujący występ tej postaci (postaci, niekoniecznie – bo nie wiem, jak z dykcją - aktora, który się w nią wciela). Caspar, tak jak wiele innych osób przebywających na terenie uczelni w Heidelbergu (studentów i pracowników), wie, że Paula Henning prowadzi śledztwo w sprawie zagadkowego zgonu młodego mężczyzny, którego niedawno poznała. To nikt inny jak Caspar powiedział jej o stowarzyszeniu, które zostało zdelegalizowane przed laty, o pewnej loży, w skład której wchodzą ludzie wywodzący się ze światka medycznego, działający wbrew etyce lekarskiej. Student ten zwraca uwagę na Paulę, można chyba powiedzieć, że jest nią zauroczony, ale nie wykazuje większego zainteresowania jej śledztwem. Nie pomaga jej w takim stopniu, jakiego można by oczekiwać od chłopaka starającego się przypodobać dziewczynie. Postawa Caspara powinna zaalarmować odbiorcę, wzbudzić w widzach podejrzenia względem tego młodego mężczyzny. Twórcy aż nazbyt mocno sugerują jego przynależność do tajemniczej loży ludzi (pseudo)nauki, właściwie to wyglądało mi to, jakby pragnęli obedrzeć oglądającego z wszelkich wątpliwości co do tego, że Caspar jest tym złym. UWAGA SPOILER I znowu – jeśli chciano w ten sposób zmylić widza, to powinno się nadać temu jakieś wiarygodniejsze podstawy. Bo gdy w końcu oczyszczono Caspara z wszelkich podejrzeń, to pozostało pytanie: dlaczego chłopak nie połączył sił z Paulą, dlaczego nie podzielił się z nią materiałami ze swojego śledztwa, dlaczego zachowywał się tak, jakby nie zależało mu na powodzeniu amatorskiego dochodzenie jego sympatii? W końcu ich cele były mocno zbliżone. Ona chciała zdekonspirować zbrodniarzy (chciała by sprawiedliwości stało się zadość), a on napisać o nich pracę. Oboje więc musieli zdobyć dowody na to, że rzekomo rozwiązane przed laty stowarzyszenie nadal funkcjonuje i oczywiście dowiedzieć się kto wchodzi w jego szeregi KONIEC SPOILERA.
 
Intryga rozsnuta na kartach scenariusza „Anatomii” według mnie została naciągnięta też w innym punkcie. Bo mamy oto tajne stowarzyszenie, które najwidoczniej od dłuższego czasu zabija ludzi w imię „wyższego dobra”. Jak wielu pseudonaukowców przed nimi wychodzą z założenia, że dla dobra ogółu warto poświęcać jednostki. I wszystko wskazuje na to, że robią to na terenie ekskluzywnej szkoły medycznej w Heidelbergu. Robią to od lat i dotychczas jakoś nikt się tym nie zainteresował. Trudno w to uwierzyć dlatego, że nie wyglądało to tak, jakby mocno się z tym kryli. Już samo to, że na stół jednej z uzdolnionych studentek medycyny (w Heidelbergu nie ma miejsca dla słabszych uczniów) trafiają zwłoki młodego mężczyzny, których wygląd nawet laika powinien zmusić do podejrzeń – obrażenia, które odniósł nie pasują do historyjki podanej przez wykładowcę Pauli, do podanej przez niego przyczyny śmierci młodego mężczyzny. Ale to nic w porównaniu z zachowaniem niektórych osób, które najprawdopodobniej przynależą do tajnego stowarzyszenia, na tropie którego jest główna bohaterka „Anatomii”. Biegają sobie za ofiarami po całej uczelni, nie przejmując się hałasem, jaki przy tym robią zarówno oni, jak i ich cele. Zabijają nawet w pomieszczaniach, do których w każdej chwili może ktoś wejść. Przenoszą ciała i ich fragmenty z miejsca na miejsce i jakimś cudem nikt ich nie zauważa, chociaż w pobliżu (nawet w nocy) często ktoś się kręci. Nie twierdzę, że brakowało mi tutaj roli policji, że ich postawa mnie nie przekonała, bo moje doświadczenia z tą grupą zawodową nie pozwalają mi podać w wątpliwość tego, co pokazano w „Anatomii”. Policjanci wyśmiewają zeznania Pauli, odbierają jak szczeniacki żart. Nie zamierzają nawet tego sprawdzać, natychmiast wyrabiają sobie zdanie, że dziewczyna kłamie i śmieją się z niej. Obywatelu radź sobie sam... skąd ja to znam? Tak więc postawa przedstawicieli organów ścigania całkowicie mnie przekonała, ale już to, że zbrodniarze przez tak długi czas pozostawali niezauważeni przez inne osoby przebywające na terenie uczelni, zakrawało mi na istny cud. A w takie cuda naprawdę trudno mi uwierzyć... Samo założenie, sam pomysł na czarne charaktery, na ten ich okrutny proceder nie był zły. Powiedziałabym nawet, że całkiem interesujący, tym bardziej, że historia ta może przypominać autentycznych pseudonaukowców (Stefan Ruzowitzky o jednym nawet wspomniał w swoim scenariuszu), iście demoniczne jednostki, które dopuszczały się prawdziwie przerażających eksperymentów na ludziach. Ciekawym pomysłem było też wykorzystanie anatomicznych modeli ludzi zainspirowanych autentycznymi pracami doktora Gunthera von Hagensa. Twórcy filmu nie szli tak daleko, jak ich inspirator, nie skorzystali z ludzkich zwłok, Stefan Ruzowitzky doszedł bowiem do wniosku, że byłoby to nazbyt makabryczne, ale te manekiny, te substytuty prac doktora Gunthera von Hagensa, i tak prezentują się bardzo realistycznie. To samo zresztą mogę powiedzieć o kilku umiarkowanie krwawych efektach specjalnych, aczkolwiek nie zaszkodziłoby trochę bardziej rozszerzyć warstwę gore. Pasowałoby to w końcu do scenariusza, no i dawałoby dodatkowy dreszczyk emocji. Dodatkowy, bo choć fabuła nie została poprowadzona w maksymalnie przekonujący mnie sposób, powiedziałabym nawet, że jest w niej trochę dziur, to generowała napięcie. Tematyką też, ale bardziej zawdzięczałam to atmosferze – zimne, wręcz sterylne wnętrza uczelni, dosyć gęsty mrok spowijający pozytywnych bohaterów, na których wyczuwalnie, ale często też dostrzegalnie, czyha zło w postaci szaleńca, czy szaleńców, bo nie sposób zapomnieć, że mamy do czynienia z jakąś tajną organizacją działającą w sposób skrajnie nieetyczny. Ktoś może dojdzie do wniosku, że scenariusz każe nam zastanowić się nad filozofią wyznawaną przez członków sekretnej loży, na tropie której znajduje się Paula Henning, ale ja o taką odwagę twórców „Anatomii” bym „nie posądzała”. Przekonania członków rzeczonej organizacji zostały praktycznie jednoznacznie potępione przez twórców filmu, nie dali mi oni żadnego powodu, by sądzić, że według nich takie podejście do nauki można w jakiś sposób usprawiedliwić. Nie czułam się, jakby zachęcano mnie do rozważania tego, czy aby w takich przypadkach cel nie uświęca środków, czy takie działania nie przyniosłyby ludzkości więcej korzyści niźli strat. Nie, na moje oko twórcy wyraźnie opowiedzieli się po przeciwnej stronie, czyniąc to za pośrednictwem Pauli Henning, która wydawała się ani przez chwilę nie wątpić w to, że takie zachowanie nie przystoi lekarzom, że zasługuje na najwyższą pogardę i oczywiście dotkliwą karę. W sumie to byłabym tego pewna, nawet wówczas, gdyby twórcy poczynili jakieś starania w kierunku choćby tylko lekkiego ocieplenia wizerunku członków tajemniczej loży, ale wolałabym, żeby to zrobili, z tego prostego powodu, że ogólnie rzecz ujmując wprost przepadam za sztuką budzącą jakieś kontrowersje, prowokującą do samodzielnego myślenia w sposób, który wielu jej odbiorców mocno oburza. Ale „Anatomia” tego rodzaju filmem na pewno nie jest.
 
„Anatomia” Stefana Ruzowitzky'ego to taki lżejszy thrillerek, w którym wszystko wykłada się nam na tacy, w sposób właściwie uciekający od kontrowersji. Jeśli chodzi o tekst, bo zdjęcia są całkiem mroczne, tym bardziej jeśli porówna się je do tych nowszych dreszczowców, ze szczególnym wskazaniem na te produkowane w Hollywood. Ale nie od dziś wiadomo, że współczesna kinematografia, ogólnie rzecz ujmując, nie może równać się z tą dawniejszą. „Anatomia” nie jest taka znowu stara, miała swoją premierę zaledwie dziewiętnaście lat temu i oczywiście nie jest „dzieckiem Hollywoodu”, bo powstała w Niemczech. Mimo to widać przepaść, jaka powstała przez te kilkanaście lat – atmosfera „Anatomii” jest dużo bardziej mroczna od tej, którą najczęściej karmią nas nowsze filmowe thrillery, horrory zresztą też (czytaj: plastik), ale fabuła i przedstawienie postaci pozostawiają już sporo do życzenia. A przynajmniej mnie, te dwie jakże ważne składowe, nie do końca przekonały. Ale choćby dla tego klimatu i samego pomysłu na intrygę można po tę produkcję sięgnąć. Tym bardziej, jak lubi się takie medyczne klimaty z lekkim dreszczykiem. Dla sympatyków takich produkcji, „Anatomia” może okazać się nie lada gratką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz