sobota, 4 kwietnia 2020

„Polowanie” (2020)


Grupa ludzi usypia i porywa kilkanaście osób z różnych stron Stanów Zjednoczonych. Wiele godzin później zdezorientowane, zakneblowane ofiary budzą się w lesie. Niedługo potem znajdują broń niewątpliwie zostawioną dla nich przez porywaczy, którzy nie dają im dużo czasu do namysłu. Rozpoczyna się strzelanina, która znacznie uszczupla grono osób zmuszonych do wzięcia udziału w tym niecodziennym polowaniu. Wśród nich jest Crystal, kobieta, która wie jak odnaleźć się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia i zamierza w pełni wykorzystać swoje zdolności w nierównej walce z grupą porywaczy, którzy nie wiedzieć czemu urządzili sobie polowanie na ludzi.

Zrealizowany za w przybliżeniu czternaście milionów dolarów amerykański obraz ze stajni Universal Pictures i Blumhouse Productions pt. „Polowanie” (oryg. „The Hunt”) został wyreżyserowany przez Craiga Zobela, twórcę między innymi „Siły perswazji” (2012) i „Z jak Zachariasz” (2015). Scenariusz napisali Nick Cuse i Damon Lindelof. Film miał wejść na ekrany kin we wrześniu 2019 roku, ale po strzelaninach w Dayton i El Paso wytwórnia zdecydowała się przełożyć premierę. Kinowa dystrybucja rozpoczęła się w marcu 2020 roku, ale zaledwie tydzień po wejściu „Polowania” do amerykańskich kin, pandemia COVID-19 zmusiła Universal Pictures do wpuszczenia go na platformy streamingowe.

Różnie „Polowanie” Craiga Zobela jest klasyfikowane: film akcji, thriller, horror... Ja jednak odebrałam to jako thriller komediowy. Trochę w stylu Zabawy w pochowanego" Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta, choć zasadniczo inna myśl przyświecała twórcom „Polowania”. Kierownik owego przedsięwzięcia upodobał sobie porównanie do Twittera. Ideologiczny szum, istny zalew poglądów na absolutnie każdą kwestię. Zobel zaznaczył, że na tym portalu odnajduje też wpisy, które poprawiają mu nastrój, ale nie o tym jest „Polowanie”. Scenariusz Nicka Cuse'a i Damona Lindelofa to ironiczne i sarkastyczne spojrzenie na tę część społeczeństwa tzw. zachodniego świata, która trwa w przekonaniu, że wszystkie rozumy pozjadała; alfy i omegi, ludzi, którzy nie mają wątpliwości, co myślą inni i jak bardzo się mylą. Każdy z nich uważa, że tylko on ma rację i wszelkie prawo do „nawracania” pozostałych. Najbardziej w „Polowaniu” obrywa się liberałom i lewicowcom, choć przekaz miał być taki, że z każdej strony nieustannie płynie ocean bełkotu, w którym coraz bardziej się pogrążamy. Coś w stylu „Family Guy: Głowy rodziny”, tylko trochę na odwrót, bo jak by na to nie patrzeć w tamtym kultowym serialu animowanym do absurdu częściej sprowadza się światopogląd konserwatywny. W „Polowaniu” oczywiście można też odnaleźć echa ironii wymierzonej w stronę konserwatystów (zwłaszcza skrajnych), ale bez wątpienia to liberałom światopoglądowym dostaje się najmocniej. Tylko że... Jakoś nie bolało. Myślę, że „Polowanie” jest filmem przede wszystkim dla tych, którzy lubią śmiać się z samych siebie, którzy potrafią spojrzeć z dystansem nawet na śmiertelnie ważne dla niego kwestie. Na co dzień sprawy życia i śmierci, z których tutaj może się po prostu pośmiać. „Polowanie” jest więc thrillerem dość ryzykownym, bo gdy sprowadza się do absurdu czyjś światopogląd, to powinno się spodziewać soczystego kontrataku. Inna sprawa, czy Zobel chciał tego uniknąć, czy aby nie zależało mu na krytycznej odpowiedzi części widzów? Bo to tylko potwierdzałoby tezy zawarte w „Polowaniu”. Najlepszą obroną jest atak. A atakowani we współczesnym świecie są już praktycznie wszyscy. Liberałowie, konserwatyści, globaliści, antyglobaliści, ludzie wierzący i niewierzący, feministki, szowiniści, czarni, biali, weganie, ekolodzy... Nieważne kim jesteś i jak wyglądasz, nieważne jakie masz poglądy, ani na kogo głosujesz – bo tak czy inaczej oberwiesz. Główna bohaterka „Polowania” zdaje się być jedyną osobą, która to rozumie pośród niedobitków zmasowanego ataku otwierającego igrzyska śmierci. Stosownie przerysowana kreacja Betty Gilpin dodaje pary do tego kotła i nie tylko przez jej imponujące umiejętności. Tak, Crystal ma największą szansę na przetrwanie, bo biegłe włada bronią i do perfekcji opanowała sztuki walki, ale wydaje mi się, że to też miał być przytyk. Delikatna parodia wojowniczych, niezniszczalnych wręcz kobiet wprost zalewających współczesne kino. Niezależnych, zaradnych, pod każdym względem lepszych od mężczyzn, wysportowanych pań, które nie dają sobie w kaszę dmuchać. Patrząc na Crystal nie mogłam się oprzeć, skądinąd przyjemnemu, wrażeniu, że wszystkie te cechy postmodernistycznej kobiecej postaci filmowej zostały celowo posunięte do ekstremum. Tak mocno wyeksponowane, tak grubą kreską pociągnięte, że nieomal wpadające w groteskę. A na pewno się o nią ocierające, ale to bynajmniej nie osłabiało mojej serdecznej relacji z Crystal. Właściwie to pokochałam tę nie do końca naturalną bohaterkę. Również za jej odmienność, za trzeźwy ogląd sytuacji, w której znalazła się wraz z kilkunastoma innymi osobami, którzy nigdy wcześniej się nie spotkali. A przynajmniej nie twarzą w twarz. Crystal błyskawicznie wyciąga trafne wnioski i wdraża odpowiednie kroki, podczas gdy reszta daje się prowadzić na niewidzialnej smyczy ludziom, którzy postanowili potraktować ich jak zwierzynę łowną. Tamci deliberują, ona działa. Właściwie każdy towarzysz Crystal czuje nieodpartą potrzebę dzielenia się z każdym, kto się napatoczy swoimi przemyśleniami na temat tej niecodziennej sytuacji. Oczywiście dopasowanymi do swojego światopoglądu. Crystal natomiast skupia się na przetrwaniu, a nie gadaniu po próżnicy. Nie interesują jej motywy ludzi, którzy zorganizowali sobie polowanie na ludzi w leśnym zakątku świata, który, jak domyśla się główna bohaterka filmu, może leżeć praktycznie w każdym państwie. Ani ona, ani reszta porwanych osób nie wie, w jakim kraju się znajduje, ale niektórzy zdają się domyślać, jacy ludzie zorganizowali to nielegalne wydarzenie. Liberałowie i globaliści. I zarazem wyznawcy „tej wstrętnej poprawności politycznej” – tfu, tfu, ci sabotażyści jedynych słusznych wartości. Wartości, które świadczą o wielkości Stanów Zjednoczonych. Czyli wrogowie konserwatywnego stylu życia. Z takiego założenia zdają się wychodzić prawie wszyscy ocaleńcy, a Crystal... No, Crystal ma głęboko w nosie światopogląd swoich oprawców. 

Czy feministka może może przystać na darowanie jej życia tylko dlatego, że jest kobietą? Nigdy w życiu. Lepiej zginąć, niż zgodzić się na takie upokorzenie. Czy wybierając ludzi mających posłużyć za zwierzynę łowną można pominąć Afroamerykanów? Cóż, to ryzykowne, bo przecież w takim wypadku można zostać posądzonym o rasizm. We współczesnym świecie parytety wypada zachowywać wszędzie – nawet podczas wyboru osób, które chce się zabić... Wypadałoby, ale nawet zaciekłym orędownikom parytetów zdarza się popełniać faux pas w tym względzie. Jedno pytanie postawione w tym zwariowanym scenariuszu pozostało bez odpowiedzi. Otóż, skąd u licha, u lewicowców prosiak? Przecież oni wszyscy weganami są... Kpię sobie? To nie ja, to twórcy „Polowania”. Ale spokojnie: zmiany klimatyczne to święta prawda. Żadna tam propaganda stworzona w celach zarobkowych przez biznesmenów, polityków, czy kogo tam jeszcze oskarża się o masowe płodzenie wszelkich eko-kłamstw. Ale jakie to ma znaczenie, gdy na nas polują? Czy naprawdę w takiej sytuacji powinniśmy wdawać się we wszelkiej maści ideologiczne dysputy? Crystal najwyraźniej uważa to za skrajną głupotę, ale jest w zdecydowanej mniejszości. Dobrze, ale co poza tym „ideologicznym jazgotem” niniejszy obraz ma do zaoferowania? Czy przez cały seans będziemy nic tylko wysłuchiwać nieadekwatnych do sytuacji, sprowadzonych do absurdu jedynych słusznych poglądów, innych jedynych słusznych poglądów i jeszcze innych...? Nie, to tylko szum. Zupełnie jak w życiu: staramy się przeżyć przy akompaniamencie medialnych wojenek toczonych na właściwie każdym możliwym polu. W teorii to ma poprawić komfort naszego życia, ale powiedzcie sami: czy nie czujecie się aby trochę tak, jak Crystal? Wy tu uprawiacie istny survival, każdego dnia walczycie o życie, a inni tylko stoją i gadają. To znaczy ci, którzy naprawdę wiedzą co jest dla Was najlepsze. Główna bohaterka „Polowania” płynie po morzu absurdu, starając się nie stracić cierpliwości do tych wszystkich domorosłych filozofów, którym zdaje się bardziej zależeć na tym, by przekonać innych do swoich racji, niż na wyjściu cało z tego stosunkowo krwawego polowania. Jak na thriller ujęć gore jest całkiem sporo, ale kamera nieczęsto zatrzymuje się na broczących posoką obrażeniach zadawanych tak ludziom uchodzącym za zwierzynę, jak osobom brzydko bawiącym się w łowców. Jak to zwykle w tego rodzaju filmach bywa, role będą się odwracać – zwierzyna awansuje na myśliwego. Ale myśliwi bynajmniej nie odpuszczą. Nie będą stać i czekać na śmierć tylko... Tempo jest doprawdy zawrotne. Postacie w większości papierowe. I na dodatek, jeśli zabrać sarkazm i ironię, zamknąć na chwilę oczy na tę żartobliwą płaszczyznę, którą zainspirowało samo życie, to pozostaje zwykła rąbanka oparta na dość często poruszanym w kinie motywie. Klasyczne polowanie na ludzi, które... wciąga. To prawda, że generalnie nie przepadam za tak dynamicznymi scenariuszami. To prawda, że wolę survivale kładące dużo większy nacisk na duszący klimat głuszy najeżonej niebezpieczeństwami. I wreszcie, to prawda, że lubię najpierw choćby pokrótce poznać bohaterów, również tych, którzy bez wątpienia wkrótce poniosą śmierć. Ale prawdą jest też to, że dałam się ponieść takiej fali, jakiej w kinie grozy raczej nie poszukuję. Plastikowe zdjęcia, wartka akcji, wydmuszki zamiast pełnokrwistych postaci (poza Crystal i również w widowiskowym stylu wykreowaną przez Hilary Swank Atheną), niewiele zbliżeń na makabryczne efekty specjalne, które na dodatek maksymalnej wiarygodności nie zachowują i oczywiście stara śpiewka z polowaniem na ludzi – to wszystko powinno mnie odrzucać, ale ani się obejrzałam, a już obiema nogami tkwiłam w tym wariackim świecie przedstawionym. Świecie, który już na początku daje się poznać, jako taki, w którym dosłownie każdy może zginąć, w absolutnie każdej sekundzie. Nawet postacie, które wydają się zajmować pierwszy plan. Niby oderwanie od konwencji, ale też nie do końca, bo współczesne kino grozy (horrory, thrillery) bynajmniej takich sztuczek nie unika. Inna sprawa z kobietą, którą najpierw pokazuje się nam wyłącznie od tyłu – jedyne usprawiedliwienie dla tego zabiegu upatruję w tym, że w wybranych momencie chciano zaskoczyć widza wielką gwiazdą w obsadzie. Z drugiej strony w takim przypadku promocja filmu wyglądałaby chyba inaczej... W każdym razie finalny pojedynek rozegrano w iście spektakularnym stylu. Rzadko coś takiego mam okazję na ekranie zobaczyć, a przy tym tak przednio się bawić (jakkolwiek dziwnie to w tym konkretnym przypadku brzmi). I teraz weź tu zadrzyj z kobietą!

„Polowanie” Craiga Zobela kinematograficznym kamieniem milowym z pewnością nie jest. Żadne to wielkie dzieło, żadne wybitne osiągnięcie, żadna tam niezapomniana opowieść, ani realizatorska perła w morzu nijakości. Nic nadzwyczajnego, nic dostatecznie klimatycznego ani wiele wnoszącego i do kina grozy, i do kina akcji. A tak pięknie, przynajmniej w moim przypadku, zadziałało. Czysta rozrywka, o której zapewne długo pamiętać nie będę, ale grunt, że się trochę rozerwałam. Na tym polowaniu. Na ludzi. Więc tego...

1 komentarz:

  1. Fajny, bardzo się nam się podobał. Hilary Swank zaskakująco dobrze wygląda.

    OdpowiedzUsuń