niedziela, 3 maja 2020

Izabela Janiszewska „Wrzask”


Warszawa. Komisarz Bruno Wilczyński angażuje się w sprawę śmierci młodej kobiety. Dowody wskazują na samobójstwo, ale Bruno w przeciwieństwie do swoich kolegów i przełożonego nie wyklucza zabójstwa. Ta zagadkowa śmierć przypomina mu inną, sprzed wielu lat, która miała znaczący wpływ na całe jego życie. Komisarz bierze pod uwagę, że obie te sprawy mogą się ze sobą łączyć. Tymczasem dziennikarka Larysa Luboń trafia na ślad sadystycznego sponsora, człowieka, który zapewnia młodym kobietom dostatnie życie w zamian za brutalny seks. Starając się odkryć jego tożsamość, Lara zapoznaje się z wyjątkowo potworną sprawą z przeszłości, jak wszystko na to wskazuje, mającą jakiś związek z seksbiznesem, który od dłuższego czasu zgłębia nie tylko w celach zawodowych. Drogi Larysy i Brunona przetną się za sprawą człowieka, który jest niczym cień. Śmiertelnie niebezpiecznego przeciwnika, który prowadzi z nimi przebiegłą grę.

Była dziennikarka prasowa i telewizyjna oraz recenzentka scenariuszy filmowych, Izabela Janiszewska, długo zwlekała ze spełnieniem swojego marzenia o zostaniu powieściopisarką, ponieważ wiedziała, że ten krok w jej przypadku będzie się wiązał z wieloma wyrzeczeniami. Pisała, ale „do szuflady”, aż w końcu, wspierana przez swoich najbliższych, dokonała swoistej rewolucji w swoim życiu. Porzuciła dziennikarstwo na rzecz niepewnego projektu: powieści kryminalnej, której nadała tytuł „Wrzask”. Książka ukazała się w kwietniu 2020 roku nakładem wydawnictwa Czwarta Strona, spotykając się z bardzo dobrym przyjęciem czytelników, którzy teraz z niecierpliwością oczekują kolejnej części mrocznych przygód bohaterów „Wrzasku”. Którą, można powiedzieć, Janiszewska już im obiecała...

… Mnie także, bo z całą mocą stwierdzam, że „Wrzask” to jedna z lepszych powieści kryminalnych, jakie dane mi było przeczytać. Co o tyle mnie zdziwiło, że nie mam za sobą satysfakcjonujących doświadczeń z polską literaturą kryminalną. Ani częstych, żeby być maksymalnie szczerą. Przyznaję więc, że fundamentalne zmiany na tym polu mogły mi umknąć, że mogłam przegapić poprawę jakości polskiej literatury kryminalnej. Tak czy inaczej debiutancka powieść Izabeli Janiszewskiej zabrała mnie, niestety, w stanowczo zbyt krótką (prawie czterysta stron) podróż przez wielowarstwową, złożoną, sprawę nieuchwytnego zbrodniarza. Frapującą zagadkę z seksbiznesem w tle i z niezwykle zajmującymi, wielowymiarowymi postaciami dążącymi do jej rozwiązania. Niepokorna, nietowarzyska, podążająca własnymi, zwykle bardzo ryzykownymi ścieżkami, pyskata dziennikarka z traumatyczną przeszłością, Larysa 'Lara' Luboń, jak wyznała autorka „Wrzasku”, jest ucieleśnieniem jej wewnętrznego pragnienia całkowitej wolności i buntu. Janiszewska stworzyła ją też z myślą o kobietach tłamszonych przez konwenanse, z nadzieją, że ta postać pomoże im pozbyć się kajdan „powinności”. Larysa Luboń silnie kojarzyła mi się z kultową bohaterką trylogii Stiega Larssona (i dalszymi częściami stworzonymi przez Davida Lagercrantza), Lisbeth Salander. Poza już ujawnionymi cechami łączą je dość oryginalny wygląd zewnętrzny, skłonność do podejmowania potężnego ryzyka w imię swoich niezachwianych ideałów i wreszcie Luboń, tak samo jak Salander, nie zwykła odpuszczać oprawcom kobiet. Przemoc względem płci żeńskiej i dzieci stanowi główny przedmiot jej dziennikarskiego zainteresowania. Tego rodzaju sprawy relacjonuje (pod pseudonimem) dla gazety funkcjonującej pod niewyszukaną nazwą „Magazyn”, przy czym nie traktuje tego jak zwyczajną pracę. Dla niej ma to bardziej osobisty niźli zawodowy wymiar. Można powiedzieć, że Luboń wytrwale prowadzi coś w rodzaju wendety na ludziach, którym czystą przyjemność sprawia krzywdzenie słabszych, choćby przez to, że zajmują dużo niższą pozycję w hierarchii społecznych od swoich oprawców. Dziennikarstwo wcieleniowe odważnie praktykowane przez Larysę, Janiszewskiej jest znane z doświadczenia. Ta metoda pozyskiwania informacji przydała jej się w pracy nad „Wrzaskiem” - Janiszewska stworzyła sobie fałszywy wizerunek kobiety zainteresowanej sponsoringiem, który umożliwił jej kontakt z mężczyznami płacącymi za seks. Oczywiście autorka „Wrzasku” nie posunęła się za daleko w tym swoim śledztwie, ale bezsprzecznie podjęła pewne ryzyko dla swojej debiutanckiej powieści. Centralną postacią której uczyniła nie tylko Larysę Luboń, ale także komisarza Brunona Wilczyńskiego oraz blogerkę, a poza tym gospodynię domową, Emilię Lewicką. Ta druga jest oddaną żoną i matką dwóch kilkuletnich bliźniąt, która z dnia na dzień coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że bezpieczeństwo jej i jej bliskich jest zagrożone. Natomiast Bruno... Pod pewnymi względami przypomina Larysę. Nie jest szczególnie lubiany w pracy i nie wykazuje najmniejszych starań by to zmienić. Wręcz przeciwnie: robi wszystko, by zrazić do siebie ludzi. Ponadto, tak jak Luboń, nie ma w zwyczaju stosować się do tych poleceń swojego przełożonego, z którymi się nie zgadza. Niesubordynowany, cyniczny, nietowarzyski i niewolny od autodestrukcyjnych zapędów, z czego zresztą zdaje sobie sprawę. I najwyraźniej ma głęboko w nosie fakt, że sam sobie szkodzi. Uczucia innych też zdają się kompletnie go nie interesować – gardzi kurtuazją, woli sarkazm i ironię. A największą radość zdaje się czerpać ze słownych przepychanek i prowokacji, które mocno uświetniają tę publikację. Zresztą nie tylko dialogi z udziałem Brunona Wilczyńskiego stanowią pasjonującą żonglerkę zjadliwymi, niegrzecznymi, ale i żartobliwymi słowami, często wymierzanymi w osoby nieposiadające arsenału umożliwiającego przystąpienie do kontrataku. Jak można się tego spodziewać owe słowne rozgrywki na wyższy poziom będą wchodzić w kontaktach Larysy i Brunona. Niezwykle zdeterminowanej dziennikarki i nieustępującego jej pola w tym względzie komisarza wydziału kryminalnego, których połączy domniemany seryjny morderca.

Nie wierzyła w morderców idealnych, dużo bardziej prawdopodobna wydawała jej się wersja o nieudolnych śledczych.”

(źródło: https://www.facebook.com/czwartastronakryminalu/)
Chwilę zajęło mi odnalezienie się w historii rozsnutej na kartach „Wrzasku” przez jak myślę wschodzącą gwiazdę polskiej literatury kryminalnej, Izabelę Janiszewską. Nie dlatego, że ta debiutująca przecież powieściopisarka jeszcze nie do końca opanowała „swoje pióro”. Bynajmniej. W sumie to, wiedząc że wcześniej realizowała się w dziennikarstwie przygotowałam się na suche, niepogłębione opisy, bardziej nastawione na meritum, niż poruszającą wyobraźnię otoczkę. A dostałam aż kipiącą od emocji, pełną pasji, szczegółowo wykreśloną opowieść o... Właściwie nie do końca orientowałam się, w czym rzecz. Z jakiego rodzaju sprawą kryminalną Janiszewska mnie skonfrontuje? Seksbiznes? Wojeryzm? Stalking? Seryjne mordy? A może po prostu samobójstwa kobiet, które przynajmniej w swoim mniemaniu za głęboko utkwiły w dochodowej, acz wiążącej się ze zniewoleniem, bólem i poniżeniem działalności? Założyłam, że co najmniej część z tego tworzy jedną całość, że te oderwane informacje z czasem zaczną się ze sobą zazębiać. Tylko, u licha, jakim sposobem? Jak rozplątać ten informacyjny węzeł? Od czego zacząć? Jaki kąt patrzenia na tę sprawę obrać? Dziennikarskie śledztwo zachęca do wejścia w to od strony seksbiznesu, do rozpracowania roli i tożsamości sadystycznego sponsora w tej złożonej intrydze. Policyjne śledztwo natomiast każe nam zagłębić się w sprawę śmierci pewnej młodej kobiety. Albo samobójczej, albo co bardziej prawdopodobne zadanej przez tajemniczego mężczyznę, dla którego mogło to nie być pierwszego morderstwo. Z kolei przeżycia Emilii Lewickiej skłaniają nas do pochylenia się nad motywem prześladowcy – stalkera, być może z morderczymi zapędami. No i jak się w tym połapać? Odpowiedź jest prosta: pozwolić autorce prowadzić się po tych coraz bardziej wzburzonych wodach. Przynajmniej przez chwilę, bo z czasem sytuacja wyklaruje się na tyle, by można było podjąć próbę wyprzedzenia jej. Co nie znaczy, że się powiedzie. Właściwie to jestem pewna, że nie znajdzie się wielu odbiorców „Wrzasku”, którym uda się przedwcześnie poskładać te wszystkie przemyślnie porozkładane elementy w spójną całość. Janiszewska to przebiegła pisarka, można powiedzieć wytrawna manipulantka, która praktycznie niczego nie pozostawia przypadkowi. Wszystko we „Wrzasku” ma znaczenie – każdy szczegół tej zawiłej intrygi w końcu wskoczy na swoje miejsce, nawet jeśli wcześniej nic nie wskazuje na to, by mógł się nam do czegoś przydać. Nie każdy oczywiście będzie miał fundamentalne znacznie dla rozwiązania tej wielopiętrowej kryminalnej sprawy, którą z imponującą determinacją, nawet z narażeniem własnego życia starają się rozwiązać dwie niepowierzchownie sportretowane, niebanalne, bardzo intrygujące postaci. Z pomocą paru innych osób, których Janiszewska też nie zaniedbuje, choć oczywiście poświęca im mniejszą uwagę od tej, jaką cieszą się Larysa Luboń i Bruno Wilczyński. Których przeszłość... Ujmę to tak: czasy minione pełnią ważną rolę w tej historii. Nie tylko dają odpowiedzi na to, dlaczego Larysa i Bruno są tacy, jacy są, ale i stosunkowo szybko staje się też jasne, że gdzieś w odmętach historii znajduje się klucz do aktualnie rozpracowywanych przez nich spraw. Dość wstrząsający, przygnębiający, żeby nie rzec depresyjny obraz kogoś, kto przeszedł w życiu niewyobrażalne męki i nawet jeśli jeszcze żyje, to najwyraźniej nikt nie wie, gdzie aktualnie przebywa. Tę potworną historię zainspirowało życie – Janiszewska wyjawiła, że natchnienie przyniosła jej sprawa pewnych bliźniąt z Łomży. Sponsoring i przemoc domowa, których to tematów, nie bez emocji zresztą, dotyka we „Wrzasku” również są swego rodzaju owocem jej dziennikarskich doświadczeń. Swoją drogą po kim, jak po kim, ale po dziennikarce (nawet byłej) nie spodziewałam się takiej oto konstatacji: „Bawiło go, że w zależności od opcji politycznej, jaką reprezentowali twórcy danego serwisu [mowa o portalach informacyjnych], otrzymuje inny rodzaj informacji. Na kilometr widać było, kto z kim trzyma i że obiektywne przekazywanie treści nie istnieje”. To szczera prawda, nieobca chyba każdemu dorosłemu człowiekowi, ale pisze to ktoś związany ze środowiskiem dziennikarskim? Cóż, samo to każe mi sądzić, że w swojej pisarskiej twórczości Janiszewska niczego lukrować nie zamierza. A w każdym razie mam nadzieję, że tego będzie się trzymać: podawania nieupiększonej prawdy o tym, jak skonstruowany jest ten nieidealny świat. Mroczna rzeczywistość, w której nie brakuje odrażających potworów. Jak to się mówi: w ludzkiej skórze. Bestii z wyboru, ale i niejako ukształtowanych przez inne, nie zawsze zepsute, zdemoralizowane, z gruntu złe jednostki. Czasami wystarczy bowiem jeden nieprzemyślany krok, by zniszczyć niejedno istnienie. I z takim przesłaniem Izabela Janiszewska mnie zostawiła.

Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Ja i Izabela Janiszewska. Nowa mistrzyni polskiej literatury kryminalnej? Jak nie obniży poziomu, to według mnie ten tytuł na stałe do niej przylgnie. „Wrzask” to jedno z moim większych powieściowych odkryć ostatnich lat. Misternie skonstruowany nielicho emocjonujący, przemyślany, dający do myślenia, nieprzewidywalny i dostatecznie mroczny kryminał, z niejednowymiarowymi, wyrazistymi bohaterami. Barwnym duetem, który może i novum nie stanowi (a na pewno nie jeśli chodzi o żeński pierwiastek tej zwariowanej pary śledczych), ale to jakoś nie umniejsza mu w moich oczach. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Larysa Luboń i Bruno Wilczyński na trwałe zapisali się w historii polskiego, a może nawet światowego kryminału. Moim zdaniem na to zasługują, ale co ja tam wiem? Wiem tylko, że nie mogę doczekać się kolejnej powieści Izabeli Janiszewskiej, bo takie to było dobre! Ten przenikliwy „Wrzask”.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz