czwartek, 28 stycznia 2021

„The Empty Man” (2020)

 

Webster Mills w stanie Missouri. Były policjant, obecnie prowadzący sklep, James Lasombra, na własną rękę poszukuje osiemnastoletniej Amandy Quail, córki jego koleżanki Nory. Dziewczyna zniknęła pewnej nocy, zostawiając spisaną krwią wiadomość o niejakim The Empty Manie. James szybko dowiaduje się, że to postać z miejskiej legendy, którą jakoby można przywołać na moście po zapadnięciu zmroku. Dowiaduje się też, że Amanda wraz ze swoimi przyjaciółmi trzy dni przed swoim zniknięciem podjęła się tego wyzwania. I okazuje się, że nie tylko po niej wszelki słuch zaginął. James podejrzewa, że ta sprawa może mieć jakiś związek z pewnym instytutem, o którym nigdy wcześniej nie słyszał.

W 2016 roku do wiadomości publicznej podano informację, że firma 20th Century Fox (od 2020 roku 20th Century Studios) zakupiła prawa do sfilmowania serii komiksów Cullena Bunna i Vanesy R. Del Rey (ilustracje) pt. „The Empty Man”. Scenariusz i reżyserię powierzono Davidowi Priorowi – filmowa wersja „The Empty Mana” to jego pełnometrażowy debiut reżyserski. Zdjęcia do tego wysokobudżetowego projektu ruszyły w sierpniu 2017 roku między innymi w Edwardsville w stanie Illinois. Stary most, który widzimy w filmie to Chain of Rocks Bridge, rozciągający się nad rzeką Missisipi. Film miał trafić do kin w sierpniu 2020 roku, ale z powodu pandemii COVID-19 premierę przesunięto na grudzień tego samego roku. Ostatecznie „The Empty Mana” Davida Priora udało się wrzucić do kin w październiku 2020 roku.

Ponad dwugodzinna amerykańsko-brytyjsko-południowoafrykańska filmowa adaptacja powieści graficznych funkcjonujących pod tą samą nazwą - „The Empty Man” - w reżyserii debiutującego w pełnym metrażu Davida Priora, który jest również autorem scenariusza. Rola główna, byłego policjanta Jamesa Lasombry, przypadła w udziale Jamesowi Badge'owi Dale'owi, a jedną z drugoplanowych postaci powierzono Marin Ireland, którą fani kina grozy mogą kojarzyć choćby z „Jestem legendą” Francisa Lawrence'a czy „Szeptu i mroku” Bryana Bertino. „The Empty Man” Priora to połączenie kryminału z horrorem nadprzyrodzonym, który można podciągnąć pod horror lovecraftowski. Po przejściu przez wyjątkowo długi i bardzo klimatyczny prolog rozgrywający się w 1995 roku – zderzenie z nieznanym w śnieżnej scenerii – przenosimy się do roku 2018, do miasta Webster Mills w stanie Missouri i poznajemy smutnego mężczyznę, sklepikarza nazwiskiem James Lasombra (przekonująca kreacja Jamesa Badge'a Dale'a), który wcześniej był funkcjonariuszem tajnej policji. Jakiś czas temu mężczyzna przeżył osobistą tragedię, która całkowicie odmieniła jego życie. Z odnoszącego sukcesy w pracy, towarzyskiego człowieka, James przekształcił się w prowadzącego monotonne, żeby nie rzec nudne życie w dużej mierze samotnika. Bliższa relacja łączy go z osiemnastoletnią Amandą Quail (w tej roli nieźle sobie radząca Sasha Frolova), która od śmierci ojca mieszka tylko z matką, dawną przyjaciółką Jamesa, Norą (udany choć niezbyt duży występ Marin Ireland). Właśnie dlatego, gdy dziewczyna nagle znika, James bez zastanowienia, rzuca się w wir poszukiwań. Rozpoczyna własne śledztwo, które już na wstępie prowadzi go do legendy miejskiej o niejakim The Empty Manie. Fantomie, którego jakoby przywołuje dmuchnięcie w pustą butelkę (w połączeniu z myśleniem o nim) na moście po zapadnięciu zmroku. Legenda głosi, że każda osoba, która się na to zdobędzie pierwszej nocy usłyszy The Empty Mana, drugiej go zobaczy, a trzeciej poczuje. Mamy więc znany motyw nadprzyrodzonej, niebezpiecznej istoty, którą przywołuje się w ściśle określony sposób (pierwszy z brzegu przykład: „Candyman”, film Bernarda Rose'a, oparty na opowiadaniu Clive'a Barkera pt. „Zakazany”). Wiemy, że Amanda wraz ze swoimi przyjaciółmi niedawno próbowała przywołać tytułowego potwora. Podczas rozmowy Jamesa z jedną z osób, która z inicjatywy Amandy podjęła się tego wyzwania, przenosimy się do tego przesyconego grozą wieczora. Na stary most już po zapadnięciu ciemności, gdzie jeśli wierzyć słowom przyjaciółki Amandy, ci młodzi ludzie zderzyli się z czymś, co można odczytywać jako udaną próbę sprowadzenia legendarnej postaci. Czy tak było, to się okaże, ale nie można odrzucić możliwości, że to The Empty Man odpowiada za zniknięcie/śmierć, jak się okazuje nie tylko Amandy Quail. Obcując z tą historią czułam się trochę tak, jakbym przeniosła się na karty którejś z głośnych powieści grozy Alexa Northa („Szeptacz”, „W cieniu zła”). Zbliżona specyfika – klimat, tematyka – która jednak z czasem przekształca się w coś innego. W coś, co nasuwa na myśl twórczość Howarda Phillipsa Lovecrafta. To skojarzenie narodziło się u mnie, kiedy główny bohater filmu wreszcie skierował swoją uwagę na pewną tajemniczą organizację. Najprawdopodobniej groźną sektę, która zdaje się mieć sporą wiedzę o The Empty Manie.

Przyznaję, że „The Empty Man” Davida Priora nielicho mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się takiego wyczucia dramaturgii, tak mrocznych zdjęć (ich autorem jest Anastas N. Michos), tak efektywnego montażu (zasługa Davida Priora i Andrew Bucklanda) i tak skutecznej, zróżnicowanej oprawy muzycznej, za którą odpowiadali Brian Williams i zapewne doskonale znany długoletnim fanom kina grozy, Christopher Young. Nastawiałam się raczej na kolejny beznamiętny pokaz drogiego efekciarstwa i co najwyżej średnio zajmującą intrygę kryminalną z zaledwie nutką horroru. Szczerze mówiąc nie mam najlepszych doświadczeń z pełnometrażowymi filmami, które skupiają się na różnego rodzaju kryminalnych zagadkach. Śledztwach prowadzonych przez jednego czy więcej bohaterów. Generalnie o wiele lepiej odnajduję się w tego typu powieściach, ale jak się okazało bez trudu i to właściwie natychmiast weszłam w zaskakująco mroczny świat przedstawiony w „The Empty Manie” Davida Priora. Choć film trwa przeszło dwie godziny, w ogóle tego nie czułam. Zleciało jak z bicza strzelił. Bo, jak wiadomo, przy dobrej zabawie czas zwykle zdaje się płynąć szybciej. Wbrew moim przypuszczeniom nie przeładowano tego, jak wieść niesie, nietaniego obrazu, efektami komputerowymi. Owszem takowe się pojawiają, ale absolutnie nie miałam wrażenia przesytu i co chyba jeszcze ważniejsze, żaden z tych dodatków nie wydawał się przesadny. Porażająco plastikowy. Właściwie wszystkie manifestacje tytułowej istoty (również te, w których jedynie go słyszymy) poprzedza zręczna żonglerka napięciem. Nie wchodzimy w nieznane ot tak, bez odpowiedniego przygotowania. Najpierw windowanie napięcia – nieśpieszne, ale i nie tak długie, żeby moje zainteresowanie osłabło, żeby choćby zaczęła grozić mi nuda – a dopiero potem uderzenie. Nie zawsze jakimiś upiornymi obrazami, czasami są to jedynie dźwięki, ewentualnie cienie. Często podaje się to w formie jump scenek, w tych prymitywnych zagraniach „buu!”, które w „The Empty Manie”, tak czy inaczej, na mnie działały. No dobrze, nie zawsze, ale przyznaję, że parę razy... drgnęłam. Oprócz takich typowych dla horrorów o zjawiskach paranormalnych (duchach, demonach i innych strasznych istotach) w „The Empty Manie” znajdziemy przynajmniej jeden skłon w stronę tak zwanego krwawego horroru – całkiem pomysłowe zabójstwo/samobójstwo(?), czyli dźgnięcia w twarz. Jest też ukłon w stronę body horroru/horroru kosmicznego, który wydaje się żywcem wyjęty z potwornej mitologii H.P. Lovecrafta. Mowa o najdosadniejszych zdjęciach pokazanych w widowiskowych migawkach, znakomicie zmontowanym kawałku końcowej partii filmu. Znajdziemy też w „The Empty Manie” w sumie dość niepokojącą scenkę, która mogła być świadomym nawiązaniem do horrorów found footage, raczej szybkim liźnięciem tej popularnej techniki. Przy tym wszystkim nie zaniedbano postaci. Na pewno nie czołowej – jest rozwój – ale mam wątpliwości, co do bohaterek drugiego planu: Nory i Amandy. Myślę, że nad tymi paniami można było dłużej popracować. W ogóle widać w „The Empty Manie” duże skupienie na samej fabule, to znaczy przypuszczalnie na szeroko zakrojonej intrydze, stricte kryminalnej zagadce. Zagadce, która może dotykać, a właściwie to wyrastać z jakiejś nieznanej rzeczywistości. Dotyczyć czegoś, co tak naprawdę nie przynależy do naszego świata. Czegoś innego, czegoś co zostało przywołane. Z premedytacją, z pełną świadomością ewentualnych konsekwencji, bądź bez wiary w powodzenie przedsięwzięcia znanego głównie młodym ludziom z Webster Mills z urban legend. Nie jestem tylko przekonana, co do największego zwrotu akcji, niespodzianki zaserwowanej w ostatniej partii tego długiego spektaklu. Zaskoczenie było i to niemałe, ale wraz z tym gwałtownym zakrętem przyszły wątpliwości. Co prawda ma to sens, nie jest tak zupełnie oderwane od wcześniejszych wydarzeń, powiedziałabym nawet, że jest to dosyć spójne, ale jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że lepiej byłoby bez tych finalnych komplikacji. Wcześniej była w tym magiczna lekkość, bezpretensjonalność, naturalność i konsekwencja w prowadzeniu niejednowątkowej, ale zachowującej jakąś poruszającą prostotę, przystępnej opowieści o mężczyźnie po przejściach, który robi wszystko, co w jego mocy, by rozwikłać tajemnicę nagłego zniknięcia jego osiemnastoletniej znajomej. Natomiast decydująca rewelacja dodała tej opowieści ciężaru, który w moich oczach podkopał tę wcześniejszą „nic na siłę” narrację. Ach, nie wspomniałam jeszcze o koszmarach sennych głównego bohatera – jest więc i oniryzm, i to taki, co może napędzić lekkiego stracha (znowu montaż!), w każdym razie dodać nerwowości do i tak już napiętej sytuacji „nieustraszonego” Jamesa Lasombry.

Nie żebym uważała pierwszy pełnometrażowy film Davida Priora, tę filmową adaptację serii komiksów Cullena Bunna i Vanesy R. Del Rey, za arcydzieło współczesnego kina grozy. Nie żebym była pod niespotykanym, przeogromnym wrażeniem „The Empty Mana”. Horroru nadprzyrodzonego/lovecraftowskiego zmiksowanego z kryminałem (jak kto woli thrillerem skupiającym się na śledztwie). Nie, wcale nie uważam, że David Prior i jego ekipa wspięli się tutaj na takie wyżyny. Nie, według mnie nie jest to straszak doskonały. Ale bawiłam się naprawdę dobrze. Na tej klimatycznej, zgrabnie poprowadzonej, choć pod koniec moim zdaniem niepotrzebnie kombinującej, emocjonującej opowieści o byłym policjancie, który poszukując pewnej młodej kobiety zderza się z miejską legendą o potwornej istocie, która być może naprawdę wdziera się do naszego świata. I tajemniczą organizacją, która być może knuje coś niedobrego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz