piątek, 5 lutego 2021

Mads Peder Nordbo „Pustelnik”

  
Recenzja zawiera spoilery „Zimnego strachu” Madsa Pedera Nordbo

Grenlandia, rok 2014. Na dnie studni w odizolowanym miejscu, nieopodal wikińskich ruin zostają odnalezione zwłoki mężczyzny. Wszystko wskazuje na to, że ofiara przebywała tam kilka dni, a żeby przeżyć pożywiała się własnym ciałem. Sprawę prowadzi policjant z Nuuk Michael Ottesen, który z pomocą miejscowego dziennikarza śledczego, Matthew Cave'a, nadal stara się rozpracować sprawę, w którą najprawdopodobniej są uwikłani amerykańscy żołnierze stacjonujący w Grenlandii. Taką pewność ma Matthew, ale Ottesen skupia swoje podejrzenia przede wszystkim na przyjaciółce dziennikarza, młodej Inuitce Tupaarnaq Siegstad, która zniknęła. Tymczasem giną kolejne osoby i coraz bardziej uprawdopodabnia się wersja, że sprawcą jest qivittoq, opętany żądzą zemsty grenlandzki pustelnik, wywodzący się z nordyckich legend. Matt podejrzewa, że ta sprawa ma związek z tajną operacją wojskową o kryptonimie Tupilak, której celem, jak zakłada, jest tworzenie wyszkolonych zabójców na zamówienie. Jako jeden z nielicznych wierzy, że Tupaarnaq nie odpowiada za te zabójstwa, ale gdy odkrywa nieznane dotąd fakty z jej życia, zaczyna się zastanawiać, czy aby kobieta przez cały czas go nie okłamywała.

Pustelnik” (oryg. „Kvinden med dødsmasken”) to prawdopodobnie ostatni tom cyklu grenlandzkiego z dziennikarzem śledczym Matthew Cave'em i wyobcowaną Inuitką, łowczynią Tupaarnaq Siegstad, zapoczątkowanego w 2017 roku powieścią „The Girl Without Skin” (pol. „Dziewczyna bez skóry”). Druga odsłona tego poczytnego cyklu arctic noir, „Kold Angst” (pol. „Zimny strach”), ukazała się w roku 2018, a trzecia w 2019. Cyklu Madsa Pedera Nordbo, urodzonego i dorastającego na Fionii, a od paru lat mieszkającego na Grenlandii, ekscentrycznego pisarza, dobrze zorientowanego w niestabilnej sytuacji politycznej tej wielkiej wyspy. I innych poważnych problemach dotykających tamtejszą ludność. Na to wszystko Nordbo zwraca uwagę w swoich najgłośniejszych książkach. I na niezaprzeczalne piękno arktycznej przyrody.

W „Pustelniku” Mads Peder Nordbo podejmuje wątki wprowadzone w „Dziewczynie bez skóry” i „Zimnym strachu”. Zwłaszcza z tą drugą pozycją warto się zapoznać przed wejściem w niniejszą opowieść, ponieważ istotną rolę odgrywa w niej, wymyślony na użytek tej literackiej serii, eksperyment pseudomedyczny rozpoczęty w 1990 roku w amerykańskiej bazie wojskowej w Thule, który Nordbo szczegółowo przedstawił w „Zimnym strachu”. Chociaż, jak się okazuje, nie tak znowu kompleksowo. Poprzednio mogło się wydawać, że Nordbo wyczerpał już ten temat, że domknął ów wątek w drugim tomie mrocznych przygód między innymi dziennikarza śledczego od śmierci żony i nienarodzonej córeczki mieszkającego w Nuuk, Matthew Cave'a, ale w „Pustelniku” autor odkrywa kolejne fakty na temat tego niechlubnego projektu. Szczerze mówiąc rola, jaką Nordbo przewidział dla Amerykanów (ściślej amerykańskich żołnierzy z bazy w Thule) to jeden z najserdeczniej przywitanych przez mnie elementów tej złożonej intrygi rozgrywającej się na skutej lodem, wielkiej wyspie. Bo nieczęsto spotykam się z powieściami, w których Amerykanów przedstawia się w tak złym świetle. W każdym razie wiele wskazuje na to, że żołnierze stacjonujący w Thule mają wiele na sumieniu. Toczą wyjątkowo brudne gierki na tym śnieżnym terytorium. Gwałcą, zabijają i, jak to Amerykanie (no dobrze, może nie dotyczy to wszystkich), dbają przede wszystkim o interes swojego kraju. Takie przekonanie ma wielu rodowitych Grenlandczyków. Oni wiedzą, że na amerykańskich żołnierzy trzeba uważać, bo są to ludzie zdolni do absolutnie wszystkiego. Główny bohater „Pustelnika”, Matthew Cave, Madsa Pedera Nordbo też tak uważa, ale nie ma twardych dowodów świadczących przeciwko nim. Pomimo wytężonego śledztwa, jakie przeprowadził w tym kierunku. Wraz z zaprzyjaźnionym policjantem z Nuuk, Michaelem Ottesenem, który początkowo wprawdzie zdawał się podzielać zdanie Matta na temat operacji o kryptonimie Tupilak, nielegalnego przedsięwzięcia amerykańskich żołnierzy stacjonujących w Thule, ale ostatnio bardziej skłania się ku Tupaarnaq Siegstad. Inuitki, która przeszła w życiu przez istne piekło, przez co stała się odludkiem. Unikała wszelkiego towarzystwa przynajmniej do czasu poznania Matthew Cave'a. Jemu jednemu zaufała... Ale czy na pewno? Matt teraz ma powody, by zwątpić w znany mu obraz Tupaarnaq. Jego nowej miłości, która znowu gdzieś zniknęła. Miłosne rozterki Matta to jedno, ale Nordbo sporo uwagi w „Pustelniku” poświęca też coraz bardziej pogarszającej się sytuacji życiowej Michaela Ottesena, który zawiązał nieformalną współpracę z Cave'em przy śledztwie, zdaje się, swoimi korzeniami sięgającym lat 70-tych XX wieku. Śledztwie, za którym doprawdy trudno nadążyć nawet tej dwójce, a co dopiero odbiorcy owej bezkompromisowej trzytomowej kryminalnej opowieści skonstruowanej przez niewątpliwie wnikliwego obserwatora grenlandzkiego światka, Madsa Pedera Nordbo. Mroźnego światka, w którym toczy się krwawa wojna... o władzę nad Grenlandią? Polityka najwyraźniej odgrywa w tym jakąś rolę. Tak w każdym razie myśli Matthew Cave – ale nawet on nie może zignorować przesłanek wskazujących na zwykłą zemstę za doznane krzywdy. A jeśli tak to jakie konkretnie? I przede wszystkim przez kogo, i w jakim celu zgotowane?

Ludzi łatwo wodzić za nos, jeśli się czegoś obawiają. Strach to najlepszy przyjaciel dziennikarza.”

Stara nordycka legenda o qivittoq, w tajemniczych okolicznościach opuszczona przed wiekami osada wikingów, polująca na ludzi mumia, tajna operacja wojskowa o kryptonimie Tupilak, mroczne tajemnice Tupaarnaq i wreszcie kolejny rozdział potwornej historii z lat 70-tych XX wieku, tym razem skoncentrowany na chłopcu imieniem Tobias, który wyrósł na jednego z najlepszych łowców w Grenlandii. Swoją drogą na grzbiecie motywu łowców (myśliwych) Mads Peder Nordbo niesie zażartą dyskusję, jaka od lat toczy się w Grenlandii. Mówi o konflikcie pomiędzy niemałą częścią rodowitych Grenlandczyków a obrońcami praw zwierząt, zwykle przybywającymi z zewnątrz z misją ratowania między innymi wielorybów. Scena z udziałem tego ogromnego ssaka przybliżona już na początku „Pustelnika” (tuż po krótkim wstępie sugerującym straszny koniec jakiegoś mężczyzny, wcześniej bezskutecznie wypatrującego swojego przyjaciela na śnieżnym pustkowiu), delikatnie mówiąc, nie była dla mnie łatwym przeżyciem. Strasznie było patrzeć na niewyobrażalne cierpienie zwierzęcia zgotowane przez nieodpowiedzialnych ludzi. Nie jest tak, że Nordbo nie dostrzega racji myśliwych, że jest ślepy na ich argumenty. Nie odniosłam nawet wrażenia, że stanowczo sprzeciwia się wszelakim polowaniom na zwierzynę prowadzonym przez ludzi. Ale w niektórych przypadkach zdaje się opowiadać po stronie wrogów grenlandzkich łowców. Z czysto pragmatycznych względów. To nie jedyny moment, w którym Nordbo bezlitośnie obchodzi się ze zwierzętami. A właściwie wybrane postacie jego książki. I nie nazwałabym tego chodzeniem po linii najmniejszego oporu. Ot, wykorzystaniem sprawdzonego, prawie zawsze działającego sposobu na ożywienie niewygodnych emocji w czytelnikach. Nie, ja odbierałam te bolesne dla mnie scenki, jako kolejny element tamtejszej codzienności. Inny słowy Nordbo na każdym kroku dawał mi do zrozumienia, że życie na Grenlandii zasadniczo różni się od życia w bardziej przyjaznych człowiekowi (choćby pod kątem klimatu) rejonach Europy/Ameryki Północnej. Mówiąc wprost, tamtejsza ludność nie wydaje się (przynajmniej nie w świecie przedstawionym przez Nordbo, ale mam powody, by i w tej kwestii mu zaufać) tak uczulona na dobro dzikich i udomowionych zwierząt, jak mieszkańcy innych tak zwanych cywilizowanych krajów. Krajów zaludnionych dużo gęściej od tego skutego lodem wielgachnego „podwórka”. Podobnie jak w „Zimnym strachu” będzie o dotkliwej samotności, o życiu bez większych perspektyw, które wielu zdesperowanych, nierzadko młodych ludzi, decyduje się gwałtowanie zakończyć (samobójstwa), o nieludzkim traktowaniu kobiet i dzieci (oczywiście nie wszystkich), również przez ich własnych mężów i ojców. Będzie też o tajemniczej, budzącej powszechny lęk postaci, w pewnym sensie wywodzącej się z nordyckiej legendy. Mściwym pustelniku, oszalałym qivittoq – mężczyźnie albo kobiecie – który na jakimś etapie swojego życia dobrowolnie opuścił albo został wyrzucony ze swojej społeczności, z jakiegoś powodu wykluczony ze wspólnoty, a więc i skazany na samotną, niezwykle ciężką egzystencję na śnieżnym pustkowiu. Jak widać wątków znowu jest sporo, przy czym większość z nich to tak naprawdę przedłużenie motywów wprowadzonych w poprzednich tomach tej grenlandzkiej chyba trylogii. Bo nie zdziwiłoby mnie, gdyby Nordbo jeszcze powrócił do tego depresyjnego, ponurego, potwornego, ale i na swój sposób pięknego - przyroda - świata przedstawionego. Ja, w każdym razie, bardzo chciałabym poznać dalsze losy bohaterów tego niesamowitego kryminalnego cyklu, który można też odbierać jako thriller, także psychologiczny z elementami literatury szpiegowskiej i częściowo opartą na faktach warstwą polityczną. „Dziewczyna bez skóry”, czyli początek tej długiej opowieści osadzonej w niezwykle chwytliwej, arktycznej scenerii, dopiero przede mną, więc tak czy inaczej wrócę jeszcze do niepowierzchownie przedstawionych, w sumie to doskonale skonstruowanych, interesujących bohaterów (moich nowych przyjaciół) Madsa Pedera Nordbo.

Nie mogę powiedzieć, że „Pustelnik” porwał mnie w takim stopniu, jak „Zimny strach”, poprzednia odsłona mrocznych przeżyć między innymi dziennikarza śledczego Matthew Cave'a w arktycznej scenerii. Dużo mniejszy udział Tupaarnaq i niezbyt klarowne, dość mętne domknięcie tej wstrząsającej historii, moim zdaniem najwięcej ujmuje „Pustelnikowi”. Oczywiście przydałby się jeszcze chociaż jeden nowy, co bardziej elektryzujący wątek. Tak intrygujący, jak motyw qivittoq i Tupilaka. Ale ogólnie rzecz biorąc to też było dla mnie niemałe przeżycie. Ten mroczny „Pustelnik” Madsa Pedera Nordbo. Na marginesie: Mariusz Banachowicz, projektant okładki pierwszego polskiego wydania tej powieści (wydawnictwo Burda, 2019) znowu stanął na wysokości zadania. Zimne oprawy graficzne wszystkich trzech etapów tej grenlandzkiej podróży zorganizowanej przez Madsa Pedera Nordbo, osobiście uważam za małe dzieła sztuki. Się nasz rodak postarał!

Recenzja w ramach akcji

http://www.ksiegarniadunska.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz