środa, 9 marca 2022

Grady Hendrix „Horrorstör”

 

W sklepie meblowym w Cleveland w stanie Ohio, będącym częścią amerykańskiej sieci Orsk, zachodzą zagadkowe zjawiska. Ktoś niszczy asortyment i wszystko wskazuje na to, że robi to nocą, po zamknięciu obiektu. Monitoring zainstalowany w sklepie nie pomaga w namierzeniu sprawcy bądź sprawców, więc kierownik zmiany, nadzwyczaj oddany swojej pracy Basil Washington, organizuje tajną akcję rozpoznawczą. Zamierza spędzić noc w swoim ukochanym sklepie i przyłapać wandali na gorącym uczynku. Nie sam. Basilowi do wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu udaje się namówić dwie podwładne: sprawiającą problemy, antypatycznie nastawioną do swojego kierownika Amy Porter i przemiłą, zawsze życzliwą kasjerkę z wieloletnim stażem Ruth Anne DeSoto. Zagrożenie, z jakim przyjdzie im się zmierzyć przerośnie ich najśmielsze oczekiwania. Ta noc może okazać się ich ostatnią.

Grady Hendrix i jego wariactwa. „Moja przyjaciółka opętana”, „Sprzedaliśmy dusze”, „Poradnik zabójców wampirów klubu książki z południa”, to było potem. Po nawiedzonym sklepie meblowym. Po stylowym horrorze komediowym, pastiszu, wydanym pod tytułem „Horrorstör. Światowa premiera książki stylizowanej na katalog nieistniejącej sieci sklepów meblowych, przypadła na rok 2014, ale na polskie wydanie trzeba było poczekać jeszcze osiem lat. Wydawnictwo Vesper zachowało oryginalny kształt tej prozatorskiej produkcji, gdzie groza idzie w parze z humorem – projekt wydawnictwa Quirk Books z ilustracjami Michaela Rogalskiego. Pomysł na nawiedzony sklep poddał Hendrixowi jeden z redaktorów tego wydawniczego domostwa, Jason Rekulak, ale ziarno zostało zasiane wcześniej. Pracując w organizacji non-profit, prowadzącej badania nad zjawiskami paranormalnymi, Grady Hendrix zapoznał się z nieprzebraną ilością historii o nawiedzonych domach, chodnikach, stodołach, magazynach, archiwach dokumentów medycznych i czego tam jeszcze dusza pragnie. Nowsze i starsze (najstarsze pochodziły z XIX wieku), mniej i bardziej zdumiewające, ponoć autentyczne opowieści z dreszczykiem, znalezione w przepastnym archiwum organizacji pozarządowej specjalizującej się w rzeczach niezwykłych. Opowieści, które skłoniły Hendrixa do zaktualizowania motywu nawiedzonego miejsca w horrorze. Jego propozycja została odrzucona przez wydawcę i wtedy Jason Rekulak zapytał, czy pomyślał o stworzeniu nawiedzonego sklepu. To było to! Czegoś takiego wesoły Grady szukał. A było tuż pod nosem... W każdym razie „pod mikroskop Hendrixa” trafiła IKEA. Wymyślona przez niego amerykańska sieć sklepów meblowych o nazwie Orsk to nic innego jak podróbka tego holenderskiego giganta. Czego Hendrix bynajmniej nie starał się ukryć. Wręcz przeciwnie: upewnił się, że żadnemu odbiorcy „Horrorstör” nie umknie ten dziwny... związek?

Wyjątkowa forma „Horrorstör” zrodziła się w „chorej wyobraźni autora” (to jego określenie, nie moje) na samym początku tej twórczej przygody. Amerykański pisarz specjalizujący się w horrorze, Grady Hendrix, od razu tak to sobie w myśli zaprojektował. Forma miała być częścią narracji – strona wizualna wpisująca się w opowieść. Hendrix miał mnóstwo frajdy z tworzenia tego cudnego dziwoląga. Pisał tradycyjnie i „pisał drobnym drukiem” na fałszywych formularzach, kuponach rabatowych i innych bajerach. Każdy rozdział otwiera mała prezentacja wybranego produktu marki Orsk: proste rysunki, krótkie opisy, dostępne kolory, numery modelów, wymiary „wymarzonych” mebli do samodzielnego montażu. Z czasem jakieś mroczne siły tchną trochę świeżości w tę nudną ofertę. Wprowadzą różne uniedogodnienia dla klientów. Nie, nie klientów. To raczej oferta tylko dla personelu. Doceniany pracownik, to wydajniejszy, bardziej zaangażowany w rozwój firmy pracownik. Daj mu coś specjalnego, niedostępnego dla zwykłych, szarych śmiertelników... Może się wydawać, że „Horrorstör” pod płaszczykiem (nie)klasycznej opowieści o nawiedzonym miejscu, chowa coś w rodzaju krytycznego traktatu o konsumpcjonizmie. Nadmierna potrzeba gromadzenia przedmiotów, „bez których nie można się obejść”. Muszę to mieć i już! Krytyka takich sklepów jak IKEA? Właśnie nie. Hendrix uważa, że – a przynajmniej tak myślał w czasie, w którym powstawała ta niedługa powieść – obawy przed takimi sieciówkami, wielkimi sklepami meblowymi, biorą się z poczucia winy, które jest mu doskonale znane. Otóż, Hendrix ukuł teorię, że współczesny mężczyzna może nie czuć się zbyt komfortowo z tym, że zamiast własnoręcznie tworzyć meble do swojego domu, wzorem dawnych twardych chłopów, polega na takich sklepach jak IKEA, która w jakiś sposób omija ową sprzeczność. Co budzi lęk. Czy tak być powinno? Czy w XXI wieku mężczyzna powinien mieć wyrzuty sumienia w związku z tym, że nie wypełnia należycie obowiązku, który dawniej generalnie spoczywał na płci męskiej? Czy mężczyzna staje się mniej męski, jeśli sam nie wystruga mebli do swojego mieszkania? Po co, skoro dom niedrogo może umeblować choćby taka IKEA. Macie tak Panowie? Czy to tylko takie dziwactwo Grady'ego Hendrixa? Osobom, które na pierwsze pytanie odpowiedzą twierdzo, powiem tylko, że dla mnie samo złożenie zwykłego regału z IKEA to magia czarniejsza od stworzenia mebelka od podstaw. Jeśli sobie z tym poradzicie, to możecie być spokojni o swoją męskość:) I cieszcie się, że nie kupujecie w Orsku. Zwykłymi narzędziami cholerstwa nie złożysz – koniecznie musisz zaopatrzyć się w Magiczne Narzędzia Orska. Ach, i pamiętaj, żeby nie oszczędzać. Kupisz tanio, to przepłacisz. Bo do niczego ci się to to nie przyda. Zawsze możesz spróbować odzyskać pieniądze, ale z jakim skutkiem? Trudno przewidzieć. Tak czy inaczej, przeszkolony, czy jak kto woli, wytresowany, zawsze uśmiechnięty personel, dołoży starań, by rozwiązać twój problem. No chyba, że wina leży po twojej stronie. W takim wypadku nic się nie da zrobić. Następnym razem postępuj zgodnie z instrukcją. A potem wróć z następną reklamacją:) „Horrorstör”, podobnie jak wcześniej opublikowane w Polsce powieści Grady'ego Hendrixa, to połączenie horroru i komedii. W„Sprzedaliśmy dusze”, „Mojej przyjaciółce opętanej”, a już zwłaszcza w „Poradniku zabójców wampirów klubu książki z południa” dało się zauważyć przewagę tego pierwszego gatunku, podczas gdy tutaj Hendrix, w moim poczuciu, zrównoważył te dwa, tylko na pozór bardzo odległe od siebie, prądy. W zasadzie odbierałam to jako pastisz klasycznych opowieści o duchach. Takich jak „Nawiedzony” aka „Nawiedzony dom na wzgórzu” Shirley Jackson. To poczucie dezorientacji w niebezpiecznie odkształcającej się rzeczywistości, ta niestabilność, płynność, nieklarowność, wypaczanie się świata przedstawionego. To wrażenie obcości, straszliwe zagubienie jakby w jakiejś innej strefie. Strefie Mroku. Ten zamiar autora, uważam, najwyraźniej ujawnia się w scence z kamerą – rejestrowany przez nią obraz nie odpowiada temu, co bohaterowie książki widzą gołym okiem. Jeśli oglądaliście „Dom na Przeklętym Wzgórzu” Williama Malone'a, remake obrazu z 1959 roku w reżyserii Williama Castle'a, to będziecie wiedzieć, czy w tej sytuacji lepiej zaufać elektronice, czy własnym oczom.

Nie wiem, czy to przemyślane działanie, czy najzwyczajniej Grady Hendrix dopiero się rozgrzewał, ale w przeciwieństwie do pozostałych powieści tego pana, z którymi dotychczas miałam przyjemność, „Horrorstör” wygląda jak horror klasy B. Albo inaczej, pretendent do nowoczesnego tronu w krainie literatury niskich lotów. Tej śmieciowej, tej, której poważni czytelnicy – wyższa inteligencja – nie tkną nawet kijem. Prosta, żeby nie rzec prymitywna fabuła. Prosty, żeby nie rzec prymitywny język. Proste, żeby nie rzec prymitywne portrety uczestników koszmarnych wydarzeń w koszmarnym sklepie. Poza miejscem akcji - ale jakie to miejsce (fiu, fiu!) - wszystko tutaj brzmi nader znajomo. Może i mamy więcej powodów do śmiechu niż to najczęściej bywa przy zwiedzaniu nawiedzonych obiektów w niehermetycznym światku horroru, ale... ale to już było. Sklep meblowy w Cleveland w stanie Ohio, jedna z cegiełek wielkiej amerykańskiej sieci o nazwie Orsk, która bezwstydnie wzoruje się na IKEI, to jak pewnie już zdążyłam dać do zrozumienia, swoiste skrzyżowanie dwóch popularnych domów ulokowanych na wzgórzach. Domu Shirley Jackson i domu Williama Malone'a (motyw, który mam na myśli nie został jednak zaczerpnięty z remake'u kultowego obrazu Wiliama Castle'a – Hendrixa natchnęła pewna wiktoriańska idea). Z dodatkowymi atrakcjami, które chyba też już gdzieś widziałam. Zagadkowe napisy na ścianach, rzeki śliny i smarków („Blair Witch Project” Daniela Myricka i Eduardo Sáncheza? Nie, prędzej jak w parodii tego pamiętnego momentu: „Straszny film” Keenena Ivory'ego Wayansa) przy bardzo bliskim, najbliższym z możliwych, kontakcie z nieznanym. I wreszcie tunel, którego nie było. Ale najpierw poznajmy śmiałków, którzy zostaną w pracy po godzinach, aby rozwiązać uciążliwy problem. W każdym razie to ważne dla kierownika zmiany, Basila Washingtona, który bardzo poważnie podchodzi do swoich obowiązków. Nie to, co główna bohaterka „Horrorstör”, Amy Porter. Dwudziestoparoletnia, rozgoryczona kobieta, która zdążyła znienawidzić swojego bezpośredniego przełożonego. Tak bardzo, że złożyła podanie o przeniesienie, a właściwie powrót do tego Orska, w którym zaczynała swoją rozczarowującą karierę w rzeczonej firmie. A raczej jednej wielkiej rodzinie. Tak na to patrzy Basil, ale Amy... Ech ta Amy. Nic jej się nie podoba, nawet nie stara się wykrzesać z siebie entuzjazmu do tej arcyważnej, jakże odpowiedzialnej pracy. Najwidoczniej nie chce być częścią zespołu. Nie angażuje się w takim stopniu jak jej koledzy i koleżanki z Orsku. Weźmy taką Trinity Park – istny wulkan energii, który wprost zaraża innych swoim promiennym uśmiechem. Że wierzy w duchy, że w kółko rozprawia o tej swojej dziwacznej pasji? Tym lepiej, bo klienci lubią tego słuchać. Amy Trinity przypomina jednego z tytułowych stworzonek z „Gremliny rozrabiają” Joego Dante. Milusia istotka, która przy bliższym poznaniu staje się niezmiernie irytująca. Porozmawiać można, ale zdaniem Amy w dłuższą dysputę lepiej się z tą przesadnie radosną, rozszczebiotaną dziewczyną nie wdawać. Już lepiej pogadać z Matthew McGrathem, a przynajmniej Amy wyraźnie w rodzinie Orska z Cleveland najbardziej odpowiada towarzystwo tego bodaj najmniej zafiksowanego na punkcie tej pracy młodego mężczyzny. Z tłumu wyłania się jeszcze Ruth Anne DeSoto, kasjerka z długoletnim stażem, którą w zasadzie lubią wszyscy. Szanuj, a będziesz szanowany. Serdeczna, pomocna, niekonfliktowa, znająca różne ciekawe historie (na przykład o robakach-pełzakach, chociaż to akurat nazbyt straszne - na pewno zdaniem Amy). Z takimi ludźmi aż chce się pracować. I przeprowadzać seanse spirytystyczne. Tak, ten zakładam dobrze znany miłośnikom gatunku motyw, też będzie. I akcje rodem z mockumentary. Bez roztrzęsionego obrazu. Będą fekalia, szczury, szalony pseudodoktorek, mroczna przeszłość (gleba, na której stoi ten sklep jest kamienista i skażona. Przeklęta przed wiekami przez... och nie, nie znowu indiański cmentarz). Z budowaniem napięcia Hendrix w nieodległej przyszłości (pamiętajmy, że „Horrorstör” to powieść z roku 2014), w mojej ocenie, będzie radził sobie dużo lepiej. To samo mogę powiedzieć o wydobywaniu nadnaturalnej, groźnej energii – tego magicznego promieniowania, które znają tylko osoby wtajemniczone w ten „okropny, podrzędny gatunek” (tako rzeczą mądre głowy) – z samego otoczenia. Nie wspominając już o różnych kreaturach: demonach, wampirach i innych straszydłach ze świata, w którym zamieszkał ten pozytywnie zakręcony amerykański pisarz i scenarzysta. Miejmy nadzieję, że nie planuje przeprowadzki...

i że wreszcie powstanie ekranowa wersja „Horrorstör”. Toż to gotowy scenariusz! Na film, nie serial. Przymiarki pod to pierwsze już robiono. Prawa w 2015 roku zakupiła firma The Jackal Group, a telewizja FOX zamówiła odcinek pilotażowy. Projekt upadł, a w 2020 roku prawa do sfilmowania „Horrorstör” przejęła niezależna firma producencka New Republic Pictures. Ogłoszono już, że jednym z producentów wykonawczych będzie sam Grady Hendrix. No to czekamy, co? Najpierw jednak warto zwiedzić oryginalny sklep meblowy Orsk, który w zasadzie jest podróbką innej, pewnie bardziej znanej marki w świecie handlu, ale nie bądźmy już tacy drobiazgowi. Zwłaszcza, że sklep Hendrixa ma na składzie coś, czego konkurencja nigdy nie zdobędzie. Taka oferta to tylko w Orsku!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz