poniedziałek, 5 lipca 2010

„Lake Mungo” (2008) – jeden z lepszych pseudo paradokumentów

Alice Palmer jest szesnastoletnią dziewczyną, która pewnego dnia tonie w jeziorze Mungo. Wkrótce po tym jej najbliżsi zaczynają odczuwać jakąś obecność w rodzinnym domu. Brat Alice postanawia ustawić kamery w domu w nadziei na uchwycenie czegoś, co wyjaśniłoby tajemnicze stuki dobywające się z korytarza i pokoju Alice. Istotnie, nagrania z kamer rejestrują sylwetkę łudząco podobną do zmarłej dziewczyny – podobnie rzecz ma się ze zdjęciami. Ale to nie koniec problemów, ponieważ okazuje się, że Alice skrywała pewne tajemnice, które jej rodzina postanawia wyjaśnić.

Film jest połączeniem dokumentu z tzw. „kręceniem z ręki”. Ciężko jest mi go ocenić, bo jak wszystkim wiadomo nie lubię większości horrorów nastrojowych, a już na pewno nie w takim wydaniu. Tylko, ze wydaje mi się, iż w tym przypadku te całe zabiegi z nowatorską pracą kamery zdały egzamin i na chwilę oszukały mnie, sprawiając, że miałam wrażenie, iż oglądam prawdziwy dokument. A o to chyba przede wszystkim chodziło reżyserowi. Wielu porównuje ten obraz do „Blair Witch Project”, czy „Paranormal Activity”, ale moim zdaniem stawianie tamtych gniotów obok „Lake Mungo” jest zupełnie nietrafione. Tutaj (mimo tego, że oglądałam to w środku dnia) udało mi się wychwycić nastrój i powolne, z każdą chwilą coraz bardziej nabierające tempa stopniowanie atmosfery. Nie wiem, co się stało, że taki podrzędny, do tego mało oryginalny horror wbił mnie w fotel, ale istotnie coś w nim było, coś co może nie przerażało, ale na pewno wywoływało lekki niepokój. Doszło nawet do tego, że w momentach kulminacji nastroju modliłam się, żeby nic nagle nie wyskoczyło znikąd (jak to często bywa w horrorach nastrojowych), bo w takim wypadku na pewno poskoczyłabym w fotelu. Ale ten obraz nie oferuje nam takich tanich zabiegów i w gruncie rzeczy działa to raczej na jego niekorzyść – właśnie te oklepane chwyty były tutaj potrzebne, aby zamienić niepokój w przerażenie, choćby tylko chwilowe.

Wielu może się nie spodobać ten film, ponieważ ma on formę wywiadu. Akcja, która i tak jest baaardzo powolna, na dodatek przerywana jest wstawkami, w której bohaterowie gadają do kamery o rzeczach mało interesujących. „Kręcenie z ręki” rejestrowane jest głównie z kamery telefonu komórkowego, przez co obraz jest ziarnisty i mało widoczny. Ale mimo tego rzeczy paranormalne są doskonale ukazywane za pomocą zbliżeń – na pewno nikt nie przegapi ducha:)

Nie wiem, czy mogę komukolwiek polecić ten film, bo w gruncie rzeczy jest on mało oryginalny – teraz mamy mnóstwo Ghost Stories bazujących na zasadach identycznych, co w „Lake Mungo”. Poza tym film może nudzić, ponieważ przez większą część seansu niewiele się dzieje, a akcja ślimaczy się niemiłosiernie. Nawet zakończenie nie oferuje nam żadnej rewelacji. Mnie się podobał, ale może miałam dobry dzień na takie produkcje:) Jeśli ktoś lubi takie opowieści to może śmiało sięgnąć po tę pozycję.

7 komentarzy:

  1. Fanka Filmów Grozy05 lipca, 2010 20:59

    A mnie film zszokował. Oczywiście pozytywnie :) A nawet nie wiem dlaczego, ponieważ nie jest żadnym "oryginałem". Z tym się z tobą zgodzę, że film wyglądał jak jakiś dokument, reportaż. Co do postaci ducha - to wyglądał dosyć realistycznie. Film ma dużo plusów, ale minusy też się znajdą(chyba każdy film musi mieć jakiś minus[chociaż jeden], bo co to za film bez minusów, nie? :D) min. obraz był zbytnio nie wyraźny. Ale to i tak nie przeszkodziło mojej ocenie filmu. 7/10.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli mamy takie samo zdanie, bo ja tak samo oceniłam ten film na Filmwebie:) Racja, każda produkcja ma swoje plusy i minusy, ale czasem film jest tak dobry, że tych mankamentów po prostu nie widać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super blog, zapraszam na mojego www.filmy-grozy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Przykro mi to mówić, ale dla mnie film był słaby, mało straszny, momentami nudny; zirytowała mnie forma paradokumentu - też podpisuję się pod hasłem, że przypomina "Blair Witch". Może nie pozostawiłby u mnie tak złego wrażenia, gdyby akcja nie była tak powolna... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w zupełności. Jestem na świeżo po seanse i nie mam pojęcia co takiego strasznego było w tym filmie.

      Usuń
  5. Już dawno mi tak szybko czas nie minął przy filmie jak właśnie przy Lake Mungo. Rewelacja!!! Zacząłem nawet szukać po necie czy jest oparty na faktach itd.
    Świetnie nakręcony. Tam, gdzie chodzi o duchy jest ziarniście, niewyraźnie, tak by działało na wyobraźnię, a tu z kolei, gdzie pokazane było jej ciało, wyłowione z jeziora- idealne ostre zbliżenie i makabryczny widok. Zawsze miałem szacunek dla filmów, które straszą, a właściwie nic nie jest pokazane. Nie leje się krew, flaki nie fruwają, nie ma noży, haków i pił łańcuchowych. A ten filmik z jej komórki? Rewelacja!
    Sporo też zależy od tego, czy ktoś wierzy w duchy czy nie. Ja tak, a jeśli coś ociera się bardziej o to w co wierzymy tym bardziej działa na wyobraźnię.
    Polecam szczególnie tym, którzy właśnie wierzą w duchy ;)

    OdpowiedzUsuń